Plakat z XIX wieku promujący zniesienie niewolnictwa |
Praca Clarksona, Wilberforce’a oraz im podobnych rozciągała się na wiele lat i była okupiona wieloma wyrzeczeniami i często osobistym cierpieniem. Nie było łatwo i trwało to bardzo długo. Thomas Clarkson tak opisywał swoje doświadczenie: „Własnoręcznie korespondowałem z czterystoma osobami. Dla sprawy pisałem rocznie książkę albo inny tekst. Przemierzyłem ponad trzydzieści pięć tysięcy mil (56 tys. km), głównie w nocy. Mój umysł niczym łuk nagiął się do jednego, ponurego tematu (…) Często łapią mnie skurcze i zawroty głowy. Nieprzyjemnie dzwoni mi w uszach, często drżą mi ręce. Nachodzą mnie zimne poty. (…) Czuję się słaby, łatwo się męczę, brakuje mi tchu. Zaczynam również zapominać” (cytaty za: A. Hochschild, „Pogrzebać kajdany. Wizjonerzy i buntownicy w walce o zniesienie niewolnictwa”, Wołowiec 2016, str. 265).
Osiąganie założonych celów, nawet jeśli sprawa jest słuszna, nie przychodzi łatwo. Wolelibyśmy szybkie sukcesy i łatwe zwycięstwa. Trudniej jest cierpliwie i z determinacją dążyć do urzeczywistnienia tego wszystkiego co uznajemy za słuszne i warte naszej aktywności. Kiedy czytam o brytyjskich abolicjonistach zastanawiam się nad podejmowanymi przeze mnie inicjatywami i zadaję sobie pytania: „Czy moje działania koncentrują się wokół ważnych i potrzebnych spraw?”, „Czy jestem gotów na trud i ciężką pracę, aby osiągnąć założone cele?”.
John Piper napisał takie zdanie na temat Wilberforce’a: „Przez dwadzieścia lat swoich parlamentarnych zmagań spotykały go tylko i wyłącznie porażki, zniewagi, odrzucenie ze strony przyjaciół i szkalowania ze strony wrogów, a nawet groźby pozbawienia życia”. To zadziwiająca „nagroda” za jego publiczne zaangażowanie na rzecz ważnych społecznie spraw. Zdecydowanie droga, którą obrali sobie abolicjoniści nie była łatwa, miła i przyjemna. Jednak była warta, aby ją podjąć.
Clarkson i Wilberforce byli chrześcijanami i angażowanie się w sprawy publiczne traktowali jako przejaw służby dla Boga. Ich głos był słyszalny w świecie pogrążonym w moralnym upadku. Tam, gdzie wydawało się, że nie ma szansy za zmianę – przyszła zmiana. Amerykańska socjolog Margared Mead (1901-1978) powiedziała: „Nie wątp nigdy, że mała grupa silnie umotywowanych ludzi mogłaby zmienić świat. Tak naprawdę to właśnie tylko w ten sposób coś osiągnięto w historii”. Przykład wspomnianych Clarksona i Wilberforce’a potwierdza słuszność tych słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz