Po zmartwychwstaniu Pan Jezus spotkał się z uczniami i, w relacji podanej przez autora Ewangelii, „tchnął na nich i powiedział: Przyjmijcie Ducha Świętego. Grzechy tych, którym je przebaczycie, są im przebaczone, a tych, którym je zatrzymacie, są zatrzymane” (J 20,22-23).
W dniach swojej ziemskiej służby Chrystus pozostawił przykład postępowania, jak myślę związany z praktykowaniem powyższego polecenia odnoszącego się „odpuszczania i zatrzymywania” grzechów.
Do sparaliżowanego człowieka, którego przyjaciele przynieśli, by dać mu możliwość spotkania z Jezusem, powiedział: „Człowieku, twoje grzechy zostały ci odpuszczone” (Łk 5,20). Prowadząca niemoralne (grzeszne) życie kobieta, która przyszła, aby rozlać na stopy Jezusa pachnący olejek alabastrowy, usłyszała z Jego ust: „Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała” (Łk 7,47). Do innej kobiety przyłapanej na cudzołożnym czynie, kiedy jej oskarżyciele – domagający się ukamienowania – wycofali się ze swojego zamiaru, Pan Jezus powiedział: „Ja też cię nie potępiam: Idź i odtąd już nie grzesz” (J 8,11).
Istotą dzieła Jezusa jest przebaczenie. Z krzyża wybrzmiały takie słowa konającego Jezusa: „Ojcze, przebacz im…”.
Odpuszczenie grzechów spotka się z docenieniem u tych, który zasmakowali jego śmiercionośnej siły i zniewolenia.
Żyjący pod ciężarem grzechu mogą doświadczyć pełnego mocy stwierdzenia: „Zostało ci przebaczone”. Dlaczego? Jak to? Ponieważ Jezus umarł i zmartwychwstał. Ponieważ „On sam w swoim ciele zaniósł nasze grzechy na krzyż. Uczynił to po to, abyśmy martwi dla grzechów, żyli dla sprawiedliwości” (1 Ptr 2,24).
Krzyż nie jest wołaniem potępienia dla grzeszników, wręcz przeciwnie, objawia niezmierzoną dobroć i przebaczenie okazywane przez Boga tym, którzy wołają: „Boże, okaż miłosierdzie mnie, największemu z grzeszników”.
Czytając słowa Jezusa o „zatrzymywaniu i przebaczaniu grzechów” nie straćmy z oczu prawdy o tym, że Jego działem jest przebaczenie. On wciąż pozostaje Zbawicielem i „przyjacielem celników i grzeszników”.
Kościół wciąż pozostaje tym szczególnym miejscem, w którym grzesznik może usłyszeć pełne nadziei przesłanie: „Wiarygodna to Słowo, warte przyjęcia z całą otwartością, że Chrystus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników” (1 Tm 2,15).
Tak więc jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem, to co stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. A wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Jezusa Chrystusa i dał nam służbę pojednania. Bóg bowiem w Chrystusie, jednając świat z samym sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, i nam powierzył to słowo pojednania. Tak więc w miejsce Chrystusa sprawujemy poselstwo (...) W miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem.
sobota, 30 grudnia 2017
środa, 27 grudnia 2017
GDZIE JESTEŚ?
W biblijnym opisie upadku człowieka pojawia się pytanie, które zadaje Pan Bóg „przechadzający się po ogrodzie (Edenie) podczas powiewu wiatru”. Pan Bóg woła mężczyznę (Adama) i pyta: „Gdzie jesteś?”. Jego uwaga koncentruje się na nieobecności człowieka w miejscu wyznaczonym mu przez Stwórcę. Pan Bóg zwraca uwagę na fakt, że człowieka nie ma tam, gdzie powinien być.
To ciekawe, bo częściej w historii słyszymy pytanie, które zadają ludzie: „Boże, gdzie jesteś?”. Wraz z tym pytaniem pojawia się cała lista zarzutów: „Gdzie jesteś, kiedy w świecie obecne jest cierpienie, choroba, wojna, przemoc, nienawiść…”.
Problemem świata, w którym żyjemy nie jest nieobecność Boga. Bóg się nie ukrył i nie zataił prawdy o sobie. Paweł z Tarsu dowodzi, że ludzie mają skłonność do zakłamywania prawdy o Bogu, a przecież „to, co można wiedzieć o Bogu, jest dla nich jawne, gdyż Bóg im to objawił. To bowiem, co w Bogu niewidzialne – Jego wiekuista moc oraz boskość – od stworzenia świata staje się widzialne dzięki rozumnemu oglądaniu dzieł Bożych. Dlatego ludzie ci nie mają wymówki”.
Bóg jest tam, gdzie być powinien. Jego dziełem jest zapewnienie człowiekowi nadziei, życia i błogosławieństwa. Pełnia tych dobrodziejstw zawiera się w Chrystusie. Istotą dzieła, które dokonało się w Chrystusie jest to, że jako obcy i wrogowie przez nasze myśli i czyny, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez krew Jego krzyża. Lista długów została anulowana. Darowane zostały nam wszelkie grzechy – Bóg usunął je, przybijając do krzyża. Śmierć została pokonana. Życie i przebaczenie triumfuje. Pełne mocy: „Wykonało się!” rozbrzmiewa z kart Ewangelii. Bóg, bogaty w miłosierdzie, objawił pełnię łaski i przebaczenia w Chrystusie. Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Tyrania grzechu została złamana. Chrystus rozbroił diabelskie zwierzchności i władze. Wszystko gotowe. Autorzy nowego testamentu na wszelkie sposoby i rozlicznymi słowami rozgłaszają triumf Chrystusa „Pierworodnego spośród umarłych i Władcy królów ziemi, który nas miłuje i który swoją krwią uwolnił nas od naszych grzechów”.
W obliczu Bożego dzieła, zapewniającego zbawienie, życie, przebaczenie, wolność od grzechu i stanowiącego źródło wiecznego błogosławieństwa, pojawia się wciąż aktualne pytanie: „Człowieku, gdzie jesteś?”.
To ciekawe, bo częściej w historii słyszymy pytanie, które zadają ludzie: „Boże, gdzie jesteś?”. Wraz z tym pytaniem pojawia się cała lista zarzutów: „Gdzie jesteś, kiedy w świecie obecne jest cierpienie, choroba, wojna, przemoc, nienawiść…”.
Problemem świata, w którym żyjemy nie jest nieobecność Boga. Bóg się nie ukrył i nie zataił prawdy o sobie. Paweł z Tarsu dowodzi, że ludzie mają skłonność do zakłamywania prawdy o Bogu, a przecież „to, co można wiedzieć o Bogu, jest dla nich jawne, gdyż Bóg im to objawił. To bowiem, co w Bogu niewidzialne – Jego wiekuista moc oraz boskość – od stworzenia świata staje się widzialne dzięki rozumnemu oglądaniu dzieł Bożych. Dlatego ludzie ci nie mają wymówki”.
Bóg jest tam, gdzie być powinien. Jego dziełem jest zapewnienie człowiekowi nadziei, życia i błogosławieństwa. Pełnia tych dobrodziejstw zawiera się w Chrystusie. Istotą dzieła, które dokonało się w Chrystusie jest to, że jako obcy i wrogowie przez nasze myśli i czyny, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez krew Jego krzyża. Lista długów została anulowana. Darowane zostały nam wszelkie grzechy – Bóg usunął je, przybijając do krzyża. Śmierć została pokonana. Życie i przebaczenie triumfuje. Pełne mocy: „Wykonało się!” rozbrzmiewa z kart Ewangelii. Bóg, bogaty w miłosierdzie, objawił pełnię łaski i przebaczenia w Chrystusie. Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Tyrania grzechu została złamana. Chrystus rozbroił diabelskie zwierzchności i władze. Wszystko gotowe. Autorzy nowego testamentu na wszelkie sposoby i rozlicznymi słowami rozgłaszają triumf Chrystusa „Pierworodnego spośród umarłych i Władcy królów ziemi, który nas miłuje i który swoją krwią uwolnił nas od naszych grzechów”.
W obliczu Bożego dzieła, zapewniającego zbawienie, życie, przebaczenie, wolność od grzechu i stanowiącego źródło wiecznego błogosławieństwa, pojawia się wciąż aktualne pytanie: „Człowieku, gdzie jesteś?”.
WYPACZONY OBRAZ
W dalekim kraju mieszkał sobie pewien artysta-malarz, który z zamiłowaniem oddawał się swojej twórczej pasji. Gdyby powiedzieć o Jego dziełach, że były ładne, to jakby nic nie powiedzieć. Z obrazów emanowało zachwycające piękno. Malarz zawarł w swoich dziełach wszystko to kim sam był. A znany był jako dobry, prawy, odważny, wrażliwy, oddany wszelkiej słusznej i szlachetnej sprawie. Taki właśnie przekaz miały obrazy, które tworzył – były doskonale dopracowane w najmniejszym szczególe i promieniowały urokiem szlachetnej duszy ich twórcy.
Tymczasem w kraju naszego artysty wybuchła wojna, w rezultacie której wszystkie jego dzieła zostały zagrabione. Niektóre zostały całkowicie zniszczone. Ocalałe trafiły w ręce pewnego człowieka, który tak dalece zaingerował w pierwotną treść dzieł, że nie urzekały już one pięknem i doskonałością, ale raczej przemawiały do oglądających swoją brzydotą i niechlujstwem. Niestety za tę brzydotę obwiniano naszego artystę. Negatywne komentarze pojawiały się obficie: „Cóż to za niepasujący do siebie zestaw kolorów!”, „Jakie rozmazane kształty!”, „Ależ okropne obrazy na których widać tylko szarość i czerń…”, „Ich twórca musiał być kompletnym nieudacznikiem”, „Z pewnością nie są to prace zasługujące na jakąkolwiek uwagę. Tragiczne!”.
Mijały miesiące, lata i dekady, które utrwaliły negatywny wizerunek naszego twórcy w opinii kolejnych pokoleń ludzi. W podręcznikach szydzono z braku jakiejkolwiek wrażliwości artystycznej malarza, a prezentowane dzieła stały się synonimem wszystkiego co złe i pozbawione choćby ułamka artyzmu. Nazwisko malarza wypowiadano z politowaniem, złością, pogardą i szyderstwem.
Kiedy imię naszego malarza zostało już całkowicie zszargane i obarczone najgorszymi epitetami pojawił się ktoś, kto twierdził, że jego dalecy przodkowie znali twórcę i zapewniał, że te krytykowane dzieła są tylko jakimś falsyfikatem, który szkodzi prawdziwemu wizerunkowi artysty. Jako dowód pokazywał zachowane zdjęcia oryginalnych obrazów. Choć były to tylko fotografie, to jednak zawierały tak wielki ładunek piękna i doskonałości, że niektórzy oglądający doświadczali szczególnego i wzniosłego „poruszenia serca”, które towarzyszyło im podczas, choćby przelotnego, na nie spojrzenia.
Człowiek, który dysponował zdjęciami oryginalnych obrazów mistrza postanowił stworzyć galerię, nazwaną imieniem artysty, która mogłyby odkłamać rozpowszechniany o malarzu przekaz. Jednak zdecydowanej większości ludzi łatwiej było żyć stereotypami. Utrwalony i negatywny wizerunek naszego twórcy był wygodny dla wszystkich, którzy chcieli w nim widzieć jedynie żałosnego i pozbawionego choćby cienia talentu malarza. Dla większości, nasz mistrz, pozostawał kimś zasługującym na politowanie i był zdecydowanie niewartym zainteresowania, chyba tylko po to, aby dać upust nienawiści i pogardy. Dziwne, że nikt nie chciał podjąć wysiłku, aby zweryfikować swoje niewłaściwe poglądy…
Ta niedoskonała historia chce przekazać ważną treść.
Nieskończenie dobry i doskonały Bóg jest twórcą, który chciał być rozpoznany w dziełach, które stworzył. Tymczasem jego „obrazy” – ludzie – zostały skażone brzydotą grzechu. Ludzie, choć stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, stali się „samolubni, rozkochani w pieniądzu, chełpliwi, wyniośli, bluźnierczy, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, nieczuli, nieprzejednani, skorzy do oszczerstw, niepohamowani, okrutni, gardzący tym, co dobre, zdradzieccy, bezmyślni, nadęci…”.
Grzech wypaczył prawdę o Bogu, utrwalając negatywny i fałszywy wizerunek samego Stwórcy. Bóg przestał być postrzegany jako źródło miłości, prawdy i dobra. A jednak istnieje możliwość poznania Go takim, jakim jest On naprawdę. Problemem jest fakt, że tylko nieliczni zdobywają się na wysiłek, aby odkryć prawdę o Tym, który chce dać się poznać każdemu kto ma odwagę poddać weryfikacji utrwalone na Jego temat wyobrażenia i poglądy. Jego dzieła, podobnie jak On sam, nie noszą znamion brzydoty, której przejawem są: kłamstwo, wykorzystanie, nienawiść, chciwość, obłuda i wiele innych. Na przestrzeni lat, dekad i wieków, wielu z tych, którzy powoływali się na znajomość Boga i nazywali się Jego „namiestnikami” i „reprezentantami” przekazało fałszywy i wypaczony obraz tego Kim On jest.
Niektórzy „w Imię Boga” nie wahali się mordować i wykorzystywać innych dla swoich prywatnych i samolubnych celów. Ponieważ czynili to z Jego imieniem na ustach, wielu zaczęło te niegodziwości przypisywać samemu Bogu. Jednak był to tylko falsyfikat i tragiczne w skutkach kłamstwo. Aby Go poznać trzeba spojrzeć poza utrwalony stereotyp, choćby ten reprezentowany przez Richarda Dawkinsa: „Bóg Biblii jest prawdopodobnie najmniej przyjazną postacią całej literatury pięknej: zazdrosny i dumny z tej zazdrości; małostkowy, niesprawiedliwy, nie znający przebaczenia pedant; roszczeniowy, krwiopijczy zwolennik czystek etnicznych; mizoginiczny, homofobiczny, rasistowski, mordujący dzieci, ludzi w ogóle, czy też synów w szczególności, zsyłający plagi, megalomański, sadomasochistyczny, kapryśnie manifestujący brak zrozumienia despota”.
Abyśmy mogli przejrzeć i zobaczyć jak jest naprawdę, zostały nam dane Ewangelie. Cztery teksty, których wspólnym tematem jest On – Jezus Chrystus. Jeden z Ewangelistów napisał: „Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, On uczynił Go znanym”. Słuchając słów Jezusa, przyglądając się Jego życiu (dziełom) i uczestnicząc, wraz z autorami Ewangelii, w wydarzeniach jakim były Jego śmierć i zmartwychwstanie, otrzymujemy możliwość dostrzeżenia prawdy o Bogu. Ta prawda przemawia między innymi w takich stwierdzeniach: „Największą miłość okazuje ten, kto swoje życie oddaje za przyjaciół” i „Bóg bowiem tak bardzo ukochał świat, że dał swego Jedynego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.
Uwolnienie od niewoli grzechu przynosi jeszcze jeden skutek – Boży obraz w człowieku może zostać odbudowany, gdyż „każdy kto pozostaje w Chrystusie nowym jest Stworzeniem”. To „nowe stworzenie” – człowiek żyjący w więzi i relacji z Bogiem – jest przemieniane i odnawiane na doskonały obraz Tego, który tchnął życie i objawił swoją chwałę. Żyć w Chrystusie i prezentować właściwy obraz Boga wobec całego stworzenia to cel i zadanie powierzone wszystkim, którzy doświadczyli Jego łaski.
„Stworzenie więc ufnie oczekuje objawienia się synów Bożych (…) w nadziei, że zostanie wyrwane z zepsucia, które je zniewala, do wolności, którą jest chwała dzieci Bożych”
Tymczasem w kraju naszego artysty wybuchła wojna, w rezultacie której wszystkie jego dzieła zostały zagrabione. Niektóre zostały całkowicie zniszczone. Ocalałe trafiły w ręce pewnego człowieka, który tak dalece zaingerował w pierwotną treść dzieł, że nie urzekały już one pięknem i doskonałością, ale raczej przemawiały do oglądających swoją brzydotą i niechlujstwem. Niestety za tę brzydotę obwiniano naszego artystę. Negatywne komentarze pojawiały się obficie: „Cóż to za niepasujący do siebie zestaw kolorów!”, „Jakie rozmazane kształty!”, „Ależ okropne obrazy na których widać tylko szarość i czerń…”, „Ich twórca musiał być kompletnym nieudacznikiem”, „Z pewnością nie są to prace zasługujące na jakąkolwiek uwagę. Tragiczne!”.
Mijały miesiące, lata i dekady, które utrwaliły negatywny wizerunek naszego twórcy w opinii kolejnych pokoleń ludzi. W podręcznikach szydzono z braku jakiejkolwiek wrażliwości artystycznej malarza, a prezentowane dzieła stały się synonimem wszystkiego co złe i pozbawione choćby ułamka artyzmu. Nazwisko malarza wypowiadano z politowaniem, złością, pogardą i szyderstwem.
Kiedy imię naszego malarza zostało już całkowicie zszargane i obarczone najgorszymi epitetami pojawił się ktoś, kto twierdził, że jego dalecy przodkowie znali twórcę i zapewniał, że te krytykowane dzieła są tylko jakimś falsyfikatem, który szkodzi prawdziwemu wizerunkowi artysty. Jako dowód pokazywał zachowane zdjęcia oryginalnych obrazów. Choć były to tylko fotografie, to jednak zawierały tak wielki ładunek piękna i doskonałości, że niektórzy oglądający doświadczali szczególnego i wzniosłego „poruszenia serca”, które towarzyszyło im podczas, choćby przelotnego, na nie spojrzenia.
Człowiek, który dysponował zdjęciami oryginalnych obrazów mistrza postanowił stworzyć galerię, nazwaną imieniem artysty, która mogłyby odkłamać rozpowszechniany o malarzu przekaz. Jednak zdecydowanej większości ludzi łatwiej było żyć stereotypami. Utrwalony i negatywny wizerunek naszego twórcy był wygodny dla wszystkich, którzy chcieli w nim widzieć jedynie żałosnego i pozbawionego choćby cienia talentu malarza. Dla większości, nasz mistrz, pozostawał kimś zasługującym na politowanie i był zdecydowanie niewartym zainteresowania, chyba tylko po to, aby dać upust nienawiści i pogardy. Dziwne, że nikt nie chciał podjąć wysiłku, aby zweryfikować swoje niewłaściwe poglądy…
Ta niedoskonała historia chce przekazać ważną treść.
Nieskończenie dobry i doskonały Bóg jest twórcą, który chciał być rozpoznany w dziełach, które stworzył. Tymczasem jego „obrazy” – ludzie – zostały skażone brzydotą grzechu. Ludzie, choć stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, stali się „samolubni, rozkochani w pieniądzu, chełpliwi, wyniośli, bluźnierczy, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, nieczuli, nieprzejednani, skorzy do oszczerstw, niepohamowani, okrutni, gardzący tym, co dobre, zdradzieccy, bezmyślni, nadęci…”.
Grzech wypaczył prawdę o Bogu, utrwalając negatywny i fałszywy wizerunek samego Stwórcy. Bóg przestał być postrzegany jako źródło miłości, prawdy i dobra. A jednak istnieje możliwość poznania Go takim, jakim jest On naprawdę. Problemem jest fakt, że tylko nieliczni zdobywają się na wysiłek, aby odkryć prawdę o Tym, który chce dać się poznać każdemu kto ma odwagę poddać weryfikacji utrwalone na Jego temat wyobrażenia i poglądy. Jego dzieła, podobnie jak On sam, nie noszą znamion brzydoty, której przejawem są: kłamstwo, wykorzystanie, nienawiść, chciwość, obłuda i wiele innych. Na przestrzeni lat, dekad i wieków, wielu z tych, którzy powoływali się na znajomość Boga i nazywali się Jego „namiestnikami” i „reprezentantami” przekazało fałszywy i wypaczony obraz tego Kim On jest.
Niektórzy „w Imię Boga” nie wahali się mordować i wykorzystywać innych dla swoich prywatnych i samolubnych celów. Ponieważ czynili to z Jego imieniem na ustach, wielu zaczęło te niegodziwości przypisywać samemu Bogu. Jednak był to tylko falsyfikat i tragiczne w skutkach kłamstwo. Aby Go poznać trzeba spojrzeć poza utrwalony stereotyp, choćby ten reprezentowany przez Richarda Dawkinsa: „Bóg Biblii jest prawdopodobnie najmniej przyjazną postacią całej literatury pięknej: zazdrosny i dumny z tej zazdrości; małostkowy, niesprawiedliwy, nie znający przebaczenia pedant; roszczeniowy, krwiopijczy zwolennik czystek etnicznych; mizoginiczny, homofobiczny, rasistowski, mordujący dzieci, ludzi w ogóle, czy też synów w szczególności, zsyłający plagi, megalomański, sadomasochistyczny, kapryśnie manifestujący brak zrozumienia despota”.
Abyśmy mogli przejrzeć i zobaczyć jak jest naprawdę, zostały nam dane Ewangelie. Cztery teksty, których wspólnym tematem jest On – Jezus Chrystus. Jeden z Ewangelistów napisał: „Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, On uczynił Go znanym”. Słuchając słów Jezusa, przyglądając się Jego życiu (dziełom) i uczestnicząc, wraz z autorami Ewangelii, w wydarzeniach jakim były Jego śmierć i zmartwychwstanie, otrzymujemy możliwość dostrzeżenia prawdy o Bogu. Ta prawda przemawia między innymi w takich stwierdzeniach: „Największą miłość okazuje ten, kto swoje życie oddaje za przyjaciół” i „Bóg bowiem tak bardzo ukochał świat, że dał swego Jedynego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.
Uwolnienie od niewoli grzechu przynosi jeszcze jeden skutek – Boży obraz w człowieku może zostać odbudowany, gdyż „każdy kto pozostaje w Chrystusie nowym jest Stworzeniem”. To „nowe stworzenie” – człowiek żyjący w więzi i relacji z Bogiem – jest przemieniane i odnawiane na doskonały obraz Tego, który tchnął życie i objawił swoją chwałę. Żyć w Chrystusie i prezentować właściwy obraz Boga wobec całego stworzenia to cel i zadanie powierzone wszystkim, którzy doświadczyli Jego łaski.
„Stworzenie więc ufnie oczekuje objawienia się synów Bożych (…) w nadziei, że zostanie wyrwane z zepsucia, które je zniewala, do wolności, którą jest chwała dzieci Bożych”
piątek, 22 grudnia 2017
ZŁY LUTER I DOBRY PAPIEŻ, CZYLI...
Zły Luter i dobry papież,
czyli protestanccy heretycy (schizmatycy, odszczepieńcy) mają wrócić na łono
prawdziwego i jedynego Kościoła.
W różnych „profesjonalnych”
dyskusjach o protestanckiej reformacji przejawia się taki komentarz:
"Świętowanie 500-lecia Reformacji to błąd. Jedynym prawdziwym Kościołem
jest Kościół katolicki". Taka wypowiedź została m.in. przytoczona w
programie TVP „Warto rozmawiać”. Program był wyemitowany 9 listopada i został
opatrzony takim wstępem: Czy katolicy, tak jak papież Franciszek, mają
dziękować za „dary reformacji”, uważając luteranizm za lekarstwo dla Kościoła?
A może tradycyjnie powinniśmy widzieć w Lutrze rozłamowca, heretyka i wcielenia
zła?
Otóż Kościół katolicki nie
jest „jedynym prawdziwym Kościołem”. Nigdy nie był takim. Jeśli mamy
jakikolwiek szacunek do historii, to trzeba uczciwie przyznać, że w pierwszych
wiekach chrześcijaństwa Kościół rzymski (z biskupem Rzymu) istniał równolegle
obok Kościołów w innych miastach, w tym największych miastach cesarstwa:
Antiochii, Efezie, Aleksandrii, Lyonie, Kartaginie, Konstantynopolu i innych.
Prymat biskupa Rzymu, tak
podnoszony przez Kościół katolicki, jest jedynie katolickim poglądem i nie
trzyma się on prawdy historycznej. Przykładowo w III wieku toczył się w
Kościele spór pomiędzy Cyprianem (biskupem Kartaginy) a Stefanem I (biskupem
Rzymu). Władza (autorytet) Rzymu nie rozciągała się na inne miasta
(biskupstwa).
Piotr apostoł nie był też
żadnym pierwszym papieżem. Wystarczy przeczytać tekst nowotestamentowy (Dzieje
Apostolskie, List Pawła do Galatów, Pierwszy i Drugi List Piotra), aby się o
tym przekonać. Jedynie narracja katolicka każe nam wierzyć, że kolejni biskupi
Rzymu byli papieżami - następcami apostoła Piotra. E.E. Cairns w swojej
historii Kościoła („Z chrześcijaństwem przez wieki. Historia Kościoła
powszechnego”) zauważa: „We wczesnym Kościele biskupa Rzymu uważano za jednego
z wielu biskupów, którzy byli sobie równi pod względem rangi, władzy i funkcji.
Między rokiem 313 a 450 biskupa Rzymu zaczęto traktować jako pierwszego wśród
równych. Poczynając jednak od wstąpienia na tron biskupa Leona I w roku 440,
biskup Rzymu zaczął domagać się zwierzchnictwa nad innymi biskupami”.
Różnice w Kościele,
szczególnie te pomiędzy Wschodem a Zachodem istniały od samego początku.
Przykładem są dyskusje o kanoniczności niektórych ksiąg biblijnych. Przykładowo
kanoniczność Listu do Hebrajczyków nie budziła większych wątpliwości w Kościele
Wschodnim, natomiast była obiektem dyskusji w Kościele Zachodnim. Odwrotnie
było z Księgą Objawienia Jana (Apokalipsą).
Do dziś wschodnie
chrześcijaństwo ma w swoim kanonie księgi (np. dwa listy św. Klemensa
Rzymskiego czy Pasterz Hermasa), które nie zaliczane są do natchnionych w
obrębie tzw. Kościoła Zachodniego.
Rzymskie papiestwo z
czasem zyskiwało władzę i wpływy na równi z władzą polityczną, co już samo w
sobie jest, delikatnie mówiąc, czymś obcym nauce Chrystusa i Nowego Testamentu.
Historycy uznają, że Grzegorz zwany Wielkim (540-604 r. n.e.) utwierdził
duchową zwierzchność biskupa Rzymu i uczynił Kościół zachodni potęgą
polityczną, na tyle silną by w późniejszych wiekach kontrolować władzę świecką
(ciekawa koncepcja).
W 1054 roku dokonał się
rozłam pomiędzy Kościołem na Wschodzie i na Zachodzie. Patriarcha
Konstantynopola nałożył klątwę na biskupa (papieża) Rzymu i jego następców.
Wcześniej patriarchę Konstantynopola Michała Cerulariusza wyklął Leon IX.
Historia Kościoła nie jest
historią katolicyzmu. Katolicyzm jest jednym z wielu nurtów szeroko rozumianego
chrześcijaństwa.Czy teologicznie poprawnym? Pozostawiam to sumieniu tych,
którzy są częścią Kościoła rzymskiego.
Reformacja zrodziła się w
środowisku ludzi będących częścią zachodniego chrześcijaństwa. Jej dorobkiem na
gruncie teologicznym było przywrócenie właściwego miejsca Biblii w nauczaniu i
praktyce chrześcijańskiej.
Ja się cieszę z
protestanckiej Reformacji i uznaję w niej wartość dla cywilizacji europejskiej.
Tym samym nie podzielam katolickich głosów jakoby była ona „katastrofą
cywilizacyjną”. Nie podzielam też opinii profesora Johna Rao z nowojorskiego
Uniwersytetu Świętego Jana, który stwierdził, że „protestantyzm to straszliwa
katastrofa, której założenia i skutki nie są do pogodzenia z Kościołem
(katolickim). Protestanci są o tyle na złej drodze, o ile z własnej woli
podążają za ideami protestantyzmu. Katolicy zaś są o tyle na dobrej drodze, o ile
za tymi ideami nie podążają”.
Kiedyś jeden z portali
historycznych wyprodukował koszulkę z podobizną Lutra i napisem „Nie płakałem
po papieżu”. Nie wiem czy Luter wypowiedział takie słowa, ale z perspektywy
historycznej przyznaję rację takiemu sformułowaniu. Co nie znaczy, że w
tradycji katolickiej nie znajduję nic godnego uwagi. Staram się widzieć
historię Kościoła w całym i szerokim jej spektrum. Natomiast przekonania i
praktykę wiary chcę czerpać ze źródła jakim jest Biblia. Dlatego protestancka
zasada „Sola scriptura” jest mi niezwykle bliska.
poniedziałek, 18 grudnia 2017
PAWEŁ Z TARSU - PO PROSTU Z JEZUSEM ŻYĆ
Przez wiele lat trudził się, by uczynić poselstwo o Jezusie – ukrzyżowanym i
zmartwychwstałym – znanym w ówczesnym społeczeństwie. Przemierzył tysiące
kilometrów. Odbył liczne podróże piesze i drogą morską. Dotarł (prawdopodobnie)
aż do Hiszpanii. Założył wiele wspólnot chrześcijańskich, w tym te znane z
tekstu Nowego Testamentu: w Koryncie, Efezie, Tesalonice czy Filippi. Zwalczał
szerzące się w Kościele herezje. Był zaangażowany we wsparcie materialne na
rzecz ubogich chrześcijan w Jerozolimie. Miał ogromne osiągnięcia w służbie
uzdrawiania chorych, przez jego ręce Bóg objawiał niezwykłą moc. Odważnie
składał świadectwo o Jezusie przed możnymi ówczesnego świata. Pod wpływem jego
nauki, już w czasie jego życia, znajdowało się tysiące osób.
Tak w skrócie można przedstawić życie Pawła z Tarsu.
U kresu swoich dni zapisał, gorzko brzmiące, słowa: „Wszyscy mnie opuścili”.
Czy stracił coś ze swojej apostolskiej gorliwości? Czy odszedł od prawd, które z takim oddaniem głosił w miastach Imperium Romanum? Czy popadł w grzech, który zrujnował jego opinię w oczach innych wierzących? Nic z tych rzeczy.
Temu gorzkiemu wyznaniu: „Wszyscy mnie opuścili” towarzyszyły też takie słowa: „Toczyłem piękny bój. Bieg ukończyłem. Wiarę - zachowałem. Teraz czeka na mnie wieniec sprawiedliwości, który w tym Dniu da mi Pan, sędzia sprawiedliwy”.
Najwyraźniej uznanie w oczach ludzi nie zawsze idzie w parze z Bożą aprobatą.
Życie apostoła Pawła – Żyda, faryzeusza, obywatela Rzymu, a przede wszystkim apostoła Chrystusa Jezusa - uczy, że największą wartością jest aprobata Tego, którego Królestwo sięga poza doczesność i znikomość tego wieku.
Ludzka przychylność i uznanie to przemijające dobra. Dziś możesz być „cenionym i poważanym”, jutro opuszczonym i lekceważonym przez tych samych, którzy okazywali ci zainteresowanie. O tę aprobatę nie warto zabiegać. Jest jednak uznanie, o które należy się troszczyć i jego pragnąć. Tym uznaniem jest Boża przychylność i Jego pochwała. Jak nią zyskać? Ze wszystkich listów Pawła, które nam pozostawił, przebija się takie oto proste stwierdzenie: „w Chrystusie”. Istotą Bożej aprobaty jest „być w Chrystusie”. Nie można się rozczarować, jeśli nasze życie powierzymy Jemu i zbudujemy je wokół relacji i bliskości z Chrystusem. Wszystko inne to „gonitwa za wiatrem”.
Życia w Chrystusie, tak po prostu – zwyczajnie i codziennie, życzę sobie i innym.
Tak w skrócie można przedstawić życie Pawła z Tarsu.
U kresu swoich dni zapisał, gorzko brzmiące, słowa: „Wszyscy mnie opuścili”.
Czy stracił coś ze swojej apostolskiej gorliwości? Czy odszedł od prawd, które z takim oddaniem głosił w miastach Imperium Romanum? Czy popadł w grzech, który zrujnował jego opinię w oczach innych wierzących? Nic z tych rzeczy.
Temu gorzkiemu wyznaniu: „Wszyscy mnie opuścili” towarzyszyły też takie słowa: „Toczyłem piękny bój. Bieg ukończyłem. Wiarę - zachowałem. Teraz czeka na mnie wieniec sprawiedliwości, który w tym Dniu da mi Pan, sędzia sprawiedliwy”.
Najwyraźniej uznanie w oczach ludzi nie zawsze idzie w parze z Bożą aprobatą.
Życie apostoła Pawła – Żyda, faryzeusza, obywatela Rzymu, a przede wszystkim apostoła Chrystusa Jezusa - uczy, że największą wartością jest aprobata Tego, którego Królestwo sięga poza doczesność i znikomość tego wieku.
Ludzka przychylność i uznanie to przemijające dobra. Dziś możesz być „cenionym i poważanym”, jutro opuszczonym i lekceważonym przez tych samych, którzy okazywali ci zainteresowanie. O tę aprobatę nie warto zabiegać. Jest jednak uznanie, o które należy się troszczyć i jego pragnąć. Tym uznaniem jest Boża przychylność i Jego pochwała. Jak nią zyskać? Ze wszystkich listów Pawła, które nam pozostawił, przebija się takie oto proste stwierdzenie: „w Chrystusie”. Istotą Bożej aprobaty jest „być w Chrystusie”. Nie można się rozczarować, jeśli nasze życie powierzymy Jemu i zbudujemy je wokół relacji i bliskości z Chrystusem. Wszystko inne to „gonitwa za wiatrem”.
Życia w Chrystusie, tak po prostu – zwyczajnie i codziennie, życzę sobie i innym.
piątek, 15 grudnia 2017
BŁOGOSŁAWIEŃSTWO
Bóg jest tym, który błogosławi. W tekście biblijnym traktującym o „dziejach
stworzenia nieba i ziemi” (Rdz 2,4) Bóg błogosławi istoty żyjące i człowieka.
Jego błogosławieństwo jest wyrazem przychylności, łaski, miłości, upodobania i
stanowi o szczególnej więzi pomiędzy Nim a tymi, którzy są powołani do życia z
Jego woli.
Bóg błogosławi: Adama i Ewę, Noego i jego rodzinę, Abrama i
w nim wszystkie narody ziemi, Izmaela, Izaaka, Jakuba i Józefa. Błogosławieni
przekazują błogosławieństwo innym, wśród nich są ojcowie (rodzice), którzy błogosławią
swoich synów i córki. Wśród zapisanych na kartach Księgi Rodzaju
błogosławieństw są słowa, podeszłego wiekiem Jakuba, skierowane do Józefa:
„Józef jak drzewo owocowe, jak
drzewo owocowe przy źródle, jego gałązki pną się po murze. Pomnożą się
jego prześladowcy, nękać go będą łucznicy. Jednak łuk jego pozostanie mocny i
silne jego ramiona, dzięki potężnemu Bogu Jakuba, Pasterzowi, Skale Izraela. Bóg
twego ojca będzie ci pomagał, Bóg Wszechmocny ci pobłogosławi:
błogosławieństwami nieba z góry, błogosławieństwami głębin leżących na dole,
błogosławieństwami piersi i łona. Błogosławieństwa twego ojca będą mocniejsze
od błogosławieństw gór odwiecznych, od wspaniałości dawnych pagórków. Niech
spłyną one na głowę Józefa, na głowę księcia wśród swoich braci”.
Wciąż jest wiele przestrzeni, aby błogosławić. Kogo? Kiedy?
Gdzie? Każdego, zawsze i wszędzie. Dlaczego? Ponieważ taka jest Boża natura,
wszak „On sprawia,
że słońce wschodzi dla złych i dobrych i zsyła deszcz dla sprawiedliwych i
niesprawiedliwych”.
środa, 22 listopada 2017
SIŁA GRZECHU I MOC ODKUPIENIA
Kadr z filmu pt. "Zniewolony" |
Ludzka niegodziwość to smutny fakt historyczny i stały element teraźniejszości.
Nienawiść, segregacja rasowa, chciwość, morderstwo to
niechlubne owoce niezależności i niewdzięczności wobec Boga. Zaślepieni i
zachłyśnięci własną „wielkością” od pokoleń wołamy: „Nie potrzebujemy Ciebie
Boże! Chcemy urządzać świat po swojemu!”. Tam, gdzie poszanowanie Boga
przestaje być wartością pojawiają się: „niesprawiedliwość, zło, niegodziwość,
zazdrość, chęć mordu, niezgoda, podstęp, złośliwość, oszczerstwo” i wiele
innych. Lista tych „owoców” została szeroko przedstawiona w Liście do Rzymian
autorstwa Pawła z Tarsu.
„Lecz”
Pośród tej całej listy niegodziwości, będących udziałem
człowieka, pojawia się pełne mocy nowotestamentowe stwierdzenie: „LECZ”.
Uwikłani we wszelkie możliwe zło, jako „chodzące trupy” – niezdolni do
czynienia tego co dobre – możemy usłyszeć takie oto słowa: „Lecz Bóg, hojny w swym
miłosierdziu, kierując się swą wielką miłością, którą nas obdarzył, i to nas,
martwych z powodu upadków, ożywił wraz z Chrystusem. Bo z łaski zbawieni
jesteście”.
Pośród „przytłaczającej mocy ciemności” i wszelkiego, nawet
najgorszego zła, wciąż przemawiają słowa zapisane w Liście do Rzymian: „Bóg
natomiast daje dowód swej miłości do nas przez to, że gdy jeszcze byliśmy
grzesznikami, Chrystus za nas umarł”. To jest niepojęte.
To za sprawą krzyża (śmierci i zmartwychwstania) Jezusa
rozlega się donośny okrzyk: „Oto wszystko czynię nowym!”.
Historia ludzkości to z jednej strony opowieść o ludzkiej
niemoralności i degeneracji, z drugiej zaś o niezwykłym odkupieniu, w którego
centrum pozostaje osoba Jezusa Chrystusa. Bóg nas „wrogo nastawionych,
pochłoniętych czynieniem zła, pojednał w ziemskim ciele Jezusa przez Jego
śmierć, aby postawić nas przed sobą jako świętych, nieskazitelnych i
nienagannych”.
Wzburza mnie ogrom ludzkiej niegodziwości, w tym tej mojej
własnej. Lecz nie mogę przejść obojętnie wobec wielkości i mądrości Boga, który
„w Chrystusie świat ze sobą jedna, nie poczytując ludziom ich upadków”.
Tej niezwykłej, zbawiającej i odkupieńczej łaski,
doświadczył kiedyś pewien zdemoralizowany handlarz niewolników – John Newton.
Kiedy znalazł przebaczenie dla swoich grzechów, napisał znany hymn „Cudowna
łaska” (ang. „Amazing grace”):
Cudowna Boża łaska ta
Zbawiła z grzechów mnie
Zgubiony nędzny byłem ja,
Lecz teraz cieszę się.
Zbawiła z grzechów mnie
Zgubiony nędzny byłem ja,
Lecz teraz cieszę się.
Ta łaska wlała Boży strach
W kamienne serce me
I wtedy zobaczyłem w łzach,
Żem na przepaści dnie.
W kamienne serce me
I wtedy zobaczyłem w łzach,
Żem na przepaści dnie.
Lecz łaska podźwignęła mnie
I naprzód wiedzie wciąż
Przez ciemne i burzliwe dnie
Tam gdzie Ojcowski dom.
I naprzód wiedzie wciąż
Przez ciemne i burzliwe dnie
Tam gdzie Ojcowski dom.
O, Boże dzięki, dzięki Ci
Za cudną łaską Twą
Do nóg Twych padam w kornej czci,
Niebiosa chwałą brzmią
Za cudną łaską Twą
Do nóg Twych padam w kornej czci,
Niebiosa chwałą brzmią
W upadłym i pełnym
niegodziwości świecie ludzkiej chciwości wypatruję „zadziwiającej łaski Bożej”.
Ta łaska wciąż jest skuteczna wobec zbrodni, nienawiści i wszelkiego grzechu.
Wiem, bo sam doświadczyłem tej łaski.
NADZIEJA
Wśród przyszłych wydarzeń jest też takie, które autorzy biblijni nazywają "Dniem Pana", w którym, według słów zapisanych w Drugim Liście Piotra, "podstawy świata stopnieją w ogniu, ziemia odpowie za swoje działania i człowiek zda sprawę ze swoich dokonań" (Nowe Przymierze, przekład Piotra Zaręby).
"Ten Dzień" nadejdzie jak "złodziej w nocy". Choć nieoczekiwanie, to jednak nie bez zauważalnych rezultatów. Ów Dzień zakończy stary porządek rzeczy i wyznaczy początek nowej rzeczywistości. Tą rzeczywistością, oczekiwaną i upragnioną przez chrześcijan, jest "nowe niebo i nowa ziemia, w których mieszka sprawiedliwość".
W tej nadchodzącej nowej rzeczywistości, w której ukazane zostanie całe piękno Bożego odkupienia, kiedy "nie będzie już śmierci ani bólu, krzyku ani znoju (...) i nic przeklętego", zostaną ogłoszone słowa: "Zbawienie, chwała i moc należą do naszego Boga, gdyż słuszne są Jego wyroki (...) Pan, nasz Wszechmogący Bóg, objął panowanie!".
Smutek, cierpienie, choroba, śmierć należą do "starego porządku", który przeminie. Radość, uzdrowienie, życie i błogosławieństwo to obietnica Tego, który ogłosił: "Oto wszystko czynię nowym".
Tak więc pozostaje NADZIEJA, a "nadzieja nie może zawieść, ponieważ miłość Boga wypełniła nasze serca przez Ducha Świętego, który jest nam dany".
"Ten Dzień" nadejdzie jak "złodziej w nocy". Choć nieoczekiwanie, to jednak nie bez zauważalnych rezultatów. Ów Dzień zakończy stary porządek rzeczy i wyznaczy początek nowej rzeczywistości. Tą rzeczywistością, oczekiwaną i upragnioną przez chrześcijan, jest "nowe niebo i nowa ziemia, w których mieszka sprawiedliwość".
W tej nadchodzącej nowej rzeczywistości, w której ukazane zostanie całe piękno Bożego odkupienia, kiedy "nie będzie już śmierci ani bólu, krzyku ani znoju (...) i nic przeklętego", zostaną ogłoszone słowa: "Zbawienie, chwała i moc należą do naszego Boga, gdyż słuszne są Jego wyroki (...) Pan, nasz Wszechmogący Bóg, objął panowanie!".
Smutek, cierpienie, choroba, śmierć należą do "starego porządku", który przeminie. Radość, uzdrowienie, życie i błogosławieństwo to obietnica Tego, który ogłosił: "Oto wszystko czynię nowym".
Tak więc pozostaje NADZIEJA, a "nadzieja nie może zawieść, ponieważ miłość Boga wypełniła nasze serca przez Ducha Świętego, który jest nam dany".
środa, 15 listopada 2017
FAŁSZYWI NAUCZYCIELE
Podróbki i falsyfikaty stały się częścią życia społeczeństw. Niestety są też one obecne w kościelnej rzeczywistości.
Pośród ostrzeżeń przed fałszywymi nauczycielami, które pojawiają się w Drugim Liście Piotra, podane są cechy ludzi wprowadzających „zgubne herezje” (2 Ptr 2,1). Wyeksponowane są dwie z nich: chciwość i rozwiązłość seksualna.
Przejawem chciwości może być pragnienie czyichś dóbr i chęć życia cudzym kosztem (takie pasożytnictwo). Biblia podkreśla wartość pracy, której skutkiem jest zapewnienie utrzymania sobie i hojność wobec tych, którzy znaleźli się w potrzebie. Wzorem w tej kwestii pozostaje apostoł Paweł, który pozostawił takie świadectwo: „Nie pożądałem srebra ani złota, ani niczyjej szaty. Sami wiecie, że te ręce służyły potrzebom moim oraz tych, którzy byli ze mną. Przez to pokazałem wam, że w ten sposób pracując, trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który sam powiedział: Więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu” (Dz 20,33-35).
Rada jest prosta. Jeśli spotkasz kogoś, kto w imię „duchowej posługi” bardziej jest zainteresowany twoim portfelem niż twoim duchowym rozwojem – uciekaj.
Seksualna rozwiązłość i niemoralność (pedofilia, homoseksualizm, cudzołóstwo) spotyka się ze zdecydowanym potępieniem autorów Nowego Testamentu. Choć żyjemy w kulturze akceptacji pozamałżeńskich relacji seksualnych, to jednak Boże standardy w tej dziedzinie nie uległy zmianie: „Bóg bowiem osądzi uprawiających prostytucję i cudzołożników” (Hbr 13,4).
Chciwość i rozwiązłość seksualna to najbardziej jaskrawe wyróżniki fałszywych nauczycieli. Nie ma sensu ufać komuś, jako "duchowemu autorytetowi" jeśli w jego życiu obecne są te dwie destrukcyjne postawy. Destrukcyjne dla tych, którzy tak żyją i dla tych, którzy dają się takim „nauczycielom” wymanewrować na bezdroża.
Wobec fałszywych nauczycieli Piotr formułuje ostre słowa: „Od dawna jednak wyrok na nich jest przesądzony. Ich zguba nadciąga” (2 Ptr 2,3).
Pośród ostrzeżeń przed fałszywymi nauczycielami, które pojawiają się w Drugim Liście Piotra, podane są cechy ludzi wprowadzających „zgubne herezje” (2 Ptr 2,1). Wyeksponowane są dwie z nich: chciwość i rozwiązłość seksualna.
Przejawem chciwości może być pragnienie czyichś dóbr i chęć życia cudzym kosztem (takie pasożytnictwo). Biblia podkreśla wartość pracy, której skutkiem jest zapewnienie utrzymania sobie i hojność wobec tych, którzy znaleźli się w potrzebie. Wzorem w tej kwestii pozostaje apostoł Paweł, który pozostawił takie świadectwo: „Nie pożądałem srebra ani złota, ani niczyjej szaty. Sami wiecie, że te ręce służyły potrzebom moim oraz tych, którzy byli ze mną. Przez to pokazałem wam, że w ten sposób pracując, trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który sam powiedział: Więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu” (Dz 20,33-35).
Rada jest prosta. Jeśli spotkasz kogoś, kto w imię „duchowej posługi” bardziej jest zainteresowany twoim portfelem niż twoim duchowym rozwojem – uciekaj.
Seksualna rozwiązłość i niemoralność (pedofilia, homoseksualizm, cudzołóstwo) spotyka się ze zdecydowanym potępieniem autorów Nowego Testamentu. Choć żyjemy w kulturze akceptacji pozamałżeńskich relacji seksualnych, to jednak Boże standardy w tej dziedzinie nie uległy zmianie: „Bóg bowiem osądzi uprawiających prostytucję i cudzołożników” (Hbr 13,4).
Chciwość i rozwiązłość seksualna to najbardziej jaskrawe wyróżniki fałszywych nauczycieli. Nie ma sensu ufać komuś, jako "duchowemu autorytetowi" jeśli w jego życiu obecne są te dwie destrukcyjne postawy. Destrukcyjne dla tych, którzy tak żyją i dla tych, którzy dają się takim „nauczycielom” wymanewrować na bezdroża.
Wobec fałszywych nauczycieli Piotr formułuje ostre słowa: „Od dawna jednak wyrok na nich jest przesądzony. Ich zguba nadciąga” (2 Ptr 2,3).
czwartek, 9 listopada 2017
GRZECH I ODKUPIENIE
W tzw. „Nowym Przekładzie Dynamicznym” Listów Jana znajduje się takie tłumaczenie wersetu z 1 J 1,9: „Jeśli jednak zgadzamy się z Bogiem w kwestii naszych grzechów, to znaczy, gdy przyjmujemy Jego punkt widzenia, wówczas On - zgodnie ze swoją obietnicą - całkowicie je nam odpuszcza i okrywa nas sprawiedliwością Jezusa, która w oczach Najwyższego oczyszcza nas z wszelkiej nieprawości”.
Przyznanie Bogu słuszności co do naszej kondycji, której zasadniczym wyróżnikiem jest uporczywa skłonność do czynienia zła, jest pierwszym krokiem ku wolności w Chrystusie.
Wciąż na nowo uczę się przychodzenia do Boga jako praktykujący grzesznik. Nie mam nadziei poza Chrystusem, który jest moją „sprawiedliwością i uświęceniem, a także odkupieniem”.
Brzydota grzechu jest faktem. Jan zobaczył tę ohydę grzechu w postaci Wielkiej Babilonii: „ujrzałem kobietę, która siedziała na szkarłatnej Bestii. Bestia miała siedem łbów i dziesięć rogów, a na ciele pełno bluźnierczych imion. Kobieta zaś była ubrana w purpurę i szkarłat. Ozdobiona złotem, drogocennymi kamieniami i perłami, trzymała w ręku złotą czaszę wypełnioną ohydą i plugastwem swego nierządu. Na czole miała wypisane imię-tajemnicę: wielka Babilonia, matka nierządu i ohydy ziemi (...) Stała się gniazdem demonów, więzieniem wszystkich duchów nieczystych, więzieniem wszelkiego nieczystego ptactwa, więzieniem wszelkich nieczystych i obrzydliwych zwierząt. Bo wszystkie narody upiły się odurzającym winem jej rozpusty, królowie ziemscy uprawiali z nią nierząd, a handlarze ziemscy wzbogacili się dzięki jej wielkiemu przepychowi”.
Niezbyt zachęcający obraz.
Ale brzydota grzechu nie musi być ostateczną rzeczywistością. Jan w swojej wizji ujrzał też piękno Bożego okupienia. To piękno jest udziałem wszystkich będących w Chrystusie. Apostoł zobaczył Oblubienicę (Kościół), którą „ubrano ją w lśniący, czysty bisior, a tym bisiorem są sprawiedliwe czyny świętych”.
To piękno Bożego odkupienia stanowi niezmiennie przedmiot mojego zachwytu i podziwu. Wciąż na nowo odkrywam doniosłość tych prostych słów zapisanych na kartach Ewangelii: „Chrystus umarł za nasze grzechy według Pism” i "Teraz zatem nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie". Grzech i jego destrukcyjna siła, wiodąca ku śmierci, jest wciąż obecny w upadłym świecie, jednak nie pozostaje wyłączną rzeczywistością tego świata. W tekście biblijnym rozlega się doniosłe i pełne mocy: „LECZ!”: „lecz Bóg w ogromie miłosierdzia i swojej wielkiej miłości, jaką nas umiłował, przywrócił nam życie razem z Chrystusem, chociaż przez grzechy byliśmy pogrążeni w śmierci. Wasze zbawienie z łaski zostało dokonane”.
Zbawienie i życie są w Chrystusie.
Cenię Ewangelię, którą Marcin Luter nazwał „największym skarbem Kościoła” (teza 62).
Przyznanie Bogu słuszności co do naszej kondycji, której zasadniczym wyróżnikiem jest uporczywa skłonność do czynienia zła, jest pierwszym krokiem ku wolności w Chrystusie.
Wciąż na nowo uczę się przychodzenia do Boga jako praktykujący grzesznik. Nie mam nadziei poza Chrystusem, który jest moją „sprawiedliwością i uświęceniem, a także odkupieniem”.
Brzydota grzechu jest faktem. Jan zobaczył tę ohydę grzechu w postaci Wielkiej Babilonii: „ujrzałem kobietę, która siedziała na szkarłatnej Bestii. Bestia miała siedem łbów i dziesięć rogów, a na ciele pełno bluźnierczych imion. Kobieta zaś była ubrana w purpurę i szkarłat. Ozdobiona złotem, drogocennymi kamieniami i perłami, trzymała w ręku złotą czaszę wypełnioną ohydą i plugastwem swego nierządu. Na czole miała wypisane imię-tajemnicę: wielka Babilonia, matka nierządu i ohydy ziemi (...) Stała się gniazdem demonów, więzieniem wszystkich duchów nieczystych, więzieniem wszelkiego nieczystego ptactwa, więzieniem wszelkich nieczystych i obrzydliwych zwierząt. Bo wszystkie narody upiły się odurzającym winem jej rozpusty, królowie ziemscy uprawiali z nią nierząd, a handlarze ziemscy wzbogacili się dzięki jej wielkiemu przepychowi”.
Niezbyt zachęcający obraz.
Ale brzydota grzechu nie musi być ostateczną rzeczywistością. Jan w swojej wizji ujrzał też piękno Bożego okupienia. To piękno jest udziałem wszystkich będących w Chrystusie. Apostoł zobaczył Oblubienicę (Kościół), którą „ubrano ją w lśniący, czysty bisior, a tym bisiorem są sprawiedliwe czyny świętych”.
To piękno Bożego odkupienia stanowi niezmiennie przedmiot mojego zachwytu i podziwu. Wciąż na nowo odkrywam doniosłość tych prostych słów zapisanych na kartach Ewangelii: „Chrystus umarł za nasze grzechy według Pism” i "Teraz zatem nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie". Grzech i jego destrukcyjna siła, wiodąca ku śmierci, jest wciąż obecny w upadłym świecie, jednak nie pozostaje wyłączną rzeczywistością tego świata. W tekście biblijnym rozlega się doniosłe i pełne mocy: „LECZ!”: „lecz Bóg w ogromie miłosierdzia i swojej wielkiej miłości, jaką nas umiłował, przywrócił nam życie razem z Chrystusem, chociaż przez grzechy byliśmy pogrążeni w śmierci. Wasze zbawienie z łaski zostało dokonane”.
Zbawienie i życie są w Chrystusie.
Cenię Ewangelię, którą Marcin Luter nazwał „największym skarbem Kościoła” (teza 62).
wtorek, 7 listopada 2017
KOLEKCJONER KSIĘGI - AUDYCJA RADIOWA
Zaczęło się niewinnie. Od aukcji internetowej i zakupu na niej jednej
strony hebrajskiej Biblii z 1544 r. Dzisiaj jego zbiory oraz wiedza na
temat historii Biblii są imponujące. Tak powstało pierwsze w Polsce i
chyba najbogatsze w zbiory muzeum Biblii. Historia związana z każdym
elementu jego kolekcji jest tym, co nadaje sens jego pasji.
Link do audycji: https://soundcloud.com/fundacjaglosewangelii/kolekcjoner-ksiegi
Link do audycji: https://soundcloud.com/fundacjaglosewangelii/kolekcjoner-ksiegi
środa, 11 października 2017
"W BABILONIE" I "W CHRYSTUSIE"
Kończąc swój list (Pierwszy List Piotra), autor przekazuje pozdrowienia od chrześcijan „w Babilonie” wszystkim, którzy są „w Chrystusie”.
Chrześcijańskie życie jest toczy się „w Chrystusie”, choć przebiega w realiach doczesności - z całym bagażem jej politycznych, ekonomicznych i społecznych uwarunkowań. Dla jednych okolicznościami życia „w Chrystusie” będzie rzeczywistość dużego miasta (metropolii), dla innych małej wioski. Jedni funkcjonują w demokratycznym systemie państwa prawa, inni pod autorytarnym reżimem. Niektórzy przeżywają swoje chrześcijańskie pielgrzymowanie w okolicznościach wrogiego otoczenia, inni w atmosferze szacunku i zrozumienia dla swoich przekonań. Dla jednych doświadczeniem będzie ubóstwo i niedostatek, dla innych materialny dobrobyt.
Tak, okoliczności i realia życia są ważne. Jednak najważniejszym pozostaje dla nas – chrześcijan – bycie „w Chrystusie”. To proste stwierdzenie „w Chrystusie” nadaje naszemu życiu inną perspektywę.
„W Chrystusie” to najpełniejsza definicja chrześcijaństwa.
O istocie bycia „w Chrystusie” pisał Paweł z Tarsu w liście do Efezjan:
„Niech będzie błogosławiony Bóg, Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa! On udzielił nam z wyżyn niebieskich wszelkiego błogosławieństwa duchowego w Chrystusie. On wybrał nas w Nim przed stworzeniem świata, abyśmy byli przed Nim święci i nieskalani w miłości. On przeznaczył nas, abyśmy się stali Jego przybranymi dziećmi przez Jezusa Chrystusa. Takie było upodobanie Jego woli, aby był uwielbiony majestat Jego łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez krew Jego: odpuszczenie występków dzięki bogactwu Jego łaski. Obdarzył nas nią obficie wraz z wszelką mądrością i zrozumieniem, gdy dał nam poznać tajemnicę swej woli. Tak sobie upodobał i w Nim postanowił, że dla dokonania pełni czasów wszystko podda Chrystusowi jako Głowie: to, co w niebie, i to, co na ziemi. W Nim także my zostaliśmy wybrani i już wcześniej przeznaczeni przez Tego, który wszystko czyni według postanowienia swej woli, abyśmy wielbili majestat Jego łaski - my, którzy już wcześniej złożyliśmy nadzieję w Chrystusie”.
Pozdrawiam wszystkich, którzy są „w Chrystusie”.
Chrześcijańskie życie jest toczy się „w Chrystusie”, choć przebiega w realiach doczesności - z całym bagażem jej politycznych, ekonomicznych i społecznych uwarunkowań. Dla jednych okolicznościami życia „w Chrystusie” będzie rzeczywistość dużego miasta (metropolii), dla innych małej wioski. Jedni funkcjonują w demokratycznym systemie państwa prawa, inni pod autorytarnym reżimem. Niektórzy przeżywają swoje chrześcijańskie pielgrzymowanie w okolicznościach wrogiego otoczenia, inni w atmosferze szacunku i zrozumienia dla swoich przekonań. Dla jednych doświadczeniem będzie ubóstwo i niedostatek, dla innych materialny dobrobyt.
Tak, okoliczności i realia życia są ważne. Jednak najważniejszym pozostaje dla nas – chrześcijan – bycie „w Chrystusie”. To proste stwierdzenie „w Chrystusie” nadaje naszemu życiu inną perspektywę.
„W Chrystusie” to najpełniejsza definicja chrześcijaństwa.
O istocie bycia „w Chrystusie” pisał Paweł z Tarsu w liście do Efezjan:
„Niech będzie błogosławiony Bóg, Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa! On udzielił nam z wyżyn niebieskich wszelkiego błogosławieństwa duchowego w Chrystusie. On wybrał nas w Nim przed stworzeniem świata, abyśmy byli przed Nim święci i nieskalani w miłości. On przeznaczył nas, abyśmy się stali Jego przybranymi dziećmi przez Jezusa Chrystusa. Takie było upodobanie Jego woli, aby był uwielbiony majestat Jego łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez krew Jego: odpuszczenie występków dzięki bogactwu Jego łaski. Obdarzył nas nią obficie wraz z wszelką mądrością i zrozumieniem, gdy dał nam poznać tajemnicę swej woli. Tak sobie upodobał i w Nim postanowił, że dla dokonania pełni czasów wszystko podda Chrystusowi jako Głowie: to, co w niebie, i to, co na ziemi. W Nim także my zostaliśmy wybrani i już wcześniej przeznaczeni przez Tego, który wszystko czyni według postanowienia swej woli, abyśmy wielbili majestat Jego łaski - my, którzy już wcześniej złożyliśmy nadzieję w Chrystusie”.
Pozdrawiam wszystkich, którzy są „w Chrystusie”.
wtorek, 10 października 2017
WDZIĘCZNOŚĆ
Są dwie postawy, które kształtują naszą rzeczywistość i
wpływają też na charakter relacji międzyludzkich. Jedną z nich jest narzekanie i
niezadowolenie, drugą jest wdzięczność.
Wdzięczność to coś więcej niż tylko „bycie pozytywnym”. Jej
istotą jest nie tyle dostrzeganie tych dobrych stron egzystencji, ale raczej
posiadanie właściwej perspektywy życiowej – której istotą jest uświadomienie sobie,
że istnieje Ktoś, kto, w całej tej popapranej rzeczywistości, przejawia troskę wobec
nas. Ten „Ktoś” tak kiedyś przemówił do Izraela: „Ja [sam] bowiem znam
zamierzenia, jakie żywię względem was – głosi Jahwe – zamierzenia [niosące]
pomyślność a nie zgubę, aby zapewnić wam przyszłość [pełną] nadziei”. W czasie,
gdy Jeremiasz – Boży prorok – wypowiadał te słowa, Izrael doświadczał niewoli i
wygnania. To był trudny czas przepełniony lękiem, niepewnością i bólem
wywołanym utratą ziemi. Właśnie w takim złym dla Izraela czasie padły słowa o
nadziei, której gwarantem był Bóg i Jego zamierzenia.
Wdzięczność ma swoje źródło w rozpoznaniu Bożych planów i
Jego sposobów działania. Nie wszystko to, co teraz widzimy i czego doświadczamy
ma posmak Jego doskonałej woli i odzwierciedla Boże, doskonałe, pragnienia
względem nas. Niektóre rzeczy – przewidziane Bożym postanowieniem i Jego
obietnicą – są dla nas odłożone na przyszłość. Dziś, może podobnie jak Izrael w
czasie niewoli babilońskiej, towarzyszyć nam może ból, rozterka, niewygoda i
cierpienie. Jednak nasze serca wciąż mogą być przepełnione wdzięcznością.
Dlaczego? Ponieważ wiemy, że „Nasze obecne niewielkie i przemijające utrapienie
prowadzi nas do niewysłowionej chwały wiecznej”.
Czy chrześcijanie doświadczają trudów i niewygody? Tak. Czy
cierpią? Tak. Czy ich doświadczeniem jest choroba, głód, lżenie itp.? Tak.
Jednak wciąż mamy powód do wdzięczności. Jej źródłem jest Bóg, który
przygotował dla nas pomyślną przyszłość. Już w tym życiu doświadczamy zadatku
tej chwały, której pełni oczekujemy tęskniąc za rzeczywistością „nowej ziemi i
nowych niebios, w których sprawiedliwość mieszka”.
Czy jest miejsce na niezadowolenie i narzekanie wobec faktu,
że „Bóg bogaty w miłosierdzie (…) w Chrystusie
Jezusie ożywił nas i posadził na wyżynach niebieskich, aby w nadchodzących
czasach ukazać niezwykłe bogactwo swojej łaski poprzez dobroć, jaką darzy nas w
Chrystusie Jezusie”? Przyglądając się dziełu zbawienia i towarzyszącym mu
obietnicom trudno usprawiedliwiać gnuśność i zrzędliwość.
Wdzięczność to przywilej chrześcijan – tych, którzy złączyli
swoje życie z niezmierzonym bogactwem dobroci, łaski i obfitości przebaczenia jakie
Bóg okazał nam w Chrystusie.
Ambrożemu z Mediolanu przypisuje się słowa: „Nie ma
obowiązku większego nad obowiązek wdzięczności”. Myślę, że wdzięczność jest nie
tyle obowiązkiem, co przywilejem. Oby nasze życie społeczne było kształtowane, w
jak największym stopniu, postawą wdzięczności i dziękczynienia, na wzór modlitwy
Pawła z Tarsu:
„Niech będzie błogosławiony Bóg,
Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa! On udzielił nam z wyżyn niebieskich
wszelkiego błogosławieństwa duchowego w Chrystusie. On wybrał nas w Nim
przed stworzeniem świata, abyśmy byli przed Nim święci i nieskalani w miłości. On
przeznaczył nas, abyśmy się stali Jego przybranymi dziećmi przez Jezusa
Chrystusa. Takie było upodobanie Jego woli, aby był uwielbiony majestat Jego
łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez krew Jego:
odpuszczenie występków dzięki bogactwu Jego łaski. Obdarzył nas nią obficie
wraz z wszelką mądrością i zrozumieniem, gdy dał nam poznać tajemnicę swej
woli. Tak sobie upodobał i w Nim postanowił, że dla dokonania pełni czasów
wszystko podda Chrystusowi jako Głowie: to, co w niebie, i to, co na ziemi. W
Nim także my zostaliśmy wybrani i już wcześniej przeznaczeni przez Tego, który
wszystko czyni według postanowienia swej woli, abyśmy wielbili majestat Jego
łaski - my, którzy już wcześniej złożyliśmy nadzieję w Chrystusie”.
Źródło wdzięczności tryska w Chrystusie. Trwajmy w Nim!
czwartek, 21 września 2017
BIBLIA - ZAKAZANA KSIĘGA
XVIII-wieczna edycja Indeksu ksiąg zakazanych |
Indeks ksiąg zakazanych pozostaje niechlubnym przykładem kościelnej cenzury. Tradycja katolickich „Indeksów ksiąg zakazanych” sięga XVI wieku. W 1557 r. ujrzał światło dzienne pierwszy rzymski Indeks ksiąg zakazanych, a dwa lata później ukazała kolejna edycja Indeksu zwana od imienia papieża (Pawła VI) „paulińską”. Twórcy tego spisu informowali między innymi: „...surowo nakazujemy i polecamy, by nikt w przyszłości nie ważył się pisać, wydawać, drukować bądź do druku oddawać, sprzedawać, kupować, pożyczać czy dawać pod żadnym pretekstem, przyjmować, otwarcie czy skrycie posiadać bądź w jakikolwiek inny sposób przechowywać, bądź kazać strzec jakiejkolwiek księgi lub pisma spośród tych, które wymienione zostały na tym Indeksie Świętego Oficjum, ani też żadnych innych pism, które okazałyby się przez jakieś zepsucie sprzyjające jakiejkolwiek herezji bądź służące heretykom”.
Na Indeksie znalazły się też zakazane przekłady Biblii na języki narodowe. Nowa wersja spisu ukazała się w 1564 r. za aprobatą papieża Piusa IV. Był to tzw. indeks trydencki. Znalazły się na nim m.in. dzieła głównych twórców reformacji: Marcina Lutra, Jana Kalwina i Filipa Melanchtona. Według zatwierdzonych reguł papieskich za szkodliwe uznano korzystanie z niekatolickich przekładów Nowego Testamentu.
A co z katolickimi przekładami Biblii na języki narodowe? Aby posiadać lub czytać katolicką Biblię w języku narodowym, wymagane było indywidualne pozwolenie biskupa lub inkwizytora, po uprzednim zasięgnięciu rady proboszcza lub spowiednika.
Niechętne stanowisko Kościoła rzymskokatolickiego wobec osobistej lektury tekstu biblijnego podtrzymał Klemens XI (1649-1721) w bulli „Unigenitus Dei Filius”.
Dziś stanowisko rzymskiego Kościoła jest już inne. Mnogość, dostępnych na rynku, katolickich tłumaczeń Biblii na język polski wskazuje, że czytanie tekstu biblijnego traktowane jest jako rzecz pożyteczna i wartościowa. Wczoraj zaopatrzyłem się w podręczne wydanie „Biblii pierwszego Kościoła” w tłumaczeniu ks. prof. Remiguisza Popowskiego SDB. Wydawca umieścił w tym wydaniu taką refleksję: „Mamy nadzieję, że "Biblia pierwszego Kościoła" będzie dla każdego z czytelników głęboką inspiracją do osobistego zanurzenia się w przekaz Słowa Bożego, które - niezależnie od języka, w jakim go odczytujemy – ma bez wątpienia siłę i moc przemieniania ludzkiego myślenia i życia”.
Moją refleksją, wynikającą z obserwacji i rozmów z ludźmi, jest jednak to, że Biblia wciąż pozostaje „zamkniętą (uwięzioną) księgą”. Nie da się żyć chrześcijańskim życiem bez poznawania, rozważania tekstu biblijnego. Biblijny analfabetyzm jest wciąż niechlubną wizytówką naszego społeczeństwa. Ale pozostaje nadzieja, że ta sytuacja może się zmienić.
środa, 20 września 2017
WOLNI I NIEWOLNICY
"[Postępujcie] jak wolni (...) jak niewolnicy Boga" (1 Ptr 2,16)
Wolność i niewola to stale przejawiające się tematy poruszane przez biblijnych autorów. Istotą chrześcijańskiej wolności jest możliwość dokonywania wyborów, które respektują Boży porządek i odzwierciedlają Jego wolę.
Jako ludzie wolni oddajemy siebie w niewolę Bogu, by "na wzór Świętego, który nas powołał, stawać się świętymi w całym zachowaniu" (zob. 1 Ptr 1,15).
Nasza wolność objawia się w odrzucaniu "wszelkiego zła i wszelkiego fałszu, i pozorów, i zawiści, i wszelkiego oczerniania" (zob. 1 Ptr 2,1). Wyraża się we wszelkim "szlachetnym postępowaniu" na każdym poziomie relacji, w tym relacji społecznych i rodzinnych. Na sztandarze chrześcijańskiej wolności wypisane są zalecenia: "Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, królowi okazujcie szacunek (...) Nie odpłacajcie złem za zło ani obelgą za obelgę, przeciwnie błogosławcie" (zob. 1 Ptr 2,17; 3,9). Nie da się tych zaleceń zrealizować bez poddania się w niewolę Bogu. On "mocą swoją działającą w nas" sprawia, że stajemy się zdolni do takiego właśnie postępowania.
Im więcej niewoli w Bogu (podporządkowania się Bogu), tym więcej wolności do manifestowania "miłości, radości, pokoju, wielkoduszności, uprzejmości, dobroci, ufności, łagodności i opanowania" (zob. Ga 5,22).
"Niewolnik (sługa) Chrystusa" i "wolny w Chrystusie" to dwie strony tego samego medalu, który nazywa się "chrześcijańskie życie".
Wolność i niewola to stale przejawiające się tematy poruszane przez biblijnych autorów. Istotą chrześcijańskiej wolności jest możliwość dokonywania wyborów, które respektują Boży porządek i odzwierciedlają Jego wolę.
Jako ludzie wolni oddajemy siebie w niewolę Bogu, by "na wzór Świętego, który nas powołał, stawać się świętymi w całym zachowaniu" (zob. 1 Ptr 1,15).
Nasza wolność objawia się w odrzucaniu "wszelkiego zła i wszelkiego fałszu, i pozorów, i zawiści, i wszelkiego oczerniania" (zob. 1 Ptr 2,1). Wyraża się we wszelkim "szlachetnym postępowaniu" na każdym poziomie relacji, w tym relacji społecznych i rodzinnych. Na sztandarze chrześcijańskiej wolności wypisane są zalecenia: "Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, królowi okazujcie szacunek (...) Nie odpłacajcie złem za zło ani obelgą za obelgę, przeciwnie błogosławcie" (zob. 1 Ptr 2,17; 3,9). Nie da się tych zaleceń zrealizować bez poddania się w niewolę Bogu. On "mocą swoją działającą w nas" sprawia, że stajemy się zdolni do takiego właśnie postępowania.
Im więcej niewoli w Bogu (podporządkowania się Bogu), tym więcej wolności do manifestowania "miłości, radości, pokoju, wielkoduszności, uprzejmości, dobroci, ufności, łagodności i opanowania" (zob. Ga 5,22).
"Niewolnik (sługa) Chrystusa" i "wolny w Chrystusie" to dwie strony tego samego medalu, który nazywa się "chrześcijańskie życie".
BEZ SŁÓW
Ewangelia jest nade wszystko opowieścią, która wymaga posługiwania się słowami. W dodatku takimi, które mogą być zrozumiałe dla ludzi żyjących w konkretnej kulturze.
Pierwszy list Piotra porusza kwestię świadczenia o zbawiającej mocy Boga w nieprzychylnym Ewangelii społeczeństwie – we wrogim i nieprzyjaznym otoczeniu.
Przykład łagodności, cierpliwości i świętości życia wraz z gotowością na niesprawiedliwe cierpienie ze strony tych żyjących „poza Chrystusem” może i powinien być skutecznym narzędziem ewangelizacyjnym: „Wśród pogan zachowujcie się nienagannie (…) aby widząc wasze dobre czyny, mogli chwalić Boga w dniu nawiedzenia”(1 Ptr 2,12).
Szczególna obietnica odnosi się do żon, których mężowie „nie są posłuszni Słowu”. Apostoł Piotr zaleca i zapewnia: „Żony niech się podporządkują swoim mężom! Pozyskają wtedy dobrym przykładem, bez słów, nawet tych, którzy nie są posłuszni Słowu. Niech widzą waszą bogobojność i niewinność!” (1 Ptr 3,1). To jest przykład ewangelizacji bez słów. Taki właśnie niezwykły autorytet spoczywa na żonach.
Teksty biblijne zadziwiają skalą autorytetu przypisanego żonom. Pan Bóg zadeklarował: „Nie jest dobrze, by człowiek (mężczyzna) był sam. Uczynię mu pomoc podobną do niego” (Rdz 2,18). Dalej wszystko, jak pamiętamy, potoczyło się ku zadowoleniu mężczyzny: „Ta wreszcie jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała. Będzie się zwała kobietą, bo z mężczyzny została wzięta” (Rdz 2,23). Użyte w tekście hebrajskim słowo `ezer tłumaczone jako „pomoc” pojawia się między innymi w Psalmach, jako tytuł godnościowy Boga. Oznacza ono zbawczą obecność Boga pośród Jego ludu. Niezwykłe!
Zdarza się, że kobiety doświadczają cierpienia ze strony niezbawionych mężów. Znane są jednak świadectwa pozyskania mężczyzn dla Ewangelii na drodze uległości i szacunku okazanych im przez oddane Chrystusowi żony. Nie było napominania: „nawróć się grzeszniku” i publicznych modlitw o „niezbawionego i bezbożnego męża”, ale raczej cierpliwe służenie potrzebom małżonka. To bardzo trudne zadanie. Jednak niesie ono w sobie przykład postępowania Boga wglądem każdego człowieka. On okazywał nam cierpliwość i obdarzał miłością, kiedy żyliśmy w buncie i nieposłuszeństwie wobec Niego. Zbawcza obecność Boga w historii Izraela – ludu o „twardym karku” dokonywała przemiany i przynosiła ratunek.
Pamiętam świadectwo pewnej siostry z Białorusi, która żyła z mężem – alkoholikiem. Kiedy przychodził pijany, służyła mu. Pielęgnowała. Przygotowywała posiłek i wygodne łóżko, aby mógł się wyspać. Jej pokorna postawa wobec męża przyniosła oczekiwany owoc – mężczyzna został pozyskany dla Ewangelii. W świecie, gdzie nadrzędnym celem jest unikanie wszelkiej niewygody, cierpienie jawi się jako niechciany i nad wyraz niepożądany element. A jednak czytamy: „Ten bowiem ma łaskę u Boga, kto ze względu na Niego znosi przykrości, niesprawiedliwie cierpiąc. Do tego bowiem zostaliście powołani! Chrystus również za was cierpiał i zostawił wam przykład, abyście szli Jego śladami” (1 Ptr 2,19.21).
Czy każda kobieta, mająca niewierzącego męża, w dodatku alkoholika, może swoją postawą pozyskać go dla Chrystusa? Nie wiem. Podobnie jak nie wiemy czy każde głoszenie Ewangelii wzbudzi wiarę w sercach tych, którzy słuchają. Z całą pewnością nie możemy też, jako Kościół, przyzwalać na to, aby żony doświadczały przemocy i agresji ze strony niewierzących mężów. W przypadkach kiedy zagrożone jest życie lub zdrowie któregoś z małżonków albo dzieci, a strona stanowiąca źródło zagrożenia nie zmienia się, zalecałbym czasową lub trwałą separację.
W postawie uległości żon wobec mężów jest zwycięska moc, za którą stoi sam Bóg. Elementem tej uległości jest docenianie, wspieranie i motywowanie męża do zajęcia właściwego dla niego miejsca, jako głowy rodziny. Kobieta pouczająca swojego męża i obnażająca jego braki w kwestii duchowych spraw poniesie porażkę. Mężowie poddają się prawdzie Ewangelii nie z powodu głoszonych im przez żony „kazań”, lecz w rezultacie ich postawy przepełnionej szacunkiem, niewinnością i bogobojnością.
Niezwykłymi bohaterami wiary są żony, które przykładnym życiem, bez słów, pozyskały mężów dla Chrystusa.
Pierwszy list Piotra porusza kwestię świadczenia o zbawiającej mocy Boga w nieprzychylnym Ewangelii społeczeństwie – we wrogim i nieprzyjaznym otoczeniu.
Przykład łagodności, cierpliwości i świętości życia wraz z gotowością na niesprawiedliwe cierpienie ze strony tych żyjących „poza Chrystusem” może i powinien być skutecznym narzędziem ewangelizacyjnym: „Wśród pogan zachowujcie się nienagannie (…) aby widząc wasze dobre czyny, mogli chwalić Boga w dniu nawiedzenia”(1 Ptr 2,12).
Szczególna obietnica odnosi się do żon, których mężowie „nie są posłuszni Słowu”. Apostoł Piotr zaleca i zapewnia: „Żony niech się podporządkują swoim mężom! Pozyskają wtedy dobrym przykładem, bez słów, nawet tych, którzy nie są posłuszni Słowu. Niech widzą waszą bogobojność i niewinność!” (1 Ptr 3,1). To jest przykład ewangelizacji bez słów. Taki właśnie niezwykły autorytet spoczywa na żonach.
Teksty biblijne zadziwiają skalą autorytetu przypisanego żonom. Pan Bóg zadeklarował: „Nie jest dobrze, by człowiek (mężczyzna) był sam. Uczynię mu pomoc podobną do niego” (Rdz 2,18). Dalej wszystko, jak pamiętamy, potoczyło się ku zadowoleniu mężczyzny: „Ta wreszcie jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała. Będzie się zwała kobietą, bo z mężczyzny została wzięta” (Rdz 2,23). Użyte w tekście hebrajskim słowo `ezer tłumaczone jako „pomoc” pojawia się między innymi w Psalmach, jako tytuł godnościowy Boga. Oznacza ono zbawczą obecność Boga pośród Jego ludu. Niezwykłe!
Zdarza się, że kobiety doświadczają cierpienia ze strony niezbawionych mężów. Znane są jednak świadectwa pozyskania mężczyzn dla Ewangelii na drodze uległości i szacunku okazanych im przez oddane Chrystusowi żony. Nie było napominania: „nawróć się grzeszniku” i publicznych modlitw o „niezbawionego i bezbożnego męża”, ale raczej cierpliwe służenie potrzebom małżonka. To bardzo trudne zadanie. Jednak niesie ono w sobie przykład postępowania Boga wglądem każdego człowieka. On okazywał nam cierpliwość i obdarzał miłością, kiedy żyliśmy w buncie i nieposłuszeństwie wobec Niego. Zbawcza obecność Boga w historii Izraela – ludu o „twardym karku” dokonywała przemiany i przynosiła ratunek.
Pamiętam świadectwo pewnej siostry z Białorusi, która żyła z mężem – alkoholikiem. Kiedy przychodził pijany, służyła mu. Pielęgnowała. Przygotowywała posiłek i wygodne łóżko, aby mógł się wyspać. Jej pokorna postawa wobec męża przyniosła oczekiwany owoc – mężczyzna został pozyskany dla Ewangelii. W świecie, gdzie nadrzędnym celem jest unikanie wszelkiej niewygody, cierpienie jawi się jako niechciany i nad wyraz niepożądany element. A jednak czytamy: „Ten bowiem ma łaskę u Boga, kto ze względu na Niego znosi przykrości, niesprawiedliwie cierpiąc. Do tego bowiem zostaliście powołani! Chrystus również za was cierpiał i zostawił wam przykład, abyście szli Jego śladami” (1 Ptr 2,19.21).
Czy każda kobieta, mająca niewierzącego męża, w dodatku alkoholika, może swoją postawą pozyskać go dla Chrystusa? Nie wiem. Podobnie jak nie wiemy czy każde głoszenie Ewangelii wzbudzi wiarę w sercach tych, którzy słuchają. Z całą pewnością nie możemy też, jako Kościół, przyzwalać na to, aby żony doświadczały przemocy i agresji ze strony niewierzących mężów. W przypadkach kiedy zagrożone jest życie lub zdrowie któregoś z małżonków albo dzieci, a strona stanowiąca źródło zagrożenia nie zmienia się, zalecałbym czasową lub trwałą separację.
W postawie uległości żon wobec mężów jest zwycięska moc, za którą stoi sam Bóg. Elementem tej uległości jest docenianie, wspieranie i motywowanie męża do zajęcia właściwego dla niego miejsca, jako głowy rodziny. Kobieta pouczająca swojego męża i obnażająca jego braki w kwestii duchowych spraw poniesie porażkę. Mężowie poddają się prawdzie Ewangelii nie z powodu głoszonych im przez żony „kazań”, lecz w rezultacie ich postawy przepełnionej szacunkiem, niewinnością i bogobojnością.
Niezwykłymi bohaterami wiary są żony, które przykładnym życiem, bez słów, pozyskały mężów dla Chrystusa.
wtorek, 19 września 2017
DOBRY BÓJ
Pierwsza nowotestamentowa wzmianka o Pawle z Tarsu, znanym też pod imieniem Szaweł (Saul), pojawia się w kontekście śmierci Szczepna, który został ukamienowany w Jerozolimie. O Szawle czytamy, że będąc "przepełniony żądzą mordu i siania postrachu wśród uczniów Pańskich niósł zgubę Kościołowi (...) wdzierał się do domów, porywał mężczyzn i kobiety, i przekazywał do więzienia" (zob. Dz 8,3; 9,1).
Ten sam Szaweł (Paweł) napisał o sobie, kilka lat później: "Dla mnie bowiem życiem jest Chrystus". Z zapiekłego wroga chrześcijaństwa przerodził się w pełnego pasji apostoła i głosiciela Ewangelii o Chrystusie, który został jego miłością i największym życiowym skarbem. Paweł z Tarsu, którego znamy z tekstów Nowego Testamentu urzeka swoją autentycznością i jest daleki od obrazu religijnego dewoty.
Fascynuje mnie przemiana, której doświadczył w rezultacie spotkania ze Zmartwychwstałym Chrystusem w drodze do Damaszku. Nie przestaje mnie też inspirować jego życie naznaczone cierpieniem i radością, ubóstwem i obfitością dóbr, odrzuceniem i przychylnością ludzi, samotnością i przyjaźnią bliskich mu osób. Kiedy pisał z więzienia swój pożegnalny list do Tymoteusza, zdobył się w nim na takie spostrzeżenie: "Stoczyłem piękną walkę, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Na końcu jest dla mnie odłożony wieniec sprawiedliwości. W owym dniu wręczy mi go Pan...".
To jest moje marzenie i pragnienie, aby u kresu dni spojrzeć wstecz na moje życie i móc wypowiedzieć podobne słowa: "Stoczyłem walkę i wyszedłem z niej zwycięsko. Moja pasja, miłość i oddanie Chrystusowi pozostały nienaruszone".
W rzeczywistości życie jest walką. Ciosy spadają zewsząd i bywają dotkliwe. Depresja, rozczarowanie brakiem oczekiwanych rezultatów, fizyczne zmęczenie, samotność, choroba... Wygląda jednak na to, że ostateczna nagroda jest warta tego, aby staczać ten bój aż do końca i nie zrezygnować. Tą nagrodą jest On - Chrystus Pan, Król Królów i Pan Panów. Jeśli te "odrobiny" Jego obecności w tym świecie są tak cenne, to czymże będzie Jego nieustanna obecność w rzeczywistości "nowej ziemi i nowych niebios"?
Ten sam Szaweł (Paweł) napisał o sobie, kilka lat później: "Dla mnie bowiem życiem jest Chrystus". Z zapiekłego wroga chrześcijaństwa przerodził się w pełnego pasji apostoła i głosiciela Ewangelii o Chrystusie, który został jego miłością i największym życiowym skarbem. Paweł z Tarsu, którego znamy z tekstów Nowego Testamentu urzeka swoją autentycznością i jest daleki od obrazu religijnego dewoty.
Fascynuje mnie przemiana, której doświadczył w rezultacie spotkania ze Zmartwychwstałym Chrystusem w drodze do Damaszku. Nie przestaje mnie też inspirować jego życie naznaczone cierpieniem i radością, ubóstwem i obfitością dóbr, odrzuceniem i przychylnością ludzi, samotnością i przyjaźnią bliskich mu osób. Kiedy pisał z więzienia swój pożegnalny list do Tymoteusza, zdobył się w nim na takie spostrzeżenie: "Stoczyłem piękną walkę, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Na końcu jest dla mnie odłożony wieniec sprawiedliwości. W owym dniu wręczy mi go Pan...".
To jest moje marzenie i pragnienie, aby u kresu dni spojrzeć wstecz na moje życie i móc wypowiedzieć podobne słowa: "Stoczyłem walkę i wyszedłem z niej zwycięsko. Moja pasja, miłość i oddanie Chrystusowi pozostały nienaruszone".
W rzeczywistości życie jest walką. Ciosy spadają zewsząd i bywają dotkliwe. Depresja, rozczarowanie brakiem oczekiwanych rezultatów, fizyczne zmęczenie, samotność, choroba... Wygląda jednak na to, że ostateczna nagroda jest warta tego, aby staczać ten bój aż do końca i nie zrezygnować. Tą nagrodą jest On - Chrystus Pan, Król Królów i Pan Panów. Jeśli te "odrobiny" Jego obecności w tym świecie są tak cenne, to czymże będzie Jego nieustanna obecność w rzeczywistości "nowej ziemi i nowych niebios"?
sobota, 16 września 2017
piątek, 15 września 2017
300
Kiedy szachinszach perski Kserkses I, wiosną 480 r p.n.e., wyruszył na podbój Grecji, państwa greckie zwróciły się do Sparty, by objęła przywództwo militarne w zbliżającym się konflikcie.
Jedna z bitew, w konflikcie grecko-perskim, rozegrała się przesmyku (wąwozie) pod Termopilami. Przewaga Persów była ogromna, ale z uwagi na specyfikę miejsca, gdzie miała stoczyć się bitwa, Grecy zachowywali szansę na wygraną.
Na czele wojsk greckich stanął król Sparty – Leonidas. Wybrał on 300 najmężniejszych wojowników – świetnie wyszkolonych i, co było ważne, posiadających męskiego potomka.
Bitwa pod Termopilami przeszła do historii i jest przykładem niezwykłego męstwa. Grecy nie zwyciężyli. Stracili ok. 4000 wojowników (poległych Persów było pięciokrotnie więcej), natomiast 300 Spartan stało się symbolem niezłomności, odwagi i poświęcenia.
Historia biblijna zawiera opowieść o innych 300. Byli nimi wojownicy Gedeona, który toczył walki z ogromną armią Madianitów, którzy wraz z Amalekitami oraz ludem Wschodu pustoszyli ziemię Izraela: „Przybywali (...) tak licznie jak szarańcza”. Reakcją Izraelitów było „wołanie o pomoc do JHWH”. A Bożą odpowiedzią było powołanie Gedeona, który usłyszał powołanie: „Idź z tą siłą, którą masz w sobie, i wybaw Izraela z rąk Madianiów! Oto Ja ciebie posyłam!”. Gedeon miał nieco inne plany i spojrzenie na siebie. Mówiąc delikatnie, miał wątpliwości: „Jakże ja mam ratować Izraela? Mój ród jest najmniejszy w plemieniu Manassesa, a ja najmniej znaczę w domu mego ojca”. Jednak upewniony przez Boga, co do Jego planów, okazał posłuszeństwo.
Ostateczna bitwa rozegrała się na równinie Jezreel (Ezdrelon). Gedeon zgromadził 32 tysięczną armię. Jednak, wskutek ustalonej przez Boga selekcji, do walki stanęło jedynie 300 mężczyzn. Ich „uzbrojenie” było osobliwe: „Gedeon każdemu przydzielił trąby z rogów oraz opróżnione dzbany, a w nich pochodnie”.
Historia biblijna relacjonuje, że wojownicy Gedeona stanęli nocą u granic obozu Madianitów „zadęli w trąby z rogów i potłukli dzbany, które trzymali w rękach (…) Grali na trąbach i krzyczeli: «Miecz za JHWH i za Gedeona!» (…) Kiedy trzystu grzmiało na trąbach z rogów, JHWH sprawił, że Madianici walczyli ze sobą w całym obozie i uciekali…”.
Historia „małego” w swoich oczach Gedeona i jego 300 wojowników jest lekcją, która przewija się przez całą treść Biblii.
Kruchość i słabość (niepozorność) człowieka nie jest przeszkodą, aby Bóg mógł zamanifestować swoją wielkość. Wręcz przeciwnie, to właśnie w tej słabości i znikomości może objawić się w całej pełni Jego chwała i potęga. Historia zna ludzi, którzy w swojej dumie ogłaszali: „Ja zwyciężę! Ja jestem wielki! Mam bogactwo, zasoby i uczynię moje imię wielkim pod niebem!”. Jakże złudne było, i wciąż jest, takie przekonanie. Ale byli też tacy, którzy w swoich oczach uchodzili za „zwykłych”, „pospolitych” i „niepozornych”, jednak w rzeczywistości osiągnęli coś wyjątkowego ze względu na zaufanie i nadzieję, które pokładali w Bogu. Zwycięstwo Gedeona wiązało się z Bożą obietnicą: „Ja będę z tobą, pobijesz Madianitów, jak gdyby to był jeden człowiek”. Boża obecność w życiu człowieka czyni różnicę. Psalmista zauważył: „Szczęśliwy ten, kogo wspomaga Bóg Jakuba, kto pokłada nadzieję w PANU, Bogu swoim”.
Nadzieja, którą pokładamy w Bogu, ma solidne fundamenty i jest poparta świadectwem tych, którzy przeszli tę drogę przed nami. Biblijni bohaterowie wiary, to nie greccy herosi z nadludzką siłą, ale obarczeni różnymi słabościami ludzie, którzy pozwolili Bogu, by Ten manifestował swoją moc pośród okoliczności codziennego życia. Autor Listu do Hebrajczyków zachęca do wiary i ufności wobec Boga przypominając postacie: Noego, Abrahama, Sary, Jakuba, Józefa, Mojżesza, Rachab, Gedeona, Baraka, Samsona, Jefte, Dawida, Samuela…
300 Spartan to piękny symbol odwagi i męstwa. 300 wojowników Gedeona to symbol ufności wobec Boga, który „działającą w nas mocą może uczynić znacznie więcej niż to, o co prosimy czy pojmujemy. Jemu chwała…”.
Jedna z bitew, w konflikcie grecko-perskim, rozegrała się przesmyku (wąwozie) pod Termopilami. Przewaga Persów była ogromna, ale z uwagi na specyfikę miejsca, gdzie miała stoczyć się bitwa, Grecy zachowywali szansę na wygraną.
Na czele wojsk greckich stanął król Sparty – Leonidas. Wybrał on 300 najmężniejszych wojowników – świetnie wyszkolonych i, co było ważne, posiadających męskiego potomka.
Bitwa pod Termopilami przeszła do historii i jest przykładem niezwykłego męstwa. Grecy nie zwyciężyli. Stracili ok. 4000 wojowników (poległych Persów było pięciokrotnie więcej), natomiast 300 Spartan stało się symbolem niezłomności, odwagi i poświęcenia.
Historia biblijna zawiera opowieść o innych 300. Byli nimi wojownicy Gedeona, który toczył walki z ogromną armią Madianitów, którzy wraz z Amalekitami oraz ludem Wschodu pustoszyli ziemię Izraela: „Przybywali (...) tak licznie jak szarańcza”. Reakcją Izraelitów było „wołanie o pomoc do JHWH”. A Bożą odpowiedzią było powołanie Gedeona, który usłyszał powołanie: „Idź z tą siłą, którą masz w sobie, i wybaw Izraela z rąk Madianiów! Oto Ja ciebie posyłam!”. Gedeon miał nieco inne plany i spojrzenie na siebie. Mówiąc delikatnie, miał wątpliwości: „Jakże ja mam ratować Izraela? Mój ród jest najmniejszy w plemieniu Manassesa, a ja najmniej znaczę w domu mego ojca”. Jednak upewniony przez Boga, co do Jego planów, okazał posłuszeństwo.
Ostateczna bitwa rozegrała się na równinie Jezreel (Ezdrelon). Gedeon zgromadził 32 tysięczną armię. Jednak, wskutek ustalonej przez Boga selekcji, do walki stanęło jedynie 300 mężczyzn. Ich „uzbrojenie” było osobliwe: „Gedeon każdemu przydzielił trąby z rogów oraz opróżnione dzbany, a w nich pochodnie”.
Historia biblijna relacjonuje, że wojownicy Gedeona stanęli nocą u granic obozu Madianitów „zadęli w trąby z rogów i potłukli dzbany, które trzymali w rękach (…) Grali na trąbach i krzyczeli: «Miecz za JHWH i za Gedeona!» (…) Kiedy trzystu grzmiało na trąbach z rogów, JHWH sprawił, że Madianici walczyli ze sobą w całym obozie i uciekali…”.
Historia „małego” w swoich oczach Gedeona i jego 300 wojowników jest lekcją, która przewija się przez całą treść Biblii.
Kruchość i słabość (niepozorność) człowieka nie jest przeszkodą, aby Bóg mógł zamanifestować swoją wielkość. Wręcz przeciwnie, to właśnie w tej słabości i znikomości może objawić się w całej pełni Jego chwała i potęga. Historia zna ludzi, którzy w swojej dumie ogłaszali: „Ja zwyciężę! Ja jestem wielki! Mam bogactwo, zasoby i uczynię moje imię wielkim pod niebem!”. Jakże złudne było, i wciąż jest, takie przekonanie. Ale byli też tacy, którzy w swoich oczach uchodzili za „zwykłych”, „pospolitych” i „niepozornych”, jednak w rzeczywistości osiągnęli coś wyjątkowego ze względu na zaufanie i nadzieję, które pokładali w Bogu. Zwycięstwo Gedeona wiązało się z Bożą obietnicą: „Ja będę z tobą, pobijesz Madianitów, jak gdyby to był jeden człowiek”. Boża obecność w życiu człowieka czyni różnicę. Psalmista zauważył: „Szczęśliwy ten, kogo wspomaga Bóg Jakuba, kto pokłada nadzieję w PANU, Bogu swoim”.
Nadzieja, którą pokładamy w Bogu, ma solidne fundamenty i jest poparta świadectwem tych, którzy przeszli tę drogę przed nami. Biblijni bohaterowie wiary, to nie greccy herosi z nadludzką siłą, ale obarczeni różnymi słabościami ludzie, którzy pozwolili Bogu, by Ten manifestował swoją moc pośród okoliczności codziennego życia. Autor Listu do Hebrajczyków zachęca do wiary i ufności wobec Boga przypominając postacie: Noego, Abrahama, Sary, Jakuba, Józefa, Mojżesza, Rachab, Gedeona, Baraka, Samsona, Jefte, Dawida, Samuela…
300 Spartan to piękny symbol odwagi i męstwa. 300 wojowników Gedeona to symbol ufności wobec Boga, który „działającą w nas mocą może uczynić znacznie więcej niż to, o co prosimy czy pojmujemy. Jemu chwała…”.
sobota, 9 września 2017
W CHRYSTUSIE
W jednym z artykułów zamieszczonych na stronie racjonalista.pl
znalazłem takie stwierdzenie: „Postać Boga na przestrzeni wieków
wielokrotnie ulegała zmianom, dostosowując się do ludzkich pragnień i
upodobań. Nie Bóg więc tworzy człowieka na swój obraz i podobieństwo —
lecz odwrotnie, człowiek tworzy Boga zgodnie ze swoimi wyobrażeniami”.
To właśnie istota największego problemu człowieka jakim jest bałwochwalstwo. Faktycznie na przestrzeni dziejów człowiek miał tendencję, aby dopasowywać Boga do swoich wyobrażeń i „urabiać” Go na własny obraz i podobieństwo. Dlatego niezmiennym staraniem Stwórcy było i jest, aby człowiek mógł Go poznać.
To właśnie istota największego problemu człowieka jakim jest bałwochwalstwo. Faktycznie na przestrzeni dziejów człowiek miał tendencję, aby dopasowywać Boga do swoich wyobrażeń i „urabiać” Go na własny obraz i podobieństwo. Dlatego niezmiennym staraniem Stwórcy było i jest, aby człowiek mógł Go poznać.
Boże objawienie się człowiekowi w historii ma charakter progresywny, a z
upływem czasu Jego plan wobec ludzi stawał się coraz bardziej czytelny i
zrozumiały. Od Abrahama, przez historię Izraela, można dostrzec
niezwykłe Boże pragnienie, aby ludzie mogli Go poznać takim jakim On
jest naprawdę. Tej pasji objawienia się człowiekowi towarzyszą też
pytania: „Czy uwierzą?” i „Kto rozpozna czas Bożego nawiedzenia?”.
Autorzy biblijni (nowotestamentowi) wyrażają niezmienne przekonanie, że to wielkie Boże pragnienie, aby On mógł być poznany przez człowieka znalazło swoje wypełnienie w Jezusie Chrystusie. „On jest obrazem Boga niewidzianego” pisał Paweł, „Boga nikt nigdy nie widział – Jednorodzony Syn Go nam objawił” – wtóruje mu Jan. W Chrystusie widzimy całą pełnię tego kim jest Bóg i jakie są Jego zamiary i plany wobec każdego człowieka. On – Jezus Chrystus – był głoszony przez apostołów: „Spodobało się bowiem Bogu, by w Nim zamieszkała cała pełnia, i aby przez Niego wszystko pojednać ze sobą – wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża, zarówno na ziemi, jak i w niebie”.
Nie mów mi czy jesteś religijny czy nie. Nie mów mi jakie rytuały religijne wypełniasz i do jakiego Kościoła uczęszczasz. To wszystko ma nikłe znaczenie. Kluczowym jest znalezienie odpowiedzi na pytania: Czy jesteś w Chrystusie? Czy znasz Chrystusa? Czy masz Chrystusa? Czy On zna Ciebie? Paweł z Tarsu pisał do Koryntian: „Jego (Chrystusa) głosimy, zachęcając i pouczając każdego człowieka we wszelkiej mądrości, by każdego przedstawić jako doskonałego w Chrystusie”. Żyć i nie poznać Jego to tylko złudzenie, że żyjemy naprawdę.
Być w Chrystusie i kochać Go „całym sercem, całą duszą, całym umysłem i ze wszystkich sił” to istota życia, już tu na ziemi i w wieczności z Nim.
Autorzy biblijni (nowotestamentowi) wyrażają niezmienne przekonanie, że to wielkie Boże pragnienie, aby On mógł być poznany przez człowieka znalazło swoje wypełnienie w Jezusie Chrystusie. „On jest obrazem Boga niewidzianego” pisał Paweł, „Boga nikt nigdy nie widział – Jednorodzony Syn Go nam objawił” – wtóruje mu Jan. W Chrystusie widzimy całą pełnię tego kim jest Bóg i jakie są Jego zamiary i plany wobec każdego człowieka. On – Jezus Chrystus – był głoszony przez apostołów: „Spodobało się bowiem Bogu, by w Nim zamieszkała cała pełnia, i aby przez Niego wszystko pojednać ze sobą – wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża, zarówno na ziemi, jak i w niebie”.
Nie mów mi czy jesteś religijny czy nie. Nie mów mi jakie rytuały religijne wypełniasz i do jakiego Kościoła uczęszczasz. To wszystko ma nikłe znaczenie. Kluczowym jest znalezienie odpowiedzi na pytania: Czy jesteś w Chrystusie? Czy znasz Chrystusa? Czy masz Chrystusa? Czy On zna Ciebie? Paweł z Tarsu pisał do Koryntian: „Jego (Chrystusa) głosimy, zachęcając i pouczając każdego człowieka we wszelkiej mądrości, by każdego przedstawić jako doskonałego w Chrystusie”. Żyć i nie poznać Jego to tylko złudzenie, że żyjemy naprawdę.
Być w Chrystusie i kochać Go „całym sercem, całą duszą, całym umysłem i ze wszystkich sił” to istota życia, już tu na ziemi i w wieczności z Nim.
środa, 30 sierpnia 2017
PRZESZŁOŚĆ, TERAŹNIEJSZOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ
Pisząc do chrześcijan z Azji Mniejszej – „wychodźców rozproszonych w Poncie, Galacji, Kapadocji, Azji i Bityni” – Piotr, apostoł Jezusa Chrystusa, odnosi się do ich przeszłego, teraźniejszego i przyszłego życia.
Przeszłość
Przeszłe dni tych, którzy zaufali Chrystusowi autor nazywa „czasem niewiedzy”, okresem „ulegania pożądaniom” i „jałowym życiem odziedziczonym po przodkach”. Trudno znaleźć powody do chluby w postępowaniu, którego istotą jest niezależność od Boga. W świetle pism innego nowotestamentowego autora – Pawła z Tarsu – życie bez Boga to czas niewoli grzechu i usidlenia przez diabła. Zdaje się, że mamy tendencję, by bagatelizować diabelski wpływ na życie ludzi. Jednak treścią ludzkiego życia poza Chrystusem (w oddzieleniu do Chrystusa) jest uleganie wpływom i działaniu, jak ujął to wspomniany Paweł, „władcy, który rządzi w powietrzu, ducha, który działa w synach nieposłuszeństwa” lub też „boga tego świata, który zaślepił umysły niewierzących, aby nie świeciła im światłość chwalebnej Ewangelii Chrystusa”. Jednak dziełem Boga jest, aby poprzez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, doprowadzić nas do miejsca wolności od diabelskiej niewoli. Wolność w Chrystusie to fundamentalne przesłanie tekstu biblijnego i apostolskiego nauczania. Piotr w swoim liście stwierdza ponad wszelką wątpliwość, że „zostaliśmy wykupieni (…) drogą krwią Chrystusa jako baranka niewinnego i nieskalanego”. Wykupienie oznacza wydostanie z niewoli. Tak jak niegdyś wykupywano niewolnika czy też więźnia wojennego, płacąc za niego walutą „zniszczalnego srebra lub złota”, tak Bożą zapłatą za człowieka uwikłanego w niewolę grzechu jest przelana krew Syna Bożego. Każdy, kto rozpoznaje nędzę grzechu i diabelską niewolę, w których się znalazł, doceni przejaw Bożej łaski i dzieło zbawienia w Chrystusie.
Teraźniejszość
Teraźniejsze życie chrześcijan, o którym pisze Piotr, jest „pielgrzymowaniem” w wierze, któremu towarzyszy zachęta: „Proszę was, najmilsi, byście jako pielgrzymi nie mający tu swojej ojczyzny odsuwali od siebie pożądliwości, które występują przeciwko waszej duszy”. Codzienność tych, którzy mienią się wyznawcami Chrystusa powinna być przepełniona poznawaniem natury Boga: „jak Ten, który was powołał jest święty, tai i wy bądźcie świętymi we wszelkim waszym postępowaniu; Gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty. A jeżeli Ojcem nazywacie Tego, który bez względu na osobę sądzi każdego według uczynków, spędzajcie czas waszego pielgrzymowania w bojaźni”. Nasze pielgrzymowanie z dala od domu – niebiańskiej ojczyzny – wymaga bliskiej relacji z Bogiem, który chce być poznany jako Ojciec. W Bożym ojcostwie zawierają się: akceptacja, pomoc, wyposażenie, bezwarunkowa miłość, dyscyplina czy ochrona. Piotr apostoł opisuje też jak powinny kształtować się teraźniejsze relacje pomiędzy chrześcijanami – członkami wspólnoty (Kościoła): „czystym sercem jedni drugich gorąco miłujcie”. W tym stwierdzeniu pobrzmiewa echo słów Jezusa, które skierował do uczniów: „Daję wam nowe przykazanie: Miłujcie się nawzajem; jak Ja was umiłowałem, tak i wy miłujcie jedni drugich. Jeżeli będziecie miłować jedni drugich, to wszyscy poznają, żeście moimi uczniami”. Zarówno Jezus jak i Piotr mówią o miłości, która jest miłością z wyboru, w języku greckim agapō oznacza: bardzo lubić, gorąco miłować. Znane z pism Nowego Testamentu słowo agapē oznacza życzliwość w sensie decyzyjnym, a nie emocjonalnym. Jest to Boży rodzaj miłości i właśnie On uzdalnia nas, aby w ten sposób kochać innych.
