sobota, 22 kwietnia 2017

SKARGA

Odrzuciłeś nas i zawstydziłeś, Boże
Sprawiłeś, że cofnęliśmy się przed naszym nieprzyjacielem,
A ci, którzy nas nienawidzą, łupili nas do woli.
Wydałeś nas jak owce na rzeź
(...)
Zbyłeś za bezcen
I nic na tym nie zyskałeś
(...)
Staliśmy się ludźmi, których traktuje się z politowaniem
Codziennie patrzę na swą hańbę,
Wstyd nieprzerwanie okrywa mi twarz - 
Głos szyderców i bluźnierców to sprawia...

Raczej nie przywykliśmy, do takich słów modlitwy, jak tekst powyżej. Jednak właśnie takimi słowami wołał do Boga psalmista (Psalm 44). Jest to przesiąknięta bólem modlitwa skargi. Jak refren pobrzmiewa w niej, wyrażona na wiele sposobów, myśl: "Boże, dlaczego nas opuściłeś?"

Niektórzy twierdzą, że życie chrześcijanina to nieprzerwane pasmo sukcesów i powodzenia w każdej sferze życia. Zdarza się, że słyszymy: "Tylko uwierz, a będziesz szczęśliwy, bogaty i nasycony we wszystkim". Okazuje się jednak, że pomimo naszej wiary i ufności pokładanej w Bogu, doświadczyć możemy smutku, pohańbienia i rozdzierającego bólu.

To wszystko nas spotkało,
A jednak (...) nie sprzeniewierzyliśmy się Twojemu przymierzu...

Kiedy trwamy w Bogu i pielęgnujemy z Nim więź, tym trudniej nam zrozumieć dlaczego naszym doświadczeniem jest to co negatywne. Choroba najbliższych. Przyjaciele, na których liczyliśmy, odwrócili się od nas. Otoczenie stało się wrogie. Drwiny ludzi żyjących wokół nas stały się naszym codziennym chlebem. Strach. Depresja. Samotność. Zamiast głosu zwycięstwa, wydajemy z siebie wołanie rozpaczy...

Bóg zapomniał. Nie słyszy. A ból staje się coraz bardziej dotkliwy...

W tej skardze psalmisty pojawia się desperacki krzyk: Obudź się! Dlaczego śpisz, Panie! Powstań! Dopomóż nam!

Nie rozumiem dlaczego Bóg pozwala, aby ból i poczucie osamotnienia towarzyszyły tym, którzy trwają w Nim i szukają Jego oblicza. Nie pojmuję Bożego milczenia wobec naglących potrzeb i piętrzących się trudności. Jednak i tak się dzieje w życiu chrześcijanina.

Wiem jednak, że Jego "ukryte oblicze" nie świadczy o obojętności wobec naszych potrzeb. Najwyraźniej Jego sposób działania nie idzie w parze z moim rozumowaniem i pojmowaniem rzeczy i spraw. Z jakiegoś powodu On dopuszcza przykre doświadczenia, które stają się naszym udziałem. Dlaczego? Na jak długo? Nie wiem.

środa, 19 kwietnia 2017

KRÓLEWIEC I ABRAHAM KULWIEĆ - CYKL O REFORMACJI CD.

W rozwoju reformacji na ziemiach polskich ogromny udział miały Prusy Książęce. Miały one w obozie protestanckim szczególną pozycję - jako pierwsze państwo, gdzie luteranizm stał się religią państwową. Szcze­gólne zasługi dla rozwoju reformacji w Księstwie Pruskim poniósł sam książę Al­brecht Hohenzollern (1490–1568).

Idee protestantyzmu przenikały na ziemie polskie bezpośrednio z Wittenbergi (szacuje się, że przez sale wykładowe uniwersytetu wittenberskiego w ciągu XVI-stulecia przewinęło się około 500 Polaków, z tej liczby gros polskich studentów przypada na lata, kiedy wykładali Marcin Luter i Filip Melanchton) oraz z Królewca.

Książę Albrecht przykładał ogromną wagę do rozwoju drukarstwa. W Królewcu i Ełku, latach 1545-1552, ukazało więcej druków polskich niż na całym obszarze Rzeczypospolitej. W ogromnej masie były to teksty religijne (reformacyjne), ogłaszane przez drukarzy i pisarzy takich jak: Jan i Hieronim Małeccy, Jan Seklucjan, Stanisław Murzynowski, Marcin Kwiatkowski, Eustachy Trepka. Wiele spośród tych druków (wśród nich Katechizm Marcina Lutra, Nowy Testament w przekładzie Murzynowskiego) przewożono do Polski i tam roz­prowadzano.

Książę Albrecht jako protektor luteranizmu fundował stypendia dla młodzieży protestanckiej na uniwersytecie królewieckim. Zadaniem tego ośrodka akademickiego było szerzenie „czystej ewangelii” wewnątrz księstwa i w całej Rzeczypospolitej, dostarczenie państwu kadry urzędniczej, nauczycieli, lekarzy oraz ogólne szerzenie oświaty i kultury humanistycznej.
Jednym z założycieli Uniwersytetu Albertina w Królewcu był Abraham Kulwieć, który otrzymał katedrę języków biblijnych: hebrajskiego i greckiego.

Abraham Kulwieć studiował w Krakowie,w Lowanium, w Lipsku i Wittemberdze, gdzie poznał Filipa Melanchtona. Ostatnim miejscem studiów Kulwiecia były Włochy, gdzie uzyskał doktorat obojga praw na uniwersytecie w Sienie. Jego promotorami byli sympatycy reformacji: Lodovico Boghese i Alessandro Sozzini. Z początkiem 1541 roku Kulwieć przybył do Wilna, gdzie rozpoczął swoją działalność reformacyjną i edukacyjną. Jednak, w imię zwalczania „herezji”, biskup wileński, książę Paweł Holszański, uzyskał w maju 1542 roku dekret Zygmunta Starego nakazujący humaniście stawić się przed sądem kościelnym. Dla Kulwiecia co oznaczałoby to uwięzienie lub śmierć. Kulwieć, dzięki pomocy królowej Bony, zbiegł do Prus. Tam uzyskał wsparcie księcia Albrechta Hohenzollerna.

Ze wsparcia finansowego ks. Albrechta korzystał także Jan Kochanowski, który bywał na dworze w Królewcu w latach 1551, 1552 i 1555. Przypuszczalnie właśnie tam napisał hymn „Czego chcesz od nas Panie za Twe hojne dary”.

Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?
Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie:
I w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie.
Złota też, wiem, nie pragniesz, bo to wszytko Twoje,
Cokolwiek na tym świecie człowiek mieni swoje.
Wdzięcznym Cię tedy sercem. Panie, wyznawamy,
Bo nad to przystojniejszej ofiary nie mamy.
Tyś Pan wszytkiego świata. Tyś niebo zbudował
I złotymi gwiazdami ślicznieś uhaftował.
Tyś fundament założył nieobeszłej ziemi
I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi.
Za Twoim rozkazaniem w brzegach morze stoi
A zamierzonych granic przeskoczyć się boi.
Rzeki wód nieprzebranych wielką hojność mają,
Biały dzień a noc ciemna swoje czasy znają,
Tobie k woli rozliczne kwiatki Wiosna rodzi,
Tobie k woli w kłosianym wieńcu Lato chodzi,
Wino Jesień i jabłka rozmaite dawa,
Potym do gotowego gnuśna Zima wstawa.
Z Twej łaski nocna rosa na mdłe zioła padnie,
A zagorzałe zboża deszcz ożywia snadnie.
Z Twoich rąk wszelkie źwierzę patrza swej żywności,
A Ty każdego żywisz z Twej szczodrobliwości.
Bądź na wieki pochwalon, nieśmiertelny Panie!
Twoja łaska, Twa dobroć nigdy nie ustanie.
Chowaj nas, póki raczysz, na tej niskiej ziemi,
Jedno zawżdy niech będziem pod skrzydłami Twemi.

Cdn.

czwartek, 13 kwietnia 2017

STARE I NOWE. COŚ SIĘ KOŃCZY, COŚ SIĘ ZACZYNA

Są wydarzenia, które odmieniają historię i sprawiają, że nasze postrzeganie świata się zmienia. Wynalazki i odkrycia geograficzne, na przestrzeni dziejów, czyniły i czynią nasze życie innym. Wielokrotnie, za sprawą odkryć, trzeba było pożegnać się ze starym sposobem myślenia o otaczającej nas rzeczywistości. Okrzyki radości nie pozostawiały wątpliwości, że nastąpił przełom: „Tak! Hurra! Doczekaliśmy się! Nadeszła nowa epoka!”.

Najbardziej przełomowe wydarzenie w dziejach nie miało jednak oprawy festiwalu i święta. Trudno w ogóle było w nim dostrzec znamiona czegoś wielkiego i przełomowego.

Tak było… 

Ci, którzy patrzyli na umierającego Jezusa nie mieli świadomości, że oto zaczyna się nowy rozdział w dziejach świata. Kto ze słuchających, naznaczonego bólem i rozpaczą, wołania: „Eloi, Eloi, lema sabachtani (Boże mój, Boże mój, dlaczego Mnie opuściłeś?)” spodziewał się, że oto zmienia się historia i odtąd nic już nie będzie takie jak dotychczas?

Skazaniec był Żydem, więc nie wzbudzał pozytywnych uczuć u Rzymian – wykonawców kary. Przez Żydów, tych którzy wyznaczali standardy ówczesnego życia religijnego, był oskarżany o bluźnierstwo, zatem zasługiwał na swój nędzny i przeklęty los. Umierał w pohańbieniu. Nagi. Opuszczony przez najbliższych przyjaciół. Jego ciało było zmasakrowane na skutek okrutnego biczowania, które poprzedziło egzekucję. Za życia czynił wiele dobra i skupiał uwagę tłumów, ale w chwili śmierci zdecydowanie nie wzbudzał już takiego zainteresowania. Po zdjęciu z krzyża jego ciało, w pośpiechu, złożono do grobu. Trzeba było się spieszyć z uwagi na nadchodzący szabat. Komorę grobowca zamknięto wielkim kamieniem. Mrok. Izolacja. Koniec.

Jednak nie skończyło się na rozkładającym się w grobie ciele i wysychających kościach. Niedzielny poranek obwieszczał przybyłym do grobu kobietom: Jezus żyje! On zmartwychwstał!

Dobra nowina? 

No dobrze, ale co z tego? Przecież to wydarzyło się 2000 lat temu. W odmiennej niż nasza kulturze. Gdzieś w ziemi Izraela. Wśród Żydów, Samarytan i Rzymian z czasów świetności Imperium Romanum. My dziś mamy swoje sprawy, swoje problemy i wyzwania. Dajmy sobie spokój z jakim tam Jezusem z Nazaretu, żydowskim Mesjaszem.

A jednak nie ma w dziejach świata nic większego i ważniejszego niż śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Wyjątkowość tego wydarzenia związana jest przede wszystkim z tożsamością Tego, który umarł i ożył. Jezus był kim więcej niż tylko człowiekiem. Był Bogiem Jahwe, Panem Panów, Stwórcą i źródłem wszelkiego życia, Alfą i Omegą, i jak wyznajemy: „Bogiem prawdziwym z Boga prawdziwego”. On przez swoją śmierć i zmartwychwstanie ogłosił niepodważalnie: „Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi”. Czy to nie zbyt daleko idące stwierdzenie? Nowotestamentowi autorzy nie pozostawiają nam w tym względzie żadnych wątpliwości. Opowieść o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa uczynili fundamentem całej swojej narracji. Ewangelie, listy i inne pisma skupiają się właśnie na tym przesłaniu. Dlaczego? Ponieważ w tych faktach widzieli zapowiedź nowej rzeczywistości. Jakże odmiennej od obrazu świata, który nas otacza.

Coś się skończyło...

Paweł z Tarsu, pisząc do chrześcijan z Koryntu, wyraził takie przekonanie: „...przemija bowiem postać tego świata...”. Grzech, choroba, przekleństwo, cierpienie, nienawiść, zbrodnie, potępienie, demony, diabeł i śmierć należą do „tego świata”, który przemija. Wymienione zjawiska, choć obecne i oddziałujące na tysiące a nawet miliony ludzi na świecie, należą do starego porządku rzeczy. Wobec tych destrukcyjnych zjawisk chrześcijaństwo ogłasza: „Wasz kres jest bliski! Nie stanowicie ostatecznej rzeczywistości! Jest coś lepszego i bardziej realnego niż wy!”.

Coś nadchodzi... 

„Następnie zobaczyłem nowe niebo i nową ziemię, gdyż pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły… Nie będzie już śmierci ani bólu, krzyku ani znoju; ponieważ pierwsze rzeczy – przeminęły. I ogłosił Ten, który siedział na tronie: Oto wszystko czynię nowym. Potem dodał: Napisz: Te słowa są prawdziwe i godne wiary” – taką treść wyczytujemy w apokalipsie Jana. Bożym celem jest odnowienie i przemiana całego stworzenia, to jest możliwe właśnie dzięki dziełu Jezusa. Dobra nowina, którą głosimy, brzmi: Bóg przejął władzę nad światem! Jak? Kiedy? W Jezusie i przez Jezusa – w Jego zgonie i powstaniu z martwych!

I już jest… 

To nowe możemy oglądać już teraz za sprawą tych, którzy stali się „nowymi stworzeniami w Chrystusie”. Jak? Przez wiarę. Zaufali. Narodzili się na nowo. Doświadczyli Boga i żyją, aby rozgłaszać Jego chwałę i Jego piękno. Bóg nie jest „odległym bytem” obojętnym na sprawy i potrzeby ludzi. Wręcz przeciwnie. Wszystkie bariery, które mogłyby nas oddzielać od Niego zostały usunięte w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa.

Czas otworzyć oczy: „A jeśli nawet głoszona przez nas dobra nowina jest zakryta, to jest tak w przypadku tych, którzy giną, niewierzących, których umysły zaślepił bóg tego wieku, aby nie dotarło do nich światło dobrej nowiny o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga” – napisał Paweł z Tarsu. Nic ważniejszego w historii się nie wydarzyło. A wszystko, co jeszcze się jeszcze wydarzy ma związek właśnie z Chrystusem – Jego śmiercią i zmartwychwstaniem. Dlatego łączę swoje życie już teraz z Nim. On jest uosobieniem nowej rzeczywistości, za którą tęsknię. Nowej, czyli jakiej? Piotr apostoł napisał: „Bo przecież oczekujemy – zgodnie z obietnicą – nowego nieba i nowej ziemi, w których na stałe zamieszka sprawiedliwość”.

W tym, pełnym napięcia, oczekiwaniu, tę nową realność chwytam przez wiarę i już dziś chcę nią żyć, wszak „kto jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem. Stare przeminęło – i nastało nowe!”. Żyję w Nim i dla Niego, przecież „Chrystus po to umarł i zmartwychwstał, aby panować nad umarłymi oraz nad żywymi”. A co z Tobą?

środa, 12 kwietnia 2017

KRÓLESTWO

Pewne rzeczy, które jak się później okazuje wprawiają w zdumienie wielu, mogą być łatwe do przeoczenia.

Kto zwraca uwagę na ziarno wielkości główki od szpilki, które wpada do gleby i obumiera? Jednak przecież w procesie powolnego wzrostu staje się drzewem dającym schronienie ptakom z przestworzy.

Niewielka ilość drożdży (zakwasu) wystarczy, aby pobudzić wzrost ciasta, które można wypiec i w ten sposób zaspokoić pragnienie wielu osób.

Pan Jezus mówił o Królestwie Bożym językiem przypowieści. W trzynastym rozdziale Ewangelii Łukasza prawda o Królestwie ukryta jest w obrazie ziarna i zakwasu.

„A Jezus mówił dalej: Do czego podobne jest Królestwo Boże i z czym mógłbym je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które człowiek wziął i zasiał w swoim ogrodzie. Wyrosło ono, stało się drzewem i w jego gałęziach ptaki uwiły sobie gniazda. Użył też innego przykładu: Z czym mógłbym porównać Królestwo Boże? Przypomina ono zakwas, który gospodyni dodała do ciasta rozrobionego z trzech miar mąki — i wszystko się zakwasiło”[1].

Niepozorne początki często zwiastują przyszłą wielkość.

Dzieło Jezusa – Jego śmierć i zmartwychwstanie stało się ziarnem i zaczynem przynoszącym zmianę. Jednak w dniach Jego ukrzyżowania i powstania z grobu tylko niewielu rozpoznało doniosłość tych wydarzeń.

Kto z patrzących na umierającego w samotności Jezusa przypuszczał, że oto zaczyna się nowy rozdział dziejów świata? Kto ze słuchających pełnego bólu i rozpaczy wołania: „Eloi, Eloi, lema sabachtani (Boże mój, Boże mój, dlaczego Mnie opuściłeś?)”[2] spodziewał się, że oto zmienia się historia wszystkiego.

Nie ma w historii świata większego i ważniejszego wydarzenia niż śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa - Syna Bożego. Co się zmieniło w rezultacie tamtych wydarzeń? Wszystko!

Jezus przez swoją śmierć i zmartwychwstanie ogłosił niepodważalnie: „Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi”[3].

Coś się skończyło...

Paweł z Tarsu, pisząc do chrześcijan z Koryntu, wyraził takie przekonanie: „...przemija bowiem postać tego świata...”[4]. Grzech, choroba, przekleństwo, cierpienie, nienawiść, potępienie, demony, diabeł i śmierć należą do „tego świata”, który przemija.

Coś nadchodzi...

„Następnie zobaczyłem nowe niebo i nową ziemię, gdyż pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły — nie ma już morza. Zobaczyłem też święte miasto, nową Jerozolimę. Zstępowała ona z nieba od Boga. Przygotowana była jak panna młoda, wystrojona dla swego męża. I usłyszałem donośny głos. Rozległ się od strony tronu. Głosił: Oto namiot spotkania Boga oraz ludzi! Będzie z nimi mieszkał. Oni będą Mu ludem. A będzie z nimi sam Bóg — ich Bóg. Otrze też wszelką łzę z ich oczu. Nie będzie już śmierci ani bólu, krzyku ani znoju; ponieważ pierwsze rzeczy — przeminęły. I ogłosił Ten, który siedział na tronie: Oto wszystko czynię nowym. Potem dodał: Napisz: Te słowa są prawdziwe i godne wiary. Oznajmił mi także: Stało się! Ja jestem Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem. Ja dam pragnącemu za darmo ze źródła wody życia. Zwycięzca to odziedziczy i będę mu Bogiem, a on będzie mi synem”[5].

W śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, które miały miejsce w ziemi Izraela, widzimy Królestwo Boże jako zaczyn i ziarno. To Królestwo wciąż się rozrasta. Jego pełnia nadchodzi. Jezus jest królem i wciąż czekamy na pełnię Jego rządów nad narodami. Bożym celem jest odnowienie i przemiana całego stworzenia, a to jest możliwe właśnie dzięki dziełu Jezusa. Dobra nowina, którą głosimy, brzmi: Bóg przejął władzę nad światem! Jak? Kiedy? W Jezusie i przez Jezusa – w Jego zgonie i powstaniu z martwych!

Ziarno staje się drzewem. Czas otworzyć oczy.

„A jeśli nawet głoszona przez nas dobra nowina jest zakryta, to jest tak w przypadku tych, którzy giną, niewierzących, których umysły zaślepił bóg tego wieku, aby nie dotarło do nich światło dobrej nowiny o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga. Gdyż nie siebie samych głosimy, lecz Jezusa Chrystusa — Pana”[6].


[1] Łk 13,13–21.
[2] Mk 15,34.
[3] Mt 28,18.
[4] 1 Kor 7,31.
[5] Ap 21,1–7.
[6] 2 Kor 4,3–5.

środa, 5 kwietnia 2017

STRZEŻCIE SIĘ - ŁK 12,1-21

W 12. rozdziale Ewangelii Łukasza znajdują się dwa ostrzeżenia, sformułowane przez Jezusa.

Pierwszym jest ostrzeżenie przez obłudą: „Strzeżcie się zakwasu faryzeuszów, którym jest obłuda”[1]. Po nim następuje przestroga przed chciwością: „strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo życie nie polega na gromadzeniu bogactwa ani nie zależy od tego, co się posiada”[2].

Słownik języka polskiego podaje, że obłuda to postawa kogoś, kto ukrywa swoje prawdziwe myśli i uczucia, aby zaprezentować się w lepszym świetle. W tekście NT „obłuda” to hypokrisis, co oznaczało grę aktora na scenie teatru.

Hipokryzją jest ukrywanie prawdziwych motywacji i demonstrowanie „na zewnątrz” cnót i wartości, które nie mają miejsca w naszym „wnętrzu”. Nie ma sensu silić się na „teatralność”, wszak Bogu nie zależy na udawaniu. Faryzeizm przejawia się dbaniem o pozory i ukrywaniem prawdziwego obrazu tego, kim jesteśmy. Chcesz wiedzieć jaki jestem naprawdę? Zapytaj tych, z którymi dzielę codzienne życie – domowników. A jeszcze lepiej spytaj Boga, co o mnie myśli. Skąd wiesz, że nie jestem tylko „dobrym aktorem” na scenie „chrześcijańskiego życia”? Strzeżcie się obłudy! To bardzo ważne ostrzeżenie.

Drugie ostrzeżenie jest niezwykle celne ze względu na uwarunkowania w jakich żyjemy. Być = mieć. Świat wokół nas jest jednym wielkim wyścigiem po wygodę, w którym rozlega się wołanie: „chcę więcej!”. Chciwość to chęć posiadania więcej i niezaspokojone pragnienie nadmiaru dóbr. Konsumpcyjny styl życia jest pułapką, w którą łatwo dać się złapać. Zwykle trudno jest stawiać sobie ograniczenia. Jednak w nowotestamentowym nauczaniu wyraźnie przebija się zachęta do „wstrzemięźliwości”. Jeśli pogoń za wygodą, bogactwem i dobrami materialnymi uczynimy priorytetem w codziennym życiu, a zaniedbamy „szukanie skarbów Nieba”, to jesteśmy pożałowania godni. Ostrzeżenie Jezusa przed chciwością zostało przekazane w formie przypowieści: „Pewnemu bogatemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. Zaczął się więc zastanawiać: Co tu zrobić? Nie mam gdzie złożyć plonów! W końcu postanowił tak: Zburzę stodoły, zbuduję sobie większe i tam zgromadzę całe moje zboże oraz moje dobra. Potem powiem swojej duszy: Duszo, masz wiele dóbr złożonych na wiele lat; odpocznij, najedz się, napij i baw się dobrze. Bóg jednak powiedział do niego: O, bezmyślny człowieku! Tej nocy zażądają twojej duszy — i czyje będzie to, co przygotowałeś? Tak stanie się z każdym, kto gromadzi skarby dla siebie, a nie jest bogaty w Bogu”[3].

Jak być bogatym w Bogu? Czy taka troska towarzyszy nam w codziennym życiu?

Ostrzeżenia Jezusa mnie zawstydzają. Warto się nad nimi zastanowić i przyjąć je do serca.


