sobota, 30 grudnia 2017

PRZEBACZONE GRZECHY

Po zmartwychwstaniu Pan Jezus spotkał się z uczniami i, w relacji podanej przez autora Ewangelii, „tchnął na nich i powiedział: Przyjmijcie Ducha Świętego. Grzechy tych, którym je przebaczycie, są im przebaczone, a tych, którym je zatrzymacie, są zatrzymane” (J 20,22-23).

W dniach swojej ziemskiej służby Chrystus pozostawił przykład postępowania, jak myślę związany z praktykowaniem powyższego polecenia odnoszącego się „odpuszczania i zatrzymywania” grzechów.

Do sparaliżowanego człowieka, którego przyjaciele przynieśli, by dać mu możliwość spotkania z Jezusem, powiedział: „Człowieku, twoje grzechy zostały ci odpuszczone” (Łk 5,20). Prowadząca niemoralne (grzeszne) życie kobieta, która przyszła, aby rozlać na stopy Jezusa pachnący olejek alabastrowy, usłyszała z Jego ust: „Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała” (Łk 7,47). Do innej kobiety przyłapanej na cudzołożnym czynie, kiedy jej oskarżyciele – domagający się ukamienowania – wycofali się ze swojego zamiaru, Pan Jezus powiedział: „Ja też cię nie potępiam: Idź i odtąd już nie grzesz” (J 8,11).

Istotą dzieła Jezusa jest przebaczenie. Z krzyża wybrzmiały takie słowa konającego Jezusa: „Ojcze, przebacz im…”. Odpuszczenie grzechów spotka się z docenieniem u tych, który zasmakowali jego śmiercionośnej siły i zniewolenia.

Żyjący pod ciężarem grzechu mogą doświadczyć pełnego mocy stwierdzenia: „Zostało ci przebaczone”. Dlaczego? Jak to? Ponieważ Jezus umarł i zmartwychwstał. Ponieważ „On sam w swoim ciele zaniósł nasze grzechy na krzyż. Uczynił to po to, abyśmy martwi dla grzechów, żyli dla sprawiedliwości” (1 Ptr 2,24).

Krzyż nie jest wołaniem potępienia dla grzeszników, wręcz przeciwnie, objawia niezmierzoną dobroć i przebaczenie okazywane przez Boga tym, którzy wołają: „Boże, okaż miłosierdzie mnie, największemu z grzeszników”. Czytając słowa Jezusa o „zatrzymywaniu i przebaczaniu grzechów” nie straćmy z oczu prawdy o tym, że Jego działem jest przebaczenie. On wciąż pozostaje Zbawicielem i „przyjacielem celników i grzeszników”.

Kościół wciąż pozostaje tym szczególnym miejscem, w którym grzesznik może usłyszeć pełne nadziei przesłanie: „Wiarygodna to Słowo, warte przyjęcia z całą otwartością, że Chrystus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników” (1 Tm 2,15).

środa, 27 grudnia 2017

GDZIE JESTEŚ?

W biblijnym opisie upadku człowieka pojawia się pytanie, które zadaje Pan Bóg „przechadzający się po ogrodzie (Edenie) podczas powiewu wiatru”. Pan Bóg woła mężczyznę (Adama) i pyta: „Gdzie jesteś?”. Jego uwaga koncentruje się na nieobecności człowieka w miejscu wyznaczonym mu przez Stwórcę. Pan Bóg zwraca uwagę na fakt, że człowieka nie ma tam, gdzie powinien być. 

To ciekawe, bo częściej w historii słyszymy pytanie, które zadają ludzie: „Boże, gdzie jesteś?”. Wraz z tym pytaniem pojawia się cała lista zarzutów: „Gdzie jesteś, kiedy w świecie obecne jest cierpienie, choroba, wojna, przemoc, nienawiść…”.

Problemem świata, w którym żyjemy nie jest nieobecność Boga. Bóg się nie ukrył i nie zataił prawdy o sobie. Paweł z Tarsu dowodzi, że ludzie mają skłonność do zakłamywania prawdy o Bogu, a przecież „to, co można wiedzieć o Bogu, jest dla nich jawne, gdyż Bóg im to objawił. To bowiem, co w Bogu niewidzialne – Jego wiekuista moc oraz boskość – od stworzenia świata staje się widzialne dzięki rozumnemu oglądaniu dzieł Bożych. Dlatego ludzie ci nie mają wymówki”.

Bóg jest tam, gdzie być powinien. Jego dziełem jest zapewnienie człowiekowi nadziei, życia i błogosławieństwa. Pełnia tych dobrodziejstw zawiera się w Chrystusie. Istotą dzieła, które dokonało się w Chrystusie jest to, że jako obcy i wrogowie przez nasze myśli i czyny, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez krew Jego krzyża. Lista długów została anulowana. Darowane zostały nam wszelkie grzechy – Bóg usunął je, przybijając do krzyża. Śmierć została pokonana. Życie i przebaczenie triumfuje. Pełne mocy: „Wykonało się!” rozbrzmiewa z kart Ewangelii. Bóg, bogaty w miłosierdzie, objawił pełnię łaski i przebaczenia w Chrystusie. Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Tyrania grzechu została złamana. Chrystus rozbroił diabelskie zwierzchności i władze. Wszystko gotowe. Autorzy nowego testamentu na wszelkie sposoby i rozlicznymi słowami rozgłaszają triumf Chrystusa „Pierworodnego spośród umarłych i Władcy królów ziemi, który nas miłuje i który swoją krwią uwolnił nas od naszych grzechów”.

W obliczu Bożego dzieła, zapewniającego zbawienie, życie, przebaczenie, wolność od grzechu i stanowiącego źródło wiecznego błogosławieństwa, pojawia się wciąż aktualne pytanie: „Człowieku, gdzie jesteś?”.

WYPACZONY OBRAZ

W dalekim kraju mieszkał sobie pewien artysta-malarz, który z zamiłowaniem oddawał się swojej twórczej pasji. Gdyby powiedzieć o Jego dziełach, że były ładne, to jakby nic nie powiedzieć. Z obrazów emanowało zachwycające piękno. Malarz zawarł w swoich dziełach wszystko to kim sam był. A znany był jako dobry, prawy, odważny, wrażliwy, oddany wszelkiej słusznej i szlachetnej sprawie. Taki właśnie przekaz miały obrazy, które tworzył – były doskonale dopracowane w najmniejszym szczególe i promieniowały urokiem szlachetnej duszy ich twórcy.

Tymczasem w kraju naszego artysty wybuchła wojna, w rezultacie której wszystkie jego dzieła zostały zagrabione. Niektóre zostały całkowicie zniszczone. Ocalałe trafiły w ręce pewnego człowieka, który tak dalece zaingerował w pierwotną treść dzieł, że nie urzekały już one pięknem i doskonałością, ale raczej przemawiały do oglądających swoją brzydotą i niechlujstwem. Niestety za tę brzydotę obwiniano naszego artystę. Negatywne komentarze pojawiały się obficie: „Cóż to za niepasujący do siebie zestaw kolorów!”, „Jakie rozmazane kształty!”, „Ależ okropne obrazy na których widać tylko szarość i czerń…”, „Ich twórca musiał być kompletnym nieudacznikiem”, „Z pewnością nie są to prace zasługujące na jakąkolwiek uwagę. Tragiczne!”.

Mijały miesiące, lata i dekady, które utrwaliły negatywny wizerunek naszego twórcy w opinii kolejnych pokoleń ludzi. W podręcznikach szydzono z braku jakiejkolwiek wrażliwości artystycznej malarza, a prezentowane dzieła stały się synonimem wszystkiego co złe i pozbawione choćby ułamka artyzmu. Nazwisko malarza wypowiadano z politowaniem, złością, pogardą i szyderstwem.

Kiedy imię naszego malarza zostało już całkowicie zszargane i obarczone najgorszymi epitetami pojawił się ktoś, kto twierdził, że jego dalecy przodkowie znali twórcę i zapewniał, że te krytykowane dzieła są tylko jakimś falsyfikatem, który szkodzi prawdziwemu wizerunkowi artysty. Jako dowód pokazywał zachowane zdjęcia oryginalnych obrazów. Choć były to tylko fotografie, to jednak zawierały tak wielki ładunek piękna i doskonałości, że niektórzy oglądający doświadczali szczególnego i wzniosłego „poruszenia serca”, które towarzyszyło im podczas, choćby przelotnego, na nie spojrzenia.

Człowiek, który dysponował zdjęciami oryginalnych obrazów mistrza postanowił stworzyć galerię, nazwaną imieniem artysty, która mogłyby odkłamać rozpowszechniany o malarzu przekaz. Jednak zdecydowanej większości ludzi łatwiej było żyć stereotypami. Utrwalony i negatywny wizerunek naszego twórcy był wygodny dla wszystkich, którzy chcieli w nim widzieć jedynie żałosnego i pozbawionego choćby cienia talentu malarza. Dla większości, nasz mistrz, pozostawał kimś zasługującym na politowanie i był zdecydowanie niewartym zainteresowania, chyba tylko po to, aby dać upust nienawiści i pogardy. Dziwne, że nikt nie chciał podjąć wysiłku, aby zweryfikować swoje niewłaściwe poglądy…

Ta niedoskonała historia chce przekazać ważną treść.

Nieskończenie dobry i doskonały Bóg jest twórcą, który chciał być rozpoznany w dziełach, które stworzył. Tymczasem jego „obrazy” – ludzie – zostały skażone brzydotą grzechu. Ludzie, choć stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, stali się „samolubni, rozkochani w pieniądzu, chełpliwi, wyniośli, bluźnierczy, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, nieczuli, nieprzejednani, skorzy do oszczerstw, niepohamowani, okrutni, gardzący tym, co dobre, zdradzieccy, bezmyślni, nadęci…”.

Grzech wypaczył prawdę o Bogu, utrwalając negatywny i fałszywy wizerunek samego Stwórcy. Bóg przestał być postrzegany jako źródło miłości, prawdy i dobra. A jednak istnieje możliwość poznania Go takim, jakim jest On naprawdę. Problemem jest fakt, że tylko nieliczni zdobywają się na wysiłek, aby odkryć prawdę o Tym, który chce dać się poznać każdemu kto ma odwagę poddać weryfikacji utrwalone na Jego temat wyobrażenia i poglądy. Jego dzieła, podobnie jak On sam, nie noszą znamion brzydoty, której przejawem są: kłamstwo, wykorzystanie, nienawiść, chciwość, obłuda i wiele innych. Na przestrzeni lat, dekad i wieków, wielu z tych, którzy powoływali się na znajomość Boga i nazywali się Jego „namiestnikami” i „reprezentantami” przekazało fałszywy i wypaczony obraz tego Kim On jest.

Niektórzy „w Imię Boga” nie wahali się mordować i wykorzystywać innych dla swoich prywatnych i samolubnych celów. Ponieważ czynili to z Jego imieniem na ustach, wielu zaczęło te niegodziwości przypisywać samemu Bogu. Jednak był to tylko falsyfikat i tragiczne w skutkach kłamstwo. Aby Go poznać trzeba spojrzeć poza utrwalony stereotyp, choćby ten reprezentowany przez Richarda Dawkinsa: „Bóg Biblii jest prawdopodobnie najmniej przyjazną postacią całej literatury pięknej: zazdrosny i dumny z tej zazdrości; małostkowy, niesprawiedliwy, nie znający przebaczenia pedant; roszczeniowy, krwiopijczy zwolennik czystek etnicznych; mizoginiczny, homofobiczny, rasistowski, mordujący dzieci, ludzi w ogóle, czy też synów w szczególności, zsyłający plagi, megalomański, sadomasochistyczny, kapryśnie manifestujący brak zrozumienia despota”.

Abyśmy mogli przejrzeć i zobaczyć jak jest naprawdę, zostały nam dane Ewangelie. Cztery teksty, których wspólnym tematem jest On – Jezus Chrystus. Jeden z Ewangelistów napisał: „Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, On uczynił Go znanym”. Słuchając słów Jezusa, przyglądając się Jego życiu (dziełom) i uczestnicząc, wraz z autorami Ewangelii, w wydarzeniach jakim były Jego śmierć i zmartwychwstanie, otrzymujemy możliwość dostrzeżenia prawdy o Bogu. Ta prawda przemawia między innymi w takich stwierdzeniach: „Największą miłość okazuje ten, kto swoje życie oddaje za przyjaciół” i „Bóg bowiem tak bardzo ukochał świat, że dał swego Jedynego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.

Uwolnienie od niewoli grzechu przynosi jeszcze jeden skutek – Boży obraz w człowieku może zostać odbudowany, gdyż „każdy kto pozostaje w Chrystusie nowym jest Stworzeniem”. To „nowe stworzenie” – człowiek żyjący w więzi i relacji z Bogiem – jest przemieniane i odnawiane na doskonały obraz Tego, który tchnął życie i objawił swoją chwałę. Żyć w Chrystusie i prezentować właściwy obraz Boga wobec całego stworzenia to cel i zadanie powierzone wszystkim, którzy doświadczyli Jego łaski.

„Stworzenie więc ufnie oczekuje objawienia się synów Bożych (…) w nadziei, że zostanie wyrwane z zepsucia, które je zniewala, do wolności, którą jest chwała dzieci Bożych”

piątek, 22 grudnia 2017

ZŁY LUTER I DOBRY PAPIEŻ, CZYLI...

Zły Luter i dobry papież, czyli protestanccy heretycy (schizmatycy, odszczepieńcy) mają wrócić na łono prawdziwego i jedynego Kościoła.

W różnych „profesjonalnych” dyskusjach o protestanckiej reformacji przejawia się taki komentarz: "Świętowanie 500-lecia Reformacji to błąd. Jedynym prawdziwym Kościołem jest Kościół katolicki". Taka wypowiedź została m.in. przytoczona w programie TVP „Warto rozmawiać”. Program był wyemitowany 9 listopada i został opatrzony takim wstępem: Czy katolicy, tak jak papież Franciszek, mają dziękować za „dary reformacji”, uważając luteranizm za lekarstwo dla Kościoła? A może tradycyjnie powinniśmy widzieć w Lutrze rozłamowca, heretyka i wcielenia zła?

Otóż Kościół katolicki nie jest „jedynym prawdziwym Kościołem”. Nigdy nie był takim. Jeśli mamy jakikolwiek szacunek do historii, to trzeba uczciwie przyznać, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa Kościół rzymski (z biskupem Rzymu) istniał równolegle obok Kościołów w innych miastach, w tym największych miastach cesarstwa: Antiochii, Efezie, Aleksandrii, Lyonie, Kartaginie, Konstantynopolu i innych.

Prymat biskupa Rzymu, tak podnoszony przez Kościół katolicki, jest jedynie katolickim poglądem i nie trzyma się on prawdy historycznej. Przykładowo w III wieku toczył się w Kościele spór pomiędzy Cyprianem (biskupem Kartaginy) a Stefanem I (biskupem Rzymu). Władza (autorytet) Rzymu nie rozciągała się na inne miasta (biskupstwa).

Piotr apostoł nie był też żadnym pierwszym papieżem. Wystarczy przeczytać tekst nowotestamentowy (Dzieje Apostolskie, List Pawła do Galatów, Pierwszy i Drugi List Piotra), aby się o tym przekonać. Jedynie narracja katolicka każe nam wierzyć, że kolejni biskupi Rzymu byli papieżami - następcami apostoła Piotra. E.E. Cairns w swojej historii Kościoła („Z chrześcijaństwem przez wieki. Historia Kościoła powszechnego”) zauważa: „We wczesnym Kościele biskupa Rzymu uważano za jednego z wielu biskupów, którzy byli sobie równi pod względem rangi, władzy i funkcji. Między rokiem 313 a 450 biskupa Rzymu zaczęto traktować jako pierwszego wśród równych. Poczynając jednak od wstąpienia na tron biskupa Leona I w roku 440, biskup Rzymu zaczął domagać się zwierzchnictwa nad innymi biskupami”.

Różnice w Kościele, szczególnie te pomiędzy Wschodem a Zachodem istniały od samego początku. Przykładem są dyskusje o kanoniczności niektórych ksiąg biblijnych. Przykładowo kanoniczność Listu do Hebrajczyków nie budziła większych wątpliwości w Kościele Wschodnim, natomiast była obiektem dyskusji w Kościele Zachodnim. Odwrotnie było z Księgą Objawienia Jana (Apokalipsą).

Do dziś wschodnie chrześcijaństwo ma w swoim kanonie księgi (np. dwa listy św. Klemensa Rzymskiego czy Pasterz Hermasa), które nie zaliczane są do natchnionych w obrębie tzw. Kościoła Zachodniego.

Rzymskie papiestwo z czasem zyskiwało władzę i wpływy na równi z władzą polityczną, co już samo w sobie jest, delikatnie mówiąc, czymś obcym nauce Chrystusa i Nowego Testamentu. Historycy uznają, że Grzegorz zwany Wielkim (540-604 r. n.e.) utwierdził duchową zwierzchność biskupa Rzymu i uczynił Kościół zachodni potęgą polityczną, na tyle silną by w późniejszych wiekach kontrolować władzę świecką (ciekawa koncepcja).
W 1054 roku dokonał się rozłam pomiędzy Kościołem na Wschodzie i na Zachodzie. Patriarcha Konstantynopola nałożył klątwę na biskupa (papieża) Rzymu i jego następców. Wcześniej patriarchę Konstantynopola Michała Cerulariusza wyklął Leon IX.

Historia Kościoła nie jest historią katolicyzmu. Katolicyzm jest jednym z wielu nurtów szeroko rozumianego chrześcijaństwa.Czy teologicznie poprawnym? Pozostawiam to sumieniu tych, którzy są częścią Kościoła rzymskiego.

Reformacja zrodziła się w środowisku ludzi będących częścią zachodniego chrześcijaństwa. Jej dorobkiem na gruncie teologicznym było przywrócenie właściwego miejsca Biblii w nauczaniu i praktyce chrześcijańskiej.

Ja się cieszę z protestanckiej Reformacji i uznaję w niej wartość dla cywilizacji europejskiej. Tym samym nie podzielam katolickich głosów jakoby była ona „katastrofą cywilizacyjną”. Nie podzielam też opinii profesora Johna Rao z nowojorskiego Uniwersytetu Świętego Jana, który stwierdził, że „protestantyzm to straszliwa katastrofa, której założenia i skutki nie są do pogodzenia z Kościołem (katolickim). Protestanci są o tyle na złej drodze, o ile z własnej woli podążają za ideami protestantyzmu. Katolicy zaś są o tyle na dobrej drodze, o ile za tymi ideami nie podążają”.

Kiedyś jeden z portali historycznych wyprodukował koszulkę z podobizną Lutra i napisem „Nie płakałem po papieżu”. Nie wiem czy Luter wypowiedział takie słowa, ale z perspektywy historycznej przyznaję rację takiemu sformułowaniu. Co nie znaczy, że w tradycji katolickiej nie znajduję nic godnego uwagi. Staram się widzieć historię Kościoła w całym i szerokim jej spektrum. Natomiast przekonania i praktykę wiary chcę czerpać ze źródła jakim jest Biblia. Dlatego protestancka zasada „Sola scriptura” jest mi niezwykle bliska.

poniedziałek, 18 grudnia 2017

PAWEŁ Z TARSU - PO PROSTU Z JEZUSEM ŻYĆ

Przez wiele lat trudził się, by uczynić poselstwo o Jezusie – ukrzyżowanym i zmartwychwstałym – znanym w ówczesnym społeczeństwie. Przemierzył tysiące kilometrów. Odbył liczne podróże piesze i drogą morską. Dotarł (prawdopodobnie) aż do Hiszpanii. Założył wiele wspólnot chrześcijańskich, w tym te znane z tekstu Nowego Testamentu: w Koryncie, Efezie, Tesalonice czy Filippi. Zwalczał szerzące się w Kościele herezje. Był zaangażowany we wsparcie materialne na rzecz ubogich chrześcijan w Jerozolimie. Miał ogromne osiągnięcia w służbie uzdrawiania chorych, przez jego ręce Bóg objawiał niezwykłą moc. Odważnie składał świadectwo o Jezusie przed możnymi ówczesnego świata. Pod wpływem jego nauki, już w czasie jego życia, znajdowało się tysiące osób.

Tak w skrócie można przedstawić życie Pawła z Tarsu.

U kresu swoich dni zapisał, gorzko brzmiące, słowa: „Wszyscy mnie opuścili”.

Czy stracił coś ze swojej apostolskiej gorliwości? Czy odszedł od prawd, które z takim oddaniem głosił w miastach Imperium Romanum? Czy popadł w grzech, który zrujnował jego opinię w oczach innych wierzących? Nic z tych rzeczy.

Temu gorzkiemu wyznaniu: „Wszyscy mnie opuścili” towarzyszyły też takie słowa: „Toczyłem piękny bój. Bieg ukończyłem. Wiarę - zachowałem. Teraz czeka na mnie wieniec sprawiedliwości, który w tym Dniu da mi Pan, sędzia sprawiedliwy”.

Najwyraźniej uznanie w oczach ludzi nie zawsze idzie w parze z Bożą aprobatą.

Życie apostoła Pawła – Żyda, faryzeusza, obywatela Rzymu, a przede wszystkim apostoła Chrystusa Jezusa - uczy, że największą wartością jest aprobata Tego, którego Królestwo sięga poza doczesność i znikomość tego wieku.

Ludzka przychylność i uznanie to przemijające dobra. Dziś możesz być „cenionym i poważanym”, jutro opuszczonym i lekceważonym przez tych samych, którzy okazywali ci zainteresowanie. O tę aprobatę nie warto zabiegać. Jest jednak uznanie, o które należy się troszczyć i jego pragnąć. Tym uznaniem jest Boża przychylność i Jego pochwała. Jak nią zyskać? Ze wszystkich listów Pawła, które nam pozostawił, przebija się takie oto proste stwierdzenie: „w Chrystusie”. Istotą Bożej aprobaty jest „być w Chrystusie”. Nie można się rozczarować, jeśli nasze życie powierzymy Jemu i zbudujemy je wokół relacji i bliskości z Chrystusem. Wszystko inne to „gonitwa za wiatrem”.

Życia w Chrystusie, tak po prostu – zwyczajnie i codziennie, życzę sobie i innym.

piątek, 15 grudnia 2017

BŁOGOSŁAWIEŃSTWO

Bóg jest tym, który błogosławi.  W tekście biblijnym traktującym o „dziejach stworzenia nieba i ziemi” (Rdz 2,4) Bóg błogosławi istoty żyjące i człowieka. Jego błogosławieństwo jest wyrazem przychylności, łaski, miłości, upodobania i stanowi o szczególnej więzi pomiędzy Nim a tymi, którzy są powołani do życia z Jego woli. 

Bóg błogosławi: Adama i Ewę, Noego i jego rodzinę, Abrama i w nim wszystkie narody ziemi, Izmaela, Izaaka, Jakuba i Józefa. Błogosławieni przekazują błogosławieństwo innym, wśród nich są ojcowie (rodzice), którzy błogosławią swoich synów i córki. Wśród zapisanych na kartach Księgi Rodzaju błogosławieństw są słowa, podeszłego wiekiem Jakuba, skierowane do Józefa:

„Józef jak drzewo owocowe, jak drzewo owocowe przy źródle, jego gałązki pną się po murze. Pomnożą się jego prześladowcy, nękać go będą łucznicy. Jednak łuk jego pozostanie mocny i silne jego ramiona, dzięki potężnemu Bogu Jakuba, Pasterzowi, Skale Izraela. Bóg twego ojca będzie ci pomagał, Bóg Wszechmocny ci pobłogosławi: błogosławieństwami nieba z góry, błogosławieństwami głębin leżących na dole, błogosławieństwami piersi i łona. Błogosławieństwa twego ojca będą mocniejsze od błogosławieństw gór odwiecznych, od wspaniałości dawnych pagórków. Niech spłyną one na głowę Józefa, na głowę księcia wśród swoich braci”.

Wciąż jest wiele przestrzeni, aby błogosławić. Kogo? Kiedy? Gdzie? Każdego, zawsze i wszędzie. Dlaczego? Ponieważ taka jest Boża natura, wszak  „On sprawia, że słońce wschodzi dla złych i dobrych i zsyła deszcz dla sprawiedliwych i niesprawiedliwych”.