sobota, 17 grudnia 2022

ŁOWCY GŁÓW, KTÓRZY DOŚWIADCZYLI MOCY EWANGELII


W piątek (16.12) rozmawiałem z bliską mi osobą – Jackiem, który wrócił z krótkiego wyjazdu do Indii. Precyzyjnie mówiąc przebywał – wraz z małą grupą Polaków – w północno-wschodniej części tego azjatyckiego kraju, w stanie Nagaland.
Przyznaję, że pierwszy raz słyszałem tę nazwę. Opowieść Jacka rozbudziła moją ciekawość i zacząłem szukać informacji o tym miejscu i mieszkających tam ludziach. Zaintrygowała mnie historia niezwykłego Bożego poruszenia (przebudzenia) w tym regionie świata. Informacje zasłyszane od Jacka poszerzone o wiadomości zaczerpnięte z Internetu złożyły się na ten wpis. Może kogoś zainteresuje… 

Nagaland swoją nazwę wywodzi od Nagów – rdzennych mieszkańców tej krainy. Jako jednostka administracyjna Indii zajmuje powierzchnię nieco mniejszą niż województwo kujawsko-pomorskie. Wśród ludu Naga wyodrębnić można ponad 20 grup plemiennych, które wykształciły odmienne tradycje i posługują się odrębnymi językami (znalazłem informację, że jest ich 25). Historycznie plemiona Naga zasiedlały wzgórza, co miało zapewnić im bezpieczeństwo. Wspólną cechą tych zróżnicowanych plemion była pewna krwawa tradycja. Mężczyźni Naga zaskarbiali sobie szacunek społeczności zdobywając i kolekcjonując trofea w postaci ludzkich głów, ale nie towarzyszył temu kanibalizm. Ten krwawy zwyczaj najdłużej, bo aż do lat 80. XX wieku, utrzymał się w plemieniu Konyak – najbardziej wojowniczym wśród Nagów. 

W latach 40. XIX wieku do Nagaland dotarli chrześcijańscy misjonarze – głównie baptyści. Niektórzy z nich ponieśli śmierć z rąk ludu Naga, ale po kilkudziesięciu latach misyjnej działalności zaczęły pojawiać się wyraźne owoce – coraz więcej osób składało swoją ufność w Chrystusie i stawało się Jego uczniami. W czasie II wojny światowej w ziemi Nagów została stoczona bitwa o Kohimę (stolica stanu Nagaland). Walka pomiędzy Cesarską Armią Japońską a wojskami Imperium Brytyjskiego, zwana „Stalingradem Wschodu”, pociągnęła za sobą tysiące ofiar (także spośród, walczących u boku Brytyjczyków, Naga). 

Po II wojnie światowej Nagowie zaapelowali do Brytyjczyków o uznanie niepodległości krainy Naga, jednak nie zyskali żadnego posłuchu. Podobny apel wystosowali do władz Indii, gdy w rezultacie dekolonizacji Indie zyskały niepodległość, a Nagaland stał się częścią właśnie tego – utworzonego w 1947 roku – państwa. Ziemia Nagów została włączona do federacji, najpierw jako część Assamu, a z początkiem lat 60. XX wieku jako szesnasty stan Indii. 

Dążenia niepodległościowe Nagów sprawiły, że rząd Indii, w latach 50. i 60. XX wieku wysłał do Nagalandu wojska które mordowały mężczyzn, kobiety i dzieci. Życie, w dramatycznych okolicznościach, straciło ponad 200 tysięcy osób. Na porządku dziennym były gwałty, grabieże, tortury i masakry jakich dopuszczały się wojska rządowe. W opowieściach przywoływane są nadlatujące nad wioski helikoptery, z których prowadzono ostrzał bezbronnych mieszkańców. Zagraniczni misjonarze zostali wygnani z Nagaland w latach 50. XX wieku, ale rdzenni mieszkańcy zaznajomieni z Ewangelią i treścią Biblii zaczęli w desperacji szukać pomocy u Boga,. Relacje świadków tamtych wydarzeń mówią, że spotkania modlitewne trwały po wiele godzin. Chrześcijanie Naga płakali przed Bogiem wyznając swoje grzechy i zdecydowali się przebaczyć tym, którzy byli winni mordów i okrucieństwa. Wtedy właśnie, pośród wojny, ludzkiego cierpienia i wzmożonej modlitwy chrześcijan, Bóg zaczął odpowiadać i interweniować wśród Nagów. 

Wedle jednej z relacji, w 1952 roku w miejscowości Longkhum, kiedy chrześcijanie zbierali się na modlitwę, ujrzeli na niebie – pomimo słonecznego i bezdeszczowego dnia – tęczę. Temu znakowi towarzyszył donośny głos, który obwieszczał: „To przebudzenie rozprzestrzeni się na całe Nagaland!”. Duchowemu ożywieniu wciąż towarzyszyło silne przekonanie o grzechu (swoje grzechy wyznawali byli przede wszystkim chrześcijanie, to oni korzyli się przed Bogiem). Jeden z pastorów wyznał: „Duch Święty objawił mi moje grzechy na jednym ze spotkań. Z uczuciem strasznego lęku i wstydu wyznałam Bogu moje winy i odczułem jakby z moich pleców spadł wielki ciężar. Następnie przepełniła mnie ogromna radość”. Kaznodzieje często przerywali głoszenie na nabożeństwach, bo zawodzenie i wołanie o litość zgromadzonych były tak głośnie, że przemawianie zwyczajnie nie mogło być kontynuowane. 

Duch Święty zaczął się przejawiać wśród ludzi z mocą, wśród znaków i cudów. Niektórzy otrzymali od Ducha Świętego słowa poznania obnażające grzechy ciążące wśród chrześcijan. Powszechnym zjawiskiem było wierne cytowanie obszernych fragmentów Biblii przez ludzi, którzy nie mieli umiejętności czytania. Niewidomi odzyskiwali wzrok, głusi słuch. Cierpiący na różne dolegliwości byli uzdrawiani, a demony opuszczały ciała zniewolonych. Chrześcijanie otrzymywali precyzyjne proroctwa i słowa mądrości, które pozwoliły im negocjować z wojskami indyjskimi, aby te nie szkodziły ludziom i nie niszczyły wiosek. 

Wierzący w Chrystusa zyskali nowy rodzaj żarliwości. Przed przebudzeniem byli „letni” i „światowi”. Przemiana życia chrześcijan zaowocowała intensywną ewangelizacją i wielu Naga – dotąd niezwiązanych z Kościołem – otwierało swoje serca na Ewangelię. W jednej z wiosek (Khulazu Basa) w latach 1958-1959, w szczytowym okresie przebudzenia, ludzie byli tak pochłonięci szukaniem Boga w modlitwie, że nie mieli czasu na uprawę roli. Ale Bóg interweniował i cudownie ich zaopatrzył – tego roku plony pojawiły się bez udziału ludzkiej pracy. 

W 1959 roku odział armii indyjskiej otoczył kościół Baptystów w miejscowości Sendenyu i przez kilka minut otwierał ogień z karabinów maszynowych do zgromadzonych tam ludzi. Jednak nikomu nie stała się krzywda! Żołnierze wrzucili też do kościoła trzy granaty ręczne, ale chrześcijanie natychmiast zakryli je rękami i modlili się. Żaden z granatów nie eksplodował! Żołnierze armii indyjskiej wycofali się uznając, że moc Boża chroni chrześcijan. W innym miejscu żołnierze otworzyli ogień z karabinów do czterech mężczyzn. Kule przebiły ich ubrania pozostawiając dziury, ale ostatecznie spadły na podłogę, nie czyniąc żadnej krzywdy na ciele. 

Wierzącym w Chrystusa ukazywali się aniołowie i udzielali wskazówek zapewniających bezpieczeństwo. Zanotowano, że grupa ewangelistów doświadczyła cudu chodzenia po wodzie, gdy musiała przejść przez rzekę w porze deszczowej. Pewien człowiek, który nie miał formalnego wykształcenia, otrzymał nadnaturalną zdolność natychmiastowego i płynnego czytania Biblii. 

Relacje świadków mówią o dwóch falach przebudzenia. Pierwsza nastąpiła w latach 50., a druga fala miała miejsce w latach 70. XX wieku. W dniach 13-19 września 1976 roku zorganizowano „tydzień duchowego przebudzenia” podczas którego nastąpiło potężne wylanie Ducha Świętego. Wiele osób upadało pod mocą Boga, ludzie wyznawali swoje grzechy, a modlitwa zdawała się trwać nieustannie. 

To przebudzenie trwa do dziś! Obecnie wśród mieszkańców Nagaland jest 90% chrześcijan, co chyba czyni to miejsce najbardziej zdobytym przez Ewangelię na świecie. Wspomniany, na wstępie mojego wpisu, Jacek mówił mi, że wielu chrześcijan w Nagaland zaczyna dzień o 4:30 gromadząc się na trwającej blisko dwie godziny modlitwie. W mieście podobnej wielkości do Bydgoszczy jest około 700 Kościołów, wśród nich kilka liczących 10 tysięcy członków. Standardem są wspólnoty chrześcijan składające się z kilkuset, blisko tysiąca osób. 

Niezwykłe. Niezwykłe. Niezwykłe.

środa, 14 grudnia 2022

CZAS APOKALIPSY, CZ. 7: SIEDEM PIECZĘCI

CZAS APOKALIPSY, CZ. 6: LEW I BARANEK

DRUŻYNA?

Jednym z poważnych problemów współczesności wydaje się być przerost indywidualizmu nad gotowością współpracy. Zespołowość przegrywa z tendencjami do niezależności. Ten deficyt „drużynowości” dotyka też, jak czasem obserwuję, realiów kościelnych. 

Jednym z obrazów życia kościelnego, który jest mi bliski, pozostaje orkiestra symfoniczna, gdzie wielość instrumentów i indywidualne umiejętności muzyków poddane są wspólnej wizji i pracy dyrygenta. To mamy dać się dyrygować w Kościele? A gdzie wolność? Ale my mamy nasze pomysły na to jak głośno i w którym momencie ma zabrzmieć nasz instrument! Głosy oburzenia zdają się być słyszalne… 

 W życiu kościelnym deficytowa jest gotowość do… podporządkowania się. To określenie „podporządkowanie” zdaje się nie być mile widziane w naszych społecznych realiach. Zrobienie czegoś „pod dyktando” innych bywa odbierane jako „grabież wolności” i – mówiąc językiem kościelnym – zamach na „prowadzenie przez Ducha”. Samo określenie „czynić coś pod dyktando” w dobie indywidualizmu i niezależności odbierane jest bardzo negatywnie niczym gwałt, atak i kontrola. Przykładowo, kiedy osoba odpowiedzialna za całość funkcjonowania lokalnego Kościoła lub jakąś dziedzinę życia wspólnoty prosi o współpracę, której elementem jest właśnie podporządkowanie się ogólnej wizji zderza się często z brakiem zrozumienia i słyszy coś takiego: „To chcesz, abym zrobił/ zrobiła coś pod Twoje dyktando? Tak po Twojemu, a nie po mojemu?”. Kocham wolność i dostrzegam jej niezbędność także w wymiarze kościelnym. Ale czy nie mamy swoistego przeakcentowania wolności kosztem podporządkowania się? Co zrobić z takim fragmentem Pisma: „Bądźcie więc podporządkowani sobie nawzajem w bojaźni Chrystusowej”? Podporządkowani jedni drugim… To trudna i – z mojej obserwacji – deficytowa postawa. A co zrobić z takim radykalnym stwierdzeniem autora Listu do Hebrajczyków: „Bądźcie posłuszni i ulegli swoim przewodnikom. Czuwają oni nad waszymi duszami i zdadzą z tego sprawę. Niech to czynią z radością, a nie z narzekaniem, bo to nie wyszłoby wam na korzyść”? Być może owo swoiste „odbicie” w kierunku niezależności i ta niechęć do „podporządkowania” ma związek z poważnymi nadużyciami ludzi postawionymi w „autorytecie”, co niestety też jest obecne w kościelnych realiach… Pewnie bywa i tak, co z zawstydzeniem należy przyznać, że autorytet i przewodzenie zamieniane są na manipulację i nieuprawnioną kontrolę innych. A to właśnie ludzie będący w autorytecie (ci „z przodu” i „na czele”) są najbardziej odpowiedzialni, by SŁUŻYĆ innym. Na szczęście temat służebnego przywództwa staje się przebijać do świadomości liderów, także w Kościele. 

Ostatnio pozostaję pod wrażeniem książki pt. „Trzy kluczowe cechy idealnego członka zespołu” Patricka Lencioni. Autor zauważa: „Gdyby ktoś mnie poprosił o sporządzenie listy najbardziej wartościowych cech, które człowiek powinien w sobie kształtować, aby odnieść sukces w życiu zawodowym – i w życiu w ogóle – na pierwszym miejscu umieściłbym umiejętność pracy w zespole”. A te trzy cechy idealnego gracza zespołowego są następujące: POKORA, MĄRDOŚĆ I GŁÓD. Na pierwszym miejscu pokora, o której Lencioni tak pisze: „członek zespołu, którego cechuje pokora, to ktoś, kto nie ma rozdętego ego i nie przywiązuje nadmiernej wagi do własnej pozycji. To ktoś, kto doceni wkład pracy innych, a nie będzie zabiegał o uwagę dla siebie. Będzie on wyżej stawiał interes zespołu, a nie swój własny”. 

Jednym z kluczowych nowotestamentowych tekstów mówiących o pokorze jest ten z Listu do Filipian autorstwa Pawła z Tarsu: „…bądźcie jednomyślni, związani tą samą miłością, skupieni na wspólnym celu, złączeni jednym zdaniem. Myślcie nie o tym, jak się wybić kosztem innych lub zaspokoić własną próżność, ale raczej w pokorze uważajcie jedni drugich za ważniejszych od siebie. Niech każdy dba nie tylko o to, co jego, lecz i o to, co cudze. Bądźcie względem siebie tacy jak Chrystus Jezus”. 

Tekst Pawła mocno podkreśla ideę zespołowości i współpracy, u której podstaw stoi pokora. Właściwie rozumiana pokora pozostaje czymś pożądanym w życiu społecznym, zawodowym i kościelnym. Sam tak bardzo jej potrzebuję na co dzień, obok mądrości i głodu (zaangażowania), by móc odnaleźć się w drużynie i zespole.

środa, 12 października 2022

ALPHA

Wczoraj (11.10) na trzecim z kolei spotkaniu pod nazwą „Alpha” (lub „Kurs Alpha”) w Płocku mieliśmy, jak to tradycyjnie na takich spotkaniach bywa, dyskusję w małej grupie. Zgodnie stwierdziliśmy, że świat „choruje”. Zwróciliśmy uwagę na wszechobecne i towarzyszące nam od zarania dziejów takie symptomy tej dolegliwości jak na przykład chciwość, perwersja, nienawiść, skłonność do okrucieństwa, głupota i wiele innych. Symptomy są widoczne, ale jakie jest ich podłoże? 

Kiedy doświadczamy w ciele jakichś niepokojących objawów, takich jak napady nudności, podwyższona temperatura ciała, wysypka skórna itp. udajemy się zwykle do lekarza. Ufamy, że jego wiedza i kompetencje pozwolą na postawienie rzeczowej diagnozy i zastosowanie właściwego leczenia. A gdzie się udać po diagnozę w kontekście niepokojących symptomów choroby obecnych w świecie? Symptomy rozpoznajemy, ale jakie jest ich źródło? Co szwankuje? Kto może to kompetentnie stwierdzić i zaproponować skuteczne leczenie? Tak właśnie sobie rozmawialiśmy… Zdaje się, że bez znalezienia odpowiedzi na pytanie o źródło i korzeń naszych problemów nie poczynimy żadnego sensownego kroku ku naprawie i oczekiwanej przez wielu zmianie… 

Do dyskusji sprowokował nas film przygotowany przez twórców Kursu Alpha, który stara się pomóc w znalezieniu odpowiedzi na kluczowe pytania dotyczące chrześcijaństwa. Wśród tych pytań jest też takie: „Dlaczego Jezus umarł?”. Czy Jego śmierć ma coś wspólnego z chorobą, która wyniszcza ludzkość? Największy propagator Kursu Alpha, anglikański duchowny, Nicky Gumbell, powiedział: „Wiem, co znaczy nie mieć wiary. Żadne z moich rodziców nie chodziło do Kościoła. Ja sam byłe bardzo wrogo nastawiony wobec Kościoła i chrześcijan”. Kiedy był studentem i jego przyjaciele powiedzieli mu, iż zostali chrześcijanami „był przerażony”. Oto co powiedział dalej nawiązując do tamtych wydarzeń i swoich przyjaciół: „To byli tacy sympatyczni ludzie. Niepokoiło mnie to, co się z nimi stało. Postanowiłem, że sam dowiem się czegoś na temat tej religii. Zacząłem czytać Ewangelie. I im dłużej czytałem zacząłem odczuwać, że jest to prawda. I powiedziałem Jezusowi «tak». W tamtej chwili znalazłem to, czego szukałem przez całe życie. Duchowy głód, pustka jaką nosiłem w sobie, została wypełniona. I doświadczyłem Jezusa, jako tego, który daje życie. I od tej chwili zapragnąłem, by wszyscy o tym wiedzieli”.

sobota, 8 października 2022

REFLEKSJA O POTRZEBIE WOLNOŚCI

W czwartkowe (06.10) przedpołudnie obejrzałem film „Top Gun: Maverick” i miałem – podczas seansu w kinie – zaskakująco dużo przemyśleń dotyczących Kościoła, mężczyzn w Kościele i teraźniejszego pokolenia, szczególnie młodych ludzi. Zasadniczo nie chodzi się do kina, aby mieć tego typu „religijne rozkminy”, ale w moim przypadku tak się właśnie stało… 

Muszę się wytłumaczyć, że owe refleksje związane są z moją chrześcijańską tożsamością oraz zaangażowaniem, jako pastor, w duszpasterstwo i szeroko rozumianą kościelną aktywność. Nie wszystkim jestem gotowy dziś się podzielić, ale moje wiodące przemyślenie ze wspomnianego seansu filmowego jest takie, że wróg (mam na myśli duchową istotę nazywaną Diabłem, o którego knowaniach piszą autorzy biblijni) zamknął wielu z nas jakby w słoiku i szczelnie zakręcił wieko. I znów słowa wyjaśnienia. Nowy Testament wydobywa na jaw prawdę o destrukcyjnych i ukierunkowanych na zniszczenie człowieka zamiarach Diabła. W tzw. zachodniej cywilizacji zdaje się nie być miejsca na świat duchowy. Tymczasem tekst biblijny zawiera mnóstwo odniesień do tej duchowej i niewidzialnej rzeczywistości oraz wzywa nas do traktowania jej bardzo poważnie. Autorzy tekstów Nowego Testamentu próbują pouczyć nas o tym „jak się rzeczy mają”, także w kontekście Diabła. Przykładowo w jednym z listów apostolskich czytamy, że „cały świat leży w mocy Złego”. Inny autor biblijny, świadomy duchowej rzeczywistości, napisał, że „bóg tego świata (Diabeł) zaślepił pozbawione wiary umysły, aby ludzie nie zobaczyli blasku Ewangelii o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga”. Właśnie taki jest cel działania Diabła. Zaślepić, osaczyć, zniewolić, usidlić i… „zamknąć w słoiku”. 

To metaforyczne „zamknięcie w słoiku” jest duchową niewolą i pozbawia nas właściwej perspektywy na życie. Ograbia z możliwości poznania prawdy o pięknie, chwale i majestacie Stwórcy. Żyjąc w słoiku jesteśmy zaduszeni. Stłamszeni. Wnętrze słoika zapewnia tylko niezbędne minimum, aby przetrwać. Bywa nawet, że czujemy się tam bezpiecznie. Ale to „bezpiecznie” oznacza tak naprawdę paraliż, ograniczenie, skrępowanie i otumanienie… A przecież istotą życia jest nie tyle bezpieczeństwo i przewidywalność istnienia, ale mierzenie się z niebezpieczeństwem, co wymaga odwagi i ciągłego wychodzenia poza to co znane. A pytanie o Boga i jego działanie jest takim swoistym wychodzeniem ze strefy komfortu, na co niestety nie stać wielu z nas. Bóg? Jezus? Duch Święty? Zbawienie? Zmartwychwstanie? Kościół? To nie są pytania, na które szukamy szczerej i dogłębnej odpowiedzi. W moim przekonaniu Pan Bóg z całym swoim autorytetem upomina się o obecne pokolenie. Upomina się o pokolenie chrześcijan, do których sam się zaliczam, ale także o tych, którzy – na ten moment – pozostają poza chrześcijańskim Kościołem. To Jego upominanie ma na celu wyzwolić nas – ludzi Kościoła – z zatęchłej niewoli słoików: z naszej wygodnej, przewidywalnej i ułożonej religijności. Słoikowa religijność nie ma w sobie żadnej pasji, radości i pozbawiona jest autentyzmu. Jeżeli my – chrześcijanie – zasmakujemy wolności i na nowo zafascynujemy się pięknem, mocą i autorytetem naszego Boga, to będziemy bardziej stanowczo upominać się o wszystkich innych, którzy dziś żyją poza relacją z Chrystusem. Tej WOLNOŚCI w życiu z Bogiem, oglądając wspomniany film, zapragnąłem w sposób szczególny. Zatęskniłem za nią dla samego siebie i dla innych. 

Jeżeli można coś zrobić na rzecz obecnego pokolenia, by uczynić je prawdziwie WOLNYM, to jedyną nadzieją dla nas jest Ewangelia o chwale i mocy Chrystusa. Bo, zgodnie ze słowami Pawła z Tarsu, to właśnie „Chrystus przynosi nam wolność”. Ja nie zamierza tkwić „w zakręconym słoiku”. Każdy kto prawdziwie ceni wolność będzie szukał i pragnął Ewangelii. To w niej odnajdujemy autentyczność naszego człowieczeństwa i bogactwo życia poza duszną atmosferą słoika. Życie to coś więcej niż nam się wydaje. A to „więcej” jest do osiągnięcia z Tym, który pozostaje jedynym źródłem prawdziwej olności.

sobota, 1 października 2022

DYNAMIKA WIARY

Podczas wczorajszego (30.09) czytania, na grupie studium biblijnego, Listu do Efezjan autorstwa Pawła z Tarsu moją uwagę przykuł fragment o wierze z samej końcówki listu. W tłumaczeniu Piotra Zaremby wygląda on tak: „Zawsze WZNOŚCIE TARCZĘ WIARY. Dzięki niej ugasicie każdy rozżarzony pocisk złego”. Najczęściej w przytoczonym tekście – w dostępnych na język polski tłumaczeniach – pojawiają się stwierdzenia: uchwyćcie, noście, trzymajcie czy weźcie tarczę wiary. Tymczasem użyte przez Piotra Zarembę określenie „wznoście” podkreśla dynamikę chrześcijańskiej wiary, której metaforą jest tarcza. Wiara w chrześcijańskim życiu nie jest czymś statycznym, ale dynamicznym. Nie tyle mamy „mieć wiarę”, co potrzebujemy „używać wiary”. To dość znacząca różnica. W czasach Pawła, walczący w rzymskiej armii, dysponowali różnorakim uzbrojeniem. Jedną z jego części była prostokątna i wypukła tarcza, tzw. „scutum”. Składała się ona z trzech warstw desek połączonych klejem, pokrytych na zewnętrz warstwą płótna i skóry cielęcej. Brzegi tarczy zabezpieczała przed ciosami metalowa obręcz. To właśnie „scutum” było najbardziej wyróżniającym się elementem rzymskich legionistów i stanowiło ich główne uzbrojenie ochronne. Rzymscy piechurzy stosowali w walce specyficzną formę osłony z tarcz w postaci tzw. żółwia („testudo”). Chroniła ona przed oszczepami czy ostrzałem z łuków. Nieużywana tarcza nie miała dużej wartości. Ta wzniesiona ponad głowy walczących legionistów mogła decydować o bezpieczeństwie i ocaleniu tych, którzy znaleźli się na polu walki – w strefie zagrożenia ze strony przeciwnika. Zatem obok pytania „Czy masz wiarę?” właściwym jest też zapytać: „Jak używasz swojej wiary?”. Jak używasz swojej wiary dla siebie i innych? Jaką dynamikę nadajesz swojej wierze, aby ostać się pośród przeciwności i miotanych (często z dużą precyzją) „rozżarzonych pocisków złego”? Taką oto lekcję wziąłem z wczorajszego studium biblijnego.

sobota, 30 lipca 2022

DZIWNA MIŁOŚĆ

W południowo-wschodniej Finlandii – na terenie Karelii Południowej, w gminie Ruokolahti – znajduje się potężny głaz. Kummakivi (tak w języku fińskim nazywa się ów kamień, co tłumaczy się jako „dziwna skała”) stoi niewzruszenie na swoim miejscu od kilku tysięcy lat… Trwa niewzruszenie, bez najmniejszych wahań, przez wieki. Podobnie Pan Bóg, choć – z uwagi na ludzką ułomność, grzech i różne przejawy nieposłuszeństwa – może się to wydawać dziwne i niezrozumiałe, pozostaje niezmienny w relacji przymierza do swojego ludu. Prorok Izajasz, będąc głosem JHWH, obwieścił Izraelowi: „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i NIE ZACHWIEJE się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą”. Dziwna jest miłość, łaska i miłosierdzie Tego, u którego nie ma „żadnej zmienności ani cienia odmiany”. 

„Zawsze wierny byłeś mi 
Kiedy zawodziłem ja 
Niepojęty w Miłości swej 
Dobrze jest z Tobą być 
Darowałeś życie mi 
Zabrałeś winę mą i grzech 
Nikt nie kocha tak jak Ty 
Dałeś życie swe” 
- MATE.O/TU - JESTEŚ DOBRY

niedziela, 12 czerwca 2022

NADZIEJA - ORĘŻ W WALCE

Życie chrześcijańskie rozgrywa się na polu bitwy i w realiach wojny. Paweł z Tarsu – w Liście do Efezjan – wyraził tę rzeczywistość takimi słowami: „Bój toczymy nie z ludźmi, ale z władcami, zwierzchnościami i kosmicznymi potęgami rządzącymi tą ciemnością, z duchowymi siłami zła w sferze niebios”. Innym nowotestamentowym tekstem przywołującym obraz wojny w kontekście chrześcijańskiego życia i służby Bogu jest końcówka 1 Listu do Tesaloniczan, w którym Apostoł wzywa adresatów, by „pozostali czujni i trzeźwi (…) przywdziewając wiarę i miłość jako pancerz, a NADZIEJĘ ocalenia jako hełm”. NADZIEJA, obok wiary i miłości, pozostaje jednym z filarów chrześcijaństwa. Czym jest biblijna nadzieja? Jak pozyskać nadzieję? Dlaczego Paweł pisze o nadziei używając metafory hełmu, będącego ważnym elementem uzbrojenia rzymskiego legionisty? 

Wyczytywane w polskim przekładzie Biblii hebrajskiej słowo „NADZIEJA” jest najczęściej tłumaczeniem dwóch hebrajskich słów. Pierwszym jest JAHAL (jachal), co oznacza „czekać na”, a drugim QAWACH (kawa), czyli „uczucie napięcia w oczekiwaniu na to, co się wydarzy”. W Nowym Testamencie pojawia się słowo ELPIS, które – podobnie jak wspomniane hebrajskie określenia – niesie w sobie ideę oczekiwania. W kontekście chrześcijańskim radosnego i ufnego oczekiwania na dobro pochodzące od Boga. 

W Biblii zatem NADZIEJA jest ufnym oczekiwaniem na zbawczą interwencję Boga i wyglądaniem Jego obecności. U jej podstaw leży przekonanie o Bożej wierności i Jego zdolności panowania nad każdą okolicznością. Ludzi NADZIEI rozpoznajemy po tym, że kierują swój wzrok ku Bogu niejako ponad teraźniejszymi okolicznościami. 

Odczytywane z Biblii wezwanie do posiadania NADZIEI jest wezwaniem, by PAMIĘTAĆ o Bogu, Jego sposobach działania, Jego naturze, Jego wierności i Jego interwencjach w przeszłości. Paweł z Tarsu zawarł w Liście do Rzymian taką zachętę dotyczącą rozpamiętywania Bożych dzieł z przeszłości: „To, co niegdyś napisano, dla naszego pouczenia napisano, abyśmy – dzięki cierpliwości i pociesze, jaką dają Pisma – mieli NADZIEJĘ”. Kluczem do NADZIEI w teraźniejszości – która niesie z sobą wiele wyzwań, rozterek, także bólu i cierpienia – jest przeszłość. Przeszłość wyczytywana z kart Biblii i pełna przejawów ingerencji Boga. 

NADZIEJA przychodzi, kiedy pielęgnujemy prawdę o Bogu. Kiedy pamiętamy o Jego wierności, dziełach dokonywanych w przeszłości i o Jego obietnicach na przyszłość. 

Biblijnie rozumiana NADZIEJA łączy się z pamięcią i pielęgnowaniem właściwego obrazu Boga w naszej głowie. NADZIEJA staje się naszym udziałem i jest orężem w naszych codziennych zmaganiach, jeśli pielęgnujemy prawdę o Bogu, o Jego naturze, Jego niezmiennym charakterze, Jego wierności, Jego czynach i sposobach działania w przeszłości oraz o obietnicach na przyszłość. Właśnie ten sekret pozyskania NADZIEI w obliczu rozgrywającego się dramatu, pośród bólu i rozczarowania teraźniejszością odkrył Jeremiasz – biblijny prorok NADZIEI. 

Życie proroka Jeremiasza przypadło na szczególnie trudny czas w historii Izraela. Początek szóstego wieku przed Chrystusem był swoistym „końcem świata” dla mieszkańców królestwa Judy ze stolicą w Jerozolimie. Babilończycy podbili Judę i prowadzili systematyczną deportację kilku tysięcy ludzi. Wielu spośród mieszkańców Jerozolimy straciło najbliższych i swoje źródło utrzymania. Ostatni władca Judy – Sedecjasz (Sedekiasz) – został oślepiony i w kajdanach uprowadzony do Babilonii. Księdze Królewskiej (2 Krl 25,8-10 i Jer 52) czytamy, że Świątynia JHWH, pałac królewski i wszystkie większe domy w Jerozolimie zostały spalone. 

Patrząc z bliska na zgliszcza Jerozolimy Jeremiasz daje upust swoim emocjom. W biblijnej Księdze Lamentacji czytamy takie słowa proroka: „Liczne są moje westchnienia, serce we mnie omdlewa (me jęki tak wielkie i moje serce bólem udręczone). Wypłakałem sobie moje oczy, moje wnętrzności się burzą”. Jeremiasz opisuje rzeczywistość taką jaką jest. Bez pudrowania. Bez upiększania. Jest złamany. Cierpi. Ale jednocześnie w tym pełnym bólu wyznaniu Jeremiasza rodzi się NADZIEJA. Złamany Jeremiasz wyznaje: „To wezmę sobie do serca, na tym zbuduję NADZIEJĘ (hbr. jahal): Łaskawość Jahwe jest niewyczerpana, bo nie ustało Jego miłosierdzie. Odnawiają się [one] każdego poranka; wielka jest Twoja wierność! Moim działem jest Jahwe, mówi moja dusza, dlatego pokładam w Nim NADZIEJĘ (hbr. jahal). Dobry jest Jahwe dla tego, co Mu ufa, dla tego, co Go szuka. Dobrze jest oczekiwać w spokoju pomocy od Jahwe (Lm 3,21-26). 

Jeremiasz przechowywał prawdę o Bogu w swoim sercu (w swojej pamięci) i to wniosło do jego życia NADZIEJĘ. Boży prorok zyskał nową perspektywę na okoliczności. Bożą perspektywę. Nie zamknął oczu na toczący się wokół dramat. Nie udaje, że ból, cierpienie nie istnieją. W teraźniejszych okolicznościach parzy na rzeczywistość z Bożej perspektywy i pamiętając o Nim. 

Jak zatem rodzi się NADZIEJA? Pojawia się ona, kiedy pielęgnujemy prawdę o Bogu. Kiedy pamiętamy o Jego wierności, dziełach dokonywanych w przeszłości i o Jego obietnicach na przyszłość. Jako chrześcijanie, zarówno indywidualnie jak i jako Kościół (lokalna wspólnota uczniów Chrystusa), stajemy wobec wyzwań obecnych w świecie. Tych wyzwań jest wiele, bo świat, w którym żyjemy nie jest idealnym miejscem do życia. Realia teraźniejszości nie zawsze są zachęcające, a bywają dramatycznie trudne do zniesienia, bolesne i uciążliwe. Wojny, choroby, konflikty, kryzysy… Borykamy się z ogromną ilością problemów, a u ich źródła jest naturalna – wynikająca z grzechu – skłonność człowieka do czynienia zła. Skłonność do nienawiści, morderstw, sporów, walki, gniewu, intryg itp. 

I właśnie w obliczu wszelkich teraźniejszych wyzwań jesteśmy – jako chrześcijanie – wezwani do tego, aby być ludźmi NADZIEI Bo jeśli nie my to kto? Jeśli nie w Kościele to gdzie indziej szukać NADZIEI? NADZIEJA, z biblijnego punktu widzenia, niezachwiana pewność w Boże działanie. NADZIEJA to rozpoznawanie w naszej teraźniejszości Bożych planów i aktywne oczekiwanie na ich realizację. NADZIEJA to ufność, że Bóg nie zawiedzie. NADZIEJA czerpie swoją siłę z rozpamiętywania tego wszystkiego, czego On dokonał w historii: „To, co niegdyś napisano, dla naszego pouczenia napisano, abyśmy – dzięki cierpliwości i pociesze, jaką dają Pisma – mieli NADZIEJĘ”. 

Na kartach Biblii odkrywamy Boga niespodzianek, Boga obietnic, Boga nowych początków. Tego, który pojawia się w najmniej oczekiwanym czasie i miejscu. Boga zaskakujących interwencji i władzy ponad wszelkim autorytetem. Boża wierność i Jego działanie w przeszłości uzasadniają naszą NADZIEJĘ. Czynią nas ludźmi NADZIEI. 

NADZIEJA przychodzi, kiedy pielęgnujemy prawdę o Bogu. Kiedy pamiętamy o Jego wierności, dziełach dokonywanych w przeszłości i o Jego obietnicach na przyszłość.

sobota, 14 maja 2022

GRATIS!

Odbierając paczkę z poczty usłyszałem od pani w okienku radosne słowa: „Przesyłka gratisowa tym razem!”. Rzeczywiście nie musiałem sięgać po gotówkę czy użyć innej formy płatności, aby odebrać zamówione książki. Dziś zasoby mojego portfela i konta bankowe nie zmniejszyły się. Ale fakt odebrania „gratisowej” przesyłki związany był z tym, że wcześniej wszystko zostało zapłacone. Uregulowane co do złotówki. A ja mogłem się cieszyć „gratisem” na poczcie. Ta sytuacja przypomniała mi dobrodziejstwo „gratisowego” zbawienia, które otrzymujemy – jak napisał Paweł z Tarsu – „za darmo z Jego łaski przez odkupienie w Chrystusie Jezusie”. ZA DARMO. Z BOŻEJ ŁASKI. Jednak to przyjmowanie dobrodziejstwa życia, błogosławieństwa i wolności od grzechu miało swoją cenę. KTOŚ zapłacił. Ceną była – jak czytamy w tekstach autorów Nowego Testamentu – krew Bożego Syna Jezusa Chrystusa (zob. Ap 1,5; Ap 5,9; Kol 1,20; Ef 1,7; 1 Ptr 1,19). Wdzięczność, wdzięczność, wdzięczność!

piątek, 22 kwietnia 2022

WOJNA, NIENAWIŚĆ I NADZIEJA

Dokładnie sześć lat temu wysłannik ONZ Staffan de Mistura powiedział, że w konflikcie syryjskim zginęło 400 tys. osób. Syryjczycy w tamtym czasie stanowili największą grupę uchodźców na świecie. Liczba syryjskich uchodźców, na kwiecień 2016 roku, szacowana była na blisko cztery miliony osób. Na pytanie dziennikarza: „What do the bombs do?” syryjska dziewczynka, w wieku około sześciu lat, odpowiedziała: „They want to kill me”. 

Dziś bomby spadają na Ukrainę i mają ten sam śmiercionośny skutek. Rosjanie, w swoim zbrodniczym szaleństwie, bombardują domy mieszkalne, szpitale, fabryki, przedszkola i szkoły. Dziesiątki tysięcy Ukraińców straciło życie. Wśród ofiar rosyjskiej napaści są też dzieci (ponad 200). Wedle najświeższych danych liczba uchodźców z Ukrainy przekroczyła 5 mln. 

Realia świata nie zmieniają się. Zmienia się miejsce eskalacji zła i nienawiści. Problem wciąż istnieje i nie jest daleko od każdego z nas. Wszak „z serca pochodzą ZŁE ZAMIARY, MORDERSTWA, cudzołóstwo, rozwiązłe czyny, kradzieże, fałszerstwa, obelżywe słowa…”. Takie słowa wypowiedział Pan Jezus w czasie swojej publicznej działalności w Ziemi Izraela. Paweł z Tarsu – uczeń i apostoł Chrystusa – zauważył, że natura człowieka „wyraża się w rozwiązłości, nieczystości i nieprzyzwoitości, w kulcie bożków i nadużywaniu narkotyków w związku z okultyzmem, w SPORACH, WALKACH, zazdrości i GNIEWIE, w samolubnej ambicji, podziałach, INTRYGACH i zawiści, w pijaństwie, orgiach i tym podobnych rzeczach”. 

Czy jest zatem dla nas nadzieja? Zdecydowanie tak, ale nie tkwi ona w politycznej mądrości i w ogóle nie pochodzi z ludzkich możliwości i starań. Wyeliminowanie naturalnej skłonności człowieka do nienawiści, morderstw, sporów, walki, gniewu czy intryg związane jest ze zbawczym dziełem Pana Jezusa Chrystusa. Dlatego wierzę w moc Ewangelii. I jedynie na gruncie przesłania Dobrej nowiny o ratunku w Chrystusie dostrzegam możliwość – oczekiwanej przez wielu – zmiany w świecie, w którym żyjemy. Syn Boży umierając na krzyżu przyjął na siebie cały bagaż deprawacji ludzkiej natury. On został obarczony wszystkim tym czym jest ludzkość z jej naturalną skłonnością do destrukcji i czynienia każdego rodzaju zła. Ale zmartwychwstając Pan Jezus stał się reprezentantem nowego rodzaju człowieka. NOWE STWORZENIE to właśnie skutek odkupieńczego dzieła Pana Jezusa. Jakie jest to nowe? To nowe stworzenie rozpoznawane jest poprzez „miłosierdzie, dobroć, pokorę, łagodność i cierpliwość, znoszenie jedni drugich i wybaczanie innym…”. 

W Kościele głoszącym Ewangelię i skupionym wokół Chrystusa i Jego zbawczego dzieła jest prawdziwy potencjał, aby czynić świat wokół nas miejscem, w którym – w relacjach pomiędzy ludźmi – przejawiają się takie owoce „NOWEJ NATURY” jak: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, łagodność, dobroć, wierność, pokora czy wstrzemięźliwość”. Dlatego z nadzieją patrzę na Kościół i świadomie pozostaję częścią tegoż Kościoła, modląc się, „aby Bóg otworzył nam drzwi dla Słowa, w celu rozgłoszenia tajemnicy Chrystusa”. Bo jedynie w Chrystusie dostrzegam NADZIEJĘ dla umierającego świata.

sobota, 12 marca 2022

OBECNOŚĆ EWANGELII

„Ewangelia jest obecna wśród was”. Takie słowa pojawiają się w nowotestamentowym Liście do Kolsan, zaliczanym do zbioru pism Pawłowych. Kolosy były starożytnym miastem leżącym w krainie zwanym Frygią (na terenie dzisiejszej Turcji), do którego Ewangelia dotarła za sprawą Epafrasa, określonego w liście mianem „wiernego sługi Chrystusa”. To skupienie się Pawła i Tymoteusza (obydwaj wymienieni są jako nadawcy listu) na Ewangelii pozostaje fundamentalną treścią Listu do Kolosan. Ewangelia? A cóż to takiego? Czy potrzebujemy, by była ona obecna także wśród nas, tak jak stanowiła część życia chrześcijan w Kolosach? W jednym ze współczesnych przekładów Nowego Testamentu słowo „ewangelia” oddane jest opisowo jako „Dobra nowina o ratunku w Chrystusie”. Zatem w sercu „Ewangelii” pozostaje osoba i dzieło Pana Jezusa Chrystusa. Jezus Chrystus? Czy warto się Nim zajmować? Czy współczesny świat z jego problemami i wyzwaniami potrzebuje Jezusa Chrystusa i Ewangelii? Jakie korzyści wynikają z przyjmowania Ewangelii? Czy watro brnąć w narrację o Jezusie Chrystusie i całą tę biblijną opowieść spisaną przez starożytnych autorów? To przecież wszystko takie stare i wyrosłe w innej niż nasza kulturze… 

Ostatecznie odpowiedź czy warto zajmować się Ewangelią trzeba pozostawić każdemu człowiekowi. Finalnie każdy musi znaleźć swoją odpowiedź na pytanie o jej ważność w życiu. Z mojej perspektywy Ewangelia pozostaje wciąż aktualnym i fundamentalnie potrzebnym przesłaniem, które wymaga uwagi, słuchania i przyjmowania z wiarą. Dlaczego tak myślę? Opis jednego ze skutków Ewangelii znajdujemy we wspomnianym Liście do Kolosan i jest on następujący: „Bóg wyrwał nas spod władzy (tyrani) ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów”. Tyrania to trudny do udźwignięcia ciężar. Nieznośne brzemię. Określenie „tyrania” w historii nabrało zdecydowanie pejoratywnego charakteru. Tyrania to ciemiężenie, pozbawianie godności tych wszystkich, którzy znaleźli się pod jej wpływem. Każdy kto prawdziwie ceni wolność będzie szukał i pragnął Ewangelii. To w niej odnajdujemy wolność od grzechu, wyzwolenie od destrukcyjnych sił ciemności, przebaczenie, pokój z Bogiem, radość, nadzieję, miłość i zdolność do kochania, łaskę do prowadzenia życia zgodnego z Bożą wolą i znajdującego upodobanie w Jego oczach. 

Kiedyś niewolnik. Dziś wolny. Kiedyś pod władzą tyrani ciemności. Dziś w królestwie umiłowanego Syna Bożego. Ewangelia to skarb. Najcenniejszy skarb, w którego sercu jest osoba i dzieło Pana Jezusa Chrystusa. Bez niej nie ma prawdziwego życia, a jedynie „tyrania ciemności”.

środa, 23 lutego 2022

ABY OSIĄGNĄĆ CEL...

„Znikam z mediów społecznościowych na osiem i pół tygodnia. Zaczynam prawdziwy obóz przygotowawczy…”. Tak rozpoczyna się wpis Tysona Fury'ego, który ma w kwietniu, na stadionie Wembley w Londynie, stoczyć walkę z Dilianem Whyte'em – pretendentem do zdobycia mistrzowskiego pasa federacji WBC (World Boxing Council). 

Wedle wczorajszych doniesień medialnych cały wpis Fury’ego jest taki: „Znikam z mediów społecznościowych na osiem i pół tygodnia. Zaczynam prawdziwy obóz przygotowawczy do walki z Dilianem Whyte'em, któremu okażę tym samym wielki szacunek. Będę trenował jakby Whyte był krzyżówką Muhammada Alego z Bruce'em Lee. Nigdy nikogo nie lekceważę, Whyte zasługuje na szacunek jako obowiązkowy pretendent do tytułu. Nie dzwońcie do mnie, nie piszcie maili, nie kontaktujcie się proszę ze mną w jakikolwiek sposób (...) Do zobaczenia na konferencji prasowej przed walką…”. 

Tyson Fury chce właściwie przygotować się do walki, by wygrać i celebrować zwycięstwo. Rozumie znaczenie intensywnego treningu i ciężkiej pracy. Przed nim cel, a skupienie na nim wymaga odłożenia tego wszystkiego co ma potencjał rozpraszać. Jego „ukrycie się przed światem”, na osiem i pół tygodnia, ma pomóc w zachowaniu koncentracji na tym, co najważniejsze. Od tego, pozostającego w „ukryciu”, obozu przygotowawczego zależy bardzo wiele… 

Czytając te słowa znanego boksera przypomniałem sobie o takich zalecaniach dotyczących duchowej kondycji i duchowego życia: „Ćwicz się w pobożności…”. „Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu, który został ci dany za sprawą proroctwa i przez włożenie rąk kolegium prezbiterów. W TYCH RZECZACH SIĘ ĆWICZ, CAŁY IM SIĘ ODDAJ, aby twój postęp widoczny był dla wszystkich. Uważaj na siebie i na naukę…”. „Każdy, który staje do zapasów, WSZYSTKIEGO SOBIE ODMAWIA; oni, aby zdobyć przemijającą nagrodę, my zaś – nieprzemijającą. Ja przeto biegnę nie jakby na oślep; walczę nie tak, jakby zadając ciosy w próżnię, lecz poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego”. 

Jeżeli Tyson Fury, by zdobyć „przemijającą nagrodę”, wykazuje determinację i świadomie „oddziela się”, by właściwie przygotować się do wykonania zadania, to jak powinno wyglądać moje poświęcenie i oddzielenie, którego celem jest „nieprzemijająca nagroda”? Co z moją koncentracją? Co z moją determinacją? Takie sobie zadaję pytania…

wtorek, 8 lutego 2022

NIEZBĘDNOŚĆ DUCHA ŚWIĘTEGO

„Bez Ducha Świętego: 
Bóg jest daleki, 
Chrystus jest przeszłością, 
Ewangelia jest martwą literą, 
Kościół jest tylko organizacją, 
Autorytet dominacją, 
posłannictwo propagandą, 
kult przywoływaniem wspomnień, 
a postępowanie po chrześcijańsku moralnością niewolników”. 
- Metropolita Ignacy z Latakii (Syria)

sobota, 29 stycznia 2022

MANIAK

W piątek (28.01) wieczorem, na stadionie w Budapeszcie, rozegrała się bitwa pomiędzy drużynami Francji i Szwecji. Stawką był awans do finału Mistrzostwa Europy w Piłce Ręcznej Mężczyzn 2022. Określenie „bitwa” zdecydowanie pasuje do tego spotkania. Naprzeciwko siebie stanęły dwie utytułowane drużyny, a wyróżniającym się zawodnikiem był Jim Gottfridsson – środkowy rozgrywający Szwedów. To właśnie jego postawa na boisku – obok wyśmienicie dysponowanego bramkarza szwedzkiego zespołu, Andreasa Miroslava Palicki – przyczyniła się do ostatecznego zwycięstwa Skandynawów. Palicka bronił (ale też zdobywał bramki!) jak natchniony, a Gottfridsson zakończył mecz z bilansem dziewięciu bramek. 

Fachowcy wypowiadają się, że Gottfridsson ma wszystko, co wyróżnia gracza światowej klasy. Cechuje go inteligencja w grze, stwarza zagrożenie pod bramką przeciwnika i jest solidny w obronie. A sam mówi o sobie, że jest „maniakiem piłki ręcznej”. Jako laik przyglądałem się dzisiejszej grze Gottfridssona z prawdziwą przyjemnością. I uświadomiłem sobie, że istotą sukcesu w sporcie, ale też wielu innych dziedzinach życia jest „maniakalna” fascynacja tym co robimy. Z pasji rodzą się sukcesy. 

Apostoł Paweł wielokrotnie porównywał życie chrześcijańskie do sportu i rywalizacji. Takie metafory sportowe można znaleźć w liście do Koryntian (1 Kor 9,24-27), w liście do Tymoteusza (2 Tm 4,7-8) czy też w liście do mieszkańców anatolijskiej Galacji (Ga 2,2; 5,7). Ja dziś – za sprawą Jima Gottfridssona – dostrzegłem, że życie chrześcijańskie bez pasji dla Boga nie niesie w sobie znamion żadnego sukcesu. Rick Watkins w swojej książce „Świeże spojrzenie na Boga i relacje z Nim” napisał: „Kościół w Europie nie jest latarnią przynoszącą światło i nadzieję ginącemu światu pogrążonemu w ciemności, ponieważ to nasze życie nie świeci dostatecznie jasno. Brak mocy i radości w Kościele to tylko odzwierciedlenie jałowości naszego własnego życia duchowego”. Dodałbym, że to jałowe życie to właśnie życie bez pasji dla Boga. Bez „maniakalnej” fascynacji Nim i Jego planem dla naszego pokolenia nie da się uzyskać jakiegokolwiek sukcesu, który mógłby przynieść światło nadziei dla ginącego świata. Pasja dla Boga silna jak silne jest zamiłowanie do piłki ręcznej przez szwedzkiego gracza. Bo kim byłby Jim Gottfridsson bez tego – akcentowanego przez niego – „maniakalnego oddania piłce ręcznej”? Czy mógłby być graczem światowej klasy i święcić triumfy ze swoją drużyną? A jaki triumf może stać się udziałem Kościoła, jeżeli ja – będący jego częścią – zyskam „maniakalne” oddanie Bogu i Jego woli? Takie pytania sobie zadaję…

poniedziałek, 24 stycznia 2022

ZAWSZE GOTOWI

Foto: www.limburger.nl/cnt/dmf20220122_96984122

Nieoczekiwanym bohaterem meczu pomiędzy Holandią i Czarnogórą na Mistrzostwach Europy w Piłce Ręcznej Mężczyzn 2022 został bramkarz holenderskiej drużyny Thijs Van Leeuwen. A przecież nic nie wskazywało na to, że w ogóle pojedzie na – rozgrywany na Węgrzech i Słowacji – turniej, który rozpoczął się 13 stycznia. Van Leeuwen, jak sam mówi o sobie, jest półprofesjonalnym handbalistą. Choć gra w belgijskiej drużynie klubowej, to przede wszystkim – na co dzień – pracuje projektując protezy medyczne. Wykonuje projekty implantów czaszki dla firmy Xilloc. Tymczasem niespodziewane niedyspozycje powołanych do holenderskiej kadry bramkarzy – już w trakcie mistrzostw – sprawiły, że awaryjnie wezwano na turniej właśnie van Leeuwena. Z faceta pracującego przy biurku i komputerze musiał szybko „przestawić się” na podstawowego bramkarza drużyny Holandii. Był gotowy. Zagrał w sobotnim (22.01) meczu przeciwko Czarnogórze, a jego zespół wygrał z faworyzowaną Czarnogórą. Thijs Van Leeuwen został wybrany najlepszym zawodnikiem rywalizacji, bo to jego interwencje okazały się kluczowe dla zwycięstwa Holendrów. Bronił jak natchniony i był bardzo skuteczny. 

Historia tego nieoczekiwanego bohatera drużyny narodowej Holandii przypomniała mi o wezwaniu do innej gotowości „bramkarskiej”. To wezwanie dotyczy chrześcijan, wszystkich bez wyjątku. Piotr – uczeń i apostoł Chrystusa – w liście, który możemy znaleźć w zbiorze pism Nowego Testamentu, napisał: „zawsze BĄDŹCIE GOTOWI DO OBRONY przed każdym domagającym się od was wytłumaczenia się z nadziei waszej”. Apostoł wzywał adresatów listu, by w sposób kompetentny – w każdych okolicznościach i wobec każdego – mogli udzielić odpowiedzi co do istoty chrześcijańskiej nadziei. Jest to uniwersalne przesłanie do wszystkich chrześcijan, którzy potrzebują rozumieć czym jest nadzieja w Chrystusie i co stanowi fundament ich wiary. Obserwowany proces laicyzacji życia wymaga, by chrześcijanie mogli dać – wszystkim ciekawskim, ale nade wszystko sceptykom i antagonistom – rzetelną odpowiedź w kwestii nadziei i ufności składanych w Panu Jezusie Chrystusie. „O co chodzi wam – chrześcijanom?”, „Czy chrześcijaństwo to nie jest jakiś relikt minionych epok, w dodatku skompromitowany przez jego przedstawicieli?”, „Czy chrześcijanie ma jakąś odpowiedź na problemy i wyzwania współczesności?”, „Stosowanie psychicznej manipulacji dla utrzymania wątpiących członków Kościoła jest codziennością”, „Chrześcijaństwo? Nuda do sześcianu!”. Pytań i koncepcji, formułowanych w przestrzeni publicznej, dotyczących chrześcijaństwa oraz Kościoła jest znacznie więcej. W naszym społeczeństwie narasta sceptycyzm i obojętność wobec chrześcijaństwa w ogóle, nie tylko tego spod szyldu dominującego w Polsce Kościoła rzymskiego. Wyzwanie zatem, aby być zawsze gotowym do obrony przed każdym domagającym się wytłumaczenia z chrześcijańskiej nadziei jest aktualne. Każdy chrześcijanin powinien być w gotowości, aby w sposób mądry, cierpliwy i kompetentny reprezentować Chrystusa w swoim pokoleniu. Aby tak było potrzebujemy rozumieć czym jest chrześcijaństwo i więź z Chrystusem. Skąd możemy o tym wiedzieć? Najlepiej sięgnąć do źródła. A gdzie jest to źródło? W pismach pozostawionych nam przez wielu autorów i zebranych w zbiorze 27. ksiąg znanych jako Nowy Testament. Wezwanie do obrony chrześcijańskiej nadziej traktuję o wiele poważniej niż zaszczyt reprezentowania holenderskiej drużyny w piłce ręcznej, którego dostąpił Thijs Van Leeuwen. To wezwanie do reprezentowania drużyny Mistrza z Nazaretu odczytuję też jako zachętę do wnikliwego i codziennego czytania Biblii. Hieronim ze Strydonu pisał: „Nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa”. A bez znajomości Chrystusa – Jego osoby, Jego nauczania i Jego woli – próżno bronić chrześcijańskiej nadziei, wiary i przekonań wobec tych, którzy nie podzielają tego entuzjazmu dla Boga. Zatem, pobudzony historią holenderskiego bramkarza, zadaję sobie – jako chrześcijanin żyjący w XXI wieku – takie pytania: „Co z moim rozumieniem chrześcijańskiej nadziei?” i „Co z gotowością, by się z tej nadziei – sensownie i mądrze – wytłumaczyć wobec każdego?”.