piątek, 31 grudnia 2021

U PROGU 2022 ROKU

W biblijnej Księdze Rodzaju znajdujemy poemat o stworzeniu świata. Autor wymienia pojawiające się, w rezultacie stwórczego dzieła Boga, ciała niebieskie i opisuje charakterystyczną dla Ziemi różnorodność wód i lądów wraz z zasiedlającymi je organizmami. Przed czytelnikiem wyłania się obraz piękna wynikającego ze zróżnicowania roślin i zwierząt. Niezliczone gatunki kwiatów, drzew, ryb, płazów, gadów, ssaków czy ptaków. W tym opisie zachwyca mnie jednak to, że zanim pojawił się kosmiczny porządek, nim zaistniały wody czy lądy na Ziemi i przed pojawieniem się pierwszych roślin i przedstawicieli świata zwierząt BYŁ BÓG. Księga Rodzaju rozpoczyna się od słów: „Na początku Bóg…”. Po pierwsze Bóg. Z Jego majestatem, chwałą i pięknem. Ojciec, Syn i Duch Święty. Pan Wszechświata. Doskonały w miłości, prawdzie i sprawiedliwości. Alfa i Omega. Źródło wszelkiego stworzenia. Ten, któremu należy się „błogosławieństwo i chwała, mądrość i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga na wieki wieków”. Ten, który dał się poznać człowiekowi w osobie Jezusa Chrystusa, tak jak wyczytujemy w Ewangelii słowa Nauczyciela z Nazaretu: „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca”. 

U progu 2022 roku najważniejszym życzeniem i pragnieniem dla mnie jest, aby zachwyt dla osoby Jezusa Chrystusa pozostawał najistotniejszym doświadczeniem nadchodzących minut, godzin, dni, tygodni, miesięcy i kwartałów. Niech to głębokie poznanie osoby Jezusa Chrystusa wyznacza rytm życia w nadchodzącym 2022 roku. „Aby Go poznać”, jak pisał Paweł z Tarsu – to jest cel, dążenie i wyzwanie.

wtorek, 21 grudnia 2021

W TESALONICE I W BOGU

„Paweł, Sylwan i Tymoteusz do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie” (1 Tes 1,1). 

Jednym z ważniejszych miast starożytności była Tesalonika (dziś Saloniki) – główne miasto i stolica Macedonii. Założone przez króla Macedończyków – Kassandra – od 146 p.n.e. stało się częścią państwa rzymskiego i jednym z najważniejszych miast Imperium. Położenie na szlaku Via Egnatia (rzymskiego traktu przecinającego północną Grecję i biegnącego od Adriatyku na zachodzie aż po Konstantynopol na wschodzie) umożliwiało bogacenie się mieszkańcom na handlu, który kwitł pomiędzy Rzymem a Azją Mniejszą. Miasto, w I wieku n.e., odegrało też ważną rolę w rozprzestrzenianiu się Ewangelii o Panu Jezusie Chrystusie na terenie Europy. 

Pierwszym europejskim miastem, gdzie zespół misyjny w składzie: Paweł, Sylas, Tymoteusz i Łukasz dzielił się Ewangelią było macedońskie Filippi. Do Chrystusa została tam przyprowadzona Lidia „wraz z całym swoim domem” oraz bezimienny strażnik więzienia i „wszyscy jego domownicy”. W Filippi nie było łatwo. Kiedy Paweł wyrzucił demona z dziewczynki trudniącej się wróżbiarstwem znalazł się, wraz z Sylasem, w kręgu oskarżeń nieprzyjaznego tłumu. Skutkiem tego było wychłostanie, zakucie w dyby i uwięzienie. Mając takie właśnie doświadczenie apostołowie przybyli do Tesaloniki – stolicy Macedonii. Swoim zwyczajem udali się do synagogi, gdzie „przez trzy szabaty” głosili i wyjaśniali na podstawie Pisma o Chrystusie – umarłym i zmartwychwstałym. 

Owoc głoszenia był imponujący, jednak w niewielkim stopniu dotyczył on miejscowych Żydów – „tylko niektórzy uwierzyli”. Głównymi beneficjentami wiary, nadziei i miłości pokładanych w Chrystusie zostali poganie. Do Pawła i Sylasa „przyłączyło się mnóstwo pobożnych Greków i niemało znamienitych kobiet”. Tymczasem Żydzi, którzy nie uwierzyli, doprowadzili do usunięcia misjonarzy z miasta, a także zwrócili się przeciwko nowo powstałemu Kościołowi, dodatkowo podburzając przeciwko chrześcijanom miejscowy tłum. To właśnie o tych, którzy uwierzyli apostolskiej nauce, Paweł napisał: „Staliście się naśladowcami naszymi i Pana, przyjmując słowo pośród wielkiego ucisku, z radością Ducha Świętego" (1 Tes 1,6). Takie były początki Kościoła W TESALONICE. 

Kościół, do którego Paweł, Sylas i Tymoteusz napisali list, nie znajdował się jedynie w Tesalonice. Paweł widział ten Kościół nie tylko jako obecny w macedońskim mieście, ale nade wszystko istniejący „w Bogu i Panu Jezusie Chrystusie”. Chrześcijańskie życie toczy się „W BOGU I PANU JEZUSIE CHRYSTUSIE”, choć – rzecz jasna – przebiega też w realiach doczesności, z całym bagażem jej politycznych, ekonomicznych i społecznych uwarunkowań (co akurat mocno odczuli uczniowie Chrystusa w Tesalonice). Okoliczności i realia życia bywają różne. Jednak najważniejszym pozostaje dla nas – chrześcijan – bycie „w Bogu i w Panu Jezusie Chrystusie”. To proste stwierdzenie użyte na wstępie Pierwszego Listu do Tesaloniczan nadaje chrześcijańskiej wspólnocie inną perspektywę. Perspektywę sięgającą poza doczesne zmagania, ucisk, prześladowanie czy inne – też pozytywne aspekty życia. Najważniejszą tożsamością chrześcijan nie są realia geograficzne, polityczne, gospodarcze czy społeczne – choć są ważne – ale te związane z obecnością Boga i Jego przejawami działania. „W Bogu i Panu Jezusie Chrystusie” to zdecydowanie ważna definicja Kościoła. Pamiętając o naszej lokalnej tożsamości (Kościół w Płocku, Warszawie, Krakowie, Łowiczu czy Elblągu), należy też pielęgnować realia związane z niebiańską tożsamością i niebiańskim powołaniem.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

POKÓJ

Początek Pierwszego Listu do Tesaloniczan zawiera pozdrowienie dedykowane adresatom: „Paweł, Sylwan i Tymoteusz do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie. ŁASKA WAM I POKÓJ”. Podobne pozdrowienie znajdziemy we wszystkich pismach Pawła, wyłączywszy dwa listy do Tymoteusza, gdzie – w pozdrowieniu – słowu „pokój” towarzyszy „miłosierdzie”. 

Paweł, jak się zdaje, stworzył unikalne pozdrowienie, w którym zawarł kwintesencję Bożego dzieła zbawienia. Marcin Luter napisał: „Te dwa słowa, łaska i pokój, streszczają w sobie całe chrześcijaństwo. Łaska skrywa w sobie odpuszczenie grzechów, a pokój – uciszone i radosne sumienie. Gdyż nie można mieć spokojnego sumienia, dopóki grzech nie zostanie przebaczony”. 

W greckim tekście Nowego Testamentu pojawia się słowo „eirene”, któremu odpowiada hebrajskie „szalom”. Obydwa tłumaczone są na język polski jako „pokój”. Biblijna koncepcja pokoju to nie tylko brak konfliktu, ale uczynienie czegoś kompletnym, zupełnym. Oznacza przywrócenie pełni na każdym poziomie relacji i we wszelkich aspektach życia, w wymiarze jednostkowym i w skali mikro, jak i w tej kosmicznej. Tę pełnię i kompletność można ujrzeć w nowotestamentowym opisie nowego nieba i nowej ziemi, gdzie „nie będzie już śmierci, bólu, krzyku, ani znoju…”. Jednak nawet w rzeczywistości „teraźniejszego wieku” i w oczekiwaniu na odnowienie wszechrzeczy można doświadczać pokoju, za sprawą Tego, który przyszedł na ziemię, jako obiecany „Książę Pokoju”, jak czytamy w prorockiej Księdze Izajasza. 

Paweł z Tarsu napisał o Chrystusie, że „On jest naszym pokojem (eirene)”, a Jego panowanie to „sprawiedliwość, pokój (eirene) i radość w Duchu Świętym”. Żyjąc w Chrystusie możemy smakować dobrodziejstw „nadchodzącego wieku”. Możemy prowadzić satysfakcjonujące życie w relacji z Bogiem, doświadczając Jego bliskości i miłości. Możemy układać we właściwy sposób nasze relacje rodzinne, kościelne i społeczne „będąc jedni dla drugich łaskawi i miłosierni, przebaczający sobie nawzajem, tak jak i Bóg przebaczył nam w Chrystusie”. Możemy być, już dziś – w teraźniejszym wieku – ludźmi pokoju żyjącymi realnością Bożego Królestwa, którego nastania w pełni wciąż oczekujemy. Wszak jesteśmy „już i jeszcze nie” w Królestwie Bożym. 

W obecnym czasie adwentowym, który towarzyszy Świętom Bożego Narodzenia, warto przypomnieć sobie triumfalny okrzyk anielski, który usłyszeli pasterze w Betlejem. W Ewangelii Łukasza czytamy, że na pobliskich Betlejem polach pojawiły się zastępy wojsk niebieskich. „Wielbiły one Boga słowami: Chwała na wysokościach Bogu, a NA ZIEMI POKÓJ (eirene) ludziom Jemu miłym”. 

A zatem: „Łaska Wam i POKÓJ!”.

niedziela, 19 grudnia 2021

PAWEŁ I WSPÓŁPRACOWNICY

„Paweł, Sylwan i Tymoteusz…”. Tak rozpoczyna się jeden z listów, który możemy odnaleźć w zbiorze pism Nowego Testamentu. Tylko w dwóch listach, spośród wszystkich pism Pawłowych, pojawiają się na wstępie aż trzy imiona współpracowników Pawła, zaangażowanych – jak należy wnioskować – w treść pisma. Obydwa skierowane są do chrześcijan z macedońskiego miasta, które przyjęło nazwę na cześć żony Kassandra – władcy Macedończyków – o imieniu Tessalonika (Thessaloníke). 

Pierwszy List do Tesaloniczan zaliczany jest do najstarszych pism Nowego Testamentu. Mógł powstać około 50 lub 51 roku, po przybyciu Pawła z Aten do Koryntu, podczas tzw. drugiej wyprawy misyjnej. W jej trakcie apostoł Paweł i jego współpracownicy – właśnie wspomniani Sylwan (Sylas) i Tymoteusz, a dodatkowo Łukasz – przybyli do Europy, w tym do miast Macedonii: Filippi i Tesaloniki. Jednak druga wyprawa misyjna wcale nie zapowiadała takiego składu zespołu misyjnego. Gdyby wszystko poszło zgodnie z pierwotnym planem list powinien się rozpocząć słowami: „Paweł, Barnaba i Jan Marek…”, bo właśnie oni mieli tworzyć zespół apostolski, który – po raz drugi w historii – miał wyruszyć z Antiochii, by szerzyć Ewangelię o Chrystusie „aż po krańce ziemi”. 

W Dziejach Apostolskich czytamy: „Po pewnym czasie (czyli po dłuższym pobycie w Antiochii Syryjskiej i po tzw. pierwszej wyprawie misyjnej) Paweł powiedział do Barnaby: Powróćmy już do tych wszystkich miast, w których głosiliśmy Słowo Pana, i odwiedźmy tam braci. Sprawdźmy, jak się mają. Barnaba zamierzał zabrać ze sobą Marka…”. Plany były, ale finał okazał się zupełnie inny. Scenariusz był prosty. Paweł z Barnabą chcieli wyruszyć, a Barnaba zamierzał zabrać Marka – który już towarzyszył apostołom w czasie pierwszej wyprawy misyjnej. Jednak Jan Marek stał się powodem konfliktu pomiędzy Pawłem i Barnabą. Znaczącego konfliktu. Użyte i przetłumaczone jako „ostry spór” greckie słowo „paroxysmos” stosowane jest w geologii na określenie aktywności wulkanicznej, a ta – jak wiadomo – potrafi być gwałtowana. 

Zatem ostatecznie, wskutek „ostrego sporu”, z Antiochii nie wyruszyli Paweł, Barnaba i Marek, ale Paweł i Sylas, którzy po drodze – a dokładnie w Derbe i Listrze – dobrali sobie za współpracownika Tymoteusza. W tekście Dziejów czytamy o tej trójce mężczyzn, że odnotowali liczne sukcesy swojej działalności: „dzięki nim Kościoły rzeczywiście utwierdzały się w wierze i za każdym dniem rosły liczebnie”. Cała trójka też, dodatkowo w towarzystwie Łukasza, przekroczyła granice pomiędzy Azją a Europą, by głosić Chrystusa w miastach Macedonii i Achai. 

Czasami (często?) w kościelnej rzeczywistości zdarzają się napięcia i tarcia. Nie zawsze też znajdziemy, podobnie jak w przypadku sporu Pawła i Barnaby, odpowiedź na pytanie „Kto miał rację?”, ale pomimo zaistniałego konfliktu, wciąż można prowadzić owocne życie i z pasją służyć Bogu. Tego owocnego i pełnego pasji dla Boga życia należy zawsze życzyć każdemu pracownikowi Pańskiemu, niezależnie od tego, czy nasze poglądy są zgodne. A te, na pewnych etapach życia i w niektórych kwestiach, związanych przykładowo ze stylem służby i doborem współpracowników, mogą być odmienne. Pewne jest, że Paweł i Barnaba nie stali się dla siebie wrogami. Nie zaczęli obwiniać się o herezję czy coś podobnego. Przestali być bliskimi współpracownikami w służbie misyjnej: „Barnaba zabrał Marka i odpłynął na Cypr. Paweł natomiast, polecony przez braci łasce Pana, dobrał sobie Sylasa i także odszedł…”. Nie wiemy praktycznie nic o późniejszych relacjach Pawła z Barnabą. Barnaba został wspomniany przez Pawła w jednym z listów – napisanym już po tym konflikcie (Pierwszy List do Koryntian) – co może być śladem poprawnych, późniejszych, kontaktów między nimi. Wiemy natomiast, że Jan Marek stał się dla Pawła, u schyłku życia apostoła, „bardzo potrzebny”. Zatem niegdyś uznani za nieużytecznych mogą na nowo stać się współpracownikami i ludźmi bliskimi w relacji. 

Osobiście nie lubię konfliktów. Ale rozumiem, że nie da się też – w relacjach między ludźmi – ich uniknąć. Unikać zdecydowanie należy natomiast zjadliwości, oszczerstw, użalania się nad sobą, zgorzknienia, pielęgnowania urazy i wielu innych toksycznych rzeczy. A niezależnie od chwilowych spięć (mąłych, średnich i dużych), Kościół i służba Bogu, wciąż pozostają pracą zespołową, tak jak widać to w życiu Pawła z Tarsu.

czwartek, 9 grudnia 2021

ODKUPIENIE WIN

W nadchodzących dniach, poprzedzających i towarzyszących Świętom Bożego Narodzenia, często będzie można usłyszeć słowa znanej kolędy: 

 „Cicha noc, święta noc, 
Narodzony Boży Syn, 
Pan Wielkiego Majestatu, 
Niesie dziś całemu światu 
Odkupienie win”. 

W Dziejach Apostolskich – czyli jednej z ksiąg zawartych w zbiorze pism zwanych Nowym Testamentem – znajdujemy opowieść o pewnym Etiopczyku – dostojniku królewskim – który, w trakcie głośnego czytania fragmentu proroctwa Izajasza, usłyszał pytanie: „Czy rozumiesz to, co czytasz?”. Okazało się, że niezupełnie rozumiał i nawet gotów był przyznać się do tego przed Filipem, który odważył się go zapytać o rozumienie czytanego tekstu. Zatem może tak być, i często bywa, że poziom zrozumienia tego, co głośno wypowiadamy może być nikły… 

Pamiętając o tej biblijnej historii zadałem sobie pytanie: „Czy rozumiem o czym śpiewam?” (tak naprawdę staram się, głównie dla dobra innych nie śpiewać głośno, ale po cichu rzeczywiście to praktykuję). Czy rozumiem co znaczą słowa o odkupieniu win? Co to znaczy, że narodzony w Betlejem Zbawiciel przyniósł „odkupienie win”? ODKUPIENIE? A co to za koncepcja? 

W świecie starożytnym termin „odkupienie” był związany z praktyką brania jeńców w rezultacie zwycięskiej bitwy. Zwycięski dowódca wojsk brał do niewoli jeńców, a ich uwolnienie wymagało zapłacenia ceny zwanej okupem. Odkupienie było transakcją pomiędzy tym, który „wziął w niewolę jeńców”, a tym, który zdecydował się zapłacić odpowiednią cenę wykupu. 

Biblia ujawnia przed czytelnikiem dramat, którego doświadczają ludzie – wszyscy i niezależnie od miejsca zamieszkania, płci, wieku, wykształcenia i wielu innych cech. Tym dramatem jest niewola wynikająca z panowania nad ludzkim życiem grzechu i Diabła. Ci dwaj: grzech i Diabeł to bardzo brutalni władcy. Życie pod ich panowaniem jest nieustającym doświadczeniem nieszczęść, a kresem takiego życia jest wieczne potępienie (piekło). I właśnie w to nieszczęsne położenie każdego człowieka, naznaczone niewolą grzechu i Diabła, wkracza ODKUPICIEL. Bóg – nie pozostając obojętny wobec niewoli grzechu i diabelskiego ucisku, które stały się udziałem człowieka – przyniósł wolność. O tej wolności i o niezwykłości odkupienia śpiewamy w kolędzie „Cicha noc”: 

 „Narodzony Boży Syn, 
Pan Wielkiego Majestatu, 
Niesie dziś całemu światu 
Odkupienie win”. 

Pan Wielkiego Majestatu – Syn Boży – narodzony z Dziewicy Jezus Chrystus stał się ODKUPICIELEM. W rezultacie odkupieńczego dzieła Pana Jezusa zerwane zostają więzy niewoli nałożone nam przez grzech i Diabła, a w rezultacie możemy wieść życie jako ludzie wolni – synowie i córki Boga. 

Odkupienie dokonało się w zbawczym dziele Jezusa Chrystusa, począwszy od Jego narodzin w Betlejem, poprzez Jego publiczną służbę przepełnioną nauczaniem i dokonywaniem „wielkich dzieł Boga”, a jego kulminacja miała miejsce na Golgocie, gdzie Chrystus „oddał swoje życie na okup za wielu”, jak czytamy w Ewangelii. Jaką cenę zapłacono za nas? W jednym z listów Nowego Testamentu można przeczytać takie słowa: „Pamiętajcie, że nie rzeczami zniszczalnymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z waszego marnego postępowania, odziedziczonego po ojcach, lecz drogą krwią Chrystusa, Baranka nieskazitelnego i nieskalanego. Był On na to przeznaczony już przed stworzeniem świata, lecz został objawiony dopiero w ostatecznych czasach…”. Ceną naszej wolności była krew Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. 

Dziękuję Bogu za błogosławiony dar wolności, o którym przypominają mi Święta Bożego Narodzenia. Boże Narodzenie, za sprawą kolędy „Cicha noc”, kieruje moje oczy ku ofiarnej miłości Boga wobec mnie – grzesznika.

wtorek, 30 listopada 2021

REFLEKSJA NAD HISTORIAMI PRZEŚLADOWANYCH CHRZEŚCIJAN

„Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?” Takie pytanie zadaje Paweł z Tarsu w jednym ze swoich apostolskich listów. To pytanie jest częścią swoistego hymnu o Bożej miłości skierowanej do człowieka. Zaraz za tym pytaniem pojawia się też lista doświadczeń towarzyszących chrześcijańskiemu życiu. Należy wnioskować, że były to doświadczenia bliskie samemu autorowi listu, jak i chrześcijanom, których Paweł znał i wśród których służył. A gdybyśmy my – mieszkańcy Polski – mieli wymienić to, co jest naszym typowym doświadczeniem jako chrześcijan? Co znalazłoby się na tej liście? Patrząc na własną historię życia i teraźniejszość nie umieściłbym na niej tego, co napisał Paweł z Tarsu. Lista apostoła zawiera takie doznania jak: „utrapienie, ucisk, prześladowanie, głód, nagość, niebezpieczeństwo i miecz”. Czy ja musiałem zmierzyć się z głodem, brakiem odzienia, prześladowaniem czy zagrożeniem utraty życia ze strony władz? Kiedy piszę ten tekst siedzę w ogrzanym peletem domu i z kubkiem zaparzonej w ekspresie kawy na stole… Nikt z moich sąsiadów i osób z najbliższego otoczenia nie dąży do tego, by – ze względu na moją wiarę w Chrystusa – mnie oskarżyć, sponiewierać i wydać pod sąd. Żyję w kraju, gdzie mogę w nieskrępowany sposób pielęgnować i wyrażać moją wiarę w Boga. Jednak nie wszędzie na świecie jest tak dobrze i bezpiecznie dla chrześcijan. Znaczna część uczniów Chrystusa przeżywa to, o czym pisał, w zacytowanym na wstępie Liście do Rzymian, Paweł z Tarsu. Prześladowani chrześcijanie w Sudanie, Korei Północnej, Pakistanie, Erytrei, Somalii czy Bangladeszu mogą zdecydowanie utożsamić się z takimi rzeczami jak: „utrapienie, ucisk, prześladowanie, głód, nagość, niebezpieczeństwo i miecz”. 

Wczoraj (28.11) na niedzielnym nabożeństwie przysłuchiwałem się kilku historiom chrześcijan nawróconych z islamu oraz tych, którzy mieszkają w Afryce subsaharyjskiej. W tych opowieściach była mowa o utracie mienia, okaleczeniach z rąk prześladowców, stracie najbliższych, zniszczeniu kościołów… Jednak w tych historiach było coś jeszcze: PASJA I MIŁOŚĆ DO BOGA, pomimo trudności, bólu, łez, cierpienia, poniżenia i blizn (tych fizycznych i psychicznych). Jak wiele można nauczyć się z przykładu tych, którzy kroczą za Bogiem w obliczu prześladowań! A w moim sercu zrodziło się pytanie: „Jak wygląda moje zaufanie do Chrystusa?”. Czy, mając zdecydowanie więcej wygód i komfortu, traktuję moją relację z Bogiem i wspólnotą chrześcijańską wystarczająco poważnie? A może Bóg i Kościół są jedynie mało znaczącym dodatkiem do – wypełnionego całą paletą doznań – przyjemnego i bezpiecznego życia? Czy wciąż mogę powiedzieć i zaświadczyć, że moje oddanie Chrystusowi to zdecydowanie sprawa pierwszorzędna i najważniejsza? Prześladowani chrześcijanie we współczesnym świecie dają mi ważną lekcję dotyczącą priorytetów. Czasami warto się nieco zawstydzić w swoim życiu…

sobota, 27 listopada 2021

POWOŁANIE JEST CZEKANIEM

Będąc w Jerozolimie Paweł z Tarsu usłyszał jak Pan powiedział do niego: „Odwagi, jak bowiem dawałeś o Mnie świadectwo w Jeruzalem, tak trzeba dać świadectwo i w Rzymie”. Klarowne powołanie, na które powinno się zadać pytanie: „O której godzinie odjeżdża najbliższy autobus do Rzymu?”. Zważywszy na brak w tamtych czasach autobusów Paweł, przystępując do pakowania walizek, mógł zapytać o najbliższy statek płynący do stolicy Imperium: „O której godzinie i w jakim porcie mam się stawić, Panie?”. Sytuacja jednak nie była taka prosta. Paweł był aresztowany przez Rzymian i – jak się ostatecznie okazało – upłynęło całkiem DUŻO czasu, zanim udał się do Rzymu. W dodatku przybył tam jako więzień. Od momentu, w którym Paweł usłyszał, że musi złożyć świadectwo o Chrystusie w Rzymie, do chwili przybycia apostoła do „Wiecznego Miasta” minęły prawie trzy lata. Dwa lata spędził jako więzień w Cezarei, długie miesiące spędził na trzech różnych statkach, z których jeden – pośród szalejącego sztormu – się rozbił, a będąc rozbitkiem na Malcie ukąsiła go żmija… 

Powołanie jest czekaniem. 

Kiedy Bóg wypowiada swoją wolę dla naszego życia nie zawsze wszystko dzieje się szybko, a czasami (często?) droga do wypełnienia tego powołania odbywa się – jak w przypadku Pawła – wśród „przeciwnych wiatrów” i „gwałtownych burz”. Dlaczego tak jest? Nie wiem :) Jedno wiem. Jeżeli Bóg składa obietnicę, to żadne przeciwności – a przypadku Pawła było ich naprawdę wiele – nie są w stanie przeszkodzić wypełnieniu się jej. A czekanie jest zdecydowanie wpisane w nasze „chodzenie z Bogiem”. 

„Potrzeba wam bowiem cierpliwości, abyście wypełniając wolę Boga, dostąpili spełnienia obietnicy” (Hbr 10,36).

środa, 24 listopada 2021

PAMIĘTAJCIE O PRZEŚLADOWANYCH

„Gdy w Sudanie rodzice Mohammeda Saeeda Omera dowiedzieli się, że ich syn stał się chrześcijaninem w czasie studiów w New Delhi, w Indiach, byli przerażeni. Jako gorliwi muzułmanie zażądali, aby natychmiast wrócił do domu. Poinformowali go też, że zostanie wydziedziczony oraz że się go wyprą, jeśli nie zmieni wyznawanej religii. 

Omer powrócił do Sudanu 17 lipca 2001 roku. Możliwe, że nie doceniał determinacji swoich rodziców, a ich gniew nie miał wtedy granic. Skonfiskowali mu paszport i zagrozili, że wezwą straszne islamskie służby bezpieczeństwa, jeżeli nie powróci do islamu i nie porzuci wiary chrześcijańskiej. 

Mimo niebezpieczeństwa Omer był jednak nieprzejednany. W swojej nowej wierze odnalazł odwagę i nadzieję, więc wiernie uczestniczył w nabożeństwach kościelnych i studiował Biblię nie zważając na wściekłość rodziny i próby zastraszenia. Gdy jeden z wujków Omera przysiągł go zabić za to, że jest apostatą, młody mężczyzna w końcu uciekł z domu rodziców i wyprowadził się do przyjaciela. Rodzice donieśli na niego do służb bezpieczeństwa, które aresztowały go po skończonym spotkaniu z chrześcijańskim pastorem. Po wyrwaniu mu paznokci za pomocą kombinerek, policja przekazał go rodzicom, którzy trzymali go pod ścisłym nadzorem, monitorując jego rozmowy telefoniczne i korzystanie z Internetu. 

Dzięki pomocy, którą uzyskał od wspólnoty chrześcijańskiej, w końcu udało mu się uciec. W 2004 roku znalazł sposób na opuszczenie Sudanu i zaczął nowe życie w innym państwie”. 

Paul Marshall, Lela Gilbert, Nina Shea, „Prześladowani. Przemoc wobec chrześcijan”, Poznań 2014, str. 250-251.

wtorek, 23 listopada 2021

ODNÓW NAS, PANIE!

Pasterzu Izraela, zechciej nas wysłuchać! Ty, który prowadzisz Józefa jak trzodę, Który zasiadasz na cherubach, Objaw swój majestat! Odnów nas! Rozjaśnij swoje oblicze, A będziemy zbawieni! PANIE, Boże Zastępów, jak długo będziesz się gniewał, Pomimo modlitwy swego ludu? Karmisz nas płaczem jak chlebem i obficie poisz łzami. Uczyniłeś nas powodem niezgody dla naszych sąsiadów, Drwią sobie z nas nasi wrogowie. Boże Zastępów! Odnów nas! Rozjaśnij swoje oblicze, A będziemy zbawieni! Wyrwałeś nas niczym winorośl z Egiptu, Wygnałeś narody i ją zasadziłeś. Przygotowałeś jej grunt, Zapuściła korzenie i wypełniła ziemię. Rzuciła swój cień na góry, Oplotła gałązkami cedry. Wypuściła pędy ku Morzu i ku Rzece swe latorośle. Dlaczego zburzyłeś jej ogrodzenie, Tak że obrywał ją każdy włóczęga? Rył ją dzik z lasu, Pasło się w niej wszystko, co hasa po polach. Boże Zastępów! Zawróć! Popatrz z nieba! Zauważ! Zatroszcz się o tę biedną winorośl, O szczep, który zasadziła Twoja prawa ręka, O syna, którego sobie wychowałeś. Leży teraz spalona, odcięta — Przy Twojej srogości zginie! Zachowaj nas przy życiu, Abyśmy mogli wzywać Twojego imienia! PANIE, Boże Zastępów! Odnów nas! Rozjaśnij swoje oblicze, A będziemy zbawieni. 

Psalm 80. jest wołaniem o ODNOWĘ. Choć psalmista ma zdecydowanie dobrą (biblijną) teologię: posiada właściwe zrozumienie tego kim jest Bóg (nazywa Go pasterzem, Ojcem, ma świadomość Jego wielkości i majestatu) oraz poprawnie rozpoznaje rolę ludu Bożego w historii zbawienia (akcentuje jego wybranie i powołanie), to jednak towarzyszy mu świadomość, że nie wszystko toczy się tak jak powinno... Psalmista dostrzega, że Boży lud znalazł się w rozpaczliwej sytuacji i jest w godnym pożałowania stanie. 

Boży lud - ukazany w obrazie winnicy - został pozbawiony ochrony, jest powodem drwiny swoich wrogów i nie wypełnia powołania, które zostało mu nakreślone przez Boga. Jest niczym Samson, oślepiony, zakuty dwoma spiżowymi łańcuchami i nad którym rozlega się szyderczy śmiech Filistynów - wrogów Izraela. 

Wołanie O ODNOWĘ jest zawsze potrzebą, kiedy serce - zamiast być rozpalone pasją i żarliwą miłością ku Bogu - ziębnie i twardnieje, a czego skutki są zdecydowanie opłakane. 

Charles Finney (1792 – 1875) upatrywał potrzeby odnowy Kościoła w następujących okolicznościach: 

1. Gdy brak jest miłości braterskiej i chrześcijańskiego zaufania pomiędzy wyznawcami religii. Gdy chrześcijanie pogrążyli się w stanie wielkiego upadku w grzech, wówczas nie mają, a nawet nie powinni mieć wzajemnie do siebie takiej miłości i zaufania, jak mieli wtenczas, kiedy byli wszyscy ożywieni, czynni i gdy prowadzili świętobliwe życie. 

2. Gdy są nieporozumienia, zazdrości i obmowy pomiędzy wyznawcami religii, wówczas wiadomo, że nastał czas, w którym wielce potrzeba duchowego przebudzenia. Te rzeczy wskazują bowiem na to, że chrześcijanie bardzo się oddalili od Boga i że już jest najwyższy czas, aby poważnie zastanowić się nad potrzebą duchowego przebudzenia. 

3. Gdy chrześcijanie pragną przypodobać się temu światu co się tyczy ubioru, używania wymyślnych pojazdów, przyjęć towarzyskich, szukania świeckich rozrywek, czytania rozmaitych powieści i innych tego rodzaju książek, jakie czyta ten świat. 

4. Gdy zdarza się w Kościele, że członkowie jego wpadają w straszne i skandaliczne grzechy, wówczas nastąpił czas, aby dany zbór się obudził i krzyczał do Boga o duchowe przebudzenie. Jeśli mają miejsce takie rzeczy, które dają okazję wrogowi naszej duszy, aby się z nas naśmiewał, wówczas nastąpiła chwila, aby zbór zaczął wołać do Boga i prosić: “Panie, co się stanie z chwałą Twojego wielkiego imienia?”. 

5. Jeśli w Kościele albo też i w całym kraju jest duch rozterki i rozerwania, wówczas bardzo potrzeba przebudzenia. Prawdziwy duch religijności nie jest duchem rozerwania i nie może być błogosławieństwa w rozwoju życia religijnego tam, gdzie istnieje duch rozerwania. 

6. Kiedy niegodziwi triumfują nad Kościołem i naśmiewają się oraz szydzą z jego członków. 

7. Gdy grzesznicy beztrosko i głupio brną w grzechu i wpadają do piekła, o nic się nie martwiąc, nastąpił czas, aby Kościół się obudził. Zbór ma obowiązek w tej samej mierze się obudzić, jak mają obowiązek obudzić się strażacy, kiedy w wielkim mieście wybucha w nocy pożar. Kościół właśnie powołany jest do tego, aby gasić pożary piekła, które pożerają i niszczą niegodziwych. Spać? Co, mieliby spać strażacy i pozwolić na to, aby całe miasto się spaliło? Co by pomyślano o takich strażakach? A jednak wina ich w żadnej mierze nie dałaby się porównać nawet z winą tych wierzących chrześcijan, którzy śpią, podczas kiedy wokoło nich grzesznicy w głupocie swojej wpadają w ogień piekielny. 

A zatem, czy to jest czas wołania o ODNOWĘ?

piątek, 12 listopada 2021

TAKIE SĄ FAKTY?

Lista zarzutów, jakie oskarżyciele formułowali wobec Pawła z Tarsu, kończy się stwierdzeniem przybyłych do Cezarei Żydów: „Takie są fakty”. Oskarżycielska mowa zaczęła się od pogardliwego i nienawistnego stwierdzenia o apostole, który – przez swoich oponentów – został „uznany za zarazę”. Jak to możliwe, że podjęta przez Pawła działalność – w której centrum było głoszenie Ewangelii o Chrystusie – zyskała tak nieprzejednanych przeciwników? Czym Paweł naraził się Żydowskim braciom, że – przed obliczem rzymskiego namiestnika Feliksa – formułowali oskarżenia, przedstawiając Pawła w jak najgorszym świetle? W oskarżycielskich słowach trudno wyczytać racjonalne i trzymające się realiów argumenty. A jednak oskarżenia zostały spuentowane słowami: „Takie są fakty”. No tak… Opis procesu Pawła – nie po raz pierwszy i nie ostatni w historii – uczy, że nienawiść ludzka zaślepia. 

Nienawiść jest tragiczną chorobą, niezależnie od tego czym jest motywowana i w jakie opakowanie ubrana. A czasami ubrana jest w opakowanie, które zwie się religia. Autor jednego z pism, które znalazły się w kanonie Nowego Testamentu, napisał: „Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest mordercą…”. Morderstwo nie zaczyna się od noża czy pistoletu w dłoni, ale od nienawistnych myśli, które człowiek pielęgnuje w sercu i wypowiada ustami, zaklinając się czasami, że „takie są fakty”.

środa, 3 listopada 2021

CZYM JEST EWANGELIA?

„Prawdziwym skarbem Kościoła jest przenajświętsza Ewangelia chwały i łaski Bożej. Ten zaś skarb budzi słusznie głęboką nienawiść, ponieważ pierwszych czyni ostatnimi” (Marcin Luter, 1517 rok. Teza 62 i 63). 

Czym zatem jest Ewangelia, którą Marcin Luter nazwał „prawdziwym skarbem Kościoła”? 

W Ewangelii poznajemy, że jesteśmy oddzieleni od Boga i dostrzegamy naszą BEZRADNOŚĆ wobec destrukcyjnej mocy grzechu. Grzech w Biblii jawi się nam niczym opresyjna i dyktatorska władza bezwzględnie narzucająca swoją wolę poddanym. Grzech czyni z ludzi niewolników. W Ewangelii poznajemy, że u źródła grzechu stoją też demoniczne – diabelskie – siły. Za grzechem stoi duchowa moc. Diabeł nie przebiera w środkach, a jego celem jest – zgodnie ze słowami Pana Jezusa – „kraść, zabijać i niszczyć”. Ten rodzaj diabelskiej strategii widzimy w całej historii ludzkości, w życiu jednostek, rodzin, a także całych społeczeństw. W Ewangelii widzimy, że grzech – oddzielenie od Boga – jest zdecydowanie największym problem każdego człowieka. W Ewangelii rozpoznajemy nasze DUCHOWE BANKRUCTWO, czyli taki stan, w którym nie mamy absolutnie żadnych szans, aby zyskać przychylność Boga. Czy jest zatem nadzieja dla moralnych i duchowych bankrutów? Odpowiedź znajdujemy w Ewangelii. W niej poznajemy NIEZWYKŁOŚĆ ŁASKI BOGA skierowanej ku grzesznikom. Łaska Boża objawiła się w dziele Pana Jezusa Chrystusa – w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Biblijni autorzy zaświadczają, że Bóg „dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą”. Ewangelia wzywa nas do wiary w Tego, który uczynił zbawienie dostępnym dla każdego, kto z ufnym sercem przychodzi do Boga i przyjmuje Jego NIEZASŁUŻONĄ ŁASKĘ. Paweł z Tarsu stwierdza: „Przez łaskę bowiem jesteście zbawieni mocą wiary. Nie pochodzi to z waszej zasługi, lecz z daru Bożego. Nie z uczynków, aby się nikt nie przechwalał”. W Ewangelii rozpoznajemy, że nie ma dla nas żadnej podstawy do chlubienia się w oczach Boga, jeśli chodzi o nasze zbawienie. Ewangelia pokazuje nam, że wszystko co otrzymujemy od Boga wynika Z JEGO ŁASKI i jest nam dane PRZEZ WIARĘ, ZE WZGLĘDU NA CHRYSTUSA. Ewangelia stawia w centrum Boga i to właśnie JEMU NALEŻY SIĘ CHWAŁA. 

Ewangelia streszcza się w tych prostych reformacyjnych zasadach: „Tylko wiara”, „Tylko łaska”, „Tylko Chrystus” i „Jedynie Bogu chwała”. 0 komentarzy

piątek, 29 października 2021

PROTESTANCKIE GUSŁA I ZABOBONNE PRAKTYKI

U Henryka Sienkiewicza, w powieści „Potop,”, znajdziemy opis pobytu Skrzetuskich (Jana i Stanisława), Wołodyjowskiego i Zagłoby w Kiejdanach. Kiejdany w XVI i XVII wieku były pod władaniem Radziwiłłów i w okresie reformacji pozostawały ośrodkiem kalwinizmu. Wjeżdżając do Kiejdan Michał Wołodyjowski opowiada (wyróżnienia moje): „Pełno tu zawsze szlachty i panów, a czasem aż z obcych krajów przyjeżdżają, bo to jest STOLICA HERETYKÓW ze wszystkiej Żmudzi, którzy tu pod osłoną Radziwiłłów bezpiecznie swoje GUSŁA I PRAKTYKI ZABOBONNE ODPRAWIAJĄ. Ot, i rynek! Uważajcie, waszmościowie, jaki zegar na ratuszu! Lepszego ponoć i w Gdańsku nie masz. A to, co bierzecie za kościół o czterech wieżach, to jest zbór helwecki, w którym CO NIEDZIELA BOGU BLUŹNIĄ – a tamto kościół luterski”. I jeszcze przytoczę słowa Zagłoby: „Dziwno mi, że piorun tego zboru helweckiego nie zapalił?”. 

Określenie „zbór helwecki” nawiązuje do reformacji nurtu szwajcarskiego i przyjętych, w XVI wieku, dwóch Konfesji helweckich autorstwa Heinricha Bullingera i innych teologów szwajcarskich. 

A zatem już 31 października Święto Reformacji. Choć noblista Sienkiewicz, przemawiając ustami swoich literackich bohaterów, nazwałby mnie człowiekiem „bluźniącym Bogu” i praktykującym „gusła”, to jednak dziedzictwo Reformacji pozostaje dla mnie czymś ważnym. Doceniam dorobek szesnastowiecznych Reformatorów, wśród nich Marcina Lutra, Jana Kalwina, Filipa Melanchtona, Ulryka Zwingliego, Wilhelma Farela, Heinricha Bullingera i wielu innych. 

Skąd u noblisty taka zjadliwa krytyka protestantyzmu? Sądzę, że z ust bohaterów „Potopu” Sienkiewicza (żył i pisał w XIX wieku) wybrzmiewa to, o czym pisał Tadeusz Stegner w pracy „Na styku wyznań, narodów, kultur. Ewangelicy i katolicy na ziemiach polskich w XIX wieku i na początku XX wieku”, czyli stereotypowe patrzenie na niekatolików. Oto cytat z tej pracy: „W katolickiej Polsce zarówno luteranie, jak i reformowani traktowani byli przez przeważającą część społeczeństwa polskiego jako „obcy”, a często też jako wrogowie. Księża katoliccy wyzywali z ambon ewangelików od «odszczepieńców», «wilków w owczarni, co w Chrystusa nie wierzą», zakazywano katolikom przyjmowania służby u protestantów, a małżeństwa mieszane zawierane przed pastorami uznawali za konkubinat. W «Chłopach» Władysława Reymonta ksiądz katolicki mówił do Antka po zabójstwie przez niego borowego: «że był to łajdus i luter, to niewielka stała się szkoda». Nazwisko ojca Reformacji użyte w tym przypadku było jako wyzwisko. W polskiej tradycji ludowej Luter był postacią szczególnie wyszydzaną. Opowiadano o nim, że był synem diabła, że wychowywał go Lucyper i mianował nawet ministrem w piekle. Wśród chłopów polskich krążyły opowieści o pluciu przez «lutrów» na wizerunki Najświętszej Maryi Panny czy strzelaniu przez nich do katolickich kościołów. Na Górnym Śląsku wierzono, że pastorzy odprawiają tzw. «czarne msze», aby sprowadzać nieszczęście na katolików”.I jeszcze jeden fragment wspomnianej pracy: „Druga połowa XIX wieku przyniosła m.in. z racji działań zaborców protestanckich Prus i prawosławnej Rosji upowszechnienie się w szerokich kręgach narodu polskiego poglądu utożsamiającego polskość z katolicyzmem i tym samym wykluczającego możliwość istnienia innego niż katolickiego wyznania Polaków. Coraz wyraźniej dawało o sobie znać przekonanie, że polską wiarą jest katolicyzm, niemiecką luteranizm, a rosyjską prawosławie. Działacz katolicki ks. Ignacy Kłopotowski pisał na początku XX wieku: «Kto stracił wiarę (katolicką) w naszym pojęciu przestawał być Polakiem», a literat Feliks Brodowski zauważał: «Można sobie wyobrazić Polaka sprzedawczyka, renegata, wyzbywającego się wyznania dla pełnej misy – ale pomyśleć Polaka wyznania mojżeszowego, prawosławnego, nawet luteranina nie można»”.

A Dlaczego 31 października obchodzimy Święto Reformacji? Otóż tego właśnie dnia, w 1517 roku, augustiański mnich i wykładowca teologii na uniwersytecie w Wittenberdze, Marcin Luter, poddał do dyskusji 95 tez, które wskazywały na błędy Kościoła zachodniego reprezentowanego przez papiestwo. Jedna z tych tez (teza 62) została tak sformułowana: „Istotny, prawdziwy skarb Kościoła to święta Ewangelia chwały i łaski Bożej”. Zatem u fundamentu Reformacji leżało pragnienie eksponowania Ewangelii – Dobrej nowiny o ratunku w Chrystusie. Ewangelii, która została ogłoszona wszystkim narodom, aby ludzie mogli poznać wielkość Boga i żyć nie dla samych siebie, lecz dla Jego chwały.

czwartek, 21 października 2021

PO SĄSIEDZKU

Kiedy Paweł przybył do Koryntu, zgodnie ze swoim zwyczajem, wszedł do synagogi, aby „wykazywać Żydom, że Jezus jest Mesjaszem” (Dz 18,5). Tej działalności poświęcił wiele energii i czasu, wszak „pragnieniem jego serca i przedmiotem modlitwy zanoszonej do Boga było zbawienie Żydów” (zob. Rz 10,1). Jednak słuchacze nie byli skłonni przyjąć głoszonej przez Pawła nauki. Nie tylko pozostali obojętni, ale – jak zaświadcza autor Dziejów Apostolskich – „sprzeciwiali się i bluźnili”. Można rzec, że Paweł, w środowisku korynckich Żydów, zdecydowanie napotkał na „zamknięte drzwi”. Gdy zdawać się mogło, że pobyt w Koryncie nie ma już sensu, z uwagi na brak ludzi gotowych słuchać i przyjmować przesłanie Ewangelii o Chrystusie, zdarzyło się coś niezwykle zachęcającego. Po sąsiedzku z synagogą znajdował się dom Tycjusza Justusa, którego autor Dziejów nazwał „czcicielem Boga”. Jego greckie imię Tycjusz znaczy „czcigodny” lub „dziki gołąb”. Zatem nie był ze środowiska Żydów, któremu Paweł w pierwszej kolejności poświęcał swój czas i zaangażowanie. Ale w przeciwieństwie do żydowskich „domowników synagogi” Tycjusz „uwierzył w Pana Jezusa z całym swym domem”. To właśnie dom Tycjusza stał się miejscem, z którego dobra nowina o ratunku w Chrystusie, zaczęła wpływać na mieszkańców Koryntu i „wielu z nich przyjmowało wiarę i zostało ochrzczonych”. Bóg przemówił do Pawła apostoła: „Mam liczny lud w tym mieście”. 

Boże zrządzenia nie zawsze pokrywają się z naszymi planami i dążeniami. Czasami skupieni na jakimś celu nie potrafimy dostrzec, że Pan Bóg czyni coś „po sąsiedzku”. Bywa, że jesteśmy tak skoncentrowani na pierwotnie przyjętym założeniu, że lekceważymy alternatywne możliwości bycia skutecznym w powołaniu i służbie. Paweł jednak potrafił dostrzec to Boże działanie „po sąsiedzku”. Niepowodzenie w głoszeniu Ewangelii wśród Żydów, na terenie synagogi, nie zniechęciło apostoła na tyle, by porzucił swoje powołanie. Rozejrzał się i dostrzegł „po sąsiedzku” dom Tycjusza Justusa. Zostawił – w obliczu „zamkniętych serc” – pierwotny zamysł głoszenia i przekonywania Żydów i skierował się do domu „przylegającego do synagogi”, gdzie mógł widzieć niezwykłość Bożej łaski działającej wśród ludzi. 

Czasami – jako Ci wezwani i powołani przez Boga do wykonywania Jego dzieł – potrzebujemy poczynić pewną korektę w naszych pierwotnych założeniach dotyczących służby i zaangażowania. Może doświadczywszy niepowodzenia w jednym miejscu, czy w jednej dziedzinie naszego życia, powinniśmy pozwolić Bogu dać się poprowadzić gdzieś „po sąsiedzku”, trochę obok pierwotnie wytyczonego celu i planu? Czasami Pan Bóg chce coś czynić „po sąsiedzku” i inaczej niż myśleliśmy. Wszak to On pozostaje Bogiem. A naszą rolą jest mieć wrażliwe serce i otwarte oczy by widzieć szerzej i dać się Bogu „rozciągać” w rozumieniu Jego sposobów działania.

niedziela, 17 października 2021

SOLUS CHRISTUS

Większości z nas znane są tzw. „Alerty RCB”. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wysyła wiadomości tekstowe informując o spodziewanych falach powodziowych, intensywnych opadach deszczu czy przewidywanym silnym wietrze i, zagrażających bezpieczeństwu, burzach. Znaki ostrzegawcze – alarmujące o możliwym niebezpieczeństwie – możemy spotkać w różnych miejscach, gdzie odbywa się ludzka aktywność: na górskich szlakach, na drogach samochodowych, w budynkach mieszkalnych i na terenie obiektów przemysłowych. A czy jest coś przed czym powinniśmy ostrzegać w kościelnej rzeczywistości? Czy w Kościele jest miejsce, aby alarmować o jakimś zagrożeniu? Co może zagrażać życiu chrześcijańskiej wspólnoty? Zagrożeń jest całkiem sporo. Jednym z możliwych niebezpieczeństw jest to, że w centrum życia chrześcijańskiego – zarówno tego rozumianego indywidualnie, jak i wspólnotowo – zostanie umieszczona jakaś doktryna, ulubiony rodzaj pobożności, szczególnie upodobana przez chrześcijan formuła spotkań, jakieś doświadczenie duchowe (lub jego brak), czy wiele innych spraw, a na dalszy plan zepchnięte zostanie to, co naprawdę fundamentalne. Przykładowo wśród korynckich chrześcijan z pierwszego wieku w centrum życia wspólnoty był ulubiony kaznodzieja, a właściwie kilku kaznodziejów. Jedni szczególnie upodobali sobie elokwentnego Apollosa, inni – nieco mniej wymownego, ale przepełnionego pasją w głoszeniu – Piotra, a jeszcze inni – systematycznego w swoim nauczaniu – Pawła. I właśnie tej – podzielonej różnymi preferencjami – wspólnocie chrześcijan Paweł wysłał ostrzegawczą wiadomość, taki swoisty „AACB” – „Alert Apostolskiego Centrum Bezpieczeństwa”. Z tej wiadomości można było odczytać o niebezpieczeństwie, jakim jest niewątpliwie przekierowanie oczu z Chrystusa na sprawy drugo-, trzecio- i czwartorzędne. Paweł, pisząc z apostolskim autorytetem, musiał przypomnieć Koryntianom, że to Chrystus został za nich ukrzyżowany, że to w Chrystusie kryje się Boża mądrość oraz o tym, że to Chrystus jest Tym właściwym i jedynym, na którym należy budować chrześcijańskie życie. Jeżeli coś i ktoś przysłania nam – chrześcijanom – prawdę o Chrystusie Jezusie, który powinien być „uosobieniem mądrości Bożej, sprawiedliwością i uświęceniem, a także odkupieniem”, to jesteśmy w wielkim niebezpieczeństwie. Protestancka zasada – jedna z pięciu tzw. SOLAS – przypomina, że w centrum chrześcijańskiego życia i pobożności nie można umieścić szczególnie upodobanej przez nas doktryny, jakiegoś – bardziej lub mniej charyzmatycznego – kaznodziei, ulubionej formy spotkań itp. W CENTRUM CHRZEŚCIJAŃSKIEGO ŻYCIA MA BYĆ JEDYNIE CHRYSTUS (SOLUS CHRISTUS).

czwartek, 7 października 2021

WIERNOŚĆ W MAŁYM

Zdarza się, że słyszymy, by marzyć o wielkich rzeczach i czynić wielkie rzeczy. Nie jestem przeciwnikiem wielkich rzeczy i wielkich marzeń, zdecydowanie nie. Jednak nauczyłem się, że pośród tego oczekiwania na „rzeczy wielkie” ważne jest, by czynić to co małe, czasami tak mało spektakularne i prawie niezauważalne. Zaangażowanie i wpływ ukierunkowane na jedną osobę czy kilka osób są równie ważne jak oddziaływanie swoim życiem na setki, tysiące i dziesiątki tysięcy ludzi. Pisząc te słowa mam szczególnie na myśli kwestię służby i zaangażowania w Kościele (ten kontekst jest mi od lat szczególnie bliski). Jeżeli moje powołanie musi czekać na tłumy wypełniające wielkie budynki i nie może się uaktywnić w realiach małej grupy a czasem w interakcji z jedną osobą, to raczej warto przemyśleć to „powołanie”. Kocham rzeczy wielkie, choć tych mierzonych standardami ludzkimi, doświadczyłem bardzo niewiele (kusi mnie, by napisać, że wcale ich nie doznałem), jednak wciąż uczę się trwać w rzeczach małych i okazywać w nich wierność Bogu i Jego powołaniu.

poniedziałek, 27 września 2021

CHRYSTUS ODKUPIŁ NAS...

„Doktryna ewangelii (najsłodsza i pełna najniezwyklejszej pociechy pośród wszystkich doktryn) nic nie mówi o naszych uczynkach ani o uczynkach zakonu, ale raczej o niezgłębionym miłosierdziu i miłości Bożej do najnędzniejszych i pożałowania godnych grzeszników; o tym, że nasz najlitościwszy Ojciec (…) zesłał na świat swego Jedynego Syna i złożył na Nim grzechy wszystkich ludzi, mówiąc: Bądź Piotrem, który się zaparł, Pawłem – prześladowcą i okrutnikiem, cudzołożnym Dawidem, tymi, którzy zjedli owoc w raju, łotrem, który zawisł na krzyżu, czyli bądź każdym spośród ludzi, kto popełnił grzech i zobacz, że zapłaciłeś i zadośćuczyniłeś za każdego z nich. Wtedy pojawia się zakon i oznajmia: Uznaję Go za grzesznika, za kogoś, kto wziął na Siebie grzechy wszystkich ludzi i nie dostrzegam już żadnego innego grzechu, jak tylko w Nim. Niech zatem zawiśnie na krzyżu. I tak zakon pojmał Go i zgładził. W ten sposób cały świat został uzdrowiony i oczyszczony z grzechu, a tym samym uwolniony od śmierci i wszelkiego zła. Teraz, gdy przez jednego człowieka grzech został pokonany, a śmierć obalona, Bóg nie widzi w świecie nic innego, jak tylko czystość i sprawiedliwość, o ile świat temu daje wiarę”. 

- Marcin Luter, „Komentarz do Listu do Galatów”.

wtorek, 21 września 2021

CZCICIELE "WYGODNEGO BOGA"

Miewam wrażenie, że całkiem wyrazistą formą życia religijnego jest wiara w Boga, który nie ma w sobie nic z nadnaturalności i został „urobiony” na nasz obraz i nasze podobieństwo. Ów „Bóg” jest zdecydowanie „na miarę naszych możliwości” i potrzeb. Można go też nazwać „wygodnym Bogiem”, którego jesteśmy w stanie tolerować w naszym życiu. „Wygodny Bóg” jest wyraźnie oddzielony od tego wszystkiego, co nazywa się codzienną egzystencją, pozostaje zamknięty w miejscach niedzielnego kultu i tylko tam – podczas godzinnego czy dwugodzinnego religijnego rytuału – wystawiamy się na kontakt z Nim i nazywamy to duchowym życiem. 

Ten „wygodny Bóg” nie decyduje o naszych codziennych wyborach. Obojętne są Mu przykładowo takie kwestie jak język, którym posługujemy się na co dzień, nasze odnoszenie się do innych ludzi, nasze relacje rodzinne i stosunki w miejscu pracy. „Wygodny Bóg” – uczyniony na nasz obraz i nasze podobieństwo – nie interesuje się tym jak zarządzamy naszym czasem i naszymi zasobami. Wszak to NASZ czas i NASZE pieniądze, więc niby jak miałoby być inaczej? „Wygodny Bóg” nie ma wpływu na to czym karmimy nasze umysły, ulegając fascynacji współczesnym produktom popkultury. Nasz sposób myślenia i rozumienia otaczającego świata jest Mu obojętny. Jako wyznawcy „wygodnego Boga” trzymamy Go na dystans od tego wszystkiego co jest naszą codziennością. 

„Wygodny Bóg” nie oczekuje, że będziemy Go poznawać zgłębiając Jego naturę, Jego wolę i Jego myśli. Bo czy warto podjąć wysiłek, by szukać i zabiegać i poznanie Boga? „Wygodny Bóg” pozwala nam na całkowitą anonimowość i niezależność. On nie łączy naszego życia z innymi ludźmi, wobec których mielibyśmy mieć jakiekolwiek zobowiązania. Zobowiązania wobec innych? Taka dziwaczna koncepcja nie mieści się w głowie wyznawców „wygodnego Boga”. 

Modlitwa do „wygodnego Boga” to nieustanna prośba w stylu: „Pomóż mi osiągnąć MOJE zamierzenia, MOJE plany i spełnij wszystkie MOJE oczekiwania”. Zasadniczo „wygodny Bóg” pełni rolę dystyngowanego kelnera realizującego zamówienia na wszystko to, co ma podnieść standard naszego życia i zapewnić nam niezbędną wygodę i komfort. Potrzebujemy takiego „wygodnego Boga”, który nieustannie skupia uwagę na potrzebach swoich wyznawców i ze wszystkich sił dąży do ich zaspokojenia. 

„Wygodny Bóg” nikogo nie osądza i nie potępia. Każdy, kto skończy swoje życie na tym świecie, znajdzie swoje miejsce w Jego niebańskim domu. Piekło i potępienie nie mają zastosowania wśród wyznawców „wygodnego Boga”. Gdyby ktoś odważyłby się nam zabrać wiarę w tego „wygodnego Boga”, to zareagujemy z całą stanowczością i z pełną determinacją oprzemy się wszelkim próbom przekonania nas, że tkwimy w błędzie. 

Owoc „wiary” w tego „wygodnego Boga” zdaje się być bliski temu, o czym pisał Paweł z Tarsu do swojego młodego przyjaciela, Tymoteusza: „Pamiętaj, że w dniach ostatecznych nadejdą ciężkie chwile. Ludzie będą bowiem samolubni, chciwi, pyszałkowaci, wyniośli, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, bezbożni, nieczuli, nieustępliwi, rzucający oszczerstwa, nieopanowani, okrutni, nienawidzący dobra, zdradliwi, porywczy, zarozumiali i kochający przyjemności bardziej niż Boga. Będą zachowywać pozory pobożności, a wyprą się tego, co jest jej siłą. Są to ludzie o wypaczonym myśleniu i chwiejni w wierze. Tacy nie zajdą daleko, gdyż ich głupota stanie się jawna dla wszystkich”. 

Owoc tego w co wierzymy jest jawny. Wbrew utartemu przekonaniu wiara nie jest sprawą osobistą. Jej owoc widać. Ten sam autor nowotestamentowy, Paweł z Tarsu, pisał też o innym owocu życia wskazując na obecność takich elementów jak: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, powściągliwość”. Ale zdaje się, że są to owoce ulegania nie „wygodnemu Bogu”, ale Temu, który – według słów Jezusa – jest „jedyny i prawdziwy”. I wiem, że w moim życiu też toczy się walka o uległość. Komu będę uległy? Czy samemu sobie i swoim wyobrażeniom Boga – „wygodnego Boga” – uczynionego na mój obraz i moje podobieństwo lub okażę uległość Temu PRAWDZIWEMU, który pozostaje niezmienny w swojej naturze i o którym zaświadczają autorzy Biblii.

poniedziałek, 13 września 2021

JESTEM VS. JESTEŚ

Na ostatnim niedzielnym nabożeństwie śpiewaliśmy pieśń, która zwierała takie wyznanie: „Jestem by Cię wielbić, jestem by Cię chwalić; Jestem by ogłaszać – Tyś mój Bóg”. A zaraz po tych początkowych wersach pojawiły się słowa: „Jesteś tak cudowny, jesteś tak wspaniały…”. Tymczasem podążając za pierwotnie wyśpiewanym słowem „Jestem” („Jestem by Cię wielbić…”) łatwo się pomylić i kontynuować śpiewanie owego „Jestem” zmieniając treść pieśni na: „Jestem tak cudowny, jestem tak wspaniały…”. W trakcie śpiewania dałem się złapać w tę pułapkę i szybko musiałem „ugryźć się w język”. Finalnie wziąłem z tego wydarzenia ważną lekcję. Istnieje taka pokusa, aby – w niezdrowy i nieuprawniony sposób – w chrześcijańskim życiu skupić uwagę na sobie, a nie na Tym, który zasługuje, aby pozostać w centrum naszej uwagi. Istnieje niebezpieczeństwo „wyniesienia na sztandary” siebie zamiast Stwórcy. Obyśmy nigdy nie popełnili tego błędu, który może skutkować katastrofą. O ile w śpiewaniu można się pomylić, to w życiu zdecydowanie nie wolno tego zrobić. Niech Bóg pozostaje w centrum wszystkiego co robimy i kim jesteśmy, jako chrześcijanie. Jedynie Jemu chwała!

sobota, 11 września 2021

ROZMOWA

Życie to rozmowa. Czasami krótka i zdawkowa. Innym razem nieco głębsza, dotykająca ważnych spraw. Zapytani staramy się najczęściej w klarowny i wyczerpujący sposób udzielić odpowiedzi. A zdarzają się też pytania o tak zwane różnice pomiędzy „Wami” na „Nami”.

- Ile kosztuje pogrzeb w Waszym Kościele? 

- Co to znaczy „kosztuje”? 

- No... Ile trzeba zapłacić, aby pastor poprowadził ceremonię pogrzebową? 

- Nie ma takiej opłaty i cennika „usług”. W sytuacji, kiedy umiera ktoś z Kościoła, praktyką jest okazywanie wsparcia rodzinie i bliskim zmarłego, a nie wyciąganie rąk po pieniądze. 

- A ile kosztuje udzielenie ślubu? 

- Jest bardzo kosztowne. Niektórych nie stać na ślub i rezygnują... 

- !? Nie rozumiem... 

- Ślubu udzielają sobie Ci, którzy składają przysięgę wierności małżeńskiej – pan młody i panna młoda. W Kościele nauczamy, że to kosztuje męża i żonę oddanie się „w posiadanie” małżonkowi na całe życie – „aż śmierć ich nie rozłączy”. To wysoka cena do zapłacenia i niektórzy nie chcą jej „zapłacić”. Więc udzielenie ślubu sobie nawzajem przez wstępujących w związek małżeński kosztuje. 

- No tak… Ale ile trzeba zapłacić pastorowi za udzielenie błogosławieństwa tym, którzy wstępują w związek małżeński? 

- Nie udzielamy błogosławieństwa za pieniądze i „z cennika”. A ile zapłacono Jezusowi, kiedy błogosławił dzieci? To pytanie jest zadecydowanie nie na miejscu. 

- To z czego w takim razie utrzymuje się pastor? 

- Często pracuje zawodowo. Gdy Kościół jest wystarczająco duży, praktyką jest wspieranie pastora w jego służbie – ale jest to decyzja wspierających, gdyż – jak czytamy w Biblii – „ochotnego dawcę Bóg miłuje”. 

- A co zrobić, żeby zapisać się do Waszego Kościoła? 

- Istnieje formalne członkostwo w Kościele, ale jest ono tylko potwierdzeniem, że dana osoba spotkała się ze Zmartwychwstałym Chrystusem, posiada zrozumienie zbawienia i trwa w relacji z Bogiem. Kościół należy do Chrystusa i to jest Jego decyzja i Jego suwerenna wola kto się w tym Kościele znajduje. Kościół jest dla każdego, kto został przyjęty i zaakceptowany przez Boga. Jest on dla tych, którzy odwrócili się od swoich grzechów, zwrócili się w wierze do Chrystusa i otrzymali Ducha Świętego – który w Biblii jest nazwany Duchem synostwa. To jest Boże dzieło. My nie czynimy nikogo członkiem Kościoła. Nie mamy takich uprawnień. To Bóg „gromadzi tych, którzy są Jego”. My, jako liderzy (pastorzy, starsi), możemy tylko rozpoznać Boże dzieło w człowieku i zachęcamy tych, którzy „są w Chrystusie” do wzrastania w wierze i wydawania owoców nawrócenia. Zachęcamy też do niesienia odpowiedzialności za innych i tak właśnie rozumiemy formalne członkostwo w Kościele. Takie członkostwo to ODPOWIEDZIALNOŚĆ JEDNI ZA DRUGICH. 

- A co z chrztem? Podobno nie uznajecie chrztu niemowląt? 

- A czym jest „chrzest niemowląt”? - No jak to co czym? Dziecko przynoszone jest do Kościoła, rodzice chrzestni i rodzice dziecka wypowiadają przyrzeczenia chrzcielne, a niemowlę polewane jest wodą „w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego”. 

- A czy tekst biblijny propaguje taki chrzest? Czy teką praktykę wyczytujesz z kart Biblii? Czy znajdujesz potwierdzenie w praktyce nowotestamentowego Kościoła dla „chrztu niemowląt”? 

- A czy ja wiem... Raczej nie czytam w Biblii. A zresztą o którą Biblię pytasz? Czy jest jedna Biblia? Wy – protestanci (czy tak Was nazywać?) – pewnie macie swoja, a my – w naszej wierze – swoją. 

- Biblia jest jedna. Nie ma dwóch różnych tekstów, które nazywamy Biblią – odrębnego na przykład dla protestantów i innego przykładowo dla katolików. Czytanie Biblii pozwala na weryfikację słuszności naszych przekonań. Co zatem stawowi źródło Twojego poznania i zrozumienia prawdy o Bogu? Skąd masz wiedzieć jaki jest Bóg i jakie są Jego sposoby działania? 

- A to w tej Biblii jest napisane? 

- Tekst biblijny jest źródłem naszego zrozumienia Boga. Na kartach Biblii odnajdujemy historię zbawienia, ale też z jej treści wypływają nasze przekonania i praktyka życia. Jesteśmy protestantami, więc uznajemy zasadę, że to właśnie tekst Pisma Świętego stanowi o tym w co wierzymy i jak prowadzimy nasze chrześcijańskie życie. 

- Czyli co, wy w tę Biblię wierzycie? Tylko ją czytacie i nic więcej? 

- Przede wszystkim czytamy Biblię. Ale chętnie czerpiemy z całego bogactwa myśli i mądrości ludzi Kościoła na przestrzeni wieków. Jednak autorytet tekstu biblijnego jest dla nas ważny. To tekst biblijny przesądza o tym, co stanowi istotę naszych przekonań. Dlatego zachęcamy każdego, aby czytał, rozważał i poznawał Biblię. 

- Ale to jest trudny tekst podobno, tak mówią... Nie wiem dokładnie, bo nie czytałem. 

- W przypadku trudnych miejsc w Biblii zawsze można skorzystać z różnych dostępnych pomocy – komentarzy i opracowań biblijnych. Jednak kluczową rolę spełnia prośba do Boga, by pomagał nam zrozumieć Jego Słowo. Mamy też studium biblijne, na którym uczymy się rozumieć Pismo Święte. 

- No tak… Trochę się śpieszę, więc może pogadamy innym razem.