czwartek, 31 stycznia 2019

PRECZ Z CHRZEŚCIJAŃSTWEM!

Byłem dziś (31.01) na spotkaniu autorskim z Katarzyną Surmiak-Domańską, reporterką i autorką takich książek jak „Mokradełko”, „Ku Klux Klan: Tu mieszka miłość” czy „Kieślowski. Zbliżenie”. Zasadnicza jego część była poświęcona postaci Krzysztofa Kieślowskiego, którego złożoną osobowość autorka sportretowała w swojej ostatniej publikacji. Jednak mnie najbardziej poruszył ten fragment spotkania, w którym przytaczano, nieznane mi, fragmenty książki o spotkanych przez Panią Katarzynę członkach społeczności jednego z miast Ameryki – ludziach związanych z Ku Klux Klanem. W tej opowieści pojawił się pastor, Biblia, krzyż, dobre wychowanie i dumne stwierdzenie członków klanu, że „tu (u nas) mieszka miłość”. Jednak pośród tych wszystkich pięknych terminów, licznych kościołów, w których obecne jest czytanie Biblii, konserwatywnych poglądów czy ułożonego życia rodzinnego i społecznego, wciąż jest miejsce na nienawiść, segregację rasową i programy dla dzieci, w których przewijają się niczym bohaterowie Adolf Hitler i inni twórcy nazistowskiej ideologii. Usłyszałem o linczach dokonywanych na Afroamerykanach, które były wpisane w przeszłość tego miasteczka, ale pamięć o nich i „relikwie” (na przykład w postaci strzępków włosów zlinczowanych) wciąż pozostają częścią życia tej klanowej społeczności.

Wyobraziłem sobie, że jestem przybyszem nieobeznanym z chrześcijańską kulturą, nie mam żadnego pojęcia o nauczaniu Biblii i trafiam właśnie do tego Amerykańskiego miasteczka. Poznaję duchownego – pastora – słucham jego nauczania, przyglądam się życiu jego parafian i przyswajam sobie „słuszne i biblijne” poglądy. Zaczynam rozumieć, że istotą chrześcijaństwa jest miłość, ale tylko w ramach klanu. Inni to wrogowie – szczególnie ci o czarnej skórze. Niby ludzie, ale zdecydowanie podrzędnej kategorii. Przeklęci przez Boga. Tak, przecież Bóg ma swoich ulubieńców i to właśnie my – „klansmeni” – zasługujemy jedynie na Jego opiekę i uznanie. Zaznajamiam się z przeszłością, gdy na publiczne i krwawe lincze czarnoskórych przychodziły rodziny z dziećmi. Obok siebie, w schludnych i odświętnych ubraniach, stały dziewczynki i ich mamy, aby przyglądać się okrucieństwu zadawanemu Afroamerykanom ze strony białych mężczyzn. Ale przecież linczowali nie zasługiwali nawet na miano ludzi. Czyż dobrze pojmowane „chrześcijaństwo” właśnie tego nie naucza? Tak oto ukazano mi istotę „chrześcijaństwa”, a we mnie rodzi się jeden wielki krzyk: „Precz z chrześcijaństwem!”. Wracam do siebie i ostrzegam innych przed zgubną „chrześcijańską” ideologią, przed pastorami i biblijnymi spotkaniami, które rodzą takie zepsute owoce.

I myślę dalej… Jak wiele różnych łatek przylgnęło do chrześcijaństwa za sprawą tych, którzy się na nie powołują. Jak wiele opinii wydawanych jest o chrześcijaństwie na podstawie doświadczeń z jedną, dwiema czy kilkoma grupami, które powołując się na Biblię, krzyż i głosząc „tu mieszka miłość” reprezentują raczej zdegenerowaną ludzką naturę naznaczoną nienawiścią.

I znów myślę… Jak wielką potrzebą jest w naszym świecie, aby chrześcijaństwo nie było jedynie przykrywką dla niecnych i, często, zbrodniczych zakusów ludzkiego serca. Gdyby chrześcijaństwo miało być reprezentowane przez klanową społeczność mieszkańców opisywanego przez Katarzynę Surmiak-Domańską Amerykańskiego miasteczka i jeśli jego sednem miałyby być praktyki i poglądy Ku Klux Klanu, to chciałbym wykrzyczeć światu: „Precz z chrześcijaństwem!”.

Jednak chrześcijaństwo to nie Ku Klux Klan, segregacja, nienawiść, wykorzystywanie słabszych przez silniejszych. Ten, który stanowi istocie chrześcijańskiej wiary i pobożności ostrzegał niegdyś pewną grupę ludzi: „Obłudnicy! Słusznie prorokował o was Izajasz: «Lud ten czci Mnie tylko wargami, lecz swoim sercem daleko jest ode Mnie. Daremnie jednak cześć mi oddają, ucząc zasad, które są wymysłem ludzi»”. Nie chcę być obłudnikiem. Chcę żyć prawdziwie, pragnę pięknie kochać, prawdziwie przebaczać, wytrwale służyć i każdego dnia, mówiąc językiem apostoła, „zwlekać z siebie starego człowieka wraz z uczynkami jego, a przyoblekać nowego, który się odnawia ustawicznie ku poznaniu na obraz tego, który go stworzył. W odnowieniu tym nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, cudzoziemca, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz Chrystus jest wszystkim i we wszystkich”.

Być „w Chrystusie” to cel i sedno chrześcijaństwa. I wiem, że istnieje prawdziwe oblicze chrześcijańskiej wiary, niezależnie od fałszywek i imitacji obecnych w świecie. Takiego chrześcijaństwa chcę być częścią i o takiej wierze chcę wydawać świadectwo swoim, choć wciąż dalekim od doskonałości, życiem.

poniedziałek, 7 stycznia 2019

MARIO, CZY JUŻ WIESZ?

Koncert "Kolędy świata" w Gostyninie
W sobotę (5.01) i niedzielę (6.01) wysłuchałem koncertu, którego treścią były kolędy i utwory nawiązujące Świąt Bożego Narodzenia. Jedną z pieśni, jaka pojawiła się podczas obydwu wieczornych spotkań, była „Mario, czy już wiesz?”, czyli polska wersja adwentowego utworu amerykańskiej grupy Pentatonix. W tekście piosenki pojawiają się miedzy innymi takie słowa:

„Ślepemu wzrok, głuchemu dźwięk, zmarłemu życia dar
Chromemu krok, niememu pieśń, przynosi Chrystus Pan!”.

Przytoczone słowa przywołują niektóre dokonania Jezusa Chrystusa, których opis znajdziemy na kartach Ewangelii. Historia o Jezusie narodzonym w Betlejem – Synu Marii – nie kończy się na wydarzeniach, których głównym motywem jest żłób i pieluszki, magowie ze Wschodu, pasterze, chór aniołów obwieszczających narodzenie Zbawiciela czy straszliwy gniew Heroda skutkujący śmiercią niewinnych chłopców z Betlejem i okolic.

Relacje ewangeliczne, wspominając narodziny Jezusa Chrystusa, skupiają się jednak na późniejszym okresie Jego życia – na publicznej aktywności. Tę publiczną działalność streścił uczeń i naśladowca Jezusa – Piotr apostoł – kiedy przebywał w domu rzymskiego żołnierza imieniem Korneliusz. Słowa Piotra zapisał autor Dziejów Apostolskich: „Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On, dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą Diabła. A my jesteśmy świadkami wszystkiego, co zdziałał w ziemi żydowskiej i w Jeruzalem. Jego to zabili, zawiesiwszy na drzewie. Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków, którzyśmy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu. On nam rozkazał ogłosić ludowi i dać świadectwo, że Bóg ustanowił Go sędzią żywych i umarłych. Wszyscy prorocy świadczą o tym, że każdy, kto w Niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów”.

Piotr głosząc Dobrą Nowinę o zbawieniu w Jezusie przywołuje tragiczną i dotyczącą wszystkich ludzi prawdę o grzechu i diabelskim zniewoleniu. Autorzy nowotestamentowi piszą wiele o tej dramatycznej w skutkach rzeczywistości. Grzech ściąga na człowieka słuszny Boży gniew i podporządkowuje go woli Diabła, którego celem jest zniszczenie i wszelka destrukcja. Finałem takiego istnienia jest wieczność bez Boga. Potępienie. Nie wiem czy ta prawda robi dziś jakiekolwiek wrażenie na ludziach XXI wieku. Może wielu uzna taką mowę za kpinę z rzeczywistości. Grzech? Diabeł? Piekło? Człowieku, opanuj się! Nie żyjemy przecież w średniowieczu! A jeśli chcesz głosić tę swoją „Dobrą Nowinę”, to może powiedz coś pozytywnego, a nie takie przykre słowa o grzechu, zniewoleniu i wiecznym potępieniu. Jednak nie sposób mówić i pisać o Dobrej Nowinie bez wskazywania na te kwestie. Zachwycić się Dobrą Nowiną (Ewangelią) możemy tylko wtedy, kiedy widzimy problem i nędzę, jakie stały się naszym udziałem.

Syty nie będzie prosił o chleb. Ubrany nie będzie zabiegał o odzienie. Widzący nie będzie tęsknił na możliwością podziwiania pięknych krajobrazów. Słyszący nie doświadcza pragnienia, aby wychwycić bogactwo dźwięków otoczenia…

Dobra Nowina o zbawieniu w Jezusie okazuje się być wartością dla wszystkich, którzy dostrzegają, że grzech oddziela nas od dobrego i kochającego Boga. Grzech czyni przepaść i wyłom w relacji pomiędzy Bogiem i człowiekiem. To grzech sprawia, że zyskujemy miano „nieprzyjaciół i wrogów Boga”. A jedynym rozwiązaniem tej patowej sytuacji jest dzieło Jezusa – Jego śmierć i zmartwychwstanie. To w Jezusie możemy doświadczyć przebaczenia grzechów i cieszyć się relacją z Bogiem, której cechą jest bliskość.

W przytoczonym fragmencie biblijnym będącym zapisem słów Piotra apostoła pojawiają się też dokonania Jezusa takie jak uzdrowienia i uwolnienia od demonów: „chodził dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła…”. No tak… szkoda, że Jezusa nie ma już pośród nas. Jak dobrze byłoby skorzystać z Jego mocy nad chorobą i demonicznym zniewoleniem… Choć Jezus w swoim zmartwychwstałym ciele nie jest obecny za ziemi i pozostaje obywatelem Nieba, to jednak jest obecny za sprawą Kościoła – będącego Jego ciałem tu, na ziemi! A tekst biblijny zapewnia nas, że jako Jego Kościół reprezentujemy tego samego Jezusa, o którym czytamy na kartach Ewangelii. Bo On pozostaje, jak zauważył autor Listu do Herbrajczyków, „wczoraj i dziś, na wieki ten sam”! Jego pasją jest przynieść uzdrowienie i uwolnienie. W Kościele wciąż obecna jest służba uzdrowienia i uwolnienia, wszak „Jednego Duch obdarza wiarą, innemu Duch udziela daru uzdrawiania…”.

Jezus przyszedł, aby usunąć każdą przeszkodę stojącą na drodze do doświadczenia kochającego i dobrego Boga. On skutecznie zapłacił cenę za naszą wolność od grzechu. On pozostaje odpowiedzią na dręczące ludzi choroby. On pozostaje skutecznym ratunkiem dla udręczonych, umęczonych i utrudzonych. On jest Drogą dla błądzących i Pocieszycielem dla pozbawionych nadziei.

Jezus Chrystus przyszedł na świat. Narodził się w Betlejem, wychował w Nazarecie, prowadził publiczną działalność w miejscowościach Galilei i Judei, umarł w okolicy Jerozolimy. On zmartwychwstał i wciąż żyje, pozostając Zbawicielem, Lekarzem i Pocieszycielem. Wysłuchany koncert „Kolędy świata” był dla mnie kolejną okazją, aby zatrzymać się w bieganinie życia i skorzystać z zaproszenia do osobistej więzi z Jezusem, którego „Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą” i który wciąż pozostaje tym Jezusem mającym moc, aby uzdrowić wszystkich ciemiężonych przez Diabła. On jest tym, który przynosi:

 „Ślepemu wzrok, głuchemu dźwięk, zmarłemu życia dar
Chromemu krok, niememu pieśń…”

środa, 2 stycznia 2019

PO OWOCACH ICH POZNACIE

Pozory bywają zwodnicze.

Żyjemy w świecie, w którym fałsz ściera się z prawdą, piękno istnieje obok brzydoty, szlachetność koegzystuje z niegodziwością. Aby odkryć prawdziwą naturę rzeczy nie wystarczy powierzchowne patrzenie i słuchanie.

Wśród mów Jezusa znanych jako „Kazanie na Górze” zwarte jest wezwanie do ostrożności: „Strzeżcie się fałszywych proroków…”. Autorzy pism jakie znalazły się w kanonie Nowego Testamentu przywołują jeszcze istnienie fałszywych apostołów czy fałszywych nauczycieli. Jak rozpoznać prawdę od fałszu? Czy jesteśmy skazani na spekulacje bez możliwości rzetelnej oceny tych, którzy podają się za „głosicieli prawdy”?

Pan Jezus zdaje się wskazywać na to co, powinno stanowić o przyjęciu lub odrzuceniu ludzi powołujących się na autorytet „Bożego proroka”: „Rozpoznacie ich po owocach”. Owoc to coś, co wydawane jest w pewnym procesie. Pośpieszna ocena może okazać się myląca. Gdzie szukać tego „owocu”, który kwalifikuje lub dyskwalifikuje człowieka jako „Bożego sługę”? Tym owocem nie są trafne i mądre teksty pozostawiane na Facebooku. Nie jest nim również zdolność do czynienia „niezwykłych rzeczy”, mogących zachwycać żądne atrakcji i wrażeń tłumy. A zatem co jest tym dobrym i pożądanym owocem? Jest nim, jak wierzę, życie ukierunkowane na uwielbienie Boga i wykonanie Jego woli. Ten rodzaj życia znajduje upodobanie w relacji i bliskości z Bogiem i wyraża się wyznaniem, jakie złożył psalmista: „Cóż ja mam w niebie oprócz Ciebie? Poza Tobą nic mnie też nie cieszy na ziemi”. Pragnienie Boga i przebywania w Jego obecności będzie skutkować niechybnie upodobnieniem się do Niego, jak napisał Jan apostoł: „żyjemy bowiem w tym świecie jako Jemu podobni”. Owoc musi się pojawić i w miarę upływu czasu będzie on coraz wyraźniejszy. Tego podobieństwa do Boga, w którym jest miejsce na autentyczne przejawianie „miłości, radości, cierpliwości, pokoju, dobroci, życzliwości, wierności, łagodności czy opanowania” życzę sobie na rok 2019 i wszystkie następne lata.