sobota, 18 lutego 2017

O PAPIESTWIE I JĘZYKU DEBATY W XVI WIEKU, CZYLI ROZWAŻAŃ O REFORMACJI CD.

Luter trzymający Pismo Święte przed papieżem (ulotka z XVI w.)
„Papież jest głową chrześcijan. Jest to stare bożyszcze, które okadzają z przyzwyczajenia. Niegdyś był on groźny nawet samym monarchom: składał ich z tronu równie łatwo, jak nasi wspaniali sułtani strącają królów Irymety lub Georgii. Ale dziś nikt go się już nie lęka. Mieni się dziedzicem jednego z pierwszych chrześcijan, zwanego świętym Piotrem: jest to w istocie bogate dziedzictwo; ma olbrzymie skarby i wielki kraj pod swą władzą”.
- Rica (Pers) w liście do przyjaciela (Monteskisz, "Listy perskie")

Reformatorzy, również polscy, postrzegali średniowieczną instytucję papiestwa jako źródło zła. Nadużycia władzy papieskiej były przedmiotem dysput i ostrych polemik.

W języku reformatorów określenie "papizm" jest synonimem katolicyzmu. Papista = katolik.

Wystąpienie Marcina Lutra przypadło na czasy Leona X (papieża w okresie od 11 marca 1513 roku do 1 grudnia 1521 roku). Leon X wznowił rozpisane na początku wieku przez Juliusza II odpusty, z których dochody przeznaczone były na budowę nowej Bazyliki świętego Piotra w Watykanie. Wystąpienie Lutra (95 tez) spotkało się ze stanowczą odpowiedzią Leona X, który 15 czerwca 1520 zagroził Lutrowi ekskomuniką. Marcin Luter spalił bullę publicznie w Wittenberdze (w grudniu 1520 r.), zaś Leon X w odpowiedzi opublikował (w styczniu 1521 r.) bullę: „Decet Romanum Pontificem”, ekskomunikującą Marcina Lutra. Znalazły się w niej takie słowa o Lutrze: „Niniejszym ogłaszamy, że jest on uznany za heretyka, podobnie jak pozostali, niezależnie od zajmowanego stanowiska lub godności, którzy wzgardzili troską o własne zbawienie i jawnie, w oczach całego świata, stali się zwolennikami niegodziwej i heretyckiej sekty Marcina Lutra, jawnie i otwarcie udzielając mu pomocy, rady i wsparcia, umacniając go w jego nieposłuszeństwie i zawziętości, albo utrudniając ogłoszenie Naszej bulli. Ludzie ci zaciągnęli kary ustalone w Naszej bulli i mają być słusznie uważani za heretyków i unikani przez wszystkich wiernych chrześcijan”.

W pismach Lutra można znaleźć ostre i nieprzyjazne komentarze wobec papiestwa. Dla Lutra papież to „Antychryst, ten, który strzyże owce, oszukańczy nauczyciel Pisma, hipokryta, mistrz oszustwa i złodziejstwa, łajdak czy łapówkarz”.
Nawet nasz Andrzej Frycz Modrzewski, czołowy polski myśliciel doby renesansu i przyjaciel króla Zygmunta Augusta, pisał: „nie pozostaje nam nic innego, tylko to, abyśmy, narody chrześcijańskie, opuścili rzymskiego antychrysta, razem z jego kliką”.

Nie inaczej, również „ostro” pisali papiści o reformatorach.

Naczelny szermierz kontrreformacji, jezuita Piotr Skarga, pisał: „A tą [wiarą], którą niedawno diabelski posłaniec i ślubów Bogu uczynionych gwałtownik, cielesny i rozpustny Luter przyniósł, a nie tylko jej cudami nie potwierdził, ale ją sprośnym żywotem pomazał, niech się słusznie brzydzą, bo nie jest to wiara Chrystusowa, ale tajemne i do pogaństwa wiodące bałwochwalstwo”. A także modlił się przeciwko "zaraźliwym sektom", czyli wpływom protestantyzmu: „Rozprosz, Panie Boże nasz, wszystkie zaraźliwe sekty (...) Ożywiaj, dobrotliwy Panie, pobożność katolicką, aby za czasów naszych i liczbą, i wysługą ludu się twego wiernego przyczyniało, a pobożność dobrych uczynków ich tę Rzeczpospolitą długo trzymała i od upadku broniła”.

Ze współczesnej perspektywy, słowa których używali uczestnicy sporu, wydają się nad wyraz obraźliwe i nie do przyjęcia, ale takim „ostrym” językiem dyskutowano w tamtych czasach.

Papiestwo (oraz reprezentowany przez papieży katolicyzm) poddane też było krytyce teologicznej. Jan Kalwin pisał, że tradycja papistów zaciemniła sens Pisma Świętego: „W papiestwie każdy starał się dorzucić swoje trzy grosze (...) Zdawało się, iż nie wystarczy, by podążać szczerze za Słowem Bożym, ale dobrze byłoby jeszcze z czymś je wymieszać”. A także: „Nie znaczy to, iż papiści całkowicie odrzucają Boga, ale że pragną stworzyć nową doktrynę, łącząc i mieszając wszystkie religie świata”.

Spór pomiędzy katolicyzmem a protestantyzmem (na gruncie teologicznym) oczywiście wciąż istnieje.

Cdn.

czwartek, 16 lutego 2017

WSPÓŁCZUCIE

Najczęściej na kartach Ewangelii w opisie uzdrowień i cudów dokonywanych przez Jezusa, inicjatywę mieli Ci, którzy potrzebowali pomocy. Potrzebujący przychodzili, aby doświadczyć uzdrowienia fizycznego, czy też uwolnienia od dręczących ich demonów. Czasami cuda dokonywały się w rezultacie wstawiennictwa osób - bliskich tym, którzy cierpieli.

Wśród czynów Jezusa, zrelacjonowanych przez autorów Ewangelii, są także takie, które dokonały się z inicjatywy samego Zbawiciela. Tak właśnie stało się w Nain, gdzie Jezus wskrzesił z martwych młodzieńca - jedynego syna pewnej wdowy. Nain, co tłumaczy się jako "Urocza", znajdowało się w południowej Galilei, około 40 km na południowy-wschód od Kafarnaum - miasta szczególnie bliskiemu Jezusowi z czasów Jego publicznej służby. Kiedy Chrystus tam przybył, był świadkiem jak kondukt pogrzebowy przekracza bramy miasta. Blisko zmarłego, niesionego na noszach, szła jego matka. Płakała. Towarzyszył jej ból i brak nadziei. Pochowała swojego męża, teraz musiała zmierzyć się ze śmiercią jedynego syna.

Jej cierpienie i łzy dostrzegł Jezus. Łukasz, autor Ewangelii, zanotował, że Pan był "wzruszony tym widokiem". Wzruszony podszedł do zmarłego z poleceniem: "Chłopcze, mówię ci: Wstań!". Życie wróciło. Moc śmierci została złamana. Przyczyna bólu i smutku kobiety została usunięta.

Współczucie jest ważnym elementem życia. Nie obce było ono Jezusowi w czasie Jego działalności. Współczucie jest cechą Bożego serca. Ustami proroka Zachariasza, Bóg zapowiedział: "Dlatego tak mówi PAN: Okażę współczucie Jerozolimie, mój dom zostanie w niej odbudowany - wyrocznia PANA Zastępów - i sznur mierniczy będzie rozciągnięty nad Jerozolimą. Ogłoś ponadto, że tak mówi PAN Zastępów: Moje miasta raz jeszcze będą opływać w dobra. PAN znów pocieszy Syjon i wybierze Jerozolimę". Kiedy Izrael przebywał w niewoli egipskiej, Bóg skierował do Mojżesza słowa: "Napatrzyłem się na niedolę mojego ludu w Egipcie. Usłyszałem ich krzyk z powodu ich poganiaczy. Znam jego cierpienia. Zstąpiłem więc, aby go wyrwać z mocy Egiptu...".

Wrażliwość jest cechą Bożego serca. On nie przygląda się z daleka, z obojętnością. On "współczuje", "doznaje bólu" i podejmuje działanie, aby usunąć źródło smutku i cierpienia. W Chrystusie Bóg utożsamił się z agonią, chorobą i cierpieniem człowieka. On "doznał" wszystkiego, czego doświadcza każdy człowiek. Wszystkiego z wyjątkiem grzechu. Jezus nie jest Supermenem z komiksów Marvela. Jego zdolność do niesienia pomocy wynika między innymi z faktu, że "doznał cierpień, sam będąc doświadczany". Autor Listu do Hebrajczyków nazywa Jezusa "Arcykapłanem, który może nam współczuć, gdy przeżywamy słabości, gdyż był doświadczony we wszystkim, podobnie jak my, z wyjątkiem grzechu".

Jestem wdzięczny Bogu za Jego współczucie, łaskę i miłosierdzie. Wiem, że kres wszystkiego tego, co stanowi źródło bólu i cierpienia ludzi jest nieuchronny. Nadchodzi czas kiedy Bóg otoczy swój lud opieką: "otrze wszelką łzę z ich oczu. Nie będzie już śmierci ani bólu, krzyku ani znoju".

"Oto PAN! PAN! Bóg miłosierny i łaskawy, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność..."

środa, 8 lutego 2017

W OCZEKIWANIU...

Jeżeli miłujecie tylko tych, którzy was miłują, jakiej wdzięczności możecie się spodziewać?

To tylko jedno z pytań, jakie stawiał Jezus słuchającym go uczniom podczas tzw. „mowy na równinie[1]”, którą przytoczył ewangelista Łukasz (znana jest też ona z Ewangelii Mateusza jako „kazanie na górze[2]”).

Pan Jezus, w skierowanych do uczniów słowach, zestawia doświadczenia doczesności z perspektywą wieczności. Doświadczeniom „ubóstwa”, „płaczu”, „niedostatku” i „odrzucenia”, które były i wciąż towarzyszą tym, którzy nazywają się uczniami Chrystusa, przeciwstawia rzeczywistość Królestwa Bożego. Jego cechą jest i będzie „nasycenie”, „pocieszenie” i „nagroda”.

Perspektywa Królestwa Bożego, które będzie „trwać na wieki[3]”, pozwala nam nieco inaczej spojrzeć na doświadczenia teraźniejszości i doczesnego życia. Czasami jako chrześcijanie, tak na ludzki sposób, przegrywamy i doświadczamy porażki. Jak inaczej nazwać sytuację, kiedy ze względu na miłość i relację z Chrystusem ludzie pozbawiani są życia, mienia i cierpią na wiele różnych sposobów. Jak nazwać sytuację, kiedy piątka misjonarzy ginie zamordowana przez Indian, podczas próby głoszenia im dobrej nowiny o Chrystusie? Młodzi mężczyźni pozostawiają swoje żony wdowami i czynią swoje dzieci półsierotami. Porażka... Więzienie, odrzucenie, skazanie na społeczne wykluczenie to historyczne i współczesne doświadczenie wielu chrześcijan.

To właśnie im Jezus przekazuje słowa nadziei i zachęty: „Szczęśliwi jesteście, ubodzy, gdyż wasze jest Królestwo Boże. Szczęśliwi, którzy teraz głodujecie, ponieważ będziecie nasyceni. Szczęśliwi, którzy teraz płaczecie, dlatego że będziecie radośni. Szczęśliwi jesteście, ilekroć was ludzie znienawidzą, ilekroć od siebie odłączą, znieważą i zniesławią wasze imię — z powodu Syna Człowieczego. Cieszcie się w tym dniu i z radości skaczcie do góry. W niebie czeka was naprawdę hojna zapłata. Podobnie bowiem ich ojcowie traktowali proroków[4]”.

Ludzie skoncentrowani na doczesności oczekują nagrody, zapłaty i zadowolenia w „tym życiu”. Często też mają dokładnie to, czego pragną. Podążanie za Chrystusem nie niesie z sobą obietnic bogactwa, dostatku we wszystkich dziedzinach życia czy powszechnej akceptacji. Może być i bywa, że właśnie ze względu na Chrystusa dzieje się „źle”. Autor Listu do Hebrajczyków tak opisał doświadczenia swoich adresatów: „Przypomnijcie też sobie dawniejsze lata, kiedy — już jako oświeceni — nie ulegliście mimo wielkich cierpień, czy to jako publicznie zawstydzani przez zniewagi i udręki, czy też jako stojący u boku tych, których tak traktowano. Bo przecież dzieliliście cierpienia z więźniami i z radością przyjęliście grabież swego mienia, wiedząc, że sami posiadacie majątek lepszy — i trwały[5]”.

Z perspektywy doczesnego życia nie wygląda to najlepiej: więzienie, zniewagi, udręka i grabież mienia. Jednak w tym samych fragmencie pojawia się przekonanie o lepszym i większym błogosławieństwie i oczekującej nagrodzie. Gdzie i kiedy? W Królestwie Bożym, niewzruszonym i wiecznym, które obiecał Bóg tym, którzy Go miłują[6].

Jako chrześcijanie żyjemy w oczekiwaniu na nagrodę, szczęście, obfitość, nasycenie i radość w Bożej obecności. W obliczu tych obietnic okazujemy cierpliwość i ufność wobec wszelkiej chwilowej niewygody i cierpienia. Codzienne życie daje nam też okazję, aby przejawiać naturę Tego, którego nazywamy naszym Ojcem[7]. Jego natura jest miłować tych, którzy Go nienawidzą, błogosławić tym, którzy zeń szydzą, przebaczać tym, którzy proszą i okazywać miłosierdzie.

„Konstytucja” Królestwa, którą ogłosił Jezus, jest radykalna w treści: „Ja wam natomiast mówię: Nie odwzajemniajcie zła. Temu, kto ci wymierzy prawy policzek, nadstaw również lewy. Temu, kto cię pozywa do sądu i chce zabrać tunikę, zostaw także płaszcz. Kto by cię przymuszał, byś niósł jego ciężar jedną milę, nieś dwie mile. Temu, kto cię prosi, daj, i nie odwracaj się od tego, kto chce od ciebie coś pożyczyć. Wiecie, że powiedziano: Masz kochać swego bliźniego , a wroga mieć w nienawiści. Ja wam natomiast mówię: Kochajcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują. Tak czyniąc, zachowujcie się, jak przystało na dzieci waszego Ojca w niebie. On sprawia, że słońce wschodzi nad złymi i dobrymi, a deszcz spada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Bo jeśli okazujecie miłość tym, którzy was kochają, co wam wynagradzać? Czyż celnicy nie czynią podobnie? A jeśli pozdrawiacie tylko swoich braci, co w tym nadzwyczajnego? Poganie też to robią. Wy bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec w niebie[8]”.

Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Obietnica mówi, że warto! Żyjmy dla chwały Boga i Jego Królestwa i oczekujmy wielkich rzeczy.


[1] Kazanie Jezusa należy do najbardziej znanych i najczęściej cytowanych. Zaczyna się od „błogosławieństw” i kończy przypowieścią o mądrym i głupim budowniczym.
[2] Zob. Mt 5–7.
[3] Zob. Łk 1,33.
[4] Łk 6,20–23.
[5] Hbr 32–34.
[6] Zob. Jk 2,5.
[7] Zob. 1 Ptr 1,17.
[8] Mt 5,39–48.

środa, 1 lutego 2017

FARYZEUSZE

"Rozpoczęli naradę, co by tu zrobić z Jezusem" (Łk 6,11)
Łk 6,1-11

Słuchanie nie zawsze oznacza chęć wysłuchania i zrozumienia. Bliskość fizyczna nie koniecznie przekłada się na bliskość serca. Podążanie nie musi być związane z naśladowaniem.

Faryzeusze towarzyszyli Jezusowi w Jego publicznej służbie. Byli jednak "zdystansowanymi" recenzentami dzieł i nauczania Chrystusa. Z czasem stali się Jego nieprzejednanymi wrogami. Konflikt na linii faryzeusze-Jezus jest wyraźnie zarysowany w narracji autorów Ewangelii.

W 6. rozdziale Ewangelii Łukasza faryzeusze zarzucają uczniom Jezusa łamanie szabatu poprzez zrywanie kłosów i spożywanie ziaren zbóż. Czy Prawo zakazywało takiej czynności? Nie. Ale ustna tradycja i "mądrość" faryzeuszy kwalifikowały ten czyn jako naruszenie szabatowego odpoczynku.

Kiedy Jezus nauczał w synagodze w szabat, zgromadzeni faryzeusze bacznie Go obserwowali, ale tylko po to, aby przekonać się czy przypadkiem nie będzie dokonywał w szabat uzdrowień. Szukali sposobności, by oskarżyć Jezusa. Uzdrowiony w synagodze człowiek, z bezwładem prawej ręki, nie był dla nich powodem do radości i wdzięczności wobec Boga. Faryzeusze byli "ogarnięci ślepym gniewem". Ich emocje sięgnęły zenitu. Jednak próżno doszukiwać się w postawie faryzeuszy pozytywnych uczuć. Ich serca przepełniała złość i niepohamowana agresja.

Jak to możliwe, aby na drodze podążania za Jezusem, słuchania Jego nauczania i oglądania Jego dzieł, jedyną refleksją był "ślepy gniew"? Postawa faryzeuszy zadziwia poziomem niechęci, tak wobec samego Jezusa, jak i wobec Jego nauczania oraz czynów.

W naszym pokoleniu również grozi nam niebezpieczeństwo posiadania "faryzejskiej" postawy. Skupienie na sobie i własnej religijności "udekorowanej" biblijnymi wersetami nie idzie w parze z naśladowaniem Jezusa i radością z doświadczania Jego obecności. Możemy przebyć nasze ziemskie życie, nazywając się chrześcijanami, a jednak być zarażonymi faryzejską obojętnością, krytykanctwem wobec Boga i Jego sposobów działania. Nasze wyobrażenia o Jego sposobach działania, nawet "uświęcone" wieloletnią tradycją, nie czynią z nas ekspertów od tego, co Bóg może a czego nie może czynić. Boży sposób działania przepełniony współczuciem wobec tych "którzy się źle mają" (grzeszników, trędowatych, chorych i cierpiących), może spotkać się z niezrozumieniem i odrzuceniem tych "jedynie prawdziwie wierzących". Co jeśli Boże działanie w naszym pokoleniu wymknie się naszym "schematom"? Co jeśli On nawiedzi nas swoją obecnością, a my zareagujemy "gniewem" i "oburzeniem", ponieważ nie będzie to odpowiadać naszemu zrozumieniu Jego sposobów działania?

Kiedy Bóg okazuje łaskę grzesznikom, uwalniając ich spod jarzma grzechu, gdy widzimy Boże współczucie wobec cierpiących i udręczonych chorobami czy demonicznym zniewoleniem, powinniśmy cieszyć się, gdyż "Jego Królestwo przyszło w mocy". Niech Bóg pozwoli nam przeżywać wiele radości z faktu, że "celnicy, grzesznicy i cudzołożnicy" doświadczają radości zbawienia oraz z powodu tego, że On okazuje miłosierdzie tym, którzy najbardziej jego potrzebują.

Obyśmy będąc blisko Bożych dzieł nie stwierdzili, na wzór faryzeuszy, że "tak się nie godzi", gdyż... Lista naszych oczekiwań i wyobrażeń nie ma znaczenia wobec suwerennego działania Ducha Świętego. Niech Bóg pozostanie Bogiem, a my Jego sługami. Nigdy odwrotnie.