[1] Łk 12,1 (Biblia Paulistów).
[2] Łk 12,15 (Biblia Paulistów).
[3] Łk 12,16–21.

BEZ SŁÓW

Zawsze głoście Ewangelię, a gdyby okazało się to konieczne, także słowami (św. Franciszek z Asyżu).
Ewangelia jest nade wszystko opowieścią, która wymaga posługiwania się słowami. W dodatku takimi, które mogą być zrozumiałe dla ludzi żyjących w konkretnej kulturze.

Istotą chrześcijaństwa jest wydawanie świadectwa o Chrystusie: „Głoście wielkie dzieła Tego, który was wezwał z ciemności do swego przedziwnego światła!” (1 Ptr 2,9). To składanie świadectwa odbywa się często we wrogim i nieprzyjaznym otoczeniu. Społeczne, polityczne, a nawet rodzinne uwarunkowania niekoniecznie są przyjaznym miejscem dla tych, którzy są „w Chrystusie”. Pierwszy list Piotra porusza kwestię świadczenia o zbawiającej mocy Boga w nieprzychylnym Ewangelii społeczeństwie.

Piotrowe zalecenia podkreślają wartość postępowania, które może i powinno być skutecznym narzędziem ewangelizacyjnym. „Wśród pogan zachowujcie się nienagannie (…) aby widząc wasze dobre czyny, mogli chwalić Boga w dniu nawiedzenia”, „Taka jest bowiem wola Boża: abyście swoim dobrym postępowaniem zmuszali do milczenia niewiedzę głupich ludzi” (1 Ptr 2,12.15).

Przykład życia, naznaczonego łagodnością, cierpliwością, prawością i świętością, wraz z gotowością na niesprawiedliwe cierpienie ze strony tych żyjących „poza Chrystusem” jest narzędziem w zdobywaniu nieprzekonanych do Ewangelii. 

Szczególna obietnica odnosi się do żon, których mężowie „nie są posłuszni Słowu”. Piotr apostoł kieruje takie zalecenie i formułuje niezwykłe zapewnienie: „Żony niech się podporządkują swoim mężom! Pozyskają wtedy dobrym przykładem, bez słów, nawet tych, którzy nie są posłuszni Słowu. Niech widzą waszą bogobojność i niewinność!” (1 Ptr 3,1).

Ewangelizacja bez słów. Taki właśnie szczególny autorytet spoczywa na żonach. Pozyskanie niezbawionego męża, który pogardza Chrystusem, jest możliwe na drodze postępowania wyrażającego się uległością, niewinnością, świętością i bogobojnością.

Teksty biblijne zadziwiają skalą autorytetu, jaki przypisany jest żonom. Pan Bóg zadeklarował: „Nie jest dobrze, by człowiek (mężczyzna) był sam. Uczynię mu pomoc podobną do niego” (Rdz 2,18).  Dalej wszystko, jak pamiętamy, potoczyło się ku zadowoleniu mężczyzny: „Ta wreszcie jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała. Będzie się zwała kobietą, bo z mężczyzny została wzięta” (Rdz 2,23). Użyte w tekście hebrajskim słowo `ezer tłumaczone jako „pomoc” pojawia się między innymi w Psalmach, jako tytuł godnościowy Boga. Oznacza ono zbawczą obecność Boga pośród Jego ludu. Niezwykłe!

Często zdarza się, że żony doświadczają cierpienia ze strony niezbawionych mężów. Znane są jednak świadectwa pozyskania mężczyzn dla Ewangelii na drodze uległości i szacunku okazanych im przez oddane Chrystusowi żony. Nie było nauczania i napominania: „nawróć się grzeszniku” i publicznych modlitw o „niezbawionego i bezbożnego męża”, ale raczej cierpliwe służenie potrzebom małżonka. To trudne zadanie. Bardzo trudne. Jednak niesie ono w sobie przykład postępowania Boga wglądem każdego człowieka. Właśnie w taki sposób Pan Bóg zdobył każdego z nas, wszak: „Bóg okazuje swoją miłość do nas przez to, że Chrystus umarł za nas, kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami”. On okazywał nam cierpliwość i obdarzał miłością, kiedy żyliśmy w buncie i nieposłuszeństwie wobec Niego. Zbawcza obecność Boga w historii Izraela – ludu o „twardym karku” dokonywała przemiany i przynosiła ratunek.

