W osiemnastym rozdziale Ewangelii Łukasza znajdujemy dwie
przypowieści, które odnoszą się do modlitwy i relacji z Bogiem. Bohaterami
jednej z nich są ludzie, którzy znajdowali się na przeciwnych biegunach życia
społecznego i religijnego. Jeden uchodził za wzór pobożności, drugi
symbolizował zepsucie i grzech. Ten pierwszy sytuował się na szczycie społecznego
poważania, ten drugi pozostawał tym złym i niegodziwym. Mowa o faryzeuszu i
celniku. Celnicy, nierzadko kolaborujący z okupacyjnymi władzami rzymskimi, byli
obiektem nienawiści i pogardy wśród Żydów. Kim był celnik? Złodziejem,
ciemiężcą i oszustem. Najgorszy z najgorszych. Faryzeusze stanowili wzór
pobożności i religijnego oddania Bogu Izraela. Byli gorliwi w wypełnianiu przepisów Prawa i
prezentowali się, w społecznym otoczeniu, w niezwykle korzystnym świetle.
Faryzeusz – to brzmiało dumnie.
W swojej przypowieści Pan Jezus umieszcza obydwu w
świątyni – miejscu modlitwy i spotkania z Bogiem. Obydwaj się modlą. Jednak
każdy z nich nieco inaczej.
Faryzeusz zaczyna całkiem poprawnie: „Boże, dziękuję Ci…”.
Czyż nie pięknie? Dziękczynienie dla Boga wszak jest czymś wskazanym i oczekiwanym
w żydowskiej pobożności. Jednak kolejne słowa nie niosą już w sobie niczego, co
można by nazwać „miłym Bogu”. Za co faryzeusz był wdzięczny? Oczywiście za
siebie! Komunikował Bogu o tym jak to korzystnie wypada się na tle innych ludzi,
którzy w jego oczach zasługiwali na miano „zdzierców, niesprawiedliwych i
cudzołożników[1]”. Największy
komplement, jaki mógł do siebie zastosować był taki: „nie jestem jak… celnik”. Fuj,
że też takie słowo wyszło z ust tego pobożnego człowieka! Faryzeusz następnie
począł wyliczać swoje zasługi: „poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę
ze wszystkiego co nabywam[2]”.
Jestem, niedoścignionym dla innych, wzorem moralności i religijnego oddania. Bez
zarzutu. Robię więcej niż trzeba. Wymagania Prawa spełniam z nawiązką. To właśnie
ja!
Celnik prezentował się w świątyni zgoła inaczej: „nie
śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, ale bił się w piersi, mówiąc: «Boże, bądź
miłosierny dla mnie, grzesznego»[3]”.
Nie podnosił swoich oczu uznając się za niegodnego Bożej przychylności. W swoich
własnych oczach był moralnym bankrutem. Nie miał nic. Żadnego trofeum, które
mógłby okazać przed świętym Bogiem. Nie uczestniczył w religijnych pielgrzymkach,
nie oddawał dziesięciny, nie czytał świętych Ksiąg. Przyglądając się sobie i
swojemu życiu widział jedynie grzeszną skłonność. Prosił Boga nie o nagrodę za
swoje postępowanie, ale szukał miłosierdzia. Potrzebował łaski i tylko łaski.
Pan Jezus podsumował tę przypowieść stwierdzeniem: „Ten
(celnik) odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten (faryzeusz). Bo każdy,
kto się wywyższa będzie poniżony; a kto się uniża, będzie wywyższony[4]”.
Życie chrześcijańskie nie opiera się na naszych
zasługach. Akcent położony jest na łasce i miłosierdziu, których Bóg udziela
grzesznikom. Tendencja do zliczania zasług i prezentowania ich przed Bogiem
jako naszych trofeów, to droga do nikąd – przynajmniej w Bożych oczach. Bóg
swoim wyrokiem ogłosił nad nami trwałe bankructwo i zupełny brak zdolności do
podobania się Jemu. Żyjemy z zasług – ale nie naszych. Żyjemy z miłosierdzia i
zasług Chrystusa: „Łaską bowiem zbawieni jesteście przez wiarę! Nie jest to
więc waszą zasługą, lecz darem Boga. Nie za dokonane czyny, aby się nikt nie
chełpił[5]”,
„On stał się dla nas sprawiedliwością, uświęceniem i odkupieniem[6]”.
Im szybciej pojmiemy tę lekcję, tym lepiej dla nas.
Ewangelia jest adresowana do tych, którzy nie mają dobrych uczynków i żadnych
zasług. Zaproszenie do życia i zbawienia kierowane jest do ludzi, którzy są bankrutami
i nie posiadają nic. Jezus powiedział: „Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych,
lecz grzeszników[7]”. W Jego
otoczeniu było i jest miejsce dla złodziei, cudzołożników, kłamców, chciwców, prostytutek
itp. On jest nadzieją dla wszystkich pogrążonych w zepsuciu i nieprawości.
Kościół jest miejsce, gdzie grzesznik może porzucić swój grzech i cieszyć się doskonałym
przebaczeniem.
Jezus był i pozostaje przyjacielem grzeszników i wrogiem religijnych
obłudników. Ci, którzy przychodzą z niczym – odchodzą nasyceni. Pewni siebie i
pyszniący się ze swoich zasług – odchodzą z niczym.