środa, 30 sierpnia 2017

PRZESZŁOŚĆ, TERAŹNIEJSZOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ

Pisząc do chrześcijan z Azji Mniejszej – „wychodźców rozproszonych w Poncie, Galacji, Kapadocji, Azji i Bityni” – Piotr, apostoł Jezusa Chrystusa, odnosi się do ich przeszłego, teraźniejszego i przyszłego życia. 

Przeszłość 

Przeszłe dni tych, którzy zaufali Chrystusowi autor nazywa „czasem niewiedzy”, okresem „ulegania pożądaniom” i „jałowym życiem odziedziczonym po przodkach”. Trudno znaleźć powody do chluby w postępowaniu, którego istotą jest niezależność od Boga. W świetle pism innego nowotestamentowego autora – Pawła z Tarsu – życie bez Boga to czas niewoli grzechu i usidlenia przez diabła. Zdaje się, że mamy tendencję, by bagatelizować diabelski wpływ na życie ludzi. Jednak treścią ludzkiego życia poza Chrystusem (w oddzieleniu do Chrystusa) jest uleganie wpływom i działaniu, jak ujął to wspomniany Paweł, „władcy, który rządzi w powietrzu, ducha, który działa w synach nieposłuszeństwa” lub też „boga tego świata, który zaślepił umysły niewierzących, aby nie świeciła im światłość chwalebnej Ewangelii Chrystusa”. Jednak dziełem Boga jest, aby poprzez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, doprowadzić nas do miejsca wolności od diabelskiej niewoli. Wolność w Chrystusie to fundamentalne przesłanie tekstu biblijnego i apostolskiego nauczania. Piotr w swoim liście stwierdza ponad wszelką wątpliwość, że „zostaliśmy wykupieni (…) drogą krwią Chrystusa jako baranka niewinnego i nieskalanego”. Wykupienie oznacza wydostanie z niewoli. Tak jak niegdyś wykupywano niewolnika czy też więźnia wojennego, płacąc za niego walutą „zniszczalnego srebra lub złota”, tak Bożą zapłatą za człowieka uwikłanego w niewolę grzechu jest przelana krew Syna Bożego. Każdy, kto rozpoznaje nędzę grzechu i diabelską niewolę, w których się znalazł, doceni przejaw Bożej łaski i dzieło zbawienia w Chrystusie.

Teraźniejszość 

Teraźniejsze życie chrześcijan, o którym pisze Piotr, jest „pielgrzymowaniem” w wierze, któremu towarzyszy zachęta: „Proszę was, najmilsi, byście jako pielgrzymi nie mający tu swojej ojczyzny odsuwali od siebie pożądliwości, które występują przeciwko waszej duszy”. Codzienność tych, którzy mienią się wyznawcami Chrystusa powinna być przepełniona poznawaniem natury Boga: „jak Ten, który was powołał jest święty, tai i wy bądźcie świętymi we wszelkim waszym postępowaniu; Gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty. A jeżeli Ojcem nazywacie Tego, który bez względu na osobę sądzi każdego według uczynków, spędzajcie czas waszego pielgrzymowania w bojaźni”. Nasze pielgrzymowanie z dala od domu – niebiańskiej ojczyzny – wymaga bliskiej relacji z Bogiem, który chce być poznany jako Ojciec. W Bożym ojcostwie zawierają się: akceptacja, pomoc, wyposażenie, bezwarunkowa miłość, dyscyplina czy ochrona. Piotr apostoł opisuje też jak powinny kształtować się teraźniejsze relacje pomiędzy chrześcijanami – członkami wspólnoty (Kościoła): „czystym sercem jedni drugich gorąco miłujcie”. W tym stwierdzeniu pobrzmiewa echo słów Jezusa, które skierował do uczniów: „Daję wam nowe przykazanie: Miłujcie się nawzajem; jak Ja was umiłowałem, tak i wy miłujcie jedni drugich. Jeżeli będziecie miłować jedni drugich, to wszyscy poznają, żeście moimi uczniami”. Zarówno Jezus jak i Piotr mówią o miłości, która jest miłością z wyboru, w języku greckim agapō oznacza: bardzo lubić, gorąco miłować. Znane z pism Nowego Testamentu słowo agapē oznacza życzliwość w sensie decyzyjnym, a nie emocjonalnym. Jest to Boży rodzaj miłości i właśnie On uzdalnia nas, aby w ten sposób kochać innych.

Przyszłość

Choć list Piotra wskazuje na działającą łaskę Bożą, to jednak pełnia tej łaski „zostanie ogłoszona przy objawieniu się Jezusa Chrystusa”. Chrześcijańskie życie – odpowiedzialne wobec Boga i innych ludzi – jest ukierunkowane na doświadczenie przyszłej chwały. Teraz „jesteśmy strzeżeni mocą Boga przez wiarę ku zbawieniu, przygotowanemu do objawienia się w czasie ostatecznym”. Nasze dziedzictwo jest odłożone i czeka, abyśmy mogli cieszyć się jego pełnią. Kiedy i gdzie? W niedalekiej przyszłości, kiedy panowanie Chrystusa będzie mieć miejsce nad całą ziemią. Takie panowanie ujrzał Jan apostoł i zapisał: „I zobaczyłem, że z nieba od Boga zstępuje Miasto Święte, nowe Jeruzalem, gotowe jak oblubienica, która wystroiła się dla swojego męża. Usłyszałem też potężny głos rozlegający się od tronu: «Oto mieszkanie Boga z ludźmi. On zamieszka z nimi i będą Jego ludem, a On będzie Bogiem z nimi. On otrze z ich oczu każdą łzę i nie będzie już śmierci ani bólu, ani krzyku, ani cierpienia, bo pierwsze rzeczy przeminęły». Ten, który zasiadał na tronie, powiedział: «Oto wszystko czynię nowe». Oczekiwaniem chrześcijańskich pielgrzymów jest „nowa ziemia i nowe niebiosa, w których mieszka sprawiedliwość”. Przeznaczeniem chrześcijan jest udział w chwale Chrystusa, o którym Piotr napisał: „Choć Go nie widzieliście, miłujecie Go; i w Niego, choć teraz Go nie widzicie, wierzycie; i cieszycie się radością niewysłowioną i pełną chwały”.

Nie da się uciec od przeszłości skażonej grzechem. Jednak brzydota grzechu i hańba diabelskiej niewoli tylko uwypuklają piękno i chwałę zbawienia w Chrystusie. Teraz jesteśmy pielgrzymami. Nie uciekamy od doświadczeń i zmagań codzienności. Żyjemy w świecie jako pielgrzymi i dzielimy wespół z innymi radości i smutki doczesności. Zachowujemy wiarę, nadzieję i miłość w Chrystusie. Poznajemy Boga i Jego naturę, aby w przyszłości cieszyć się niczym nieskrępowaną bliskością z Tym, którego Słowu zaufaliśmy.

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

SONS OF GOD (FILM). OPOWIEŚĆ GRAHAMA COOKA

W dokumencie „Sons of God. For such a time as this”, pośród wielu wypowiedzi, znajduje się też opowieść Grahama Cooka, która mnie porusza za każdym razem, kiedy oglądam ten film.

Graham Cook opowiada jak pewnego dnia dostrzegł, siedzącego za stołem, w jakimś lokalu, pewnego nieznajomego mężczyznę. Relacja Cooka jest mniej więcej taka:
Usłyszałem jak Ojciec (Bóg) do mnie mówi: „Graham, on właśnie odwiedził swoją córkę nie uprzedzając jej o swoim przyjeździe. A dziewczyna od kilku lat studiowała w college’u, z dala od domu. Właśnie odkrył, że nie ma jej na uczelni. W rzeczywistości jego córka zażywa kokainę i prostytuuje się na ulicy. Ten człowiek właśnie się o tym dowiedział”. Wtedy ponownie usłyszałem jak Bóg do mnie mówi, jakby uśmiechając się: „On jest ateistą”. Wstałem, podszedłem do jego stolika i powiedziałem: „To naprawdę ważne, żebyś pozwolił mi tu na chwilę usiąść”. A on spojrzał z lekką złością i zapytał: „Dlaczego?”. Powiedziałem: „Ponieważ Bóg ma przesłanie dla ciebie na temat twojej córki”. Nieznajomy mężczyzna powiedział: „Nie wierzę w Boga”. A ja na to: „Nie szkodzi, ale On wierzy w ciebie i ma dla ciebie takie przesłanie: «Ja zatroszczę się o twoją córkę, jeśli ty zajmiesz się Mną»”. Spytałem: „Co zamierzasz z tym zrobić, człowieku?”. Mężczyzna za stołem odpowiedział: „Jestem ateistą”. Odrzekłem: „Cóż, teraz to chyba nie ma wielkiego znaczenia, prawda?”. Kontynuując rozmowę, powiedziałem: „Oto, co Bóg powiedział mi na temat twojej córki: «Myślałeś, że jest w college’u. Przyjechałeś z niezapowiedzianą wizytą. Odkryłeś, że twoja córka bierze kokainę i sprzedaje się na ulicy»”. Mężczyzna zaczął płakać. Mówiłem dalej: „Bóg chce, abyś się modlił. Bóg powiedział mi, że jeśli ty będziesz się modlił codziennie, tyle razy ile tylko zechcesz, On odpowie”. Nieznajomy człowiek stwierdził: „Ale ja nigdy w życiu się nie modliłem”. Ja na to: „Cóż, najwyższy czas się nauczyć”. Odpowiedział: „OK. Zrobię tak”. Wtedy Bóg powiedział do mnie: „Nakłoń go do odmówienia modlitwy”. Zwróciłem się więc do mężczyzny: „Chcę usłyszeć jak się modlisz”. Spytał: „Dlaczego?”. Powiedziałem: „Chcę mieć pewność, że modlisz się we właściwy sposób. Tak jak należy się modlić”. Więc pomodlił się, a ja powiedziałem: „To najokropniejsza modlitwa, jaką kiedykolwiek słyszałem. Potrzebujesz praktyki. Oto jak ja bym się modlił, gdyby chodziło o moją córkę…”. Pomodliłem się, później on się pomodlił, potem znowu ja… Powiedziałem: „Właśnie tak powinieneś się modlić!”. Zostawiłem mu mój e-mai i poprosiłem, aby dał mi znać o tym, co będzie się działo. Sześć miesięcy później dostałem e-mail od tego faceta, który już dłużej nie jest ateistą :-). Jego córka przeżyła spotkanie z Bogiem na ulicy. Podszedł do niej jakiś mężczyzna, z którym udała się do mieszkania i zaczęła się rozbierać. Jednak on powiedział: „Nie. Chcę ci tylko coś dać”. Położył na nią ręce i modlił się. Dziewczyna osunęła się tracąc równowagę i została natychmiast uwolniona od narkotyków. Padła na kolana, odczuwając obecność Bożą. Kiedy rozejrzała się, w pokoju nie było nikogo oprócz niej. Przeżyła spotkanie z Bogiem dzięki modlitwie. Jej ojcec modlił się, aby przeżyła spotkanie z Bogiem. Zadzwoniła do swego taty mówiąc: „Nigdy nie zgadniesz, co się stało. Tato, w moim organizmie nie ma śladu po narkotykach!”. Jej tata, słysząc te słowa, zaczyna płakać i… przychodzi do Chrystusa.
Ta opowieść przypomina mi nowotestamentową historię spotkania Jezusa z Samarytanką. Zwyczaje okoliczności i rozmowa, która zmieniła życie. W takiego Boga wierzę. W Boga, który wkracza (nie na siłę) do życia ludzi. Przychodzi, aby uratować, odbudować i zbawić.

środa, 23 sierpnia 2017

RADOŚNI I ZASMUCENI

„Piotr, apostoł Jezusa Chrystusa...”. Tak rozpoczyna się jeden z nowotestamentowych listów, znany jako Pierwszy List Piotra. Jego adresatami są chrześcijanie, których autor określa mianem „wybranych” i „uchodźców (przychodniów, wychodźców)”. Bibliści datują powstanie tego listu na czasy panowania Nerona, kiedy prześladowania chrześcijan były zakrojone na niebywałą skalę. Rzymskie prawo rozróżniało dwa typy systemów religijnych: dozwolone, jak judaizm, i zakazane. Praktykowanie religii zakazanej przepisami prawa skutkowało nałożeniem wysokich kar i napiętnowaniem jej wyznawców jako „przestępców”. Po wielkim pożarze Rzymu (64 r. n.e.) chrześcijaństwo zostało zakazane (to właśnie chrześcijan obarczono winą za jego powstanie), a zwolennicy Drogi, jak określano wyznawców Chrystusa, stali się wyrzutkami społecznymi i ludźmi pozbawionymi praw obywatelskich.

Trudno nie dostrzec, że list Piotra w sposób szczególny dotyka kwestii cierpienia i praktykowania wiary chrześcijańskiej w warunkach nieprzyjaznego i wrogiego otoczenia: „zasmuceni jesteście z powodu rozmaitych prób” (1 Ptr 1,6). Jakie były to próby? Trudno dociec z całą pewnością. Może pozbawienie majątku? Więzienie i śmierć współwyznawców Chrystusa? Nakaz opuszczenia dotychczasowego miejsca zamieszkania? Autor listu próbuje ukazać te wszystkie dotkliwe próby i cierpienia w szczególnej perspektywie. Podkreśla ich tymczasowość: „teraz na krótko, jeśli trzeba, zasmuceni jesteście…” i przeciwstawia im chwałę przyszłego dziedzictwa i wiecznego zbawienia: „Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana Jezusa Chrystusa, który (…) zrodził nas do nadziei żywej (…) do dziedzictwa niezniszczalnego i nieskalanego, i niewiędnącego, zachowanego w niebie dla was” (1 Ptr 1,3-4). Przywilej dzielenia z Chrystusem Jego niebiańskiej chwały sprawia, że pośród smutku wywołanego cierpieniem pojawia się radość. To jest paradoks chrześcijańskiego życia: „zasmuceni, a jednak zawsze radośni” (2 Kor 6,10).

Aby wzmocnić perspektywę wiecznej radości, Piotr apostoł pisze o chwale i doniosłości zbawienia w Chrystusie. Jego słowa rozbrzmiewają niczym potężny dźwięk trąby. Słuchajcie! Wy (wierzący w Chrystusa) otrzymaliście to za czym tęsknili i co zapowiadali prorocy w odległej przeszłości! Przyszło wam żyć w czasach, kiedy dokonało się największe wydarzenie w historii – Jezus Chrystus doświadczył cierpień i chwały zmartwychwstania! Czy dotarło to do was! Kiedyś te wydarzenia były ukazane jako niejasny obraz, ale wy żyjecie w czasie, kiedy odwieczny Boży zamysł został wypełniony! Nawet aniołowie nie mogą wyjść z podziwu wobec wydarzeń, które stały się fundamentem waszego zbawienia! Jakże aniołowie chcieliby mieć udział w tym niezwykłym zbawieniu! Mając Chrystusa posiadacie wszystko, „choć Go nie widzieliście, miłujecie Go; i w Niego, choć Go teraz nie widzicie, wierzycie; i cieszycie się radością niewysłowioną i pełną chwały” (1 Ptr 1,8).

Chrześcijańskie pielgrzymowanie to zarówno radość jak i zasmucenie. Smutek wynikający z doczesnych prób i doświadczeń przeminie, radość w Chrystusie ma obietnicę wiecznej trwałości. Czy taka radość to bajka, fanaberia i urojenie religijnych fanatyków? Dla niektórych pewnie tak, jednak dla tych, którzy „zasmakowali daru niebiańskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego” (Hbr 6,4) to rzeczywistość, wobec której bledną wszystkie ludzkie splendory, bogactwa i zaszczyty. Dla tej radości warto żyć, pracować i trudzić się pośród różnorodnych doświadczeń codziennego życia.

czwartek, 10 sierpnia 2017

PIOTR - ZWYCZAJNIE NIEZWYCZAJNY

Niewątpliwie jedną z najbardziej wyrazistych postaci Nowego Testamentu jest wywodzący się z Galilei[1] rybak – Szymon Piotr. Informacje na jego temat znajdujemy w Ewangeliach, Dziejach Apostolskich i Listach – w szczególności w Liście do Galatów. Piotr był pierwszym uczniem (apostołem) powołanym przez Pana Jezusa i wraz z synami Zebedeusza (Jakubem i Janem) stanowił najbliższe otoczenie Zbawiciela. To właśnie oni byli świadkami uzdrowienia córki Jaira[2], przemienienia Pańskiego[3] i modlitwy Jezusa w Ogrójcu[4].

Ewangelia Mateusza odnotowuje też jeden szczególny cud, który przypadł w udziale jedynie Piotrowi. To jemu Pan Jezus polecił udać się z wędką nad jezioro, aby wyłowić rybę w której pyszczku znajdować się miał stater – moneta pozwalająca na zapłacenie podatku świątynnego za dwie dorosłe osoby[5]. Warto też odnotować, że to właśnie Piotr odważył się wyjść z łodzi miotanej falami morskimi i stawiać kroki na wodzie, idąc ku Jezusowi.

Piotr, w Ewangeliach, daje się poznać ze swojej porywczości, bezpośredniości i pełnej pasji oddania dla misji Chrystusa. Zadaje Jezusowi pytania, oczekując wyjaśnienia niezrozumiałych dla uczniów mów (w tym przypowieści), zabiera głos w imieniu pozostałych jedenastu i trafnie rozpoznaje mesjański charakter służby Nauczyciela z Nazaretu.

Jego oddanie Jezusowi przeszło próbę trzykrotnego zaparcia się Panu. Po zmartwychwstaniu, również trzy razy, zapewnia Zbawiciela o swojej miłości i oddaniu. Tę szczególną rozmowę, w której Piotr zaświadcza: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię miłuję”, odnotował inny uczeń – apostoł Jan. Pozostaje ona niezwykłym świadectwem na odnowienie w obliczu wcześniej poniesionej porażki. Piotr doświadczył uzdrowienia i przebaczenia. Lekcją dla nas jest to, że przeszłe niepowodzenia nie determinują naszych przyszłych klęsk. W Chrystusie jest nowy początek.

Dzieje Apostolskie ukazują Piotra jako zdecydowanego i charyzmatycznego przywódcę pierwszego Kościoła. To jemu przypadła rola głoszenia to tłumów zgromadzonych w Jerozolimie w czasie Święta Pięćdziesiątnicy. To Piotr przemawiał do pogan zebranych w domu Korneliusza, by wytłumaczyć im drogę zbawienia w Chrystusie, co Bóg poświadczył zsyłając Ducha Świętego.

Wiele można by napisać o Piotrze, który będąc „niewykształconym i prostym[6]”, wprowadzał w zdumienie establishment Żydowski w Jerozolimie i był na tyle przepełniony mocą Bożą, że „nawet na ulice wynoszono chorych i kładziono ich na noszach i posłaniach, aby przynajmniej cień przechodzącego Piotra padł na niektórych z nich”.

Tradycja głosi, że Piotr przebywał w Rzymie i tam poniósł śmierć męczeńską za czasów Nerona (w 64 lub 67 r.).

Dwa nowotestamentowe listy rozpoczynają się od słów „Piotr, apostoł Jezusa Chrystusa…”[7] i „Szymon Piotr, sługa i apostoł Jezusa Chrystusa…”[8]. Niewykluczone, że redakcja tych listów była dziełem innych osób – współpracowników Piotra – i zostały one napisane już po śmierci apostoła.

Zwyczajność Piotra związana jest ze środowiskiem z którego się wywodził. Nie zdobył formalnego wykształcenia, które umożliwiałoby mu zajmowanie zaszczytnych funkcji rabina, pisarza czy członka Sanhedrynu. Ot, prowadził swój rodzinny biznes rybacki. Nocami wypływał na jezioro, by zarzucać sieci   - w nadziej na dobry połów zapewniający zysk i finansowe korzyści. Do zawodowych obowiązków dochodziły obowiązki domowe. Choć tekst biblijny nie stwierdza tego w sposób bezpośredni, jednak możemy domniemywać, że Piotr miał żonę i dzieci. Odnosząc jego postać do naszych czasów umieścilibyśmy go w gronie klasy średniej, z przeciętnym (bliskim średniej krajowej) wynagrodzeniem. Zakres jego majętności mógłby obejmować niewielki dwurodzinny dom (może z hipoteką) i kilkuletni samochód. Rytm życia Piotra wyznaczała codzienna i fizyczna praca oraz rodzinne życie. Co jakiś czas urlop i rodzinny wyjazd, aby zregenerować siły i móc wrócić do codziennych obowiązków.

Jednak na tę zwyczajność nakłada się niezwyczajność. Tę niepospolitość Piotra widzimy w tekście Ewangelii Jana, kiedy Piotr daje się przyprowadzić swojemu bratu – Andrzejowi – do Jezusa, od którego słyszy słowa: „Ty jesteś Szymon, syn Jonasza, Ty będziesz nazywał się Kefas – co się tłumaczy: Piotr”.
Piotr nosił w sobie głód i pragnienie Bożych rzeczy. Z nadzieją zareagował na przyniesioną przez brata informację: „Znaleźliśmy Mesjasza[9]”. Serce rybaka z Galilei zadrżało i zaczęło bić mocniej na dźwięk tych słów. Tak – ja chcę Go poznać! A przecież mógł zareagować wzruszeniem ramion i powiedzieć: „A, co tam… Daj spokój z tymi religijnymi dziwactwami. Mesjasz? Jaki Mesjasz. Zmęczony jestem. Narobiłem się jak wół. Wrzucę sobie jakiś kanał na TV, albo przejrzę fejsbuka. Daj spokój człowieku. Mesjasza ci się zachciało. A kto nakarmi rodzinę? No kto? Trzeba żyć, pracować, zabawić się nieco… Może na emeryturze przyjdzie czas na tego twojego «Mesjasza». Stary, daj spokój z tą religijną gadką”. Mógł tak powiedzieć i żyć dalej swoim „zwyczajnym” życiem. Od czasu do czasu mógł pójść do synagogi, by zadośćuczynić religijnym wymaganiom otoczenia i dopełnić tradycji. Jednak Piotr był inny.
Na wieść o Mesjaszu zareagował z ciekawością i wielkim zainteresowaniem.

Za tę „niezwyczajność” cenię Piotra. Inspiruje mnie jego pragnienie, aby pośród spraw codziennego życia czynić miejsce dla Boga i rozpoznawać Jego wolę. Spotkanie z Jezusem zmieniło życie tego prostego rybaka z Galilei. Dał się uwieść Bogu. Pozwolił się poprowadzić, trochę w nieznane, aby doświadczyć niezwykłości Bożego działania.

Pragnienie Boga to niezwykła wartość w dzisiejszym świecie. Moją tęsknotą jest oglądać jak najwięcej osób, które na hasła: „Bóg”, „zbawienie”, „wieczność”, „Chrystus” nie reagują wzruszeniem ramion i obojętnością, ale raczej entuzjazmem i „rozpaleniem serca”. Chciałbym widzieć pokolenie, którego jedyną chlubą i największym pragnieniem jest Ten, który zasługuje, by Go cenić i kochać ponad wszystko – Jezus Chrystus – „Pan chwały[10]”.  


[1] Tekst biblijny łączy Piotra z Betsaidą (zob. J 1,44; 12,21) – miejscowością położoną na północnym brzegu Jeziora Genezaret (Galilejskiego, Tyberiadzkiego). Nazwę miasta tłumaczy się jako „dom zaopatrzenia”, „dom rybacki” czy „dom rybobrania”. W czasach Jezusa Betsaida była miastem żydowskim jednak ze znaczącym udziałem ludności greckojęzycznej. Tereny te nazywano Galileą pogańską albo narodów (zob. Mt 4,15). Miasto leżało na ważnym szlaku handlowym Bliskiego Wschodu – Via Maris (co zapewniało rozwój gospodarczy i dawało możliwość bogacenia się jego mieszkańcom). Z Betsaidy Piotr przeniósł się do pobliskiego Kafarnaum, gdzie pracował jako rybak (zob. Mt 4,18; Mk 1,16; Łk 5,2-10; J 21,2-11).
[2] zob. Mt 9,23-26; Mk 5,35-43; Łk 8,49-56.
[3] zob. Mt 17,1-8; Mk 9,1-8; Łk 9,28-36.
[4] zob. Mt 26,36-46; Mk 14,32-42.
[5] Zob. Mt 17,24-27.
[6] Zob. Dz 4,13 gr. „agrammatos idiotes”.
[7] 1 Ptr 1,1
[8] 2 Ptr 1,1
[9] Zob. J 1,41.
[10] Zob. 1 Kor 2,8.

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

CHRZEŚCIJANIE I PUBLICZNE ZAANGAŻOWANIE

Plakat z XIX wieku promujący zniesienie niewolnictwa
Thomas Clarkson był, obok Williama Wilberforce’a, czołową postacią ruchu abolicyjnego w Wielkiej Brytanii na przełomie XVIII i XIX wieku. Zwieńczeniem pracy abolicjonistów było przyjęcie przez parlament brytyjski, w marcu 1807 roku, uchwały zakazującej Anglikom udział w handlu niewolnikami oraz uchwalenie Aktu Zniesienia Niewolnictwa (The Slavery Abolition Act) w 1833 roku, który nabrał mocy prawnej rok później i wyzwalał blisko 800 tys. niewolników w brytyjskich Indiach Zachodnich.

Praca Clarksona, Wilberforce’a oraz im podobnych rozciągała się na wiele lat i była okupiona wieloma wyrzeczeniami i często osobistym cierpieniem. Nie było łatwo i trwało to bardzo długo. Thomas Clarkson tak opisywał swoje doświadczenie: „Własnoręcznie korespondowałem z czterystoma osobami. Dla sprawy pisałem rocznie książkę albo inny tekst. Przemierzyłem ponad trzydzieści pięć tysięcy mil (56 tys. km), głównie w nocy. Mój umysł niczym łuk nagiął się do jednego, ponurego tematu (…) Często łapią mnie skurcze i zawroty głowy. Nieprzyjemnie dzwoni mi w uszach, często drżą mi ręce. Nachodzą mnie zimne poty. (…) Czuję się słaby, łatwo się męczę, brakuje mi tchu. Zaczynam również zapominać” (cytaty za: A. Hochschild, „Pogrzebać kajdany. Wizjonerzy i buntownicy w walce o zniesienie niewolnictwa”, Wołowiec 2016, str. 265).

Osiąganie założonych celów, nawet jeśli sprawa jest słuszna, nie przychodzi łatwo. Wolelibyśmy szybkie sukcesy i łatwe zwycięstwa. Trudniej jest cierpliwie i z determinacją dążyć do urzeczywistnienia tego wszystkiego co uznajemy za słuszne i warte naszej aktywności. Kiedy czytam o brytyjskich abolicjonistach zastanawiam się nad podejmowanymi przeze mnie inicjatywami i zadaję sobie pytania: „Czy moje działania koncentrują się wokół ważnych i potrzebnych spraw?”, „Czy jestem gotów na trud i ciężką pracę, aby osiągnąć założone cele?”.

John Piper napisał takie zdanie na temat Wilberforce’a: „Przez dwadzieścia lat swoich parlamentarnych zmagań spotykały go tylko i wyłącznie porażki, zniewagi, odrzucenie ze strony przyjaciół i szkalowania ze strony wrogów, a nawet groźby pozbawienia życia”. To zadziwiająca „nagroda” za jego publiczne zaangażowanie na rzecz ważnych społecznie spraw. Zdecydowanie droga, którą obrali sobie abolicjoniści nie była łatwa, miła i przyjemna. Jednak była warta, aby ją podjąć.

Clarkson i Wilberforce byli chrześcijanami i angażowanie się w sprawy publiczne traktowali jako przejaw służby dla Boga. Ich głos był słyszalny w świecie pogrążonym w moralnym upadku. Tam, gdzie wydawało się, że nie ma szansy za zmianę – przyszła zmiana. Amerykańska socjolog Margared Mead (1901-1978) powiedziała: „Nie wątp nigdy, że mała grupa silnie umotywowanych ludzi mogłaby zmienić świat. Tak naprawdę to właśnie tylko w ten sposób coś osiągnięto w historii”. Przykład wspomnianych Clarksona i Wilberforce’a potwierdza słuszność tych słów.

sobota, 5 sierpnia 2017

DOGADAĆ SIĘ JAK POLAK Z POLAKIEM

Sytuacja wyznaniowa w I Rzeczypospolitej w 1573 r.
W XVI wieku Polska, wzorem wielu państw Europy, stała się areną polemik i dysput motywowanych religijnie.

Wystąpienie Marcina Lutra i protestancka reformacja odcisnęły trwały ślad na europejskich społeczeństwach: od Francji aż po wschodnie rubieże Rzeczpospolitej.Polska stała się jednym z pierwszych odbiorców idei reformacyjnych. Wśród mieszczan szerzył się przede wszystkim luteranizm, zaś kalwinizm zyskiwał wpływy wśród polskiej szlachty. Wiele znamienitych rodów szlacheckich, wśród nich Radziwiłłowie, Ossolińscy, Zborowscy, Jazłowieccy, Sapiehowie, Fredrowie, Leszczyńscy czy Chodkiewiczowie, przeszło na stronę ewangelicką.

Reformacyjne poglądy rozpowszechniali tacy wybitni Polacy, jak Mikołaj Rej, Jan Kochanowski, Andrzej Frycz Modrzewski czy Mikołaj Sęp-Szarzyński. Pomimo, często ostrych, sporów w Polsce kwitła tolerancja. Profesor Janusz Tazbir – polski historyk i badacz dziejów kultury staropolskiej oraz reformacji i kontrreformacji, określił Rzeczpospolitą Obojga Narodów „państwem bez stosów” (choć przypadki agresji wobec „innowierców” się zdarzały). Na ziemiach Rzeczpospolitej znajdowali schronienie wyznawcy różnych wyznań, również ci, którzy uciekali przed wyrokami katolickich sądów duchownych i trybunałów inkwizycyjnych.

W historii szesnastowiecznej i wielowyznaniowej Polski znajdujemy bardzo ważny akt prawny, który może, dla nas Polaków, być powodem do chluby. 28 stycznia 1573 roku uchwalono konfederację warszawską, która może uchodzić za wzór troski o dobro wspólnego państwa i jego obywateli. Zakładała ona m.in., że państwo nie będzie ingerować w sprawy wyznania swoich mieszkańców. Dokument zobowiązywał do zachowania pokoju pomiędzy wyznawcami różnych wyznań chrześcijańskich, niewywoływania walk i wojen religijnych, niekarania różnowierców konfiskatą dóbr czy skazaniem na wygnanie lub więzienie. Wzywał także do powstrzymywania prób szerzenia nienawiści na tle wyznaniowym. Choć dokument nie zaspokajał ambicji wszystkich (na przykład nieprzychylni reformacji katolicy w Koronie nazywali go „wilczym”, „tyrańskim", „piekielnym” i „dzikim” prawem, ale także wielu luteran czy kalwinistów, zdaje się, nie miało stuprocentowej satysfakcji z jego uchwalenia), to jednak za jego sprawą Polska była postrzegana jako kraj „złotej wolności sumienia” (tak pisał Marcin Ruar – ariański działacz reformacyjny z Holsztynu). Konfederacja warszawska nie tylko regulowała kwestię swobód religijnych, ale położyła podwaliny dla wolności zgromadzeń czy wolności słowa. Niestety, ostatecznie, nie zapobiegła wzrostowi nietolerancji wyznaniowej związanej z kontrreformacją. Wraz z umacnianiem się pozycji Kościoła katolickiego polskość zaczęto utożsamiać z katolicyzmem a zakres tolerancji wobec „inności” znacznie się zmniejszył. Kres tolerancji religijnej przyniosły wojny, które Rzeczpospolita w XVII wieku prowadziła z protestanckimi Szwedami, prawosławnymi Moskalami czy muzułmańskimi Turkami. To właśnie w tym czasie ukuty został stereotyp Polaka-katolika.

O doniosłości aktu konfederacji warszawskiej świadczy to, że był on wielokrotnie przedrukowywany i tłumaczony na różne języki. Trafił też na Listę Światową Programu UNESCO „Pamięć Świata” (ang. Memory of the World) w roku 2003.

Przyglądając się obecnej sytuacji w Polsce mam chęć chlubić się takimi aktami prawnymi jakim była właśnie konfederacja warszawska. Stanowi ona przykład na to, że dążenie do wspólnego dobra, ponad podziałami, jest możliwe. Oby w naszym pokoleniu znalazło się więcej przestrzeni do współdziałania i tolerancji niż dla wrogości i nienawiści. O nienawiść i agresję łatwo, co potwierdzają wiadomości i komentarze dostarczane nam codziennie przez media. Często za ten język nienawiści i pogardy odpowiadają czołowe postacie polskiej sceny politycznej. Warto jednak podjąć starania i zdobyć się na wysiłek, aby w procesie budowania społeczeństwa obywatelskiego szukać nieco więcej zrozumienia i szacunku wobec różnorodności i odmienności przekonań. Przykład konfederacji warszawskiej dowodzi, że można wypracować porozumienie i stać „jedni obok drugich” bez „kąsania” i nienawiści. Takiego społeczeństwa – otwartego na dyskusję i polemikę, ale szukającego zgody i współdziałania życzę sobie i innym.