niedziela, 26 sierpnia 2018

JESZCZE O NADZIEI

Wyglądało na to, że już wszystko stracone. Nadzieja na cud, która tliła się w sercu Marty i Marii w dniach choroby ich brata, zgasła. Zamiast oczekiwanej radości przyszła żałoba. Jedyne co mogły teraz robić, to przychodzić na grób Łazarza i opłakiwać bolesną stratę.

A jeszcze kilka dni temu siostry, z wiarą i nadzieją w sercach, posłały do Jezusa wiadomość, że „oto choruje ten, którego kochasz”. Nie chodziło przecież jedynie o przekazanie informacji. Siostry Łazarza wiedziały, że On – Ten, który był ich przyjacielem – ma moc, aby rozprawić się z chorobą i przynieść kres cierpieniu. Przypominały sobie Jego cuda: uzdrowienie syna urzędnika królewskiego w Kafarnaum, przywrócenie pełnej sprawności człowiekowi w Jerozolimie, który trzydzieści osiem lat był sparaliżowany i niezdolny do samodzielnego życia. I jeszcze to niezwykłe otwarcie oczu niewidomego od urodzenia, któremu Jezus pomazał oczy błotem uczynionym z własnej śliny. Mesjasz, któremu wierzymy – mówiły do siebie z przekonaniem – nie pozostawi nas i naszego brata w takim położeniu. Nasza prośba nie pozostanie bez odpowiedzi. Ufamy w Jego moc nad chorobą.

Jednak sytuacja nie potoczyła się po myśli Marty i Marty. Nadzieja na uzdrowienie ich brata spoczęła w grobie wraz z jego martwym, zniszczonym chorobą, ciałem.

Grób. Pustka. Ciemność. Rozpacz.

Każdy kolejny dzień od śmierci Łazarza dodawał tylko bólu i przysparzał więcej cierpienia. I jeszcze to dręczące pytanie: Dlaczego?

Czwartego dnia od śmierci Łazarza, kiedy jego ciało już cuchnęło, do wioski Marty i Marii przyszedł Jezus. Za późno. Nie w porę. Mogły tylko wyrazić swój ból i żal: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł…”. Gdybyś usłyszał naszą modlitwę. Jeśli zareagowałbyś na nasze wołanie, gdy wysłałyśmy do Ciebie wiadomość. Gdybyś…

Nawet przybyli, aby uczestniczyć w żałobie sióstr, zadawali sobie pytanie: „Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?”. Dlaczego? Czemu nadzieja okazała się taka płonna?

Pan Jezus, gdy przybył do wioski Marty i Marii poprosił, by zaprowadzono Go do miejsca gdzie spoczęło ciało Łazarza. Pieczara na której spoczywał kamień skrywała nie tylko rozkładające ciało brata Marty i Marii, ale była też miejscem, gdzie umarła ich nadzieja.

Jezus poprosił o odsunięcie kamienia zasłaniającego wejście do grobu. Potem wypowiedział pełne mocy dwa słowa: „Łazarzu, wyjdź!”. Słowa Jezusa wyprowadziły umarłego z ciemności do światła. Pęta śmierci nie były w stanie oprzeć się autorytetowi Tego, który wydał polecenie. Słowa skierowane do rozkładającego i cuchnącego ciała nie pozostały jedynie pobożnym życzeniem. Zmarły Łazarz wyszedł z grobu! Życie pochłonęło śmierć! Ciemność została pokonana przez światło!

Czasami nadzieja, którą nosimy w sercu umiera. Wydaje się, że wszystko już skończone. Do grobu złożyliśmy najcenniejsze marzenia. Może wołamy do Boga o zbawienie naszych bliskich, tymczasem widzimy, że pęta ciemności zaciskają się coraz mocniej nad ich życiem. Może wołamy o siebie i przytłaczające nas okoliczności, tymczasem Niebo zdaje się milczeć. Ciemność zdaje się triumfować. Złowieszczy głos obwieszcza: „Już za późno!”, „Wszystko przepadło!”, „Nie ma już żadnej nadziei!”.

Jednak słowa Jezusa mają moc, aby spenetrować najgłębsze ciemności i przywrócić nadzieję. Nawet jeśli „już cuchnie” wciąż możemy doświadczyć życiodajnej mocy, której źródło tkwi w Tym, który tak mówi o sobie przez usta Izajasza: „Milczałem od długiego czasu, w spokoju powstrzymywałem się, teraz niczym rodząca zakrzyknę, dyszeć będę z gniewu, zbraknie mi tchu. Wypalę góry i wzgórza, sprawię, że wyschnie wszystka ich zieleń, przemienię rzeki w stawy, a jeziora osuszę. Sprawię, że niewidomi pójdą po nieznanej drodze, powiodę ich ścieżkami, których nie znają, ciemności zamienię przed nimi w światło, a wyboiste miejsca w równinę. Oto są rzeczy, których dokonam i nie zaniecham”.

Kiedy zdają się już gasnąć wszystkie światła, gdy wydaje się, że nie ma już żadnej nadziei chcę przypominać sobie Abrahama, który „wbrew nadziei uwierzył nadziei” i uczyć się od Pawła, aby „nie ufać sobie samemu, lecz Bogu, który wskrzesza z martwych”.

Grób. Ciemność. Pustka. Zwątpienie. To wciąż nie jest koniec. Bóg wywołuje z grobu do życia. On przemawia do ciemności: „Niech się stanie światłość!”. On zapewnia drogę tam, gdzie przed naszymi oczami rozciąga się nieprzebrana pustka. On daje „olejek radości zamiast żałobnej szaty i pieśń pochwalną zamiast ducha zwątpienia”.

Moje serce ufaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz