piątek, 22 marca 2019

JEZUS, KANANEJKA I PYTANIA

„Nie odezwał się ani słowem” 
„Jestem posłany tylko do owiec, które zaginęły z domu Izraela” 
„Nie jest dobrze rzucać chleb szczeniętom” 

Te trzy sformułowania pojawiły się podczas rozmowy Nauczyciela z Nazaretu z kobietą (poganką) – mieszkanką okolic Tyru i Sydonu. Na zakończenie konwersacji Pan Jezus pochwalił wiarę kobiety i usłużył jej w sposób, jakiego oczekiwała. Jednak początkowo wszystko zdawało się wskazywać na porażkę jej starań… 

Kobieta w bezpośredni sposób, dość niespotykany w ówczesnej kulturze, wyznała swoją potrzebę Jezusowi. Jej córka cierpiała, a w Jezusie widziała rozwiązanie tej uciążliwej i trudnej do zniesienia sytuacji: „Panie, Synu Dawida, zmiłuj się na de mną!”. Autor Ewangelii zanotował jedynie, że „Jezus nie odezwał się ani słowem”. Najwyraźniej kobieta nie spoczęła na raz wyrażonej prośbie. Uczniowie Jezusa, obecni przy tej sytuacji, wyznali podirytowani: „ona wciąż woła za nami”. Domagali się, aby Nauczyciel odpowiedział na jej prośbę, by kobieta da im spokój… Kilka, a może kilkanaście, pełnych bólu zawołań: „Panie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” trafiało jednak na milczenie ze strony Tego, który był ich adresatem. „Nie odezwał się ani słowem” – zanotował autor Ewangelii. Zdecydowanie niezręczna sytuacja.

W końcu, kiedy przemówił do kobiety, z Jego ust nie popłynęły słowa, których zadawalibyśmy się oczekiwać: „Jestem posłany tylko do owiec, które zaginęły z domu Izraela”. Zatem nie ma już nadziei? Kobieta doskonale wiedziała czym jest etniczna przynależność. Ona pozostawała Kananejką, mieszkanką Fenicji i potomkiem wrogów Izraela… Jednak nie dała się szybko odwieść od tego z czym przyszła. Ta odpowiedź przecież nie była dla niej satysfakcjonująca. Jej córka wciąż potrzebowała pomocy, więc szkoda czasu na roztrząsanie w stylu: „godzi się, czy się nie godzi”, „wypada, czy nie wypada”…

Kananejka „pokłoniła się Jezusowi i poprosiła: Panie, pomóż mi!”. Nie odeszła „ubogacona” prawdą teologiczną o różnicy pomiędzy Izraelem a narodami, była zainteresowana tylko jednym – uzyskaniem pomocy dla dręczonej przez demona córki. Jej determinacja nie osłabła ani na moment.

Najpierw musiała zmierzyć się z milczącą obojętnością Jezusa, potem Jego odpowiedź wskazywała, że nie może oczekiwać życzliwego zainteresowania jej sprawą… Jednak ona wciąż okazywała szacunek i nie cofnęła się w swojej nieustępliwości. Kiedy, klęcząc, wypowiedziała słowa: „Panie, pomóż mi!” usłyszała jak Jezus przemówił do niej: „Nie jest dobrze zabierać chleb dzieciom i rzucać chleb szczeniętom”. I znów nie polemizowała z Jego słowami. Jej celem nie było dochodzenie racji na gruncie teologii, tradycji czy Bożych priorytetów. W tych, możliwych do zinterpretowania jako obraźliwe, słowach Jezusa dostrzegła nadzieję dla siebie: „Ale i szczenięta jadają okruchy, które spadają ze stołów ich panów”. Czyli dla niej – kobiety kananejskiej – też jest miejsce w bożym domostwie! A przecież równie dobrze mogłaby odejść rozczarowana i bez otrzymania pomocy w sprawie, z którą przyszła.

Jezus był pod wrażeniem tych pełnych nadziei słów kobiety o „szczeniętach zjadających okruchy, które spadają ze stołu ich panów”. Wyraził podziw dla jej wiary: „O, kobieto, wielka jest twoja wiara!”. Skutkiem jest cud uzdrowienia. Dręczona przez złego ducha córka kananejskiej kobiety została uwolniona.

Kananejka jest przykładem wiary, która jest w stanie wznieść się ponad granice tego co, jak można by sądzić, zostało ustalone przez Boga i jest utrwalone wielowiekową tradycją. Schemat Bożego działania wydawał się być przecież prosty. On wybrał sobie lud (potomków Abrahama), a obiecany Mesjasz był posłany właśnie do tych, których On nazywał swoimi – do „owiec Jego pastwiska”. Jednak zdeterminowana mieszkanka okolic Tyru i Sydonu dostrzegła w Bożym planie coś więcej. Coś, co pozostawało zakryte nawet dla najbliższych uczniów Jezusa. Oto Bóg Żydów chce udzielić błogosławieństwa, które rozciągnie się na wszystkie narody ziemi!

„Nie odezwał się ani słowem” Jednak nie znaczyło to Jego niechęci dla prośby Kananejki. A przecież kobieta mogła już wtedy zrezygnować…

„Jestem posłany tylko do owiec, które zaginęły z domu Izraela” Jednak nie oznaczało to Jego dezaprobaty wobec prośby Kananejki. A przecież kobieta mogła zawahać się w swojej nieustępliwości…

 „Nie jest dobrze rzucać chleb szczeniętom” Jednak nie były to słowa odrzucenia i pogardy wobec kobiety – mieszkanki okolic Tyru i Sydonu. A przecież kobieta mogła porzucić nadzieję, która przywiodła ją do Tego, którego nazwała „Synem Dawida” i „Panem”.

Czyż Boże drogi nie wydają się dla nas nieco niezrozumiałe?
Czy nie mamy tendencji to pochopnego i nieuprawnionego interpretowania Jego słów?
Czy postawa Kananejki nie uczy nas, że pokora poprzedza właściwe zrozumienie Jego woli i Jego dróg?
Czy nie zbyt łatwo poddajemy się na drodze poszukiwania odpowiedzi na problemy, które dotykają nas i naszych bliskich?

piątek, 8 marca 2019

SŁOWA NADZIEI

„Jesteś nędzny, godny pożałowania, biedny, ślepy i nagi”. To nie są zbyt optymistyczne słowa. Oddają one stan jednego z Kościołów do których Pan Jezus zwraca się w tekście biblijnym, znanym jako Apokalipsa św. Jana. Drugi i trzeci rozdział tej Księgi to zbiór listów dedykowanych siedmiu Kościołom rozmieszczonym na terenie Azji Mniejszej (dzisiejsza Turcja). 

Zacytowane słowa skierowane są do chrześcijan, mieszkańców Laodycei – zamożnego miasta handlowego, centrum finansowego i medycznego, słynącego z leczenia chorób oczu. W przeciwieństwie do adresatów pozostałych sześciu listów, laodycejscy chrześcijanie nie otrzymują właściwie żadnego słowa pochwały. Jedno z przytoczonych określeń opisujących ich stan – „biedny” – oznacza kogoś, kto jest duchowym bankrutem, kimś zrujnowanym moralnie. W tym „Liście do Kościoła w Laodycei” znajdują się też znane i często cytowane słowa Pana Jezusa: „Oto stoję przed drzwiami i pukam. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy Mi drzwi, wejdę do niego i spożyjemy wieczerzę: Ja z nim”. To stwierdzenie najczęściej przytaczane jest w negatywnym kontekście, jako surowy osąd. Pan Jezus jest za drzwiami swojego Kościoła! Dramat! Ale można te słowa odczytać w nieco bardziej pozytywnym znaczeniu. Pan Jezus „stoi u drzwi”, czyli jest niedaleko. Pomimo tego, że Kościół jest moralnym i duchowym bankrutem On jest blisko – gotowy na relację. Wspólny posiłek, który oferuje Pan Jezus („wejdę do niego i spożyjemy wieczerzę: Ja z nim”) to zapowiedź wspólnoty, w której jest miejsce na zaufanie. Potępienie to dzieło wroga (Oskarżyciela), wezwanie do nawrócenia i odnowa pozostają dziełem Boga. Upomnienie, którego udziela Pan Jezus Kościołowi w Laodycei jest naganą płynąca z miłości: „Ja tych, których kocham, upominam i karcę”. Moralne i duchowe bankructwo to czasami tragiczna rzeczywistość dotycząca nas chrześcijan. Jednak większą tragedią jest nie dostrzec, że w dniach tego moralnego upadku rozlega się wezwanie do odnowy. Płynie ono z ust Tego, który wciąż jest blisko: „Oto stoję u drzwi…”.

Skłaniam swoje kolana przed Bogiem, który w dniach mojego „grzęźnięcia w bagnie grzechu” nie spojrzał na mnie z obrzydzeniem, ale okazał się być Tym, który „stojąc u drzwi” cierpliwie pukał i zapraszał do posilenia się „chlebem z Nieba”.

Jeśli rozpoznajemy, że jesteśmy „nędzni, godni pożałowania, biedni, ślepi i nadzy”, rozpoznajmy też Jego wołanie o odnowę. Wszak, „gdzie panoszy się grzech, tam chce zatriumfować łaska”. 

„Oto stoję u drzwi…” to niezwykłe słowa nadziei.

niedziela, 3 marca 2019

WYKONAŁO SIĘ!

Czasami, w obliczu napływających wiadomości, wydawać by się mogło, że nienawiść triumfuje. Nie dajmy się jednak oszukać. Nienawiść nie jest tą najpotężniejszą siłą i wszechogarniającą rzeczywistością. Konający, w otoczeniu ziejących nienawiścią ludzi, Galilejczyk zawołał: „Wykonało się!”. Nie było to przecież wyznanie o triumfującej nienawiści. To był, rozlegający się pośród rozdzierającego bólu, okrzyk o zwycięstwie miłości. Jakiej miłości? Tej, która przekracza granice ludzkiego zrozumienia. O niej zaświadczył autor biblijny pisząc: „Tak bardzo bowiem Bóg umiłował świat, że dał swojego jednorodzonego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, lecz miał życie wieczne”. Jeśli prawdziwe są pragnienia tych, którzy chcą świata bez wrogości i destrukcyjnej nienawiści, to jedyną drogą ku takiej rzeczywistości jest zwrócenie się ku Temu, który „kosztem swojego ciała usunął wrogość, mur podziału”. Ten mur runął w akcie miłości Boga do człowieka. O tej niezwykłej miłości opowiada krzyż Golgoty i pusty grób. Jezus Chrystus Syn Boży – umarł i zmartwychwstał. Pośród rechotu nienawiści, agresji, chęci mordu, chciwości, podstępu, głupoty i wszelkiej niegodziwości, rozbrzmiewają słowa: „Wykonało się!”. „Noc przeminęła – i dzień się przybliżył”, tyrania ciemności się skończyła. Przerażenie nad nienawiścią nie może być większe od zachwytu nad dziełem Bożej miłości. Triumfująca Boża miłość może być rzeczywistością dnia codziennego. Za każdym razem, kiedy człowiek zostaje doprowadzony do miejsca wiary i zaufania wobec dzieła Boga, jakie dokonało się w Jezusie Chrystusie, ogłaszamy triumf miłości nad nienawiścią. Triumf prawdy nad kłamstwem. Triumf światła nad ciemnością. Triumf życia nad śmiercią. Ale „kto uwierzy tej wieści”, której treścią jest Chrystus i to ukrzyżowany? A przecież jedynie On jest gwarantem rzeczywistości przenikniętej życiem, nadzieją, pokojem i sprawiedliwością. Solus Christus.