czwartek, 29 maja 2014

70 MILIONÓW CHRZEŚCIJAN

Jestem w trakcie lektury książki Liao Yiwu "Bóg jest czerwony. Opowieść o tym, jak chrześcijaństwo przetrwało i rozkwitło w komunistycznych Chinach". Napisana w formie reportażu jest świadectwem wiary, wytrwałości w cierpieniach i miłości do Boga chrześcijan zamieszkujących różne zakątki Chin. Książka zawiera zapisy rozmów przeprowadzonych przez autora [intelektualistę - niechrześcijanina] z chrześcijanami i zawiera bardzo dużo cennych informacji o korzeniach wiary w Chrystusa na terenie Chin. Jest świadectwem misyjnej pracy Europejczyków, Amerykanów czy Australijczyków, którzy przyjeżdżali do Chin, by w obcej im kulturze głosić Chrystusa i w praktyczny sposób demonstrować Jego miłość. Owoce ich pracy często nie były zbyt wielkie za ich życia, lecz z perspektywy lat widać wyraźnie Boże błogosławieństwo. Chrześcijaństwo w Chinach to fenomen. Pośród cierpienia i męczeństwa Kościół wzrasta i pozostaje zwycięski. Polecam lekturę książki. Można ją nabyć na przykład tutaj: http://www.sklep.dobryskarbiec.pl/bog-jest-czerwony.html

piątek, 23 maja 2014

OSTRZEŻENIE

Bardzo wartościowe nauczanie [moim zdaniem] http://radiopielgrzym.pl/ostrzezenie-przed-odstepstwem.html Naucza brat Danny Kirby, wieloletni współpracownik Berta Clendennena.

DOBRE UCZYNKI SĄ WAŻNE

W Liście do Tytusa, Paweł apostoł sześciokrotnie używa sformułowania "dobre uczynki" w kontekście naszego chrześcijańskiego życia i teraźniejszego zbawienia. Jako uczestnicy łaski Bożej, która przyniosła nam zbawienie [Tyt 2:11] zostaliśmy wezwani do "sprawiedliwego i pobożnego życia na tym świecie" [Tyt 2:12]. Paweł ostrzega przed ludźmi "niezdolnymi do wszelkiego dobrego uczynku" [Tyt 1:16] wskazując, że nasze godne chrześcijańskie postępowanie jest prawdziwym wyrazem pobożności i znakiem zdrowej wiary. Adresat listu - Tytus, wedle zaleceń Pawła miał stawiać siebie samego za wzór dobrych uczynków [Tyt 2:7]. Gorliwość w spełnianiu dobrych uczynków jest słuszną i oczekiwaną gorliwością, wynikającą z właściwego zrozumienia naszego odkupienia, które dokonało się przez śmierć Pana Jezusa Chrystusa [Tyt 2:14]. Naszym celem, jako ufających [wierzących] Bogu, mają być dobre uczynki, które w przeciwieństwie do głupich dociekań, sporów i kłótni o prawo są pożyteczne dla ludzi [Tyt 3:8-9]. Chrześcijan wyróżnia gotowość do każdego dobrego uczynku, jak na przykład uprzejmość i łagodność wobec wszystkich ludzi [Tyt 3:1-2]. Owocne życie chrześcijańskie polega na spełnianiu dobrych uczynków, zaspokajających prawdziwe potrzeby ludzi wokół nas [Tyt 3:14].

Niech trwa nasze teraźniejsze zbawienie i niech dobre uczynki wydają świadectwo o naszej więzi z Chrystusem!

piątek, 16 maja 2014

POCZUCIE GRZECHU

     Pierwsi chrześcijańscy kaznodzieje mogli zakładać, że ich słuchacze, czy byli to żydzi, metuentes, czy poganie, mieli poczucie winy. (O tym, że wśród pogan było ono powszechne, świadczy fakt, że zarówno epikureizm, jak i religie misteryjne twierdziły, mimo iż w różny sposób, że mogą je uśmierzyć.) Tak więc orędzie chrześcijańskie było w tych czasach niewątpliwie Evangelium, Dobrą Nowiną. Obiecywało uleczenie tym, którzy wiedzieli, że są chorzy. My musimy przekonywać naszych słuchaczy o tej nieprzyjemnej diagnozie, zanim możemy oczekiwać od nich wdzięcznego przyjęcia wiadomości o istnieniu lekarstwa. 
     Człowiek starożytny miał takie podejście do Boga (czy nawet bogów), jak oskarżony ma do sędziego. Dla człowieka współczesnego role te są odwrócone. On jest sędzią, a Bóg znajduje się na ławie oskarżonych. Jest on dość łagodnym sędzią; gdyby Bóg miał racjonalną obronę na to, że jest bogiem, który pozwala na wojny, ubóstwo i choroby, jest jej gotów wysłuchać. Proces mógłby się nawet zakończyć uniewinnieniem Boga. Rzecz jednak w tym, że człowiek siedzi na ławie sędziowskiej, a Bóg na ławie oskarżonych. 
     Próby zwalczania takiego podejścia przez rozwodzenie się nad grzechami pijaństwa i nieczystości, co robili  dawniejsi kaznodzieje, na ogół są chybione. Co do cudzołóstwa, to środki antykoncepcyjne wprowadziły tu gruntowne zmiany. Dopóki grzech ten mógł społecznie zgubić dziewczynę, czyniąc z niej matkę nieślubnego dziecka, większość ludzi uważała go w konsekwencji za grzech przeciwko miłości i nierzadko dręczył on ich sumienia. Teraz, kiedy nie musi on mieć takich następstw, zazwyczaj wcale nie jest, jak mi się wydaje, uważany za grzech. Moje własne doświadczenie podpowiada mi, że jeśli w ogóle jesteśmy w stanie obudzić sumienia naszych słuchaczy, musimy zrobić to w zupełnie innych kierunkach. Musimy mówić o próżności, złośliwości, zazdrości, tchórzostwie, skąpstwie, itd. Ale jestem bardzo daleki od przekonania, że znalazłem rozwiązanie tego problemu.
C. S. Lewis, Bóg na ławie oskarżonych, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1985.

czwartek, 15 maja 2014

CZY MACIE COŚ DO JEDZENIA?

Ewangelista Jan opisuje wydarzenie, które miało miejsce po zmartwychwstaniu Pana Jezusa: "Potem znów ukazał się Jezus nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się tak: Znajdowali się razem: Szymon Piotr, Tomasz zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj jeszcze inni uczniowie Jego. Szymon Piotr powiedział: Idę łowić ryby. Rzekli mu pozostali: Idziemy z tobą. Wyszli więc i wsiedli do łodzi. Tej nocy jednak nic nie złowili. Kiedy nastał ranek, pojawił się na brzegu Jezus, ale uczniowie nie wiedzieli, że to Jezus. A Jezus zapytał ich: Dzieci, czy macie coś do jedzenia? Odpowiedzieli: Nie! Rzekł tedy do nich: Zarzućcie sieć po prawej stronie, a na pewno coś złowicie. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć." [J 21:1-6, BWP]

To pytanie Pana Jezusa rozbrzmiewa w moim umyśle od kilku tygodni. "Czy macie coś do jedzenia?" Uczniowie, trochę zrezygnowani, trudzą się by zaspokoić swoje bieżące potrzeby. Łowili całą noc. Wykazali determinację. Podjęli decyzję. Ruszyli do pracy. I nic... Cały ich trud, nocna praca nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Ich potrzeby nie zostały zaspokojone. Jednak był Ktoś, kto miał rozwiązanie i przygotował dla nich ucztę. Pan Jezus pojawił się nad brzegiem morza i rzucił do zmęczonych rybaków proste pytanie: "Czy macie coś do jedzenia?" Potem przyszło błogosławieństwo i zaopatrzenie: "Zarzućcie sieć... na pewno coś złowicie." Zarzucili i sieć napełniła się mnóstwem ryb. Ujrzeli Pana. Ich serca na nowo napełniła nadzieja.

Kiedy doświadczamy rozczarowania i zniechęcenia w naszym chrześcijańskim pielgrzymowaniu, mamy często tendencję do polegania na swojej własnej sile. Mamy tendencję do organizowania rzeczy wedle własnego pomysłu. Nasz wewnętrzny człowiek doświadcza niezaspokojenia i głodu. Próbujemy szukać zaopatrzenia, zaspokojenia. Trudzimy się lecz owoce naszego trudu są mizerne. Sieci są puste. Nie ma w nich nic, co mogłoby zaspokoić dręczące poczucie głodu i braku. I właśnie wtedy na scenę wchodzi Pan. Kiedy nasze możliwości się wyczerpały. Kiedy nasze nadzieje zawiodły, On ma rozwiązanie. Ale najpierw trzeba się zmierzyć z prostym pytaniem: "Czy macie coś do zjedzenia?" I jeśli uznajemy, że cały nasz trud i owoc naszej pracy to po prostu "NIC" jest szansa, by Pan wskazał rozwiązanie. Jego Słowo może otworzyć nowe możliwości w miejscu naszej porażki i zniechęcenia.

"Panie nie mam NIC do zjedzenia, trudziłem się i byłem zaaferowany swoją pracą. Próbowałem. Walczyłem. Pozostało tylko poczucie porażki i zniechęcenia. I właśnie w tym miejscu mojego braku oczekuję na Twoje Słowo. Oczekuję Ciebie. Byłem zapatrzony w sienie ale teraz kieruje moje oczy na Ciebie. Szukam Twego Słowa. Przyznaję się do duchowej biedy i ubóstwa. Bez Ciebie nie mam szans by prowadzić obfite duchowe życie. Dziękuję, że Ty jesteś nadzieją w miejscu mojego niepowodzenia."