W biblijnej narracji opisującej życie Abrama pojawiają się – jedno po drugim – dwa zdania, które rozdzielają 13 lat życia patriarchy: „Abram miał osiemdziesiąt sześć lat, gdy Hagar urodziła mu Izmaela. Gdy Abram miał dziewięćdziesiąt dziewięć lat, ukazał mu się PAN i powiedział…”.
Autor biblijny nie przekazuje żadnej informacji o tym, jak układało się życie Abrama w tym czasie. Czy były to lata zupełnego milczenia Boga? A może w tym czasie stałą praktyką patriarchy było „budowanie ołtarzy dla Pana”, aby czynić przestrzeń dla Jego obecności i podtrzymywać bliską więź ze Stwórcą? Możemy tylko snuć przypuszczenia na temat codzienności Abrama w ciągu tych trzynastu lat. Z całą pewnością możemy natomiast stwierdzić, że Pan Bóg nie zapomniał o swoim słudze – tym, którego wezwał do wyruszenia w nieznane wiele lat wcześniej i przed którym kreślił swój plan „udzielenia błogosławieństwa wszystkim plemionom na ziemi”.
Kiedy autor biblijny opisuje kolejne – bliskie – spotkanie Boga z Abramem przywołuje takie oto słowa Stwórcy: „Ja jestem Bóg Wszechmogący (El Szaddaj). Żyj świadomy Mojej obecności i bądź doskonały”. Może Abram jednak, w ciągu minionych trzynastu lat, doświadczył swego rodzaju kryzysu wiary? Być może oddał się temu co nazywamy „prozą życia” i pozwolił, aby Boże obietnice pokryły się warstwą kurzu? Może w jego sercu zakorzeniły się wątpliwości wobec zasłyszanych wcześniej obietnic? Wszak czekał na pojawienie się potomka – syna i dziedzica. Tymczasem upływające lata działały zdecydowanie na niekorzyść Abrama i jego żony Saraj. A zatem czy stary Abram, mając 99 lat, wciąż mógł liczyć na wypełnienie się obietnicy o potomstwie „licznym jak proch ziemi”? Sądzę, że tego typu wątpliwości mogły pojawić się w sercu patriarchy.
Upływające lata i podeszły wiek Abrama nie stanęły jednak na przeszkodzie Bożym obietnicom. Niezależnie od tego, jak potężna mogła wydawać się „góra wątpliwości”, która piętrzyła się przed Abramem, to Bożym rozwiązaniem było wezwanie do wiary mającej oparcie w prawdzie na temat Bożej natury i Jego charakteru. On – Bóg Wszechmocny (El Szaddaj) – jest wystarczającym gwarantem wypełnienia się wszelkich obietnic. Właściwie to nie ma innego – dobrego – fundamentu na którym możemy stać i oczekiwać spełnia się tego wszystkiego, co On obiecał w swojej mądrości.
Miejsce, w którym możemy zobaczyć kres naszych możliwości i jednocześnie usłyszeć Boże zapewnienie, że On jest Wszechmogący pozostaje najbardziej pożądanym i najcenniejszym doświadczeniem naszego życia.
Podobne chwile, naznaczone ludzką słabością i – jednocześnie – świadomością Bożej wszechmocy, były też udziałem apostoła Pawła: „Bracia! Chcemy, abyście wiedzieli o utrapieniu, które dotknęło nas w Azji. Zostaliśmy doświadczeni ponad miarę i ponad siły, tak że wątpiliśmy, czy uda nam się ujść z życiem. Po to jednak odczuliśmy grozę śmierci, aby nie polegać na sobie, lecz na Bogu, który wskrzesza umarłych. On nas wybawił od grozy śmierci i będzie wybawiał. Pokładamy nadzieję w Nim, że nadal będzie wybawiał…”. Czasami te chwile zwątpienia i niepewności są nam potrzebne, by spojrzeć na Bożą wielkość i doświadczyć Jego pomocy. W miejscu naszej słabości pojawia się zapewnienie, że On pozostaje silny i wszechmogący.
Piękno spełnionego życia nie zawiera się w poleganiu na sobie i własnych możliwościach, lecz tkwi w zaufaniu do Boga, którego imię brzmi „El Szaddaj”. To wciąż lekcja, której potrzebuję się uczyć.
Tak więc jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem, to co stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. A wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Jezusa Chrystusa i dał nam służbę pojednania. Bóg bowiem w Chrystusie, jednając świat z samym sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, i nam powierzył to słowo pojednania. Tak więc w miejsce Chrystusa sprawujemy poselstwo (...) W miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz