wtorek, 26 stycznia 2021

PRAKTYKUJĄCY GRZESZNIK

Niedawno, zaledwie kilka dni temu, w doświadczeniu osobistej niemocy, przygnieciony bagażem zmęczenia i wewnętrznego rozbicia wyszedłem z domu. Było już późno. Wokół było ciemno, ponieważ uliczne latarnie w mojej małej miejscowości przestały już świecić. Przemierzałem bez celu trasę około dwóch kilometrów w otoczeniu pól, łąk i sosnowego lasu. Mojemu wędrowaniu towarzyszyło szczekanie psów z pobliskich domostw. To ujadanie wzmagało tylko moją irytację. Szedłem zły, z poczuciem wewnętrznej pustki i rozgoryczenia. Ostatnio nie miałem zbyt wielu powodów do zadowolenia z siebie samego... Na usta cisnęły mi się mało dyplomatyczne słowa, które raz po raz wyrzucałem z siebie do tej otaczającej mnie pustki i ciemności. Gdyby ktoś mnie zobaczył to raczej nie doznałby zachęty z tego co wychodziło z moich ust. Po kilkudziesięciu minutach takiego przygnębiającego wędrowania naznaczonego rozczarowaniem samym sobą, nieco zziębnięty, wróciłem do domu. Następnego dnia była niedziela. A skoro niedziela, to poranne nabożeństwo. No tak… Świadomość udziału w niedzielnym uwielbianiu Boga tylko wzmacniała we mnie poczucie przygnębienia. Nie miałem Panu Bogu nic ciekawego do powiedzenia. Uwielbiać Go radosnym sercem? Zdecydowanie nie było to moim pragnieniem… Wolałbym się gdzieś ukryć przed Jego wzrokiem, a co najważniejsze przed badawczymi spojrzeniami innych. Ale, niestety dla mnie, miałem jakąś rolę do wykonania na niedzielnym spotkaniu Kościoła. Zatem nie mogłem tak zwyczajnie nie iść na nabożeństwo. Byłoby to nieodpowiedzialne. Tymczasem w swojej duszy odczuwałem ciężar wczorajszego wyjątkowo nieudanego, w moim odczuciu, dnia i tego nocnego wędrowania, podczas którego kierowałem w przestrzeń: „Jestem zmęczony. Jestem już zmęczony. Jestem bardzo zmęczony. Jestem kurwa taki zmęczony”. Lecz podczas niedzielnego nabożeństwa, kiedy byłem we własnych oczach zdecydowanie mało „święty” i raczej nienastawiony na odebranie czegokolwiek od Boga, usłyszałem Jego głos. Niespodziewanie miałem wyraźne odczucie obecności Boga, które w moim wnętrzu przybrało formę prostych słów: „Byłem wczoraj z tobą na tym nocnym spacerze. Byłem obok. Szedłem z tobą. Słyszałem twoje słowa. Byłem przy tobie”. Ten wewnętrzny głos i, towarzyszące mu, poczucie Bożej obecności były dla mnie uzdrawiającym doświadczeniem. A obecne we mnie od jakiegoś czasu, a mające swoją kumulację w sobotni wieczór, poczucie przygnębienia i zakłopotania gdzieś odeszło. Łza zakręciła się w moim oku i nadzieja na nowo rozgościła się w moim sercu. Zrozumiałem, że Bóg jest obecny pośród mojego grzechu, ciemności, smutku i przygniatającego poczucia, że zawiodłem. On jest obecny, kiedy upadam. On jest obecny nie po to, by przynieść osąd i potępienie, ale Jego intencją jest wnieść światło nadziei odkupienia i ocalenia. Jego zbawcza obecność chce manifestować się wszędzie tam, gdzie nasze życie zostało naznaczone grzechem. On wciąż pozostaje „przyjacielem grzeszników”, by unieść niemożliwy dla nas do udźwignięcia ciężar naszych win i przynieść nam wolność. Czasami są to małe, lecz przygniatające nas sprawy, czasami są to znacznie większe upadki i grzechy. Można z tym grzechem i poczuciem frustracji mierzyć się o własnych siłach. Można. Ale lepiej z tymi ciężarami zrobić coś lepszego. Zachęta z Biblii jest taka: „Jeśli twierdzimy, że nie mamy grzechu, oszukujemy sami siebie, a prawdy w nas nie ma. Jeśli uznajemy nasze grzechy, to ponieważ jest On godny zaufania i sprawiedliwy, przebaczy je i oczyści nas z wszelkiej nieprawości”. Jako „praktykujący grzesznik” (to pasujące do mnie stwierdzenie zapożyczyłem od Jerry’ego Bridgesa) uczę się przyjmować Ewangelię – Dobrą Nowinę o ratunku w Chrystusie – i żyć nią każdego dnia. Wszak „wciąż grzeszymy w myślach, mowie, uczynkach i przede wszystkim w motywacjach, ponieważ zazwyczaj robimy dobre rzeczy ze złych lub mieszanych powodów. Dlatego tak powinniśmy się zwracać do Boga: «Panie, przychodzę jako wciąż praktykujący grzesznik, ale patrzę na Jezusa Chrystusa i Jego przelaną krew oraz doskonałe posłuszeństwo, Jego sprawiedliwe życie, które zostało za mnie złożone. I widzę stojącego siebie przed Tobą, odzianego w Jego sprawiedliwość»” (Jerry Bridges, „Cztery zasadnicze elementy dobrego zakończenia” z książki pt. „Trwaj na zawsze!” Johna Pipera i Justina Taylora).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz