poniedziałek, 27 września 2021

CHRYSTUS ODKUPIŁ NAS...

„Doktryna ewangelii (najsłodsza i pełna najniezwyklejszej pociechy pośród wszystkich doktryn) nic nie mówi o naszych uczynkach ani o uczynkach zakonu, ale raczej o niezgłębionym miłosierdziu i miłości Bożej do najnędzniejszych i pożałowania godnych grzeszników; o tym, że nasz najlitościwszy Ojciec (…) zesłał na świat swego Jedynego Syna i złożył na Nim grzechy wszystkich ludzi, mówiąc: Bądź Piotrem, który się zaparł, Pawłem – prześladowcą i okrutnikiem, cudzołożnym Dawidem, tymi, którzy zjedli owoc w raju, łotrem, który zawisł na krzyżu, czyli bądź każdym spośród ludzi, kto popełnił grzech i zobacz, że zapłaciłeś i zadośćuczyniłeś za każdego z nich. Wtedy pojawia się zakon i oznajmia: Uznaję Go za grzesznika, za kogoś, kto wziął na Siebie grzechy wszystkich ludzi i nie dostrzegam już żadnego innego grzechu, jak tylko w Nim. Niech zatem zawiśnie na krzyżu. I tak zakon pojmał Go i zgładził. W ten sposób cały świat został uzdrowiony i oczyszczony z grzechu, a tym samym uwolniony od śmierci i wszelkiego zła. Teraz, gdy przez jednego człowieka grzech został pokonany, a śmierć obalona, Bóg nie widzi w świecie nic innego, jak tylko czystość i sprawiedliwość, o ile świat temu daje wiarę”. 

- Marcin Luter, „Komentarz do Listu do Galatów”.

wtorek, 21 września 2021

CZCICIELE "WYGODNEGO BOGA"

Miewam wrażenie, że całkiem wyrazistą formą życia religijnego jest wiara w Boga, który nie ma w sobie nic z nadnaturalności i został „urobiony” na nasz obraz i nasze podobieństwo. Ów „Bóg” jest zdecydowanie „na miarę naszych możliwości” i potrzeb. Można go też nazwać „wygodnym Bogiem”, którego jesteśmy w stanie tolerować w naszym życiu. „Wygodny Bóg” jest wyraźnie oddzielony od tego wszystkiego, co nazywa się codzienną egzystencją, pozostaje zamknięty w miejscach niedzielnego kultu i tylko tam – podczas godzinnego czy dwugodzinnego religijnego rytuału – wystawiamy się na kontakt z Nim i nazywamy to duchowym życiem. 

Ten „wygodny Bóg” nie decyduje o naszych codziennych wyborach. Obojętne są Mu przykładowo takie kwestie jak język, którym posługujemy się na co dzień, nasze odnoszenie się do innych ludzi, nasze relacje rodzinne i stosunki w miejscu pracy. „Wygodny Bóg” – uczyniony na nasz obraz i nasze podobieństwo – nie interesuje się tym jak zarządzamy naszym czasem i naszymi zasobami. Wszak to NASZ czas i NASZE pieniądze, więc niby jak miałoby być inaczej? „Wygodny Bóg” nie ma wpływu na to czym karmimy nasze umysły, ulegając fascynacji współczesnym produktom popkultury. Nasz sposób myślenia i rozumienia otaczającego świata jest Mu obojętny. Jako wyznawcy „wygodnego Boga” trzymamy Go na dystans od tego wszystkiego co jest naszą codziennością. 

„Wygodny Bóg” nie oczekuje, że będziemy Go poznawać zgłębiając Jego naturę, Jego wolę i Jego myśli. Bo czy warto podjąć wysiłek, by szukać i zabiegać i poznanie Boga? „Wygodny Bóg” pozwala nam na całkowitą anonimowość i niezależność. On nie łączy naszego życia z innymi ludźmi, wobec których mielibyśmy mieć jakiekolwiek zobowiązania. Zobowiązania wobec innych? Taka dziwaczna koncepcja nie mieści się w głowie wyznawców „wygodnego Boga”. 

Modlitwa do „wygodnego Boga” to nieustanna prośba w stylu: „Pomóż mi osiągnąć MOJE zamierzenia, MOJE plany i spełnij wszystkie MOJE oczekiwania”. Zasadniczo „wygodny Bóg” pełni rolę dystyngowanego kelnera realizującego zamówienia na wszystko to, co ma podnieść standard naszego życia i zapewnić nam niezbędną wygodę i komfort. Potrzebujemy takiego „wygodnego Boga”, który nieustannie skupia uwagę na potrzebach swoich wyznawców i ze wszystkich sił dąży do ich zaspokojenia. 

„Wygodny Bóg” nikogo nie osądza i nie potępia. Każdy, kto skończy swoje życie na tym świecie, znajdzie swoje miejsce w Jego niebańskim domu. Piekło i potępienie nie mają zastosowania wśród wyznawców „wygodnego Boga”. Gdyby ktoś odważyłby się nam zabrać wiarę w tego „wygodnego Boga”, to zareagujemy z całą stanowczością i z pełną determinacją oprzemy się wszelkim próbom przekonania nas, że tkwimy w błędzie. 

Owoc „wiary” w tego „wygodnego Boga” zdaje się być bliski temu, o czym pisał Paweł z Tarsu do swojego młodego przyjaciela, Tymoteusza: „Pamiętaj, że w dniach ostatecznych nadejdą ciężkie chwile. Ludzie będą bowiem samolubni, chciwi, pyszałkowaci, wyniośli, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, bezbożni, nieczuli, nieustępliwi, rzucający oszczerstwa, nieopanowani, okrutni, nienawidzący dobra, zdradliwi, porywczy, zarozumiali i kochający przyjemności bardziej niż Boga. Będą zachowywać pozory pobożności, a wyprą się tego, co jest jej siłą. Są to ludzie o wypaczonym myśleniu i chwiejni w wierze. Tacy nie zajdą daleko, gdyż ich głupota stanie się jawna dla wszystkich”. 

Owoc tego w co wierzymy jest jawny. Wbrew utartemu przekonaniu wiara nie jest sprawą osobistą. Jej owoc widać. Ten sam autor nowotestamentowy, Paweł z Tarsu, pisał też o innym owocu życia wskazując na obecność takich elementów jak: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, powściągliwość”. Ale zdaje się, że są to owoce ulegania nie „wygodnemu Bogu”, ale Temu, który – według słów Jezusa – jest „jedyny i prawdziwy”. I wiem, że w moim życiu też toczy się walka o uległość. Komu będę uległy? Czy samemu sobie i swoim wyobrażeniom Boga – „wygodnego Boga” – uczynionego na mój obraz i moje podobieństwo lub okażę uległość Temu PRAWDZIWEMU, który pozostaje niezmienny w swojej naturze i o którym zaświadczają autorzy Biblii.

poniedziałek, 13 września 2021

JESTEM VS. JESTEŚ

Na ostatnim niedzielnym nabożeństwie śpiewaliśmy pieśń, która zwierała takie wyznanie: „Jestem by Cię wielbić, jestem by Cię chwalić; Jestem by ogłaszać – Tyś mój Bóg”. A zaraz po tych początkowych wersach pojawiły się słowa: „Jesteś tak cudowny, jesteś tak wspaniały…”. Tymczasem podążając za pierwotnie wyśpiewanym słowem „Jestem” („Jestem by Cię wielbić…”) łatwo się pomylić i kontynuować śpiewanie owego „Jestem” zmieniając treść pieśni na: „Jestem tak cudowny, jestem tak wspaniały…”. W trakcie śpiewania dałem się złapać w tę pułapkę i szybko musiałem „ugryźć się w język”. Finalnie wziąłem z tego wydarzenia ważną lekcję. Istnieje taka pokusa, aby – w niezdrowy i nieuprawniony sposób – w chrześcijańskim życiu skupić uwagę na sobie, a nie na Tym, który zasługuje, aby pozostać w centrum naszej uwagi. Istnieje niebezpieczeństwo „wyniesienia na sztandary” siebie zamiast Stwórcy. Obyśmy nigdy nie popełnili tego błędu, który może skutkować katastrofą. O ile w śpiewaniu można się pomylić, to w życiu zdecydowanie nie wolno tego zrobić. Niech Bóg pozostaje w centrum wszystkiego co robimy i kim jesteśmy, jako chrześcijanie. Jedynie Jemu chwała!

sobota, 11 września 2021

ROZMOWA

Życie to rozmowa. Czasami krótka i zdawkowa. Innym razem nieco głębsza, dotykająca ważnych spraw. Zapytani staramy się najczęściej w klarowny i wyczerpujący sposób udzielić odpowiedzi. A zdarzają się też pytania o tak zwane różnice pomiędzy „Wami” na „Nami”.

- Ile kosztuje pogrzeb w Waszym Kościele? 

- Co to znaczy „kosztuje”? 

- No... Ile trzeba zapłacić, aby pastor poprowadził ceremonię pogrzebową? 

- Nie ma takiej opłaty i cennika „usług”. W sytuacji, kiedy umiera ktoś z Kościoła, praktyką jest okazywanie wsparcia rodzinie i bliskim zmarłego, a nie wyciąganie rąk po pieniądze. 

- A ile kosztuje udzielenie ślubu? 

- Jest bardzo kosztowne. Niektórych nie stać na ślub i rezygnują... 

- !? Nie rozumiem... 

- Ślubu udzielają sobie Ci, którzy składają przysięgę wierności małżeńskiej – pan młody i panna młoda. W Kościele nauczamy, że to kosztuje męża i żonę oddanie się „w posiadanie” małżonkowi na całe życie – „aż śmierć ich nie rozłączy”. To wysoka cena do zapłacenia i niektórzy nie chcą jej „zapłacić”. Więc udzielenie ślubu sobie nawzajem przez wstępujących w związek małżeński kosztuje. 

- No tak… Ale ile trzeba zapłacić pastorowi za udzielenie błogosławieństwa tym, którzy wstępują w związek małżeński? 

- Nie udzielamy błogosławieństwa za pieniądze i „z cennika”. A ile zapłacono Jezusowi, kiedy błogosławił dzieci? To pytanie jest zadecydowanie nie na miejscu. 

- To z czego w takim razie utrzymuje się pastor? 

- Często pracuje zawodowo. Gdy Kościół jest wystarczająco duży, praktyką jest wspieranie pastora w jego służbie – ale jest to decyzja wspierających, gdyż – jak czytamy w Biblii – „ochotnego dawcę Bóg miłuje”. 

- A co zrobić, żeby zapisać się do Waszego Kościoła? 

- Istnieje formalne członkostwo w Kościele, ale jest ono tylko potwierdzeniem, że dana osoba spotkała się ze Zmartwychwstałym Chrystusem, posiada zrozumienie zbawienia i trwa w relacji z Bogiem. Kościół należy do Chrystusa i to jest Jego decyzja i Jego suwerenna wola kto się w tym Kościele znajduje. Kościół jest dla każdego, kto został przyjęty i zaakceptowany przez Boga. Jest on dla tych, którzy odwrócili się od swoich grzechów, zwrócili się w wierze do Chrystusa i otrzymali Ducha Świętego – który w Biblii jest nazwany Duchem synostwa. To jest Boże dzieło. My nie czynimy nikogo członkiem Kościoła. Nie mamy takich uprawnień. To Bóg „gromadzi tych, którzy są Jego”. My, jako liderzy (pastorzy, starsi), możemy tylko rozpoznać Boże dzieło w człowieku i zachęcamy tych, którzy „są w Chrystusie” do wzrastania w wierze i wydawania owoców nawrócenia. Zachęcamy też do niesienia odpowiedzialności za innych i tak właśnie rozumiemy formalne członkostwo w Kościele. Takie członkostwo to ODPOWIEDZIALNOŚĆ JEDNI ZA DRUGICH. 

- A co z chrztem? Podobno nie uznajecie chrztu niemowląt? 

- A czym jest „chrzest niemowląt”? - No jak to co czym? Dziecko przynoszone jest do Kościoła, rodzice chrzestni i rodzice dziecka wypowiadają przyrzeczenia chrzcielne, a niemowlę polewane jest wodą „w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego”. 

- A czy tekst biblijny propaguje taki chrzest? Czy teką praktykę wyczytujesz z kart Biblii? Czy znajdujesz potwierdzenie w praktyce nowotestamentowego Kościoła dla „chrztu niemowląt”? 

- A czy ja wiem... Raczej nie czytam w Biblii. A zresztą o którą Biblię pytasz? Czy jest jedna Biblia? Wy – protestanci (czy tak Was nazywać?) – pewnie macie swoja, a my – w naszej wierze – swoją. 

- Biblia jest jedna. Nie ma dwóch różnych tekstów, które nazywamy Biblią – odrębnego na przykład dla protestantów i innego przykładowo dla katolików. Czytanie Biblii pozwala na weryfikację słuszności naszych przekonań. Co zatem stawowi źródło Twojego poznania i zrozumienia prawdy o Bogu? Skąd masz wiedzieć jaki jest Bóg i jakie są Jego sposoby działania? 

- A to w tej Biblii jest napisane? 

- Tekst biblijny jest źródłem naszego zrozumienia Boga. Na kartach Biblii odnajdujemy historię zbawienia, ale też z jej treści wypływają nasze przekonania i praktyka życia. Jesteśmy protestantami, więc uznajemy zasadę, że to właśnie tekst Pisma Świętego stanowi o tym w co wierzymy i jak prowadzimy nasze chrześcijańskie życie. 

- Czyli co, wy w tę Biblię wierzycie? Tylko ją czytacie i nic więcej? 

- Przede wszystkim czytamy Biblię. Ale chętnie czerpiemy z całego bogactwa myśli i mądrości ludzi Kościoła na przestrzeni wieków. Jednak autorytet tekstu biblijnego jest dla nas ważny. To tekst biblijny przesądza o tym, co stanowi istotę naszych przekonań. Dlatego zachęcamy każdego, aby czytał, rozważał i poznawał Biblię. 

- Ale to jest trudny tekst podobno, tak mówią... Nie wiem dokładnie, bo nie czytałem. 

- W przypadku trudnych miejsc w Biblii zawsze można skorzystać z różnych dostępnych pomocy – komentarzy i opracowań biblijnych. Jednak kluczową rolę spełnia prośba do Boga, by pomagał nam zrozumieć Jego Słowo. Mamy też studium biblijne, na którym uczymy się rozumieć Pismo Święte. 

- No tak… Trochę się śpieszę, więc może pogadamy innym razem.

piątek, 10 września 2021

O ŻYCIU, Z TENISEM W TLE

W tegorocznym finale US Open (zaplanowany jest na najbliższą sobotę, 11.09) zagra dziewiętnastoletnia Leylah Fernandez, reprezentująca Kanadę. Jej tata jest Ekwadorczykiem, a mama Filipinką. Leylah spotka się na korcie w Nowym Jorku z młodszą o rok, reprezentującą Wielką Brytanię, Emmą Raducanu. W przypadku Emmy tata jest Rumunem, a mama Chinką. Wyjątkowe multikulti :). Obydwie Panie zaprezentowały się doskonale na wielkoszlemowym turnieju! Skład tegorocznego finału Wielkiego Szlema w USA zdaje się zaskoczył wszystkich. Wszak Raducanu jest dopiero na 150. miejscu w rankingu WTA, a Fernandez zajmuje 73. pozycję. Młodość i niedoświadczenie jednak górą! W półfinale Raducanu pewnie pokonała Greczynkę Marię Sakkari, a Fernandez – po bardziej zaciętym boju – wyeliminowała w półfinale, drugą obecnie rakietę świata wśród kobiet, Arynę Sabaleknę z Białorusi. 

O stylu gry Leylah Fernandez mówi się, że TECHNIKA, PRZEWIDYWANIE I MYŚLENIE PRZEWAŻA NAD SIŁĄ. Przeczytałem, że gdy – jako siedmiolatka – pojawiła się w centrum treningowym w Kanadzie niewielu trenerów widziało w niej kogoś, kto może odnieść sukces w zawodowym tenisie. Była drobna, szczupła i niezbyt szybka. A jednak ktoś zdecydował się poprowadzić Leylah i wesprzeć ją w sportowym rozwoju. 

Czasami to co nazywamy „potencjałem” nie zawsze jest dostrzegalne na pierwszy rzut oka. I być może tylko nieliczni są w stanie zobaczyć przyszłe sukcesy kogoś, komu większość nie „wróży” pomyślności. Czasami deficyt w jednej dziedzinie z powodzeniem można zastąpić mocną stroną w innej. Miarą prawdziwego sukcesu nie jest szczęście i przypadek, ale wytrwałość, cierpliwość i ciężka praca. A w życiu – jak mawiał biblijny mędrzec – często „mądrość jest lepsza niż siła”.

czwartek, 9 września 2021

SŁUŻENIE "JEDNI DRUGIM"

Zwykło się mówić, chyba słusznie, że w życiu warto „wysoko ustawić poprzeczkę”. Dziś natrafiłem na historię, która „wysoko ustawiła poprzeczkę” w kontekście życia chrześcijańskiego wyrażającego się „służeniem jedni drugim w miłości”. Historia pochodzi z książki Grega Ogdena pt. „Podstawy uczniostwa. Przewodnik do budowania życia w Chrystusie”, może kogoś też zainspiruje. Oto fragment z książki: „Jak wygląda miłość służebna? Mary Rutan opowiada o spotkaniu jednego z takich sług. Jej Kościół na Alasce gościł u siebie różnych misjonarzy, którzy mieli mieszkać w domach członków poszczególnych zborów. Tuż przed przybyciem ich gościa, najpierw «zawitała» w ich progi grypa. Cała rodzina się rozchorowała. Zanim znaleźli chwilę, by zapewnić misjonarzowi jakiś inny nocleg, usłyszeli pukanie. Tylko mąż Mary był w stanie dowlec się do drzwi. Wyjaśnił sytuację i zaproponował, że najlepiej będzie, jeśli ten misjonarz zatrzyma się gdzie indziej. Twarz przybysza wyrażała głęboką troskę – ale nie o samego siebie. Nie przekroczył progu tego domu, ale po prostu do niego wparował ze słowami: «Nie ma mowy! Jestem tu potrzebny”. Ku ich zaskoczeniu odłożył walizki, zdjął płaszcz, podwinął rękawy i zabrał się za zmywanie brudnych naczyń. Mary powiedziała, że słyszała wiele kazań na temat służenia innym, ale żadne z nich nie było tak wymowne jak tych kilka słów: «Nie ma mowy! Jestem tu potrzebny». Oczy tego człowieka wypatrywały sposobu, w jaki mógłby usłużyć. Sługa nie czeka aż go poproszą, ale gorliwie wypatruje niezaspokojonej potrzeby”.

poniedziałek, 6 września 2021

POSTAWA WARTA PIELĘGNOWANIA

Czasami niektóre rozmowy, jakie toczymy między sobą – jako uczniowie Chrystusa – chcielibyśmy zachować jedynie dla siebie i uczynić je niezauważonymi przez Pana Boga. Zdaje się, że tak właśnie było w przypadku rozmowy, jaką toczyli między sobą uczniowie Jezusa, kiedy zmierzali do Kafarnaum. Gdy Pan Jezus zapytał: „O czym to dyskutowaliście w drodze?”, Jego pytanie spotkało się z wymownym milczeniem Dwunastu. To milczenie zdawało się ujawniać pewien dyskomfort, jaki odczuwali. W ich głowach musiało zaświtać nieznośnie: „Aha, czyli On niestety wie…”. Znacznie łatwiej byłoby im zmierzyć się z odpowiedzią, gdyby mogli wyznać Jezusowi: „Nasz drogi Mistrzu! Rozmawialiśmy o Twojej mesjańskiej misji i analizowaliśmy te wszystkie niezwykłe proroctwa mówiące o Tobie. No wiesz, Izajasza, Jeremiasza i innych.”, czy też: „Mistrzu! Wnikliwie omawialiśmy Twoje dzieła dokonane wśród ludzi, uzdrowienia, wskrzeszenia, wyganianie demonów… Mieliśmy taką ożywioną dyskusję o tych wszystkich wspaniałych dziełach Boga!. Ale cudownie nam się rozmawiało”. 

Jednak sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Myśli i serca uczniów Jezus były pochłonięte czymś innym. Pan Jezus wiedział czym. Dlatego Jego pytanie: „O czym to rozmawialiście” nie spotkało się z entuzjazmem Dwunastu. Uczniowie wiedli spór o to, kto z nich miałby być największym i najważniejszym. Zapytani o temat ich rozmowy milcząco spoglądali po sobie, aż wreszcie tę niezręczną ciszę przerwały słowa Nauczyciela. 

Autor Ewangelii zanotował, że Pan Jezus usiadł i powiedział zdanie, które nie tylko miało się „wbić” w serca Dwunastu, ale powinno zakorzenić się w każdym nas. Zbawiciel stwierdził: „Jeśli ktoś z Was chce być pierwszy (najważniejszy) niech się stanie sługą wszystkich”. Wyjątkowo „wywrotowe” słowa, idące w poprzek standardom tego świata. Wszak historia ludzkości dowodzi raczej szukania możliwości panowania jednych nad innymi i pozostaje świadectwem bezlitosnej walki o władzę naznaczonej chciwością, arogancją i egoizmem. 

Jakiś czas temu sięgnąłem do książki brytyjskiego historyka Anthonego Everitta pt. „Chwała Rzymu. Jak tworzyło się imperium”, w której tak opisał rządy legendarnego założyciela Rzymu Romulusa: „z upływem lat stawał się coraz bardziej despotyczny, zwłaszcza wobec senatu. Przy pewnej okazji, kiedy nie mogli dojść do porozumienia, stwierdził: «Wybrałem was, ojcowie, nie po to, abyście mną rządzili, ale – aby wam rozkazywać». Publicznie pokazywał się z pełną pompą, w koronie na głowie, z berłem zwieńczonym figurą orła w dłoni; nosił szkarłatne buty i długi do ziemi płaszcz z purpurowymi pasami”. 

Zewnętrzny przepych i dążenie do absolutnej, nieznoszącej sprzeciwu, władzy to domena „możnych tego świata”. Kiedy czytałem te słowa poświęcone Romulusowi przypomniałem sobie o innym rodzaju „władzy”, przewidzianej dla Kościoła – wspólnoty chrześcijan. W opisie tej „władzy” pojawia się też obraz odpowiednich szat przewidzianych dla tych, którzy zostali postawieni w pozycji autorytetu. 

Tak o tej „władzy” pisał Piotr w swoim liście: „Starszych, którzy są wśród was, proszę, jako również starszy (…) Paście Boże stado, które jest przy was, nie z przymusu, ale dobrowolnie, zgodnie z wolą Bożą; nie ze względu na niegodziwe zyski, ale z oddaniem! Nie nadużywajcie władzy nad powierzonymi wam ludźmi, lecz stańcie się wzorem dla owczarni. Wszyscy we wzajemnych stosunkach przyobleczcie się w szatę pokory. Albowiem Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje”. Te słowa Piotra korespondują ze przywołanymi z ewangelii Marka słowami Zbawiciela, który tak zdefiniował pozycję tych „stojących na czele”: „Kto chce być pierwszy, niech będzie ostatnim z wszystkich i niech usługuje wszystkim”. 

Naturze ludzkiej, w tym mojej, zdecydowanie bliżej do wynoszenia się ponad innych niż do służenia. Dlatego potrzebujemy przemieniającej łaski Boga, by móc żyć w sposób, który przybliży nas do natury i obrazu Tego, który „nie przyszedł po to, aby Mu służono, ale by służyć i oddać swoje życie na okup za wielu”. 

Soli Deo Gloria!