W jednej z książek poświeconych rodzinie znalazłem przytoczoną modlitwę pewnego mężczyzny: „Panie, dziękuję Ci za moją żonę. Dziękuję Ci, Panie, za jej cierpliwość i wytrwałość w modlitwach przez dwanaście lat małżeństwa, pozbawionych Chrystusa. Uwielbiam Cię, Panie, za Twoje zbawienie, które w końcu przyszło także do mnie – dzięki jej cierpliwości, wytrwałości i modlitwom”.

Pamiętam świadectwo pewnej siostry z Białorusi, która żyła z mężem – alkoholikiem. Była bardzo odważna w swoim świadectwie o Chrystusie. Kiedy przychodził pijany, służyła mu. Pielęgnowała. Przygotowywała posiłek i wygodne łóżko, aby mógł się wyspać. Trudno było mi słuchać jej historii, gdyż było w niej wiele cierpienia. Jednak jej pokorna postawa wobec męża przyniosły oczekiwany owoc – mężczyzna został pozyskany dla Ewangelii. W świecie, gdzie nadrzędnym celem jest unikanie wszelkiej niewygody, cierpienie jawi się jako niechciany i nad wyraz niepożądany element. A jednak czytamy: „Ten bowiem ma łaskę u Boga, kto ze względu na Niego znosi przykrości, niesprawiedliwie cierpiąc. Do tego bowiem zostaliście powołani! Chrystus również za was cierpiał i zostawił wam przykład, abyście szli Jego śladami” (1 Ptr 2,19.21).

Czy każda kobieta, mająca niewierzącego męża, w dodatku alkoholika, może swoją postawą pozyskać go dla Chrystusa? Nie wiem. Podobnie jak nie wiemy czy każde głoszenie Ewangelii wzbudzi wiarę w sercu tych, którzy słuchają. Z całą pewnością nie możemy też, jako Kościół, przyzwalać na to, aby żony doświadczały przemocy i agresji ze strony niewierzących mężów. To są, jak wierzę, skrajne sytuacje. W przypadkach kiedy zagrożone jest życie lub zdrowie któregoś z małżonków albo dzieci, a strona stanowiąca źródło zagrożenia nie zmienia się, zalecałbym czasową lub trwałą separację.

Znam też przykład kobiety, która jako chrześcijanka jawnie pogardzała swoim mężem. Publicznie nazywała go pijakiem i nieudacznikiem. Jej mąż pozostał niewzruszony wobec przesłania Ewangelii. Pomimo tego, że miał wokół siebie także przykład i wzór nawróconych dzieci. Wierzę, że krytyczna i nacechowana lekceważeniem postawa tej kobiety wobec jej męża uczyniła go człowiekiem zamkniętym na Bożą miłość.

W postawie uległości żon wobec mężów jest zwycięska moc, za którą stoi sam Bóg. Elementem tej uległości jest docenianie, wspieranie i motywowanie męża do zajęcia właściwego dla niego miejsca, jako głowy rodziny. Żona pouczająca swojego męża i obnażająca jego braki w kwestii duchowych spraw poniesie porażkę. Mężowie poddają się prawdzie Ewangelii nie z powodu głoszonych im przez żony „kazań”, lecz w rezultacie ich postawy przepełnionej szacunkiem, niewinnością i bogobojnością ze względu na Chrystusa.

Niezwykłymi bohaterami wiary są żony, które dobrym przykładem, bez słów, pozyskały mężów dla Chrystusa. Taki szczególny autorytet został im nadany.