poniedziałek, 29 czerwca 2020

ULOTNE VS TRWAŁE

Odkryłem, że w przekładzie ekumenicznym Księgi Koheleta zamiast, utrwalonego w innych tłumaczeniach, słowa „marność” pojawia się określenie „ulotność”. Początek tej biblijnej księgi jest taki: „Ulotne, jakże ulotne – mówi Kohelet – ulotne, jakże ulotne, wszystko jest takie ulotne”. W moim odbiorze „ulotność” brzmi zdecydowanie lepiej niż owa „marność” – naznaczona pesymizmem, sugerująca bezwartościowość czy bezcelowość rzeczy i spraw „jakie dzieją się pod słońcem”.

W istocie jest tak, że życie jakie prowadzimy „pod słońcem” jest ulotne i krótkotrwałe. Dodatkowo to życie jest zdecydowanie nie fair. Tej ulotnej rzeczywistości przeciwstawione są „nieprzemijające dzieła Boga”. Tym co sprawia, że – pośród przemijających smutku i radości, biedy i bogactwa, nienasycenia i spełnienia, samotności i przyjaźni, głupoty i mądrości, bezprawia i prawości oraz wielu innych doznań typowych (choć w różnych proporcjach) dla losu każdego człowieka – zyskujemy cel i nieprzemijającą satysfakcję jest zwrócenie się ku Bogu i Jego dziełom.

Warto cieszyć się chwilowymi i ulotnymi przyjemnościami, jakich dostarcza życie, ale nade wszystko i niezależnie do tego jak kształtuje się nasza codzienność trzeba pamiętać, że „nie mamy tu trwałego miasta, ale poszukujemy przyszłego”. A jakie będzie to „przyszłe miasto”? Jaka będzie ta rzeczywistość „nadchodzącego wieku”? W biblijnej księdze pocieszenia, zwanej Apokalipsą, znajduję takie słowa: „I zobaczyłem nowe niebo i nową ziemię. Pierwsze niebo bowiem i pierwsza ziemia przeminęły, i nie ma już morza. I zobaczyłem miasto święte, Nowe Jeruzalem, które zstępuje z nieba od Boga, przygotowane jak panna młoda, przystrojona dla swojego męża. I usłyszałem donośny głos od tronu, jak mówił: Oto miejsce przebywania Boga z ludźmi, i będzie mieszkał z nimi. Oni będą Jego ludem, a On, ich Bóg, będzie Bogiem z nimi. I otrze wszelką łzę z ich oczu, i śmierci już nie będzie ani żałoby, ani krzyku, ani bólu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły”. Już nie będzie tego co ulotne. Pozostanie to, co trwałe i nieprzemijające.

wtorek, 23 czerwca 2020

OJCIEC - BÓG

W jednym ze swoich listów Paweł z Tarsu zapisał modlitwę, która rozpoczyna się takimi słowami: „upadam na kolana PRZED OJCEM, od którego bierze nazwę wszelki ród w niebie i na ziemi”. 

To „upadanie na kolana” nie ma charakteru upokorzenia jakiego doznaje pokonany wróg, ale jest przejawem wdzięczności i zachwytu nad niezwykłością Boga, który sprawił, że „Dobra Wiadomość o niepojętym bogactwie Chrystusa” stała się jawna dla ludzi ze wszystkich narodów i całego stworzenia. Oto w Chrystusie, dzięki Ewangelii, „mamy otwartą drogę i dostęp do OJCA, pełni ufności dzięki wierze w Chrystusa”.

„Otwarta droga i dostęp do Ojca”. Do OJCA. Dzięki Chrystusowi i w Chrystusie. Ten „dostęp do Ojca” pozostaje największym skarbem i przywilejem jakiego może doświadczyć człowiek. Jeśli jest w tym życiu coś naprawdę dobrego, wartego zachwytu i zdolnego przynieść do serca człowieka poczucie niczym niezmąconego zadowolenia i spełnienia, to z całą pewnością jest tym poznanie Boga i Jego miłości – OJCOWSKIEJ MIŁOŚCI. Kiedyś, gdy studiowałem w Szczecinie, byłem częstym gościem chrześcijańskiej księgarni prowadzonej przez lokalny Kościół Chrześcijan Baptystów. Była ona miejscem spotkań wielu ludzi z różnych środowisk kościelnych i pozostawała też miejscem dysput teologicznych. Niezapomniany pastor Kościoła Baptystów – Władysław Wakuła – zwykł opowiadać jak to w księgarni pewien człowiek, przeświadczony o swojej wielkiej wiedzy teologicznej, skierował – w dość arogancki sposób – do młodego studenta pytanie: „A kim dla ciebie jest Pan Bóg!?”. Student odpowiedział: „Moim dobrym Ojcem”. Najwyraźniej ów młody człowiek rozumiał właściwie swoją chrześcijańską tożsamość. Można Boga opisywać wieloma wzniosłymi określeniami i warto zgłębiać teologiczną wiedzę o Jego atrybutach, przymiotach i charakterze. Ta wiedza o Bogu jest nam potrzebna, lecz należy przedstawiać ją tak, by nie zatracić tej najważniejszej myśli, że Bóg jest kimś bliskim, że jest naszym kochającym Ojcem.

To właśnie jedna niezwykłych prawd objawionych nam na kartach Biblii. Bóg chce dać się poznać jako OJCIEC. Profesor teologii i biblistyki Bob Martin w książce „Bóg nasz Ojciec. Biblijna teologia Boga od stworzenia do spełnienia” napisał: „Bóg, jak czytamy, jest «Ojcem Pana naszego, Jezusa Chrystusa», który z kolei mówi swoim uczniom, że mogą poznać Boga w ten niezwykły i osobisty sposób – jako swego Ojca. Jest to tak naprawdę relacja zamierzona dla wszystkich, którzy w Chrystusie należą do Boga. Ten, który jest znany z perspektywy kosmicznej jako «Bóg», jest też znany z perspektywy miłości jako «nasz Ojciec w niebie»”.

sobota, 20 czerwca 2020

WIARA WŚRÓD POGARDY

Wśród powszechnych drwin i urągania, których doświadczył Pan Jezus umierając na krzyżu, wybrzmiały – zaskakujące w kontekście tego „festiwalu” pogardy – słowa pewnego rzymskiego centuriona: „Ten był prawdziwie Bożym synem!”. Kiedy zewsząd słychać było szyderstwa i kpiny, rzymski żołnierz zdobył się na wyznanie wiary. Ta relacja, którą wyczytuję z kart Ewangelii Marka (Mk 15,22-39), rodzi we mnie refleksję, że czasami (często?) znajdujemy wymówkę dla własnej niewiary i braku zdecydowanego opowiedzenia się za Chrystusem. Tą wymówką jest otoczenie, które jawnie manifestuje swoją niechęć wobec Boga i Jego dzieł. Bywa, że wokół siebie nie znajdujemy żadnego pozytywnego przykładu zaufania Bogu i pasji dla Boga. Mówimy: „Gdyby ktoś z moich najbliższych wierzył. Gdyby w moim mieście było choć pięć osób, które kochają Jezusa. Gdyby to i tamto, to ja też podążałbym za Chrystusem, uznając w Nim największy SKARB i WARTOŚĆ. Ale skoro tak się nie dzieje, to i ja pozostanę wycofany…”. Jednak centurion nie miał takiego komfortu. Wokół był nieprzychylny tłum, szydzący przechodnie, wyśmiewający się z Ukrzyżowanego rzymscy oprawcy i nienawistni Arcykapłani oraz uczeni w Piśmie. I właśnie w takiej atmosferze centurion wyznał swoją wiarę: „Ten człowiek był prawdziwie Bożym synem”. Ten ewangeliczny przykład uczy mnie, że nawet w obliczu niewiary innych, potrzebuję ufać Bogu, kochać Go i podążać za Nim. Miłość i oddanie Chrystusowi niekoniecznie znajdą aplauz wśród tłumu. Jednak nie są niemożliwe, nawet pośród skrajnie wyrażanej pogardy wobec Chrystusa. Wokół mogą być tacy, którzy „z drwiną potrząsają głowami”, jednak wciąż jest miejsce na wiarę i pełne zachwytu wyznanie: „Ty jesteś Panem, Nauczycielem i Zbawcą”.

środa, 10 czerwca 2020

AUTORYTET

Wśród oczekiwań jakie formułuje Paweł wobec chrześcijan w Filippi pojawiają się takie stwierdzenia: „trwajcie w jednym duchu, jednomyślnie walcząc o wiarę opartą na Ewangelii. Nie dajcie się niczym zastraszyć przeciwnikom (…) Wam bowiem zostało darowane ze względu na Chrystusa nie tylko w Niego wierzyć, ale też DLA NIEGO CIERPIEĆ”. W kontekście tych słów można się zastanowić co dało Pawłowi prawo do formułowania tak dalece idących oczekiwań jak takie, by adresaci listu byli gotowi na cierpienie ze względu na Ewangelię?

Wzywać chrześcijan do jedności, wzajemnego wspierania się i współpracy to jedno, ale komunikować do nich o tym, by byli gotowi na cierpienie to o wiele poważniejsza sprawa. Pawła nie tylko autoryzowała, w oczach chrześcijan z Filippi, jego apostolska służba i fakt, że to on jako pierwszy głosił im Ewangelię. Uwierzytelniał go PRZYKŁAD JEGO ŻYCIA. Wszak nie pisał swojego listu z posiadłości na Manhattanie, siedząc w miękkim fotelu i popijając kawę kopi luwak. Przebywał w areszcie, a „jego więzy stały się znane z powodu Chrystusa w całym pretorium, jak i w innych miejscowościach”. Zresztą nie było to jego pierwsze i ostatnie uwięzienie w życiu. Nic tak nie autoryzuje naszej wypowiedzi jak WŁASNY PRZYKŁAD. Ten, który cierpiał ucisk i prześladowanie ze względu na miłość i oddanie Chrystusowi mógł powiedzieć: „zostaliście powołani nie tylko do tego, by ufać Chrystusowi, ale też by DLA NIEGO CIERPIEĆ”.

Sądzę, że kryje się w tym bardziej uniwersalna lekcja. Autorytet do komunikowania innym tego jak powinni żyć i postępować wynika, w największej mierze, z własnego przykładu życia i tego kim jesteśmy. Biorę tę cenną lekcję dla siebie jako ktoś zaangażowany w posługę duszpasterską i nauczycielską.

To tylko jedno ze spostrzeżeń dokonanych podczas dzisiejszego studium biblijnego Listu do Filipian. Kocham wspólne rozważanie Biblii!

wtorek, 9 czerwca 2020

SKARB EWANGELII

Bunt, nieposłuszeństwo i grzech człowieka wobec Stwórcy pozostaje najpoważniejszym problemem naszych czasów. Droga buntu i niezależności od Boga, po której kroczymy – jako jednostki i całe społeczeństwa – prowadzi nieuchronnie do katastrofy. A dostrzeżenie tego faktu może stanowić punkt zwrotny w życiu. Punktem startowym w chrześcijańskim pielgrzymowaniu jest dostrzeżenie, że posiadamy buntownicze wobec Boga serca i, jak określił to Greg Gilbert, „zwiędłe i uległe wyjałowieniu dusze – całkowicie pozbawione duchowego życia, którym Bóg obdarzył nas na początku, gdy wszystko było dobre”. Zrozumienie natury i głębi grzechu oraz jego destrukcyjnej siły w naszym życiu jest niezbędnie potrzebne dla zrozumienia Bożego dzieła zbawienia ukazanego w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Dobra nowina zaczyna się od fatalnej dla człowieka wiadomości: „wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej”. Wszyscy, to znaczy ja też. JA GRZESZNIK to nie brzmi dumnie, ale to właśnie „pokornym Bóg daje łaskę”. Ta łaska, która skutecznie wyprowadza z niewoli grzechu, zaczyna działać, gdy dostrzegamy nędzę WŁASNEJ duszy i brzydotę WŁASNEGO serca skrywającego „złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, złośliwość, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pychę, głupotę i wszelkie to zło”. Pan Bóg nie zbagatelizował i nie lekceważy grzechu. Dziełem Jezusa jest „zbawić grzesznika”. Bóg przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa zainaugurował Królestwo Boże i chce wprowadzić do niego grzeszników: „On wyrwał nas władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów”. Niezwykłość Ewangelii łaski zachwyca! Z niewoli grzechu do wolności, z przekleństwa do błogosławieństwa, z ciemności do światła, ze śmierci do życia, z buntu do posłuszeństwa Bogu – oto piękno Dobrej Nowiny o ratunku w Chrystusie.

sobota, 6 czerwca 2020

DWA SŁOWA I JEGO OBECNOŚĆ

Andrzej Sionek, jeden z pionierów odnowy charyzmatycznej w Polsce (i nie tylko), w posłowiu do jednej z książek napisał: „Książka ta leczy głęboką ranę naszego współczesnego społeczeństwa – ranę braku obecności Boga”. Te słowa są bardzo ważne. W mojej, skromnej i pewnie mało znaczącej, opinii trafiają w sedno problemu jaki nas dotyczy. Choć przestrzeń wokół nas wypełniona jest tysiącami słów o Bogu, tak w – dominującej w Polsce – narracji katolickiej, jak i protestanckiej czy prawosławnej, to jednak wiedza o Nim jest czymś innym niż doświadczenie Jego obecności. Sam „wyrzucam” z siebie dziesiątki i setki słów, którymi dzielę się o moim zrozumieniem Boga i Jego Słowa. Gdyby je wszystkie zebrać w całość, to powstałaby z tego opasła książka. Każde niedzielne nabożeństwo i jakiekolwiek inne spotkanie Kościoła staje się okazją, by mówić o Bogu, przywoływać doktryny stanowiące fundament naszej wiary i formułować niezliczone ilości modlitw. Jednak mam nieodparte wrażenie, że tylko ślizgamy się po powierzchni i nie docieramy do głębi poznania i doświadczenia Boga. Przynajmniej ja tam miewam. Wiem co to znaczy doświadczyć Jego obecności. Zdarzyło mi się przeżywać tę niezwykłość Jego bliskości i dotyku. Jednak, jeśli zbiorę te wszystkie doświadczenia związane z doświadczeniem Jego obecności, to mam wrażenie, że jest to nic innego jak kilka kropel życiodajnego deszczu spadających na pustynię. Kilka kropel… Tak rozpaczliwie potrzebujemy, w naszych Kościołach, obecności Boga. Nie potrzebujemy tak bardzo naszych atrakcyjnych i skutecznych programów czy tysięcy, wartościowych i pouczających, słów wypowiadanych zza kazalnicy. Nie tyle potrzebujemy całego mnóstwa dobrych rad duszpasterskich, co raczej Jego obecności i spotkania z Nim. W doświadczaniu tej obecności Boga często bywa tak, że jedyną właściwą reakcją jest milczenie i cisza. Milczenie i zachwyt. Choć bywa też bardziej ekspresyjnie. Ale zasadniczo nie trzeba wielu słów, kiedy jest On. A Jego obecność może uczynić niezwykle rzeczy. Kiedyś Jego obecność sprawiła, że martwy od czterech dni mężczyzna wstał z grobu. Aby to się stało wystarczyły dwa słowa: „Łazarzu, wyjdź!”. Dwa słowa, ale wsparte Jego obecnością. Tak, mam ranę braku obecności Boga. Za tą obecnością tęsknię i tej obecności szukam. I nic nie rozpala mojego serca bardziej niż to jedno pragnienie wyrażone niegdyś przez psalmistę: „Moja dusza tęskni za Bogiem, Bogiem żywym – kiedy przyjdę i ujrzę oblicze Boga?”. Kiedy ujrzę Jego obecność przemieniającą dogłębnie duchową ciemność naszych czasów?

piątek, 5 czerwca 2020

BÓG KRÓLUJE

Uwalniającą (przynoszącą błogosławieństwo) prawdą, na której warto budować naszą codzienność nie jest przekonanie o niezależności („nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć”), ale świadomość ZALEŻNOŚCI OD BOGA. Uświadomienie sobie faktu, że Bóg – będąc Stwórcą i Panem wszystkiego – ma do nas prawo i nakreślił dla naszego życia cel zdaje się być czymś niezbędnie potrzebnym w naszym pokoleniu. Nie jesteśmy autonomicznym bytem. Psalmista przypomina: „Pamiętajcie, że to PAN jest Bogiem! On nas stworzył i do Niego należymy, Jesteśmy Jego ludem i owcami Jego łąk”. Istotą grzechu jest odtrącenie autorytetu i władzy Tego, który dał człowiekowi życie. Ratunkiem na ten bunt i niezależność do Boga jest Ewangelia. W Chrystusie – poprzez Jego śmierć i zmartwychwstanie – zyskujemy utraconą więź i bliskość z Bogiem w której jest miejsce na Jego panowanie, władzę i autorytet nad nami. Jednym z najpiękniejszych miejsc w nowotestamentowym tekście odnoszącym się do istoty Dobrej Nowiny o ratunku w Chrystusie są słowa z Księgi Apokalipsy: „Nad światem zaczął KRÓLOWAĆ nasz Pan i Jego Chrystus. Będzie królował na wieki wieków”.

środa, 3 czerwca 2020

RADOŚĆ (W EWANGELII)

Słowo radość jest często pojawiającym się stwierdzeniem w liście, który apostoł Paweł – „sługa Chrystusa Jezusa” – skierował do gminy chrześcijańskiej w Filippi.

Autor listu z RADOŚCIĄ „zanosi modlitwy” za swoich przyjaciół w Macedonii, wyraża nadzieję, że dane mu będzie żyć „dla ich postępu i RADOŚCI opartej na wierze”, chce RADOWAĆ się oglądając ich jedność i z entuzjazmem obwieszcza, że adresaci listu są – jako umiłowani bracia – jego „RADOŚCIĄ” i powodem do chluby przed obliczem Chrystusa.

Nie mogę zaświadczyć, że radość jest wyłączną wizytówką mojego codziennego życia, ale mogę przyznać, że jest ona obecna szczególnie wtedy, gdy doświadczam bliskości i więzi z Bogiem opartej na Ewangelii. Im więcej w moim życiu zrozumienia dzieła Jezusa Chrystusa, tym więcej RADOŚCI, zadowolenia i spełnienia.

Apostolskie wezwanie: „RADUJCIE się w Panu zawsze; powtarzam, RADUJCIE się!” rozpatruję właśnie w kontekście Ewangelii o Chrystusie. Postawienie Ewangelii – w której centrum jest krzyż Chrystusa – na pierwszym miejscu w życiu sprawia, że jako owoc pojawia się RADOŚĆ, nawet jeśli okoliczności i tak zwana „proza życia” nie dostarczają ku temu zbyt wielu powodów.

W codzienności życia bywa czasem tak, jak opisał to starotestamentowy prorok:
„Nie wyda figowiec owoców,
nie będzie winogron na winorośli,
zawiedzie plon drzewa oliwnego,
a doliny nie dostarczą chleba;
z braku pastwisk nie ma już owiec
i nie stają krowy przy korytach”.
Zdaje się, że bieżąca sytuacja i okoliczności życia nie przysparzały powodu do radości i zadowolenia. Tym bardziej zaskakują dalsze słowa proroka:
„Ja jednak będę cieszył się Panem,
będę się radował Bogiem, moim wybawcą”.

Przeżywanie radości to owoc jaki pojawia się, kiedy pamiętam o Bogu i Ewangelii, której należy się pierwszeństwo nad czymkolwiek innym w codziennym życiu.