sobota, 6 czerwca 2020

DWA SŁOWA I JEGO OBECNOŚĆ

Andrzej Sionek, jeden z pionierów odnowy charyzmatycznej w Polsce (i nie tylko), w posłowiu do jednej z książek napisał: „Książka ta leczy głęboką ranę naszego współczesnego społeczeństwa – ranę braku obecności Boga”. Te słowa są bardzo ważne. W mojej, skromnej i pewnie mało znaczącej, opinii trafiają w sedno problemu jaki nas dotyczy. Choć przestrzeń wokół nas wypełniona jest tysiącami słów o Bogu, tak w – dominującej w Polsce – narracji katolickiej, jak i protestanckiej czy prawosławnej, to jednak wiedza o Nim jest czymś innym niż doświadczenie Jego obecności. Sam „wyrzucam” z siebie dziesiątki i setki słów, którymi dzielę się o moim zrozumieniem Boga i Jego Słowa. Gdyby je wszystkie zebrać w całość, to powstałaby z tego opasła książka. Każde niedzielne nabożeństwo i jakiekolwiek inne spotkanie Kościoła staje się okazją, by mówić o Bogu, przywoływać doktryny stanowiące fundament naszej wiary i formułować niezliczone ilości modlitw. Jednak mam nieodparte wrażenie, że tylko ślizgamy się po powierzchni i nie docieramy do głębi poznania i doświadczenia Boga. Przynajmniej ja tam miewam. Wiem co to znaczy doświadczyć Jego obecności. Zdarzyło mi się przeżywać tę niezwykłość Jego bliskości i dotyku. Jednak, jeśli zbiorę te wszystkie doświadczenia związane z doświadczeniem Jego obecności, to mam wrażenie, że jest to nic innego jak kilka kropel życiodajnego deszczu spadających na pustynię. Kilka kropel… Tak rozpaczliwie potrzebujemy, w naszych Kościołach, obecności Boga. Nie potrzebujemy tak bardzo naszych atrakcyjnych i skutecznych programów czy tysięcy, wartościowych i pouczających, słów wypowiadanych zza kazalnicy. Nie tyle potrzebujemy całego mnóstwa dobrych rad duszpasterskich, co raczej Jego obecności i spotkania z Nim. W doświadczaniu tej obecności Boga często bywa tak, że jedyną właściwą reakcją jest milczenie i cisza. Milczenie i zachwyt. Choć bywa też bardziej ekspresyjnie. Ale zasadniczo nie trzeba wielu słów, kiedy jest On. A Jego obecność może uczynić niezwykle rzeczy. Kiedyś Jego obecność sprawiła, że martwy od czterech dni mężczyzna wstał z grobu. Aby to się stało wystarczyły dwa słowa: „Łazarzu, wyjdź!”. Dwa słowa, ale wsparte Jego obecnością. Tak, mam ranę braku obecności Boga. Za tą obecnością tęsknię i tej obecności szukam. I nic nie rozpala mojego serca bardziej niż to jedno pragnienie wyrażone niegdyś przez psalmistę: „Moja dusza tęskni za Bogiem, Bogiem żywym – kiedy przyjdę i ujrzę oblicze Boga?”. Kiedy ujrzę Jego obecność przemieniającą dogłębnie duchową ciemność naszych czasów?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz