„A gdy nadeszła pora, zajął miejsce, a z Nim apostołowie. Wtedy powiedział do nich: Bardzo pragnąłem spożyć tę wieczerzę paschalną z wami, zanim będę cierpiał. Mówię wam, że już jej nie będę spożywał aż się urzeczywistni w Królestwie Boga. Następnie wziął kielich i po dziękczynieniu powiedział: Bierzcie i rozdzielcie między siebie. Mówię wam: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu, aż nadejdzie Królestwo Boga. Wziął też chleb, po dziękczynieniu połamał i dał im, mówiąc: To jest Moje ciało, które za was będzie wydane. To czyńcie na Moją pamiątkę. A po wieczerzy podał także kielich, mówiąc: Ten kielich to Nowe Przymierze w Mojej krwi, która za was będzie wylana” (Łk 22,14-20).
Wieczerza paschalna, którą Pan Jezus spożył z uczniami, miała miejsce na krótko przez Jego pojmaniem, procesem oraz śmiercią na krzyżu.
Żydowska Pascha i towarzyszące jej Święto Przaśników były wspomnieniem wyzwolenia Izraela z niewoli.
Wyjście z Egiptu zapoczątkowało szczególną relację pomiędzy Bogiem, a Izraelem i nadało początek historii narodowi wybranemu. Do tego wydarzenia odnosili się prorocy Starego Testamentu: Ozeasz, Jeremiasz czy Ezechiel. W księdze Ozeasza czytamy takie słowa: „Lecz Ja, Pan, jestem twoim Bogiem od czasów ziemi egipskiej…”. Ustami Jeremiasza Pan Bóg ogłasza: „Słuchajcie słów przymierza! (…) Zawarłem je z waszymi ojcami, gdy ich wyprowadzałem z Egiptu, z tego pieca do wytopu żelaza”. A w proroctwie Ezechiela pojawiają się taka deklaracja JHWH: „W czasie, gdy wybrałem Izraela, jeszcze w ziemi egipskiej, to objawiłem się domowi Jakuba i złożyłem jego potomstwu taką obietnicę: Ja, Pan, będę waszym Bogiem!”.
Podczas wieczerzy paschalnej, pijąc z kielichów, przywoływano obietnice, jakie Pan Bóg złożył wobec potomków Abrahama. Zapisane są one w Księdze Wyjścia: „UWOLNIĘ WAS od ciężarów nałożonych przez Egipcjan, WYBAWIĘ WAS z ich niewoli, WYKUPIĘ WAS uniesionym ramieniem, za sprawą wielkich sądów. I PRZYJMĘ WAS sobie za lud, będę waszym Bogiem…” (Księga Wyjścia 6,6-7).
Tych właśnie błogosławieństw byli uczestnikami Żydzi, którzy – po doświadczeniu przekleństwa egipskiej niewoli – stali się wolnymi ludźmi powołanymi do bliskości z Bogiem i czerpania dobrodziejstw wynikających z Jego zbawczej obecności.
Egipskie uciemiężenie Izralea było tylko cieniem dramatu, który dotyczy każdego człowieka. Tym dramatem jest niewola wynikająca z panowania nad ludzkim życiem grzechu i Diabła. To znacznie brutalniejsi władcy niż egipski Faraon. Podobnie jak w przypadku Izraela – kiedy Pan Bóg zainterweniował, by Jego lud uzyskał wolność – tak Stwórca nie pozostaje obojętny wobec niewoli grzechu i diabelskiego ucisku, które stały się udziałem człowieka.
Śmierć Chrystusa na krzyżu – zapowiedziana podczas wieczerzy paschalnej, jaką Pan Jezus spożył z uczniami – to źródło naszego uwolnienia, wybawienia, wykupienia oraz sposób, w jaki Pan Bóg przyjmuje nas do swojej rodziny, do rodziny Bożych dzieci, dzięki czemu stajemy się Jego ludem. Pan Jezus podczas ostatniej wieczerzy odwołał się do ofiary z Jego ciała i Jego krwi: „To jest Moje ciało, które za was będzie wydane” oraz „Ten kielich to Nowe Przymierze w Mojej krwi, która za was będzie wylana”.
Za sprawą śmierci Jezusa na krzyżu stajemy się uczestnikami Bożych dobrodziejstw sięgających stąd do wieczności:
„Bóg bowiem postanowił, aby przez Niego (Chrystusa Jezusa) pojednać wszystko z sobą, czy to na ziemi, czy w niebiosach, czyniąc pokój PRZEZ KREW JEGO KRZYŻA. A was, którzy kiedyś byliście obcymi i nieprzyjaciółmi z powodu myślenia przejawiającego się w złych czynach, teraz pojednał w Jego doczesnym ciele PRZEZ ŚMIERĆ, aby postawić was przed sobą jako świętych, nieskazitelnych i nienagannych, jeśli tylko wytrwacie w wierze, ugruntowani, stali i nie dający się odwieść od nadziei, jaką daje Dobra Nowina (Kol 1,20-23).
Nie dajmy się odwieść od nadziei, jaką daje Dobra Nowina. W centrum tego nowotestamentowego przesłania o nadziei pozostaje śmierć Jezusa na krzyżu.
Tak więc jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem, to co stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. A wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Jezusa Chrystusa i dał nam służbę pojednania. Bóg bowiem w Chrystusie, jednając świat z samym sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, i nam powierzył to słowo pojednania. Tak więc w miejsce Chrystusa sprawujemy poselstwo (...) W miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem.
niedziela, 26 kwietnia 2020
czwartek, 23 kwietnia 2020
środa, 15 kwietnia 2020
CHRYSTUS - NADZIEJA CHWAŁY
Są takie listy, które choć nie zostały zaadresowane bezpośrednio do nas, to jednak warte przeczytania i refleksji. Należy do nich, datowany na ok. 60 rok po Chrystusie, nowotestamentowy List do Kolosan.
Jednym z powodów jego napisania było, towarzyszące Pawłowi z Tarsu, pragnienie odparcia fałszywych i szkodliwych nauk, jakie wkradły się do wieloetnicznego i wywodzącego się z różnych religijnych tradycji środowiska chrześcijan – mieszkańców Kolosów. Autor listu akcentuje swoją troskę o nich. Wyraża pragnienie, by „trwali w wierze, pewni, mocni i niezachwiani w nadziei Ewangelii, którą usłyszeli”. Źródłem zagrożenia dla chrześcijańskiej pobożności i praktyki życia opartego na Ewangelii była, w ich przypadku, fałszywa nauka przejawiająca się „pozornie słusznymi słowami”. Z pozoru ładna i atrakcyjna, a w rzeczywistości sącząca truciznę fałszu i skażona ludzką próżnością. Niby duchowa i nacechowana wzniosłymi określeniami, a jednak destrukcyjna w skutkach.
Podobnie jak kiedyś, także i dziś istnieje potrzeba, aby upewniać się w kwestii tego w co wierzymy i jak rozumiemy Boże dzieło zbawienia, którego celem jest uczynić człowieka „świętym, nieskalanym i nienagannym” przed Bogiem. W religijnym, także chrześcijańskim, świecie konkurują ze sobą różne koncepcje i idee. Dla Pawła z Tarsu – „sługi Ewangelii” – nie ma żadnej wątpliwości, że istotą każdej fałszywej nauki jest umniejszanie dzieła i osoby Jezusa Chrystusa. Dlatego „trudząc się i walcząc” na rzecz ortodoksji Dobrej Nowiny pisze o Chrystusie:
„On jest obrazem Boga niewidzialnego,
pierworodnym wobec całego stworzenia,
gdyż w Nim wszystko zostało stworzone
w niebie i na ziemi:
to, co widzialne i niewidzialne,
trony czy panowania, zwierzchności czy władze –
wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone.
On jest przed wszystkim
i wszystko w Nim istnieje.
On także jest Głową Ciała – Kościoła.
On jest początkiem,
pierworodnym spośród umarłych,
aby być pierwszym we wszystkim.
Spodobało się bowiem Bogu,
by w Nim zamieszkała cała pełnia,
i aby przez Niego wszystko pojednać ze sobą –
wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża,
zarówno na ziemi, jak i w niebie”.
Chrystus Jezus – On pozostaje w centrum Bożego dzieła. A stale aktualnym wezwaniem jest: „Skoro przyjęliście Chrystusa Jezusa jako Pana, dalej w Nim postępujcie: w Nim zakorzenieni i zbudowani, mocni wiarą i pełni wdzięczności”.
Jeśli słyszę o jakiejś formie pobożności i religijnej aktywności, w której centrum nie pozostaje Chrystus Pan, mogę bez cienia wątpliwości odrzucić to jako niepotrzebne, nieprzydatne oraz naznaczone ludzkim błędem. Chrześcijaństwo nie potrzebuje „ulepszaczy i dodatków”, które „mącą myśli” i odwodzą człowieka „od prostoty i nieskazitelności względem Chrystusa”.
Jednym z powodów jego napisania było, towarzyszące Pawłowi z Tarsu, pragnienie odparcia fałszywych i szkodliwych nauk, jakie wkradły się do wieloetnicznego i wywodzącego się z różnych religijnych tradycji środowiska chrześcijan – mieszkańców Kolosów. Autor listu akcentuje swoją troskę o nich. Wyraża pragnienie, by „trwali w wierze, pewni, mocni i niezachwiani w nadziei Ewangelii, którą usłyszeli”. Źródłem zagrożenia dla chrześcijańskiej pobożności i praktyki życia opartego na Ewangelii była, w ich przypadku, fałszywa nauka przejawiająca się „pozornie słusznymi słowami”. Z pozoru ładna i atrakcyjna, a w rzeczywistości sącząca truciznę fałszu i skażona ludzką próżnością. Niby duchowa i nacechowana wzniosłymi określeniami, a jednak destrukcyjna w skutkach.
Podobnie jak kiedyś, także i dziś istnieje potrzeba, aby upewniać się w kwestii tego w co wierzymy i jak rozumiemy Boże dzieło zbawienia, którego celem jest uczynić człowieka „świętym, nieskalanym i nienagannym” przed Bogiem. W religijnym, także chrześcijańskim, świecie konkurują ze sobą różne koncepcje i idee. Dla Pawła z Tarsu – „sługi Ewangelii” – nie ma żadnej wątpliwości, że istotą każdej fałszywej nauki jest umniejszanie dzieła i osoby Jezusa Chrystusa. Dlatego „trudząc się i walcząc” na rzecz ortodoksji Dobrej Nowiny pisze o Chrystusie:
„On jest obrazem Boga niewidzialnego,
pierworodnym wobec całego stworzenia,
gdyż w Nim wszystko zostało stworzone
w niebie i na ziemi:
to, co widzialne i niewidzialne,
trony czy panowania, zwierzchności czy władze –
wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone.
On jest przed wszystkim
i wszystko w Nim istnieje.
On także jest Głową Ciała – Kościoła.
On jest początkiem,
pierworodnym spośród umarłych,
aby być pierwszym we wszystkim.
Spodobało się bowiem Bogu,
by w Nim zamieszkała cała pełnia,
i aby przez Niego wszystko pojednać ze sobą –
wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża,
zarówno na ziemi, jak i w niebie”.
Chrystus Jezus – On pozostaje w centrum Bożego dzieła. A stale aktualnym wezwaniem jest: „Skoro przyjęliście Chrystusa Jezusa jako Pana, dalej w Nim postępujcie: w Nim zakorzenieni i zbudowani, mocni wiarą i pełni wdzięczności”.
Jeśli słyszę o jakiejś formie pobożności i religijnej aktywności, w której centrum nie pozostaje Chrystus Pan, mogę bez cienia wątpliwości odrzucić to jako niepotrzebne, nieprzydatne oraz naznaczone ludzkim błędem. Chrześcijaństwo nie potrzebuje „ulepszaczy i dodatków”, które „mącą myśli” i odwodzą człowieka „od prostoty i nieskazitelności względem Chrystusa”.
WSPOMNIENIE CORRIE TEN BOOM (1892-1983)
15 kwietnia przypada rocznica urodzin i śmierci Cornelii Arnoldy Johanny „Corrie” ten Boom (1892-1983). Corrie ten Boom urodziła się 15 kwietnia 1892 roku w Amsterdamie, a zmarła 15 kwietnia 1983 roku w Placentia (Kalifornia).
Pierwsze pięćdziesiąt lat życia, które wiodła w Holandii, było spokojne i szczęśliwe. Jej rodzina była częścią Holenderskiego Kościoła Reformowanego – kalwińskiego Kościoła sięgającego korzeniami lat 70. XVI wieku. Wraz z ojcem i siostrą była zaangażowana w prowadzenie, w centrum Haarlemu, sklepu jubilerskiego i zegarmistrzowskiego. Wszystko się zmieniło wraz z wybuchem II wojny światowej. Rodzina ten Boom podjęła decyzję, by pomagać członkom holenderskiego ruchu oporu i Żydom. Ich dom stał się miejscem stałego lub tymczasowego (do momentu znalezienia kolejnego „bezpiecznego domu”) pobytu dla ukrywających się Żydów i członków holenderskiego podziemia antyhitlerowskiego. Wedle szacunków, wskutek działalności rodziny Ten Boom, udało się pomoc i ocalić życie około ośmiuset osobom, w większości Żydom.
Na skutek donosu, 28 lutego 1944 roku, do domu rodziny ten Boom wkroczyli Niemcy. Aresztowano około 30 osób – członków rodziny ten Boom i ich przyjaciół. Osiemdziesięcioczteroletni ojciec Corrie – Casper – umarł w więzieniu, a Corrie wraz z siostrą Betsie trafiły do kobiecego obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Stały się więźniarkami numer 66729 i numer 66730. Służbie Bezpieczeństwa Reichsführera SS nie udało się jednak odkryć kryjówki za fałszywą ścianą w pokoju Corrie, gdzie ukrywali się dwaj żydowscy mężczyźni, dwie żydowskie kobiety i dwóch członków holenderskiego podziemia. Czwórce Żydów udało się znaleźć nowe „bezpieczne domy” – troje z nich przeżyło wojnę. Jeśli chodzi o członków ruchu oporu, to jeden z nich zginął podczas wojny, ale drugi przeżył.
Codzienne życie sióstr w obozie wypełniała niewolnicza praca. Przez jedenaście godzin, od poniedziałku do niedzieli, były „zatrudnione” przy przeładunku metalowych sztang. Pomimo wycieńczającej pracy organizowały dla więźniarek spotkania modlitewne podczas których czytały, cudem przemyconą do obozu, Biblię. Odczytywane fragmenty były tłumaczone na kilka języków (niemiecki, francuski, polski, rosyjski i czeski) i przekazywane „z ust do ust”. Te spotkania, w baraku nr 28, stały się enklawą dobra i nadziei pośród okrutnych realiów obozowego życia.
Siostra Corrie – Betsie – zachorowała i umarła w obozie. Jej ostatnie słowa przed śmiercią, skierowane do Corrie, były takie: „Musimy pokazać ludziom, czego nauczyłyśmy się tutaj. Musimy im powiedzieć, że nie ma tak głębokiej czeluści, która byłaby dla Niego za głęboka. Będą nas słuchać, ponieważ byłyśmy tutaj”. Wkrótce potem Corrie została zwolniona z obozu, jak się okazało na skutek urzędniczej pomyłki.
Po wojnie Corrie oddała się pracy zakładania domów opieki dla ocalałych z nazistowskich obozów, dla rannych w wojnie żołnierzy czy też osieroconych dzieci. Przebaczyła swoim oprawcom i niosła przesłanie pokoju i przebaczenia do okaleczonego działaniami wojennymi świata. Dla Holendrów, którzy ze względu na współpracę z Niemcami podczas wojny byli wykluczeni ze społeczeństwa, stworzyła osobny dom opieki.
Dużo podróżowała dzieląc się w wielu krajach świadectwem mocy Boga. Pozostawiła po sobie wiele książek, wśród nich najbardziej znaną jest „Bezpieczna kryjówka”, która kończy się opisem spotkania podczas nabożeństwa w Monachium z byłym esesmanem – strażnikiem obozu w Ravensbrück. Gdy ów człowiek podszedł przywitać się z Corrie tak opisała swoje przeżycia:
„– Panie Jezu – zaczęłam się modlić – wybacz mi i dopomóż, abym wybaczyła temu człowiekowi. Próbowałam się uśmiechnąć. Nie mogłam. Nic nie czułam, nawet odrobiny miłosierdzia. Jeszcze raz w duchu odmówiłam modlitwę. – Jezu, nie potrafię mu wybaczyć. Naucz mnie przebaczać. Kiedy wreszcie podałam mu rękę, stała się rzecz nie do uwierzenia. Wzdłuż mojej ręki przeszedł ku niemu jakby prąd, zaś w moim sercu zapłonęła miłość dla tego obcego człowieka, która niemal nie powaliła mnie z nóg. Zrozumiałam wtedy, że uzdrowienie tego świata nie zależy od naszego przebaczenia, naszej dobroci, ale od Jego przebaczenia i Jego dobroci, Nauczając nas, byśmy kochali naszych wrogów, wraz z tym poleceniem daje nam tę miłość”.
Pierwsze pięćdziesiąt lat życia, które wiodła w Holandii, było spokojne i szczęśliwe. Jej rodzina była częścią Holenderskiego Kościoła Reformowanego – kalwińskiego Kościoła sięgającego korzeniami lat 70. XVI wieku. Wraz z ojcem i siostrą była zaangażowana w prowadzenie, w centrum Haarlemu, sklepu jubilerskiego i zegarmistrzowskiego. Wszystko się zmieniło wraz z wybuchem II wojny światowej. Rodzina ten Boom podjęła decyzję, by pomagać członkom holenderskiego ruchu oporu i Żydom. Ich dom stał się miejscem stałego lub tymczasowego (do momentu znalezienia kolejnego „bezpiecznego domu”) pobytu dla ukrywających się Żydów i członków holenderskiego podziemia antyhitlerowskiego. Wedle szacunków, wskutek działalności rodziny Ten Boom, udało się pomoc i ocalić życie około ośmiuset osobom, w większości Żydom.
Na skutek donosu, 28 lutego 1944 roku, do domu rodziny ten Boom wkroczyli Niemcy. Aresztowano około 30 osób – członków rodziny ten Boom i ich przyjaciół. Osiemdziesięcioczteroletni ojciec Corrie – Casper – umarł w więzieniu, a Corrie wraz z siostrą Betsie trafiły do kobiecego obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Stały się więźniarkami numer 66729 i numer 66730. Służbie Bezpieczeństwa Reichsführera SS nie udało się jednak odkryć kryjówki za fałszywą ścianą w pokoju Corrie, gdzie ukrywali się dwaj żydowscy mężczyźni, dwie żydowskie kobiety i dwóch członków holenderskiego podziemia. Czwórce Żydów udało się znaleźć nowe „bezpieczne domy” – troje z nich przeżyło wojnę. Jeśli chodzi o członków ruchu oporu, to jeden z nich zginął podczas wojny, ale drugi przeżył.
Codzienne życie sióstr w obozie wypełniała niewolnicza praca. Przez jedenaście godzin, od poniedziałku do niedzieli, były „zatrudnione” przy przeładunku metalowych sztang. Pomimo wycieńczającej pracy organizowały dla więźniarek spotkania modlitewne podczas których czytały, cudem przemyconą do obozu, Biblię. Odczytywane fragmenty były tłumaczone na kilka języków (niemiecki, francuski, polski, rosyjski i czeski) i przekazywane „z ust do ust”. Te spotkania, w baraku nr 28, stały się enklawą dobra i nadziei pośród okrutnych realiów obozowego życia.
Siostra Corrie – Betsie – zachorowała i umarła w obozie. Jej ostatnie słowa przed śmiercią, skierowane do Corrie, były takie: „Musimy pokazać ludziom, czego nauczyłyśmy się tutaj. Musimy im powiedzieć, że nie ma tak głębokiej czeluści, która byłaby dla Niego za głęboka. Będą nas słuchać, ponieważ byłyśmy tutaj”. Wkrótce potem Corrie została zwolniona z obozu, jak się okazało na skutek urzędniczej pomyłki.
Po wojnie Corrie oddała się pracy zakładania domów opieki dla ocalałych z nazistowskich obozów, dla rannych w wojnie żołnierzy czy też osieroconych dzieci. Przebaczyła swoim oprawcom i niosła przesłanie pokoju i przebaczenia do okaleczonego działaniami wojennymi świata. Dla Holendrów, którzy ze względu na współpracę z Niemcami podczas wojny byli wykluczeni ze społeczeństwa, stworzyła osobny dom opieki.
Dużo podróżowała dzieląc się w wielu krajach świadectwem mocy Boga. Pozostawiła po sobie wiele książek, wśród nich najbardziej znaną jest „Bezpieczna kryjówka”, która kończy się opisem spotkania podczas nabożeństwa w Monachium z byłym esesmanem – strażnikiem obozu w Ravensbrück. Gdy ów człowiek podszedł przywitać się z Corrie tak opisała swoje przeżycia:
„– Panie Jezu – zaczęłam się modlić – wybacz mi i dopomóż, abym wybaczyła temu człowiekowi. Próbowałam się uśmiechnąć. Nie mogłam. Nic nie czułam, nawet odrobiny miłosierdzia. Jeszcze raz w duchu odmówiłam modlitwę. – Jezu, nie potrafię mu wybaczyć. Naucz mnie przebaczać. Kiedy wreszcie podałam mu rękę, stała się rzecz nie do uwierzenia. Wzdłuż mojej ręki przeszedł ku niemu jakby prąd, zaś w moim sercu zapłonęła miłość dla tego obcego człowieka, która niemal nie powaliła mnie z nóg. Zrozumiałam wtedy, że uzdrowienie tego świata nie zależy od naszego przebaczenia, naszej dobroci, ale od Jego przebaczenia i Jego dobroci, Nauczając nas, byśmy kochali naszych wrogów, wraz z tym poleceniem daje nam tę miłość”.
sobota, 11 kwietnia 2020
poniedziałek, 6 kwietnia 2020
CHRZEŚCIJANIE - LUDZIE WIARY
„Zdarzyło się pewnego dnia, że Jezus wsiadł do łodzi ze swymi uczniami. Powiedział do nich: «Przeprawmy się na drugi brzeg jeziora». I odpłynęli. A gdy płynęli, zasnął. Wtem na jeziorze zerwała się wichura, zaczęły zalewać ich fale i znaleźli się w niebezpieczeństwie. Przypadli więc do Niego i zbudzili Go, wołając: «Mistrzu! Mistrzu! Giniemy!». On wstał, zgromił wichurę i wzburzone wody. A one uspokoiły się i nastała cisza. Wtedy zapytał ich: «Gdzie jest wasza wiara?»”.
Uczniowie Jezusa znaleźli się w sytuacji zagrażającej ich życiu. Niebezpieczeństwo nie było urojone. Silny wiatr i wzburzone morze mogły spowodować zatopienie łodzi, uszczerbek na zdrowiu, a nawet utratę życia. Dramatyczne wołanie: „Giniemy!”, skierowane do obecnego – śpiącego – w łodzi Jezusa dowodzi, że okoliczności były krytyczne. Interwencja, obudzonego ze snu, Jezusa była szybka i zdecydowana: „zgromił wichurę i wzburzone wody”. Kiedy wiatr ucichł i nie było już fal, Pan Jezus zadał uczniom pytanie: „Gdzie jest wasza wiara?”. Czytając tę historię zadaję sobie pytanie o rolę i znaczenie wiary pośród burzy, zawieruchy i okoliczności naznaczonych zagrożeniem bytu. Dlaczego Pan Jezus spytał właśnie o wiarę? Czym jest wiara? Jak w różnych u trudnych okolicznościach reagują ludzie wiary?
Sądzę, że wybór przed którym stanęli uczniowie podczas burzy na morzu jest podobny wyborom, które dotyczą każdego z nas. Mamy naturalną tendencję, by skupiać się na okolicznościach – przynajmniej ja odkrywam tę prawdę w swoim sercu – zamiast na Bogu, który stoi ponad wszelkimi okolicznościami, jako Pan czasu i historii. Chrześcijańska wiara, jak rozumiem, nie zaprzecza realności wydarzeń wokół nas. Wydarzeń często trudnych i bolesnych, takich jak: gwałtowna burza, wicher, rozprzestrzeniający się koronawirus, utrata pracy i wiele innych. Jednak wiara pozwala nam, pośród tych „życiowych burz”, dostrzec coś więcej – chwałę i majestat Boga. Mieć wiarę, w biblijnym znaczeniu to uznać wielkość, moc, piękno i autorytet Boga w każdym czasie i niezależnie od okoliczności. Widzieć Boga – to istota wiary. Chrześcijaństwo nie polega za negowaniu rzeczywistości i udawaniu, że zło, cierpienie, choroba, burza czy wichura nie istnieją. Jednak – jako ludzie wiary – uczymy się w pierwszej kolejności patrzeć na Boga, a dopiero w z tej perspektywy widzieć wszystko inne. Niezależnie jak wielkim wydaje się być w naszych oczach zagrożenie, Bóg pozostaje większy i potężniejszy. On nie stracił kontroli nad światem w którym żyjemy. Dezorientacja, strach i niepokój zdradzają, że straciliśmy z oczu Tego, który chce dać się poznać jako POKÓJ pośród burzy, NADZIEJA – tam gdzie zwątpienie, MOC wśród słabości, ŚWIATŁO w ciemnościach i ŻYCIE – tam gdzie śmierć. Muszę uczciwie przyznać, że ulegam dezorientacji i doświadczam niepokoju. Tak, zmagam się z niewiarą. Wciąż potrzebuję uczyć się jak żyć w wierze, która pozwala widzieć Bożą moc i Jego majestat w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji.
Moją modlitwą, na dziś i nadchodzące dni, są słowa wyczytane z Ewangelii: „Panie, przydaj mi wiary!”. Krótka i łatwa do nauczenia się modlitwa. Jeśli przeczytałeś/ przeczytałaś ten tekst, może zechcesz się podzielić, w komentarzu, jak Ty rozumiesz wezwanie do wiary, o którym tak często czytamy na kartach Biblii: „Nie bój się, tylko wierz!”.
Uczniowie Jezusa znaleźli się w sytuacji zagrażającej ich życiu. Niebezpieczeństwo nie było urojone. Silny wiatr i wzburzone morze mogły spowodować zatopienie łodzi, uszczerbek na zdrowiu, a nawet utratę życia. Dramatyczne wołanie: „Giniemy!”, skierowane do obecnego – śpiącego – w łodzi Jezusa dowodzi, że okoliczności były krytyczne. Interwencja, obudzonego ze snu, Jezusa była szybka i zdecydowana: „zgromił wichurę i wzburzone wody”. Kiedy wiatr ucichł i nie było już fal, Pan Jezus zadał uczniom pytanie: „Gdzie jest wasza wiara?”. Czytając tę historię zadaję sobie pytanie o rolę i znaczenie wiary pośród burzy, zawieruchy i okoliczności naznaczonych zagrożeniem bytu. Dlaczego Pan Jezus spytał właśnie o wiarę? Czym jest wiara? Jak w różnych u trudnych okolicznościach reagują ludzie wiary?
Sądzę, że wybór przed którym stanęli uczniowie podczas burzy na morzu jest podobny wyborom, które dotyczą każdego z nas. Mamy naturalną tendencję, by skupiać się na okolicznościach – przynajmniej ja odkrywam tę prawdę w swoim sercu – zamiast na Bogu, który stoi ponad wszelkimi okolicznościami, jako Pan czasu i historii. Chrześcijańska wiara, jak rozumiem, nie zaprzecza realności wydarzeń wokół nas. Wydarzeń często trudnych i bolesnych, takich jak: gwałtowna burza, wicher, rozprzestrzeniający się koronawirus, utrata pracy i wiele innych. Jednak wiara pozwala nam, pośród tych „życiowych burz”, dostrzec coś więcej – chwałę i majestat Boga. Mieć wiarę, w biblijnym znaczeniu to uznać wielkość, moc, piękno i autorytet Boga w każdym czasie i niezależnie od okoliczności. Widzieć Boga – to istota wiary. Chrześcijaństwo nie polega za negowaniu rzeczywistości i udawaniu, że zło, cierpienie, choroba, burza czy wichura nie istnieją. Jednak – jako ludzie wiary – uczymy się w pierwszej kolejności patrzeć na Boga, a dopiero w z tej perspektywy widzieć wszystko inne. Niezależnie jak wielkim wydaje się być w naszych oczach zagrożenie, Bóg pozostaje większy i potężniejszy. On nie stracił kontroli nad światem w którym żyjemy. Dezorientacja, strach i niepokój zdradzają, że straciliśmy z oczu Tego, który chce dać się poznać jako POKÓJ pośród burzy, NADZIEJA – tam gdzie zwątpienie, MOC wśród słabości, ŚWIATŁO w ciemnościach i ŻYCIE – tam gdzie śmierć. Muszę uczciwie przyznać, że ulegam dezorientacji i doświadczam niepokoju. Tak, zmagam się z niewiarą. Wciąż potrzebuję uczyć się jak żyć w wierze, która pozwala widzieć Bożą moc i Jego majestat w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji.
Moją modlitwą, na dziś i nadchodzące dni, są słowa wyczytane z Ewangelii: „Panie, przydaj mi wiary!”. Krótka i łatwa do nauczenia się modlitwa. Jeśli przeczytałeś/ przeczytałaś ten tekst, może zechcesz się podzielić, w komentarzu, jak Ty rozumiesz wezwanie do wiary, o którym tak często czytamy na kartach Biblii: „Nie bój się, tylko wierz!”.
środa, 1 kwietnia 2020
NIEBIAŃSKA NADZIEJA
W Liście do Kolosan Paweł wyraża swoją wdzięczność Bogu za ludzi, których osobiście nie poznał. Dziękuje Bogu za tych mieszkańców Kolosów, którzy za sprawą głoszenia prawdy Dobrej Nowiny zostali „wyrwani z mocy ciemności”, by żyć pod panowaniem Bożego Królestwa. Dziękczynieniem Pawła objęta jest ich „wiara w Chrystusie”, „miłość okazywana wszystkim świętym” oraz „nadzieja przygotowana w niebiosach”. W kontekście tej nadziei, która jest przygotowana dla chrześcijan w niebie, chciałbym przywołać słowa teologa N.T. Wrighta: „Nie niebo jest ostatecznym miejscem przeznaczenia chrześcijanina. Dla odnowionego ciała potrzebujemy odnowionego kosmosu, w tym odnowionej ziemi. I właśnie to obiecuje nam Nowy Testament. Co zatem mają na myśli nowotestamentowi autorzy, mówiąc o dziedzictwie czekającym na nas w niebie? To stwierdzenie było źle rozumiane, co przyniosło poważne skutki w myśleniu, modlitwie, życiu i sztuce. Sensem tych tekstów, które przywołują niebiańską nadzieję nie jest, że «trzeba iść do nieba», jak można przypuszczać, żeby tam cieszyć się dziedzictwem. Raczej oznacza to, że «niebo» jest miejscem w którym Bóg przechowuje swoje plany i cele dla przyszłości. Jeśli powiem, że w lodówce jest piwo, to nie znaczy, że ktoś musi wejść do lodówki, żeby napić się piwa!”.
Mam nieodparte wrażenie, że rzeczywistość „nowej ziemi i nowych niebios, w których mieszka sprawiedliwość” to największy i najokazalszy projekt, który jest cierpliwie i konsekwentnie realizowany przez Boga. Przebłyski tej nadchodzącej rzeczywistości odnajdujemy w chwilach, raczej krótkich, naznaczonych realnością Bożej obecności, kiedy wszystko wokół zdaje się eksplodować pięknem, chwałą i czystością. Drobną namiastką tego co nadchodzi jest też przyjemność jaką czerpiemy z przyglądania się pięknu stworzenia, z czułości i delikatności dotyku kochającej nas osoby, z muzyki i śpiewu czy bogactwa zapachów i smaków. Sadzę, że wieczność – „niebiańska nadzieja” – będzie o wiele bardziej namacalną rzeczywistością niż przywykliśmy ją sobie wyobrażać.
Jeśli dziś radujemy się patrząc na piękno otaczającej nas przyrody, jeśli zachwycamy się różnorodnością barw, dźwięków czy zapachów – a przecież to wszystko dzieje się w realiach wciąż obecnego grzechu, marności i przemijania – to co dopiero będzie, gdy nastaną „nowe niebiosa i nowa ziemia”, naznaczone odkupieniem i chwałą Boga? Nie ma właściwych słów i obrazów, których moglibyśmy użyć, aby opisać to co nadchodzi i co „przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”. Wizja tej mającej nadejść rzeczywistości ukazana została w tekście Apokalipsy Jana, w obrazie miasta – Nowego Jeruzalem, które zstępuje z nieba od Boga – przepełnionego pięknem i majestatem Chrystusa. Jest tam też taki opis: „I ujrzałem rzekę wody życia, lśniącą jak kryształ, wypływającą spod tronu Boga i Baranka. Pomiędzy główną ulicą miasta a rzeką, stąd i stamtąd, jest drzewo życia, które rodzi dwanaście owoców, wydając owoc w każdym miesiącu. A liście tego drzewa służą do leczenia narodów”.
Bogu niech będą dzięki za „nadzieję, która jest zachowana w niebie dla nas”.
Mam nieodparte wrażenie, że rzeczywistość „nowej ziemi i nowych niebios, w których mieszka sprawiedliwość” to największy i najokazalszy projekt, który jest cierpliwie i konsekwentnie realizowany przez Boga. Przebłyski tej nadchodzącej rzeczywistości odnajdujemy w chwilach, raczej krótkich, naznaczonych realnością Bożej obecności, kiedy wszystko wokół zdaje się eksplodować pięknem, chwałą i czystością. Drobną namiastką tego co nadchodzi jest też przyjemność jaką czerpiemy z przyglądania się pięknu stworzenia, z czułości i delikatności dotyku kochającej nas osoby, z muzyki i śpiewu czy bogactwa zapachów i smaków. Sadzę, że wieczność – „niebiańska nadzieja” – będzie o wiele bardziej namacalną rzeczywistością niż przywykliśmy ją sobie wyobrażać.
Jeśli dziś radujemy się patrząc na piękno otaczającej nas przyrody, jeśli zachwycamy się różnorodnością barw, dźwięków czy zapachów – a przecież to wszystko dzieje się w realiach wciąż obecnego grzechu, marności i przemijania – to co dopiero będzie, gdy nastaną „nowe niebiosa i nowa ziemia”, naznaczone odkupieniem i chwałą Boga? Nie ma właściwych słów i obrazów, których moglibyśmy użyć, aby opisać to co nadchodzi i co „przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”. Wizja tej mającej nadejść rzeczywistości ukazana została w tekście Apokalipsy Jana, w obrazie miasta – Nowego Jeruzalem, które zstępuje z nieba od Boga – przepełnionego pięknem i majestatem Chrystusa. Jest tam też taki opis: „I ujrzałem rzekę wody życia, lśniącą jak kryształ, wypływającą spod tronu Boga i Baranka. Pomiędzy główną ulicą miasta a rzeką, stąd i stamtąd, jest drzewo życia, które rodzi dwanaście owoców, wydając owoc w każdym miesiącu. A liście tego drzewa służą do leczenia narodów”.
Bogu niech będą dzięki za „nadzieję, która jest zachowana w niebie dla nas”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)