Będąc w Jerozolimie Paweł z Tarsu usłyszał jak Pan powiedział do niego: „Odwagi, jak bowiem dawałeś o Mnie świadectwo w Jeruzalem, tak trzeba dać świadectwo i w Rzymie”. Klarowne powołanie, na które powinno się zadać pytanie: „O której godzinie odjeżdża najbliższy autobus do Rzymu?”. Zważywszy na brak w tamtych czasach autobusów Paweł, przystępując do pakowania walizek, mógł zapytać o najbliższy statek płynący do stolicy Imperium: „O której godzinie i w jakim porcie mam się stawić, Panie?”. Sytuacja jednak nie była taka prosta. Paweł był aresztowany przez Rzymian i – jak się ostatecznie okazało – upłynęło całkiem DUŻO czasu, zanim udał się do Rzymu. W dodatku przybył tam jako więzień. Od momentu, w którym Paweł usłyszał, że musi złożyć świadectwo o Chrystusie w Rzymie, do chwili przybycia apostoła do „Wiecznego Miasta” minęły prawie trzy lata. Dwa lata spędził jako więzień w Cezarei, długie miesiące spędził na trzech różnych statkach, z których jeden – pośród szalejącego sztormu – się rozbił, a będąc rozbitkiem na Malcie ukąsiła go żmija…
Powołanie jest czekaniem.
Kiedy Bóg wypowiada swoją wolę dla naszego życia nie zawsze wszystko dzieje się szybko, a czasami (często?) droga do wypełnienia tego powołania odbywa się – jak w przypadku Pawła – wśród „przeciwnych wiatrów” i „gwałtownych burz”. Dlaczego tak jest? Nie wiem :) Jedno wiem. Jeżeli Bóg składa obietnicę, to żadne przeciwności – a przypadku Pawła było ich naprawdę wiele – nie są w stanie przeszkodzić wypełnieniu się jej. A czekanie jest zdecydowanie wpisane w nasze „chodzenie z Bogiem”.
„Potrzeba wam bowiem cierpliwości, abyście wypełniając wolę Boga, dostąpili spełnienia obietnicy” (Hbr 10,36).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz