środa, 28 grudnia 2016

SYMEON

Ewangelia Łukasza 2,22-35

Wśród tych, którzy właściwie rozpoznali tożsamość Jezusa, był niejaki Symeon wspomniany przez Łukasza ewangelistę.

40 dni po narodzeniu Jezusa, Maria i Józef przybyli z dzieckiem do Jerozolimy, by dopełnić nakazanych przez Prawo Mojżeszowe dwóch obrzędów: oczyszczenia kobiety po połogu i wykupu pierworodnego. Zgodnie z Prawem, po urodzeniu dziecka kobieta była rytualnie nieczysta, a czas trwania tej nieczystości był związany z płcią dziecka. Po urodzeniu dziewczynki pozostawała nieczystą przez 80 dni, w przypadku chłopca ten czas był o połowę krótszy. Oczyszczenie i przywrócenie do pełnego uczestniczenia w życiu religijnym i społecznym wiązało się ze złożeniem ofiary w świątyni. Również narodziny pierworodnego wiązały się z przyniesieniem do świątyni daru ofiarnego - na pamiątkę wydarzeń związanych z wyprowadzeniem Izraela z Egiptu, gdzie w obliczu uporu Faraona "uderzył Jahwe we wszystko, co było pierworodne w Egipcie, zarówno wśród ludzi, jak i wśród zwierząt[1]".

Symeon, jak zanotował Łukasz, "natchniony przez Ducha przyszedł do świątyni, gdy rodzice wnosili Jezusa, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa[2]". Pośród innych cnót takich jak pobożność i sprawiedliwość, to właśnie obecność Ducha Świętego stanowiła o niezwykłości tego skromnego człowieka. Jego obecność i bliskość wspomniana jest trzykrotnie w kontekście Symeona.
Pod natchnieniem Ducha, Symeon, zapowiedział Marii charakter dzieła Jezusa, Jego wpływ na ludzi i oznajmił czego doświadczy ona sama: "Oto Ten został ustanowiony, aby być powodem zarówno upadku, jak i podźwignięcia się wielu ludzi w Izraelu oraz jako znak, o który będą się spierać. W ten sposób wyjdą na jaw zamysły wielu serc; przy tym też twoją duszę przeszyje miecz cierpienia[3]".

Jezus był i pozostaje niezmiennie znakiem sporu i podziału. Jego osoba, nauczanie i dzieło, a w szczególności śmierć na Golgocie, dzieli i poróżnia. Jedni stają się Jego naśladowcami, inni obrzucają Go bluźnierstwami i słowami pogardy. Dla jednych Krzyż jest znakiem mądrości Boga i zbawienia, dla innych jest głupotą i odrazą - "przyczyną upadku i skałą skandalu[4]", jak napisał apostoł Piotr. Głoszenie śmierci i zmartwychwstania Jezusa, jako fundamentu wiary i nadziei zbawienia, pozostaje nieodłącznym elementem służby Kościoła. Tak było prawie 2000 lat temu, tak jest i obecnie. Poselstwem Kościoła jest "Chrystus i to ukrzyżowany[5]", jak pisał Paweł. Niczego nowego nie potrzebujemy wymyślać i niczego nie potrzebujemy upiększać ani dodawać. Tylko Krzyż. Zgorszonych, niezadowolonych i "oburzonych" było, jest i będzie wielu, jednak byli, są i będą też tacy, którzy uwierzyli, wierzą i uwierzą ku zbawieniu.

Oby, w naszym pokoleniu, mniej było tych, którzy się "gorszą i upadają", a więcej tych, którzy "wierzą i zachowują nadzieję".

"Słowo o Krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, dla nas jednak, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą (…) Podczas gdy Żydzi domagają się znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, dla Żydów wprawdzie skandal, a dla pogan głupstwo, natomiast dla powołanych – tak Żydów, jak i Greków – głosimy Chrystusa, który jest mocą Bożą i mądrością Bożą.[6]"


[1] Wj 13,15 (Biblia Warszawsko-Praska).
[2] Łk 2,27 (Nowe Przymierze).
[3] Łk 2,34-35 (Nowe Przymierze).
[4] Zob. 1 Ptr 2,8.
[5] Zob 1 Kor 2,2
[6] 1 Kor 1,18.22-24.



sobota, 24 grudnia 2016

SŁOWO STAŁO SIĘ CIAŁEM

„Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. Oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, którą jako Jednorodzony, pełen łaski i prawdy, ma od Ojca.”

Święta Bożego Narodzenia mówią o Jezusie Chrystusie i pokazują, że istotą chrześcijańskiej wiary, nadziei i miłości jest właśnie On: Pan i Zbawiciel. Odwieczny Logos[1]. Słowo, które stało się ciałem.

Całe życie chrześcijańskie kryje się w tym prostym stwierdzeniu: „w Chrystusie”. O wyjątkowości Chrystusa pisali nowotestamentowi autorzy: Mateusz, Marek, Łukasz, Jan, Paweł, Piotr, Jakub, Juda czy autor Listu do Hebrajczyków.

Tak naprawdę istnieją tylko dwa rodzaje życia: „w Chrystusie” lub „poza Chrystusem”. On pozostaje treścią uwielbienia, nadziei i zachwytu jednych, jak i obiektem kpin, pogardy i zgorszenia dla innych.

Nie można pomylić się i rozczarować, jeśli życie powierzymy właśnie Temu, który zasługuje aby Go cenić i kochać ponad wszystko. Tak o Chrystusie napisał Paweł z Tarsu:

„On jest obrazem niewidzialnego Boga,
praprzyczyną wszelkiego stworzenia,
ponieważ w Nim zostało stworzone
wszystko – w niebie i na ziemi,
to, co widzialne i niewidzialne,
trony oraz rządy,
zwierzchności i władze;
wszystko zaistniało
przez Niego i dla Niego.
On sam jest przed wszystkim
i w Nim trwa wszystko
razem połączone.
On też jest Głową Ciała – Kościoła;
On jest początkiem,
pierwszym zmartwychwstałym,
aby we wszystkim mieć rangę pierwszeństwa,
gdyż w Nim cała Pełnia zechciała zamieszkać,
i przez Niego pojednać ze sobą
wszystko – na ziemi i w niebie –
dzięki wprowadzeniu pokoju
za cenę krwi
przelanej przez Niego na krzyżu.”

Jan pisząc Ewangelię miał cel – wzbudzić wiarę czytelników, że „Jezus jest Chrystusem, Synem Bożym, i abyście, wierząc, mieli życie w Jego imieniu”.

Przez cały Nowy Testament przebija pytanie, na które potrzebujemy znaleźć odpowiedź: Kim jest Jezus z Nazaretu? Pośród wielu różnych koncepcji odnoszących się do osoby Jezusa Chrystusa, autorzy biblijni pozostają niezmiennie na stanowisku, że „On jest Chrystusem (Mesjaszem i Namaszczonym )”, „On jest Panem”, „On jest Alfą i Omegą”, „On jest prawdziwym Bogiem i życiem wiecznym”, „On jest Zbawicielem” i „każdy kto w Niego wierzy nie będzie zawstydzony”. 

A zatem kim jest Jezus Chrystus dla Ciebie?


[1] W myśli greckiej Logos był bezosobową siłą czy też zasadą porządkującą wszechświat i nadającą mu sens. W Starym Testamencie Logos można utożsamiać z Boską mądrością, obecną podczas aktu stworzenia i przejawiającą się w sprawach ludzkich (Prz 8,12-36; Ps 33,6). Ewangelia Jana do greckich i żydowskich pojęć na temat Logosu wprowadza jego nowe pojmowanie – nie jest on „czymś”, ale osobą. Logos to Jezus Chrystus.

czwartek, 22 grudnia 2016

O WŁADZY I WIELKOŚCI W KONTEKŚCIE ŚWIĄT

Przebiegły polityk, okrutny rodzic i niestrudzony budowniczy.

Herod sprawował swoją władzę z rozmachem właściwym wielkim władcom. Z jego szczodrobliwości (jak pisał Józef Flawiusz) korzystały liczne miasta poza granicami jego kraju: Trypolis, Damaszek, Ptolemaida, Byblos, Tyr, Laodycea, Ateny, Nikopolis, Pergamon, Antiochia Syryjska i wiele innych. 

Był znakomitym myśliwym i niezwyciężonym wojownikiem.

Władał pośród obaw, podejrzeń i oskarżeń o zdradę. Popełnił wiele morderstw, pozbawił życia swoich niektórych swoich synów, żony, szwagrów, braci – tych, których postrzegał jako rywali do tronu.

Pod koniec życia cierpiał na depresję i „czarną melancholię”. Jego ciało było pokryte wrzodami, jak pisał Józef Flawiusz: „na całej skórze odczuwał wprost niemożliwe do zniesienia swędzenie i nieustanne bóle we wnętrznościach, a na nogach miał obrzęki jak przy puchlinie wodnej. Dostał także zapalenia w dolnej części brzucha, a na wstydliwym miejscu utworzył się ropiejący wrzód i lęgły się tam robaki[1]”.

Był schorowanym, nienawistnym człowiekiem z objawami paranoi.

Herod Wielki panował w Judei od 37 do 4 roku p.n.e.

Ciemną stronę natury Heroda ukazał ewangelista Mateusz, pisząc o dniach związanych z narodzinami Jezusa: A kiedy Jezus przyszedł na świat za czasów króla Heroda w Betlejem judzkim, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Widzieliśmy bowiem gwiazdę jego na wschodzie i przyszliśmy, aby się mu pokłonić. Usłyszawszy o tym król Herod przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zwołał tedy wszystkich najwyższych kapłanów i uczonych w Piśmie spośród całego ludu i wypytywał ich, gdzie miał się narodzić Mesjasz. A oni mu powiedzieli: W Betlejem judzkim… (…) Wtedy Herod, przywoławszy potajemnie Mędrców, wypytywał ich dokładnie, kiedy się gwiazda ukazała. A potem wysłał ich do Betlejem… (…) Gwiazda zaś, którą widzieli na wschodzie, poprzedzała ich aż do miejsca, gdzie znajdowało się Dziecię; tam się też zatrzymała. Widok tej gwiazdy napełnił ich bardzo wielką radością. A gdy weszli do środka, zobaczyli Dziecię z Marią, Matką Jego. Upadli tedy na kolana i oddali Mu hołd, a potem, otworzywszy swe szkatuły, złożyli w darze: złoto, kadzidło i mirrę. A kiedy zostali we śnie pouczeni, by nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny. Po odejściu ich anioł Pański ukazał się we śnie Józefowi i powiedział mu: Wstań, weź Dziecię i Jego matkę i uciekaj do Egiptu. Pozostaniesz tam tak długo, aż ci dam znak [powrotu]. Herod będzie bowiem szukał Dziecięcia, aby Je zabić. (…) Herod, widząc, że został zwiedziony przez Mędrców, popadł w straszną złość i rozkazał pozabijać w Betlejem i w okolicy wszystkie dzieci nie mające jeszcze dwu lat, zgodnie z rachubą czasu podaną mu przez Mędrców[2]”.

Chęć władzy i posiadania wpływów towarzyszą człowiekowi od zarania dziejów. Ta rządza wielu przywiodła do obłędu i stała się źródłem niewyobrażalnych okrucieństw. Herod nie był odosobnionym przypadkiem władcy trawionego przez chorobliwą podejrzliwość i panującego w atmosferze spisku, nienawiści i zbrodni.

Pan Jezus, w czasie swojej publicznej służby tak wypowiadał się w kwestii władzy i autorytetu: „Władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszy między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, tak jak Syn Człowieczy, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu[3]”.

Nie tak niech będzie u was. Pozycja i autorytet wśród chrześcijan zostały inaczej zdefiniowane niż władza polityczna. Różnica jest fundamentalna.

„Kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą” to radykalne stwierdzenie i zupełnie nieprzystające do ogólnie przyjętego obrazu władzy. Taką postawę prezentował Pan Jezus, takiej postawy oczekuje od swoich naśladowców. Miarą prawdziwej wielkości jest pokora, uniżenie i służba, taką zachętę zostawili też nam apostołowie Chrystusa: „ożywieni miłością służcie jedni drugim[4]”.


[1] Józef Flawiusz, Wojna żydowska. Księga pierwsza, rozdz. XXXIII.
[2] Mt 2,1-16.
[3] Mt 20,25-28.
[4] Ga 5,13.

środa, 21 grudnia 2016

NIECH SIĘ NIESIE WIEŚĆ... (PO GÓRACH CAŁEJ JUDEI)

W pierwszym rozdziale Ewangelii Łukasza czytamy o wydarzeniach, które miały miejsce na terenie Judei – górskiej krainy[1] położonej w starożytnym Izraelu. To, co się tam wydarzyło autor Ewangelii skomentował słowami: „…po górach całej Judei opowiadano sobie o tym wszystkim[2]”.

Tym wydarzeniem były narodziny chłopca któremu, w dniu jego obrzezania[3], nadano imię Jan. Co niezwykłego było w jego narodzinach?

Jan narodził się w rodzinie Elżbiety i Zachariasza, którzy byli w bardzo podeszłym wieku[4], a fakt jego przyjścia na świat został poprzedzony anielską zapowiedzią. Zachariasz był kapłanem, a w dniu pełnienia posługi kapłańskiej[5] w Świątyni, przeżył niezwykłe spotkanie z aniołem Gabrielem[6]. Boży wysłannik zapowiedział narodziny chłopca, któremu Zachariasz miał nadać imię Jan. Niezwykłość dziecka związana była z jego rolą – powołaniem od Boga: „Stanie się wielki przed PANEM; nie będzie pił wina ani sycery i już w łonie matki napełni go Duch Święty. Wielu Izraelitów nawróci do PANA, ich Boga. Sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza. Zwróci serca ojców ku dzieciom, nieposłusznych ku mądrości sprawiedliwych i przygotuje Panu lud dobrze usposobiony[7]”. 

Znakiem potwierdzającym o prawdziwości tych słów, dla Zachariasza, miała być jego niemota, aż do dnia narodzin dziecka. Jego żona – Elżbieta poczęła i porodziła chłopca, dokładnie tak, jak zapowiedział Gabriel. Dla niej samej był to znak łaski i przywrócenia szacunku u ludzi[8].

Kiedy miano obrzezać chłopca, Zachariasz odzyskał mowę i napełniony Duchem Świętym wypowiedział proroctwo, którego treścią jest Boży plan nawiedzenia i zbawienia Jego ludu[9].  Zachariasz mówił o swoim synu: „A ty, chłopcze, będziesz nazwany prorokiem Najwyższego; bo pójdziesz przed PANEM przygotować Jego drogi. Jego ludowi dasz poznać zbawienie przez odpuszczenie mu grzechów[10]”.

Wszystko to było niezwykłe i napawało zdumieniem. Wieści tym o wydarzeniu nie udało się zatrzymać tylko w gronie rodziny, czy nawet sąsiadów. Rozpowiadano o tym „po górach całej Judei”.

Jan, znany nam jako Chrzciciel, wypełnił wszystko, co było mu przeznaczone. Przypadł mu w udziale zaszczyt bycia tym, który przygotował serca ludzi na przyjście oczekiwanego Mesjasza – Syna Bożego. Niepospolitość Jana został potwierdzona słowami Pana Jezusa: „Nie powstał z tych, którzy się z niewiast rodzą, większy nad Jana Chrzciciela[11]”.  Jego życie i służba wpłynęły na setki, tysiące, a może i dziesiątki tysięcy osób w Izraelu.

Nie każde narodziny poprzedzone są tak niezwykłymi zdarzeniami. Nie o każdym z nas, w dniu przyjścia na świat, wypowiedziano tak niezwykłe prorocze słowa odnoszące się do naszej tożsamości i przeznaczenia. Jednak każdy chrześcijanin jest powołany, aby  mieć udział w opowiadaniu o niezwykłości Tego NIEZWYKŁEGO. Tak jak mieszkańcy górskiej krainy Judei nieśli wieść o wydarzeniach, które miały miejsce pośród nich, tak i my możemy rozgłaszać „chwalebne dzieła Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła[12]”. Dzieło Chrystusa – Jego życie, śmierć i zmartwychwstanie, pozostają najbardziej godną rozpowiadania historią pośród wielu innych opowieści. Kiedy Piotr apostoł, w dniu Pięćdziesiątnicy, wyjaśniał zgromadzonym tłumom obserwowane przez nich wydarzenia, powiedział: „Izraelici! Posłuchajcie tych słów. Będę mówił o Jezusie z Nazaretu[13]”. Głoszenie poselstwa Ewangelii o Jezusie Chrystusie było przywilejem i powinnością Pawła z Tarsu, który wyznał: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii![14]”. Bóg wciąż powołuje zwiastunów tej niezwykłej wieści o zbawieniu przez krzyż Chrystusa, a Jego upodobanie w nich wyrażone jest słowami proroka Izajasza: „O, jakże piękne są tam, na wzgórzach, stopy tego, co niesie dobrą nowinę, co pokój zwiastuje i sprowadza szczęście! Co zbawienie ogłasza, a do Syjonu woła: Twój Bóg już zaczął królować[15]”.

Oby w naszym kraju nie zabrakło zwiastunów Dobrej Nowiny. Niech wieść o Bożej miłości okazanej nam w dziele Jezusa Chrystusa niesie się po górach, wyżynach i nizinach Polski, i niech dociera z całą mocą przekonywania, by tchnąć nadzieją, obdarzać przebaczeniem i wyzwalać z sideł grzechu.


[1] Nazwa pochodzi od jednego z plemion Izraela – Judy. Góry Judei to pasmo górskie o zróżnicowanej wysokości, od 1020 do 400 m n.p.m., i stanowiące barierę pomiędzy Morzem Martwym a Morzem Śródziemnym.
[2] Łk 1,65 (Biblia Poznańska).
[3] Obrzezania, zgodnie z Prawem, dokonywano w ósmym po narodzinach chłopca.
[4] Łukasz (autor Ewangelii) zapisał, że „byli w podeszłym wieku”, czyli z całą pewnością po sześćdziesiątce, a nie wykluczone, że zbliżali się do granicy 80. lat.
[5] Do obowiązków kapłana należało m.in. spalanie kadzidła na specjalnym ołtarzu ulokowanym w Miejscu Świętym. Czynności tej dokonywano każdego dnia – rano i wieczorem. W sytuacji opisywanej przez ewangelistę, przywilej ten przypadł właśnie w udziale Zachariaszowi.
[6] Imię Gabriel znaczy „mąż (mocarz, wojownik) Boży” lub „Bóg jest moim męstwem”. Aniołowie są Bożymi posłańcami, zwiastunami Bożych nakazów i przepowiadającymi Jego interwencje. Wśród biblijnych aniołów znamy z imienia właśnie Gabriela i Michała.
[7] Łk 1,15-17.
[8] Zob. Łk 1,25.
[9] Zob. Łk 1,67-79.
[10] Łk 1,76-77.
[11] Mt 11,11 (Biblia Gdańska).
[12] 1 Ptr 2,9 (Biblia Tysiąclecia).
[13] Dz 2,22 (Nowe Przymierze).
[14] 1 Kor 9,16 (Biblia Paulistów).
[15] Iz 52,7 (Biblia Warszawsko-Praska).

czwartek, 15 grudnia 2016

PAWEŁ I SPOŁECZNE „WYKLUCZENIE”

Aby pojąć „rewolucyjność” niektórych twierdzeń Pawła z Tarsu, jak chociażby takiego (z Listu do Galatów): „Nie ma już Żyda ani Greka, nie ma niewolnika ani wolnego, nie ma mężczyzny ani kobiety, ponieważ wszyscy jesteście jedno w Chrystusie Jezusie”, należy choć trochę zrozumieć kontekst kulturowy i społeczny, w którym pisał te słowa.

„Niewolnik i wolny” są jedno w Chrystusie.

Paweł pisał do ludzi osadzonych w rzymskiej i greckiej kulturze, gdzie niewolnictwo stanowiło ważny element życia społecznego, a stosunek ludzi wolnych do niewolników był nacechowany wyższością i nieskrywaną pogardą. Dialog pomiędzy dwoma niewolnikami niejakiego Kochanydesa, z komedii Plauta „Osły”, oddaje istotę tej postawy:

LEW (Leonida)
Ach witaj, materiale ćwiczebny dla kija.
PACHNIDŁO (Libanus)
I ty, więzienny kapo, jak ci dzień dziś mija?
LEW
Użytkowniku kajdan!
PACHNIDŁO
Grzbiecie pożądany dla bata i rózgi.
LEW
Gdyś jest skrępowany, jak myślisz, ile ważysz?
PACHNIDŁO
A skąd mogę wiedzieć, ile, wstydząc się, ważę?
LEW
Ja to wiem, bo ciebie
osobiście zważyłem: gdy wisisz za nogi
skrępowany powrozem, głową do podłogi,
masz dokładnie sto funtów.
PACHNIDŁO
A gdzie są dowody?
LEW
Dam ci dowód i podam obliczeń metody:
gdy ręce ci skrępują kajdany, a sznury
z ciężarem stufuntowym przez belkę u góry
przerzucone już wciągną twe ciało za nogi,
to szalki u twej wagi są równe. Mój drogi,
ważysz dokładnie tyle co… łotr, oberwaniec[1].

Arystoteles twierdził, że „trzy okoliczności wchodzą w grę w życiu niewolników: praca, kara i pożywienie[2]”.

Tymczasem na gruncie życia wiary chrześcijańskiej, jak napisał Paweł z Tarsu: „Nie ma wolnego ani niewolnika”. Różnice społeczne nie mają zastosowania we wspólnocie chrześcijan. Boże obietnice w jednakowym stopniu odnoszą się tak do ludzi stanu wolnego, jak i niewolników. Niewolnik może, na równi z ludźmi wolnymi, korzystać w całej pełni z dobrodziejstw i hojności Boga, dzięki Ewangelii. W Kościele wszyscy stoją obok siebie „ramię w ramię”, służą sobie wzajemnie i nazywają się „braćmi”. Braterska miłość nie jest wykluczająca, ale włączająca. Nikt nie ma prawa wnosić do tej wspólnoty braterskiej pogardy, niechęci i wyższości z jakiegokolwiek powodu – nawet najbardziej społecznie uzasadnionego.

Jakie społeczne bariery powinny „runąć” w naszych czasach w imię braterskiej miłości i wspólnoty w Chrystusie?


[1] Plaut, Komedie, tom II. Osły. Przeł. Ewa Skwara.
[2] Za: W. Roszkowski, Świat Chrystusa, str. 248.

środa, 14 grudnia 2016

TEOFIL

Ewangelista Łukasz rozpoczyna swoją opowieść od zwrotu skierowanego do „dostojnego Teofila”, któremu zadedykował swoje dzieło. We wstępie do Ewangelii dał wyraz swojej sumienności, dokładności, staranności i rzetelności, tak w zbieraniu informacji, jak i spisywaniu historii odnoszących się do osoby Jezusa Chrystusa. 

Kim był ów Teofil? Nie wiemy o nim zbyt wiele. Jego imię Teofil znaczy „miłujący Boga” lub „przyjaciel Boga”, a użycie wobec niego tytułu „najdostojniejszy”, wskazuje na przynależność do zamożnej rzymskiej klasy społecznej – senatorów lub namiestników (zwierzchników) prowincji (zob. Dz 23,26; 24,3; 26,25).

Imię Teofil niesie z sobą szczególną treść. Przywilej bycia „przyjacielem Boga” znacznie przewyższa godność namiestnika choćby najbardziej znaczącej prowincji Imperium Rzymskiego.

Na kartach Biblii możemy przeczytać o Mojżeszu, z którym Bóg rozmawiał „twarzą w twarz, tak jak się rozmawia z przyjacielem” i o Abrahamie, którego Bóg – Pan nieba i ziemi nazywa swoim przyjacielem.

Pan Jezus zwracając się do uczniów, tak określił istotę przyjaźni z Nim: „Wy jesteście moimi przyjaciółmi, jeśli spełniacie wszystko, co wam polecam. Już nie nazywam was sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan. Nazwałem was przyjaciółmi, gdyż dałem wam poznać wszystko, czego dowiedziałem się od Ojca”.

Przyjaźń z Bogiem to przywilej tych, którzy wtajemniczeni są w Boże sekrety, plany i zamiary. Pan Bóg jest dobry dla wszystkich, ale najlepsze rzeczy zachowuje dla swoich przyjaciół. Dzielenie z Bogiem Jego pasji i Jego woli jest największą z możliwych godności w życiu człowieka. Nie przestaje mnie wciąż zadziwiać, że On – Pan Wszechświata, Stwórca wszystkiego co istnieje, Ten, przed którego majestatem istoty anielskie wznoszą w zachwycie pieśni uwielbienia, wyraził pragnienie dzielenia z człowiekiem swojej woli i pozostawiania z nim w bliskiej więzi.

Boże pragnienie spotykania się z człowiekiem widzimy już w Księdze Rodzaju, gdzie czytamy o Bogu przychodzącym do Ogrodu, w którym umieścił Adama i Ewę, aby dzielić z nimi bliskość i autentyczną więź.

Grzech wykopał przepaść pomiędzy nami a Bogiem. Z przyjaciół, jakimi mieliśmy być w Jego zamyśle od początku, staliśmy się wrogami i nieprzyjaciółmi. Dlatego przyszedł Jezus, aby tę przepaść i dzielącą nas wobec Boga wrogość zniszczyć. Krzyż na nowo umiejscowił nas w relacji z Bogiem w charakterze Jego przyjaciół i osób Mu bliskich. W Chrystusie staliśmy się „domownikami Boga” i możemy odważnie i ufnie zbliżać się do Niego.

Nic bardziej doniosłego nie może nas spotkać w życiu, jak przywilej bycia „Teofilem” – przyjacielem Boga, a możliwe jest to dla wszystkich, którzy przez wiarę są „w Chrystusie”. W Nim staliśmy się bliscy Bogu i w Nim możemy budować w Bogiem prawdziwą przyjaźń, w której jest miejsce na słuchanie Jego głosu i posłuszeństwo Jego woli.

środa, 7 grudnia 2016

ŻYJĄCY, ALE NIE MAJĄCY ŻYCIA

Różnie pojmujemy życie i jego istotę. Jan apostoł w swoim liście akcentuje kwestię życia wiecznego, które dane jest od Boga tym, którzy są w Chrystusie. Budowanie nadziei na wieczność z Bogiem niezależnie od Chrystusa i Jego dzieła jest ułudą pozbawioną biblijnych fundamentów.

Oddychając, pracując, pisząc, chodząc, jedząc, rozmawiając i wykonując wiele innych rzeczy związanych z codziennym bytem, wciąż możemy być pozbawieni "życia" rozumianego jako więzi z Bogiem odnoszącej się tak do naszej teraźniejszości, jak i przyszłości.

W języku autorów Nowego Testamentu życie przejawia się w wierze, nadziei i miłości mających swoje zakotwiczenie w Jezusie Chrystusie. Poza Chrystusem jest śmierć, którego żądłem jest grzech. Grzech to śmiercionośne zło "królujące" w otaczającej nas rzeczywistości.

Rzeczywistość grzechu skutkuje śmiercią, tak powszechną wśród ludzi niezależnie od wykształcenia, wieku, majątku, miejsca zamieszkania... Grzech nie zna takich ograniczeń. Z jednakową siłą oddziałuje na każdego człowieka, czyniąc zeń umarłego za życia - pozbawionego możliwości trwania w bliskości i relacji z Bogiem. Paweł z Tarsu pisał do chrześcijan z Efezu o ich przeszłości bez Chrystusa: "byliście martwi z powodu waszych grzechów".

Lecz właśnie w tą tragiczną rzeczywistość grzechu wkracza łaska i miłosierdzie Boga, który "z miłości do nas posłał na świat swojego Jedynego Syna, abyśmy przez Niego mogli zyskać życie".

To życie, które jest w Chrystusie, uwalnia nas z mocy grzechu i pozwala miłować Boga miłością pozbawioną lęku i niepewności wobec przyszłości i nadchodzącego sądu: "możemy ufnie i z odwagą wystąpić w dniu sądu, żyjemy bowiem w tym świecie jako Jemu podobni". Nasze podobieństwo do Boga przejawia się też w miłowaniu innych, gdyż "kto nie kocha brata, którego widzi, nie może kochać Boga, którego nie zobaczył".

Zamiast być "chodzącym trupem", martwym z powodu grzechów i pozbawionym nadziei na wieczność z Bogiem, możemy doświadczyć, już tu na ziemi, prawdziwego i pełnego nadziei życia. Jan apostoł napisał: "Bóg dał nam życie wieczne, które jest życiem w Jego Synu. Kto przyjmuje Syna, ma życie. Kto nie przyjmuje Syna Bożego, nie ma życia. Napisałem to wam, wierzącym w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie życie wieczne".

Życie w Chrystusie to wartość, skarb i realne doświadczenie. Bez Chrystusa żyjemy, ale pozostajemy "martwi w naszych grzechach", a końcem takiego "życia" jest wieczne potępienie i ciemność.

Zachęta z Biblii brzmi: "Wybierz życie!", "Bądź w Chrystusie i żyj!"