Przyszłość
Choć list Piotra wskazuje na działającą łaskę Bożą, to jednak pełnia tej łaski „zostanie ogłoszona przy objawieniu się Jezusa Chrystusa”. Chrześcijańskie życie – odpowiedzialne wobec Boga i innych ludzi – jest ukierunkowane na doświadczenie przyszłej chwały. Teraz „jesteśmy strzeżeni mocą Boga przez wiarę ku zbawieniu, przygotowanemu do objawienia się w czasie ostatecznym”. Nasze dziedzictwo jest odłożone i czeka, abyśmy mogli cieszyć się jego pełnią. Kiedy i gdzie? W niedalekiej przyszłości, kiedy panowanie Chrystusa będzie mieć miejsce nad całą ziemią. Takie panowanie ujrzał Jan apostoł i zapisał: „I zobaczyłem, że z nieba od Boga zstępuje Miasto Święte, nowe Jeruzalem, gotowe jak oblubienica, która wystroiła się dla swojego męża. Usłyszałem też potężny głos rozlegający się od tronu: «Oto mieszkanie Boga z ludźmi. On zamieszka z nimi i będą Jego ludem, a On będzie Bogiem z nimi. On otrze z ich oczu każdą łzę i nie będzie już śmierci ani bólu, ani krzyku, ani cierpienia, bo pierwsze rzeczy przeminęły». Ten, który zasiadał na tronie, powiedział: «Oto wszystko czynię nowe». Oczekiwaniem chrześcijańskich pielgrzymów jest „nowa ziemia i nowe niebiosa, w których mieszka sprawiedliwość”. Przeznaczeniem chrześcijan jest udział w chwale Chrystusa, o którym Piotr napisał: „Choć Go nie widzieliście, miłujecie Go; i w Niego, choć teraz Go nie widzicie, wierzycie; i cieszycie się radością niewysłowioną i pełną chwały”.
Nie da się uciec od przeszłości skażonej grzechem. Jednak brzydota grzechu i hańba diabelskiej niewoli tylko uwypuklają piękno i chwałę zbawienia w Chrystusie. Teraz jesteśmy pielgrzymami. Nie uciekamy od doświadczeń i zmagań codzienności. Żyjemy w świecie jako pielgrzymi i dzielimy wespół z innymi radości i smutki doczesności. Zachowujemy wiarę, nadzieję i miłość w Chrystusie. Poznajemy Boga i Jego naturę, aby w przyszłości cieszyć się niczym nieskrępowaną bliskością z Tym, którego Słowu zaufaliśmy.
Przeszłość
Przeszłe dni tych, którzy zaufali Chrystusowi autor nazywa „czasem niewiedzy”, okresem „ulegania pożądaniom” i „jałowym życiem odziedziczonym po przodkach”. Trudno znaleźć powody do chluby w postępowaniu, którego istotą jest niezależność od Boga. W świetle pism innego nowotestamentowego autora – Pawła z Tarsu – życie bez Boga to czas niewoli grzechu i usidlenia przez diabła. Zdaje się, że mamy tendencję, by bagatelizować diabelski wpływ na życie ludzi. Jednak treścią ludzkiego życia poza Chrystusem (w oddzieleniu do Chrystusa) jest uleganie wpływom i działaniu, jak ujął to wspomniany Paweł, „władcy, który rządzi w powietrzu, ducha, który działa w synach nieposłuszeństwa” lub też „boga tego świata, który zaślepił umysły niewierzących, aby nie świeciła im światłość chwalebnej Ewangelii Chrystusa”. Jednak dziełem Boga jest, aby poprzez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, doprowadzić nas do miejsca wolności od diabelskiej niewoli. Wolność w Chrystusie to fundamentalne przesłanie tekstu biblijnego i apostolskiego nauczania. Piotr w swoim liście stwierdza ponad wszelką wątpliwość, że „zostaliśmy wykupieni (…) drogą krwią Chrystusa jako baranka niewinnego i nieskalanego”. Wykupienie oznacza wydostanie z niewoli. Tak jak niegdyś wykupywano niewolnika czy też więźnia wojennego, płacąc za niego walutą „zniszczalnego srebra lub złota”, tak Bożą zapłatą za człowieka uwikłanego w niewolę grzechu jest przelana krew Syna Bożego. Każdy, kto rozpoznaje nędzę grzechu i diabelską niewolę, w których się znalazł, doceni przejaw Bożej łaski i dzieło zbawienia w Chrystusie.
Teraźniejszość
Teraźniejsze życie chrześcijan, o którym pisze Piotr, jest „pielgrzymowaniem” w wierze, któremu towarzyszy zachęta: „Proszę was, najmilsi, byście jako pielgrzymi nie mający tu swojej ojczyzny odsuwali od siebie pożądliwości, które występują przeciwko waszej duszy”. Codzienność tych, którzy mienią się wyznawcami Chrystusa powinna być przepełniona poznawaniem natury Boga: „jak Ten, który was powołał jest święty, tai i wy bądźcie świętymi we wszelkim waszym postępowaniu; Gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty. A jeżeli Ojcem nazywacie Tego, który bez względu na osobę sądzi każdego według uczynków, spędzajcie czas waszego pielgrzymowania w bojaźni”. Nasze pielgrzymowanie z dala od domu – niebiańskiej ojczyzny – wymaga bliskiej relacji z Bogiem, który chce być poznany jako Ojciec. W Bożym ojcostwie zawierają się: akceptacja, pomoc, wyposażenie, bezwarunkowa miłość, dyscyplina czy ochrona. Piotr apostoł opisuje też jak powinny kształtować się teraźniejsze relacje pomiędzy chrześcijanami – członkami wspólnoty (Kościoła): „czystym sercem jedni drugich gorąco miłujcie”. W tym stwierdzeniu pobrzmiewa echo słów Jezusa, które skierował do uczniów: „Daję wam nowe przykazanie: Miłujcie się nawzajem; jak Ja was umiłowałem, tak i wy miłujcie jedni drugich. Jeżeli będziecie miłować jedni drugich, to wszyscy poznają, żeście moimi uczniami”. Zarówno Jezus jak i Piotr mówią o miłości, która jest miłością z wyboru, w języku greckim agapō oznacza: bardzo lubić, gorąco miłować. Znane z pism Nowego Testamentu słowo agapē oznacza życzliwość w sensie decyzyjnym, a nie emocjonalnym. Jest to Boży rodzaj miłości i właśnie On uzdalnia nas, aby w ten sposób kochać innych.
Przyszłość
Choć list Piotra wskazuje na działającą łaskę Bożą, to jednak pełnia tej łaski „zostanie ogłoszona przy objawieniu się Jezusa Chrystusa”. Chrześcijańskie życie – odpowiedzialne wobec Boga i innych ludzi – jest ukierunkowane na doświadczenie przyszłej chwały. Teraz „jesteśmy strzeżeni mocą Boga przez wiarę ku zbawieniu, przygotowanemu do objawienia się w czasie ostatecznym”. Nasze dziedzictwo jest odłożone i czeka, abyśmy mogli cieszyć się jego pełnią. Kiedy i gdzie? W niedalekiej przyszłości, kiedy panowanie Chrystusa będzie mieć miejsce nad całą ziemią. Takie panowanie ujrzał Jan apostoł i zapisał: „I zobaczyłem, że z nieba od Boga zstępuje Miasto Święte, nowe Jeruzalem, gotowe jak oblubienica, która wystroiła się dla swojego męża. Usłyszałem też potężny głos rozlegający się od tronu: «Oto mieszkanie Boga z ludźmi. On zamieszka z nimi i będą Jego ludem, a On będzie Bogiem z nimi. On otrze z ich oczu każdą łzę i nie będzie już śmierci ani bólu, ani krzyku, ani cierpienia, bo pierwsze rzeczy przeminęły». Ten, który zasiadał na tronie, powiedział: «Oto wszystko czynię nowe». Oczekiwaniem chrześcijańskich pielgrzymów jest „nowa ziemia i nowe niebiosa, w których mieszka sprawiedliwość”. Przeznaczeniem chrześcijan jest udział w chwale Chrystusa, o którym Piotr napisał: „Choć Go nie widzieliście, miłujecie Go; i w Niego, choć teraz Go nie widzicie, wierzycie; i cieszycie się radością niewysłowioną i pełną chwały”.
Nie da się uciec od przeszłości skażonej grzechem. Jednak brzydota grzechu i hańba diabelskiej niewoli tylko uwypuklają piękno i chwałę zbawienia w Chrystusie. Teraz jesteśmy pielgrzymami. Nie uciekamy od doświadczeń i zmagań codzienności. Żyjemy w świecie jako pielgrzymi i dzielimy wespół z innymi radości i smutki doczesności. Zachowujemy wiarę, nadzieję i miłość w Chrystusie. Poznajemy Boga i Jego naturę, aby w przyszłości cieszyć się niczym nieskrępowaną bliskością z Tym, którego Słowu zaufaliśmy.
poniedziałek, 28 sierpnia 2017
SONS OF GOD (FILM). OPOWIEŚĆ GRAHAMA COOKA
W dokumencie „Sons of God. For such a time as this”, pośród
wielu wypowiedzi, znajduje się też opowieść Grahama Cooka, która mnie porusza
za każdym razem, kiedy oglądam ten film.
Graham Cook opowiada jak pewnego dnia dostrzegł, siedzącego za stołem, w jakimś lokalu, pewnego nieznajomego mężczyznę. Relacja Cooka jest mniej więcej taka:
Graham Cook opowiada jak pewnego dnia dostrzegł, siedzącego za stołem, w jakimś lokalu, pewnego nieznajomego mężczyznę. Relacja Cooka jest mniej więcej taka:
Usłyszałem jak Ojciec (Bóg) do mnie mówi: „Graham, on
właśnie odwiedził swoją córkę nie uprzedzając jej o swoim przyjeździe. A
dziewczyna od kilku lat studiowała w college’u, z dala od domu. Właśnie odkrył,
że nie ma jej na uczelni. W rzeczywistości jego córka zażywa kokainę i
prostytuuje się na ulicy. Ten człowiek właśnie się o tym dowiedział”. Wtedy
ponownie usłyszałem jak Bóg do mnie mówi, jakby uśmiechając się: „On jest
ateistą”. Wstałem, podszedłem do jego stolika i powiedziałem: „To naprawdę
ważne, żebyś pozwolił mi tu na chwilę usiąść”. A on spojrzał z lekką złością i
zapytał: „Dlaczego?”. Powiedziałem: „Ponieważ Bóg ma przesłanie dla ciebie na
temat twojej córki”. Nieznajomy mężczyzna powiedział: „Nie wierzę w Boga”. A ja
na to: „Nie szkodzi, ale On wierzy w ciebie i ma dla ciebie takie przesłanie:
«Ja zatroszczę się o twoją córkę, jeśli ty zajmiesz się Mną»”. Spytałem: „Co
zamierzasz z tym zrobić, człowieku?”. Mężczyzna za stołem odpowiedział: „Jestem
ateistą”. Odrzekłem: „Cóż, teraz to chyba nie ma wielkiego znaczenia, prawda?”.
Kontynuując rozmowę, powiedziałem: „Oto, co Bóg powiedział mi na temat twojej
córki: «Myślałeś, że jest w college’u. Przyjechałeś z niezapowiedzianą wizytą.
Odkryłeś, że twoja córka bierze kokainę i sprzedaje się na ulicy»”. Mężczyzna
zaczął płakać. Mówiłem dalej: „Bóg chce, abyś się modlił. Bóg powiedział mi, że
jeśli ty będziesz się modlił codziennie, tyle razy ile tylko zechcesz, On
odpowie”. Nieznajomy człowiek stwierdził: „Ale ja nigdy w życiu się nie
modliłem”. Ja na to: „Cóż, najwyższy czas się nauczyć”. Odpowiedział: „OK.
Zrobię tak”. Wtedy Bóg powiedział do mnie: „Nakłoń go do odmówienia modlitwy”.
Zwróciłem się więc do mężczyzny: „Chcę usłyszeć jak się modlisz”. Spytał:
„Dlaczego?”. Powiedziałem: „Chcę mieć pewność, że modlisz się we właściwy
sposób. Tak jak należy się modlić”. Więc pomodlił się, a ja powiedziałem: „To
najokropniejsza modlitwa, jaką kiedykolwiek słyszałem. Potrzebujesz praktyki.
Oto jak ja bym się modlił, gdyby chodziło o moją córkę…”. Pomodliłem się,
później on się pomodlił, potem znowu ja… Powiedziałem: „Właśnie tak powinieneś
się modlić!”. Zostawiłem mu mój e-mai i poprosiłem, aby dał mi znać o tym, co
będzie się działo. Sześć miesięcy później dostałem e-mail od tego faceta, który
już dłużej nie jest ateistą :-).
Jego córka przeżyła spotkanie z Bogiem na ulicy. Podszedł do niej jakiś
mężczyzna, z którym udała się do mieszkania i zaczęła się rozbierać. Jednak on
powiedział: „Nie. Chcę ci tylko coś dać”. Położył na nią ręce i modlił się.
Dziewczyna osunęła się tracąc równowagę i została natychmiast uwolniona od
narkotyków. Padła na kolana, odczuwając obecność Bożą. Kiedy rozejrzała się, w
pokoju nie było nikogo oprócz niej. Przeżyła spotkanie z Bogiem dzięki
modlitwie. Jej ojcec modlił się, aby przeżyła spotkanie z Bogiem. Zadzwoniła do
swego taty mówiąc: „Nigdy nie zgadniesz, co się stało. Tato, w moim organizmie
nie ma śladu po narkotykach!”. Jej tata, słysząc te słowa, zaczyna płakać i…
przychodzi do Chrystusa.
Ta opowieść przypomina mi nowotestamentową historię spotkania
Jezusa z Samarytanką. Zwyczaje okoliczności i rozmowa, która zmieniła życie. W
takiego Boga wierzę. W Boga, który wkracza (nie na siłę) do życia ludzi.
Przychodzi, aby uratować, odbudować i zbawić.
Subskrybuj:
Posty (Atom)