poniedziałek, 15 marca 2021

HIRAM I SYBIL BINGHAM

Małżeństwo HIRAM I SYBIL BINGHAM, oprócz łączącej ich miłości ku sobie nawzajem, połączyła pasja do misji i ewangelizacji. Na fali tej pasji – w październiku 1819 roku – wypłynęli statkiem na Hawaje, stając się częścią pionierskiej grupy protestanckich misjonarzy, którzy mieli pragnienie niesienia Dobrej nowiny o ratunku w Chrystusie na tych odległych pacyficznych wyspach (wówczas nazywanych Wyspami Sandwich). 

Poznali się w mieście Goshen, w hrabstwie Lichfield, w stanie Connecticut. Zbliżyła ich pasja do głoszenia Ewangelii. Pobrali się dwa tygodnie od dnia, w którym się poznali. Osiem dni po ślubie byli na statku płynącym na Hawaje. Na tych pacyficznych wyspach spędzili 21 lat. Pracowali nad rozwojem kultury i budowaniem relacji z rdzennymi Hawajczykami, zakładali szkoły misyjne, organizowali pomoc medyczną i pomagali stworzyć pisemny język hawajski. Hiram przetłumaczył na miejscowy język popularne amerykańskie hymny, teksty szkolne i książki biblijne. Sybil intensywnie służyła Hawajczykom, prowadząc spotkania modlitewne, które regularnie przyciągały setki miejscowych kobiet. Pracowała też jako nauczycielka i położna. W 1841 roku małżeństwo wróciło do Nowej Anglii, ze względu na zły stan zdrowia Sybil, i nigdy już nie powrócili na Hawaje. 

Mieli siedmioro dzieci – wszystkie urodziły się na Hawajach. Ich wnuk – Hiram Bingham III zasłynął jako odkrywca Machu Picchu – najlepiej zachowanego miasta Inków w peruwiańskich Andach.

sobota, 6 marca 2021

DOBRY UCZYNEK WZGLĘDEM JEZUSA

Wśród opisów dotyczących ostatnich dni życia i publicznej działalności Pana Jezusa, autorstwa Marka, pojawia się relacja z wydarzenia, które miało miejsce w Betanii w domu Szymona Trędowatego. W chwili, kiedy Jezus „spoczywał przy stole” podeszła do Niego „pewna kobieta, która miała alabastrowe naczynie z prawdziwym olejkiem nardowym” (zob. Mk 14,3). Samo pojawienie się kobiety nie wywołało żadnego poruszenia wśród przebywających w domu. Nie wiemy, przynajmniej z relacji Marka, nic o tożsamości tej kobiety. W jego narracji pozostaje ona anonimową kobietą z „prawdziwym” olejkiem nardowym. Podkreślenie autentyczności tego olejku ma znaczenie, bo w starożytności bywało, że podrabiano nard zastępując tę oryginalną i cenną woń tańszą podróbką. Wyraźna rekcja otoczenia pojawiła się, gdy kobieta „rozbiła naczynie i wylała olejek na głowę Jezusa”. Autor Ewangelii zanotował, że „niektórzy z obecnych tam OBURZALI SIĘ” dostrzegając w czynie tej kobiety marnotrawstwo i niczym nieuzasadnioną ekstrawagancję. Ktoś szybko obliczył wartość, nierozsądnie roztrwonionego, olejku na ponad 300 denarów, co stanowiło roczne wynagrodzenie robotnika. Zatem odnosząc to do dzisiejszych realiów było to około 30-40 tysięcy złotych. „Słusznie” zauważono, że „można było przecież ten olejek sprzedać, a pieniądze rozdać ubogim”. W oczach obserwatorów, włączając w to – w świetle relacji ewangelisty Mateusza – uczniów Jezusa, kobieta zasługiwała na naganę. Ich słuszny i „jedynie prawdziwy osąd” nie podlegał przecież dyskusji. Nie było się nawet nad czym zastanawiać. Kobieta postąpiła skandalicznie, głupio i nierozsądnie. Ktoś taki jak ona nie mógłby się zaliczać do grona uczniów Jezusa. Widzieli i nie rozumieli… Gdzieś w tej „wnikliwej” obserwacji wydarzenia umknęło im to, co najważniejsze. 

Pan Jezus miał zupełnie inne spojrzenie na tę sytuację. Inaczej ocenił postawę i czyn wspomnianej kobiety. Jego słowa mocno kontrastowały z bezwzględną i potępiającą oceną uczniów. Ewangelista zanotował takie słowa Nauczyciela: „spełniła DOBRY UCZYNEK WZGLĘDEM MNIE”. I dalej Chrystus wyjaśnił: „Zawczasu namaściła Moje ciało na pogrzebanie”. Jej piękny czyn (gr. „kalon ergon”) wpisywał się w misję i ostateczny cel publicznej działalności Jezusa. Ona, w przeciwieństwie do pozostałych – obecnych w domu Szymona Trędowatego – zdawała się właściwie rozumieć to, co Jezus zapowiadał trzykrotnie swoim uczniom: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć, zostanie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i nauczycieli Prawa i zostanie zabity” (zob. Mk 8,31; 9,31-32; 10,33-34). Kobieta, która w oczach uczniów zasługiwała na naganę, widziała coś, czego oni dostrzec nie potrafili. Rozpoznała trafnie Jego mesjańskie powołanie do cierpienia i haniebnej śmierci na krzyżu. Jej czyn uwypuklał prawdę o tym, że „Syn Człowieczy przyszedł, aby służyć i oddać swoje życie jako okup za wielu” (Mk 10,45). A Pan Jezus zapewnił, że „gdziekolwiek na świecie będzie głoszona Ewangelia, będzie się również opowiadać o tym, co zrobiła ta kobieta, aby o niej pamiętać”. 

Uczniowie, obecni przy Jezusie przez trzy lata, wciąż mieli problem z trafną oceną sytuacji i niezbyt wyraźnie dostrzegali kreślony przez Nauczyciela cel Jego mesjańskiej działalności. Oddanie i „ekstrawagancka” miłość anonimowej kobiety wpisywały się najprecyzyjniej jak tylko to możliwe w wydarzenia pozostające w samym centrum misji Jezusa. „Kobieta z pachnidłem” swoim czynem wskazała na mające nastąpić ukrzyżowanie, pogrzeb i zmartwychwstanie Jezusa. 

Czy nie jest tak, że – jako uczniowie Jezusa – wciąż cierpimy na brak właściwego zrozumienia Bożych planów i w naszej „krótkowzroczności” pochopnie oceniamy innych w ich oddaniu Bogu? Czy nie jest tak, że „idąc za Jezusem” czasami nie dostrzegamy tego co dla Niego jest najważniejsze, bo przysłaniają to nam nasze ambicje i plany? Kiedy Pan Jezus komunikował uczniom o celu swojej misji – wspominając odrzucenie, wzgardę i śmierć jakich miał doznać w Jerozolimie – w odpowiedzi słyszał pytania uczniów na temat tego kto z nich miałby być najważniejszy w Królestwie i komu miałyby przypadać zaszczyty u Jego boku. Tymczasem kobieta z Ewangelii zdawała się widzieć właśnie tylko Jego i jedynie Jemu poświęciła całą swoją uwagę, „spełniając wobec Niego dobry uczynek”. Jezus był dla niej wszystkim i to Jego plany – choćby niezrozumiałe w ludzkich oczach – pozostawały dla niej czymś prawdziwie wartym uwagi. Anonimowa kobieta z Ewangelii Marka uczy mnie, że CELEM ŻYCIA JEST ON. A spośród wszystkich „dobrych uczynków” najbardziej godne pochwały są te, które czynione są z myślą o Nim, dla Niego i wobec Niego. 

Rozpoznać Jego wolę, Jego plany i zamysły w naszym pokoleniu i postawić Go w centrum życia jednostek, grup społecznych i narodów to największe zadanie dla Kościoła.

piątek, 5 marca 2021

HISTORIA BIBLIJNA

CZYM JEST BIBLIA?

NAJWIĘKSZE I NAJWAŻNIEJSZE POSELSTWO. TRUD I RADOŚĆ GŁOSZENIA

We wstępie do komentarza Apokalipsy Jana, prof. Michał Wojciechowski napisał: „Pierwsze słowo Apokalipsy, które potem stało się jej tytułem, brzmi po grecku «apokalypsis». Oznacza to odsłonięcie, objawienie. Autor chciał więc rozjaśnić umysłu odbiorców, a nie zaciemnić! Apokalipsa jest symboliczna, ale nie mętna. (…) Czy Apokalipsa dotyczy głównie dalszej przyszłości? Dopiero końcowe rozdziały istotnie kierują ku niej. Trzon księgi przedstawia sytuację w czasach historycznych. (…) Nie ma w Apokalipsie «rozkładu jazdy» końca świata”. 

Treść Apokalipsy Jana nie różni się zasadniczo od innych tekstów Nowego Testamentu – Ewangelii czy Listów. Jej przesłaniem pozostaje Boże panowanie – Jego Królestwo, które stało się realne i jeszcze nastanie w swojej pełni. WIODĄCYM TEMATEM, KTÓRYM ZAJMUJE SIĘ AUTOR APOKALIPSY JEST PIĘKNO I MAJESTAT BOGA ORAZ NADZIEJA ODKUPIONYCH – „ludzi z każdego narodu i wszystkich plemion, i ludów, i języków, którzy opłukali swoje szaty i wybielili we krwi Baranka”. 

Sercem Apokalipsy pozostaje przesłanie DOBREJ NOWINY O RATUNKU W CHRYSTUSIE, która potrzebuje być głoszona pośród „ludów, narodów, języków i wielu królów”. W 10. rozdziale Apokalipsy, pod obrazem „potężnego anioła” kryje się osoba Jezusa Chrystusa – posłanego przez Ojca, by wykonać Jego wolę i zrealizować plan odkupienia. Świadczą o tym boskie atrybuty tego „Bożego posłańca”: „tęcza wokół głowy”, będąca znakiem przymierza i przywołująca pojawiający się już w Apokalipsie obraz „tęczy wokół Tronu” Boga (Ap 4,3), „oblicze jaśniejące jak słońce” i „nogi jak słupy ognia”. Anioł („Boży posłaniec”), opisywany przez Jana, postawił swoją „prawą nogę na morzu, ale lewą na ziemi”, co ukazuje zakres jego siły i panowania nad całym stworzeniem, wszak Bóg „poddał Jezusowi wszystko i nie zostawił niczego, co nie byłoby mu poddane” (Hbr 2,8). Jego donośny głos przyrównany jest do ryku lwa, pod którego symbolem kryje się mesjańska godność i autorytet Chrystusa („zwyciężył Lew z plemienia Judy, Ten z pokolenia Judy, korzeń Dawida”). Anioł ma „w swojej ręce otwarty zwój”, któremu poświęcone są ostatnie wersety dziesiątego rozdziału Apokalipsy: „A głos, który usłyszałem z nieba, ponownie przemówił do mnie. Powiedział: Idź, weź ten zwój, który jest otwarty w ręce anioła, stojącego na morzu i na ziemi. Podszedłem więc do anioła i poprosiłem, żeby mi dał mały zwój. On zaś powiedział: Weź i zjedz go. Poczujesz gorycz w żołądku, ale w twoich ustach będzie on słodki jak miód. I wziąłem ten mały zwój z ręki anioła, i zjadłem go, a był w moich ustach słodki jak miód. Kiedy jednak go zjadłem, stał się gorzki w moim żołądku. I mówią mi: Musisz znowu prorokować o ludach, narodach, językach i wielu królach” (Ap 10,8-11). 

Tym proroctwem – poselstwem, które ma być głoszone „aż po krańce ziemi” do wszystkich ludzi jest EWANGELIA O JEZUSIE CHRYSTUSIE. Ewangelia jest tym „silnie potwierdzonym proroczym słowem, przy którym mamy trwać jak przy lampie, która świeci w ciemności” (2 Ptr 1,19). Apokaliptyczny obraz „połknięcia zwoju” nawiązuje powołania proroka znanego z Księgi Ezechiela (Ez 2,1-3,10). Ten, który głosi przesłanie musi „wypełnić” się tym przesłaniem. Wiarygodność głoszącego związana jest z tym, jak on sam żyje głoszonym przez siebie poselstwem. Poselstwo, które miał głosić Jan – autor Księgi Objawienia – miało stać się integralną częścią jego życia. A treść poselstwa była „jak miód” w ustach Jana, ale stała się „goryczą” w jego wnętrzu. Trud i radość. Choć Ewangelia niesie z sobą „słodycz”, będąc proklamacją triumfu Boga nad grzechem, przekleństwem, Diabłem i śmiercią, to głoszący to poselstwo często doświadczają goryczy, tak jak doznał tego Paweł z Tarsu: „mam wielki smutek i nieustanny ból w swoim sercu”. Ten ból i „gorycz” związany był z faktem odrzucenia Ewangelii przez wielu jej słuchaczy. 

Tak, mamy – jako Kościół – poselstwo, które zasługuje by być zwiastowane po całym okręgu ziemi. O tym poselstwie tak pisał Paweł z Tarsu, wspominając swój pobyt w Koryncie: „przyszedłem głosić wam tajemnicę Boga nie za pomocą górnolotnych słów lub mądrości. Postanowiłem bowiem będąc wśród was nie znać niczego innego, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego”. Dla niektórych te słowa są „zgorszeniem” czy „głupstwem”, ale niezależnie od reakcji niektórych, PRZESŁANIE O CHRYSTUSIE – umarłym i zmartwychwstałym – POZOSTAJE SŁOWEM PRAWDY PROWADZĄCYM DO ZBAWIENIA. 

Dziesiąty rozdział Apokalipsy Jana odczytuję w świetle słów Pana Jezusa skierowanych do apostołów po Jego zmartwychwstaniu: „Idąc więc, czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, nauczając je zachowywać wszystko, co wam nakazałem. A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata”. 

Ewangelia – Dobra nowina o ratunku w Chrystusie – pozostaje najcenniejszym poselstwem z jakim człowiek może się zetknąć.