poniedziałek, 8 maja 2017

WYSTARCZY TO, CO MASZ

Ciekawość skłoniła Mojżesza, by przyjrzeć się bliżej niezwykłemu zjawisku. Krzew płonął, ale się nie spalał!

„Dziwne rzeczy dzieją się na pustyni. A może to palące promienie słońca płatają figle mojemu rozumowi? Zbyt dużo pracy i zmęczenie robią swoje...” – myślał Mojżesz.

Kiedy zbliżał się do płonącego krzewu usłyszał głos. I wtedy zrobiło się naprawdę ciekawie. Bóg wybrał miejsce i czas, aby spotkać się z tym, będącym już w podeszłym wieku, pasterzem owiec. Podczas, początkowo dość jednostronnej, konwersacji padło polecenie: „Teraz więc – idź! Posyłam cię do faraona[1]”.

W jednej chwili wróciły wspomnienia Egiptu… Minione lata. Dwór władcy Egiptu i uciemiężony naród niewolników. Kiedyś Mojżesz próbował coś zrobić dla Izraela i skończyło się to całkowitą porażką[2]. Jego ludzie go odrzucili, a dwór królewski nie był już dłużej bezpiecznym domem. Mojżesz musiał uciekać. Stare dzieje. To były bolesne wspomnienia, które najchętniej wyparłby ze swojego życia.

Teraz Mojżesz był tylko pasterzem przesiąkniętym zapachem owiec. Owce, przestrzeń, palące słońce i pustynny wiatr... To był jego cały świat. W swoich własnych oczach był nikim. Nikim znaczącym i ważnym...

Bóg jednak nie zapomniał o Mojżeszu. Płonący krzew był miejscem spotkania, które miało odmienić życie tego pasterza owiec. Głos Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba zabrzmiał w uszach Mojżesza i obudził dawne, niechciane, wspomnienia.

Najwyraźniej Bóg miał plan, w którym dla Mojżesza było wyznaczone miejsce. Dni niewoli dla Izraela miały się skończyć. Egipt miał odczuć majestat i potęgę Boga. Król Egiptu ma uznać wielkość Boga JHWH.

„Piękny plan. Ale co to ma wspólnego ze mną? Nie jestem gotowy. Nie mam kompetencji. Nie mam żadnych środków, aby być skutecznym w tym co Bóg do mnie mówi” – Mojżeszem targały emocje i wątpliwości. 

W atmosferze sceptycyzmu podszytego rozgoryczeniem i wspomnieniem przeszłej porażki, Pan Bóg zadał Mojżeszowi proste pytanie: „Cóż to masz w swojej ręce?[3]”. Odpowiedź była oczywista, biorąc pod uwagę kontekst życia koczowników i pasterzy owiec: „Laskę – odparł Mojżesz”. Jedynie laskę. Nic więcej. To wystarczyło.

Tak jakby Bóg mówił: „Wszystko co potrzebujesz, aby wypełnić Moje powołanie i być częścią Mojego planu, jest w zasięgu twojej ręki, Mojżeszu. Nie potrzebuję więcej niż masz. Nie chcę od ciebie więcej niż posiadasz. Chcę użyć tego, co masz. Czy zgodzisz się, abym zrobił to, co chcę właśnie z tobą? Wykorzystując tylko to, co czym dysponujesz?”.

Mojżesz jeszcze nie wyglądał na przekonanego i nalegał: „Proszę Cię, Panie, poślij kogoś bardziej odpowiedniego[4]”. Bóg jednak był konsekwentny. Przydał swojemu słudze pomoc w osobie jego starszego brata – Aarona, jednak autorytet do przewodzenia Izraelowi i czynienia znaków wśród Egipcjan przeznaczony był właśnie dla Mojżesza.

Mojżesz poszedł. Odpowiedział na powołanie. Wyruszył z poleceniem od JHWH: „Zabierz ze sobą laskę, gdyż przy jej pomocy masz czynić znaki[5]”.

By wypełnić Boży plan, wystarczy to co mamy. On nie prosi o to, czego nie posiadamy. Jeśli On powołuje, to znaczy, że mamy wszystko czego potrzebujemy. Bóg zna naszą przeszłość i teraźniejszość. Ale Jego wiedza sięga dalej – On zna naszą przyszłość. Widzi nas nie tylko tymi, kim byliśmy i kim jesteśmy dziś. On widzi też to, kim możemy być w przyszłości. Nasze dawne klęski nie determinują porażek w przyszłości. Z drugiej strony, nasze przeszłe sukcesy nie gwarantują naszych przyszłych zwycięstw.

Mojżesz był tylko zwykłym pasterzem, przesiąkniętym zapachem owiec i nikim w swoich własnych oczach. A jednak jego życie, za sprawą Bożego powołania, zmieniło się diametralnie. Choć wątpił i próbował się „wymigać”, to jednak ostatecznie okazał posłuszeństwo. Z czym poszedł do władcy Egiptu? Z tym co miał. Z laską pasterza. A Bóg go użył dla swojej chwały.


[1] Wj 3,10.
[2] Zob. Dz 7,20-29.
[3] Wj 4,2.
[4] Wj 4,13.
[5] Wj 4,17.

1 komentarz: