Byłem dziś (31.01) na spotkaniu autorskim z Katarzyną Surmiak-Domańską, reporterką i autorką takich książek jak „Mokradełko”, „Ku Klux Klan: Tu mieszka miłość” czy „Kieślowski. Zbliżenie”. Zasadnicza jego część była poświęcona postaci Krzysztofa Kieślowskiego, którego złożoną osobowość autorka sportretowała w swojej ostatniej publikacji. Jednak mnie najbardziej poruszył ten fragment spotkania, w którym przytaczano, nieznane mi, fragmenty książki o spotkanych przez Panią Katarzynę członkach społeczności jednego z miast Ameryki – ludziach związanych z Ku Klux Klanem. W tej opowieści pojawił się pastor, Biblia, krzyż, dobre wychowanie i dumne stwierdzenie członków klanu, że „tu (u nas) mieszka miłość”. Jednak pośród tych wszystkich pięknych terminów, licznych kościołów, w których obecne jest czytanie Biblii, konserwatywnych poglądów czy ułożonego życia rodzinnego i społecznego, wciąż jest miejsce na nienawiść, segregację rasową i programy dla dzieci, w których przewijają się niczym bohaterowie Adolf Hitler i inni twórcy nazistowskiej ideologii. Usłyszałem o linczach dokonywanych na Afroamerykanach, które były wpisane w przeszłość tego miasteczka, ale pamięć o nich i „relikwie” (na przykład w postaci strzępków włosów zlinczowanych) wciąż pozostają częścią życia tej klanowej społeczności.
Wyobraziłem sobie, że jestem przybyszem nieobeznanym z chrześcijańską kulturą, nie mam żadnego pojęcia o nauczaniu Biblii i trafiam właśnie do tego Amerykańskiego miasteczka. Poznaję duchownego – pastora – słucham jego nauczania, przyglądam się życiu jego parafian i przyswajam sobie „słuszne i biblijne” poglądy. Zaczynam rozumieć, że istotą chrześcijaństwa jest miłość, ale tylko w ramach klanu. Inni to wrogowie – szczególnie ci o czarnej skórze. Niby ludzie, ale zdecydowanie podrzędnej kategorii. Przeklęci przez Boga. Tak, przecież Bóg ma swoich ulubieńców i to właśnie my – „klansmeni” – zasługujemy jedynie na Jego opiekę i uznanie. Zaznajamiam się z przeszłością, gdy na publiczne i krwawe lincze czarnoskórych przychodziły rodziny z dziećmi. Obok siebie, w schludnych i odświętnych ubraniach, stały dziewczynki i ich mamy, aby przyglądać się okrucieństwu zadawanemu Afroamerykanom ze strony białych mężczyzn. Ale przecież linczowali nie zasługiwali nawet na miano ludzi. Czyż dobrze pojmowane „chrześcijaństwo” właśnie tego nie naucza? Tak oto ukazano mi istotę „chrześcijaństwa”, a we mnie rodzi się jeden wielki krzyk: „Precz z chrześcijaństwem!”. Wracam do siebie i ostrzegam innych przed zgubną „chrześcijańską” ideologią, przed pastorami i biblijnymi spotkaniami, które rodzą takie zepsute owoce.
I myślę dalej… Jak wiele różnych łatek przylgnęło do chrześcijaństwa za sprawą tych, którzy się na nie powołują. Jak wiele opinii wydawanych jest o chrześcijaństwie na podstawie doświadczeń z jedną, dwiema czy kilkoma grupami, które powołując się na Biblię, krzyż i głosząc „tu mieszka miłość” reprezentują raczej zdegenerowaną ludzką naturę naznaczoną nienawiścią.
I znów myślę… Jak wielką potrzebą jest w naszym świecie, aby chrześcijaństwo nie było jedynie przykrywką dla niecnych i, często, zbrodniczych zakusów ludzkiego serca. Gdyby chrześcijaństwo miało być reprezentowane przez klanową społeczność mieszkańców opisywanego przez Katarzynę Surmiak-Domańską Amerykańskiego miasteczka i jeśli jego sednem miałyby być praktyki i poglądy Ku Klux Klanu, to chciałbym wykrzyczeć światu: „Precz z chrześcijaństwem!”.
Jednak chrześcijaństwo to nie Ku Klux Klan, segregacja, nienawiść, wykorzystywanie słabszych przez silniejszych. Ten, który stanowi istocie chrześcijańskiej wiary i pobożności ostrzegał niegdyś pewną grupę ludzi: „Obłudnicy! Słusznie prorokował o was Izajasz: «Lud ten czci Mnie tylko wargami, lecz swoim sercem daleko jest ode Mnie. Daremnie jednak cześć mi oddają, ucząc zasad, które są wymysłem ludzi»”. Nie chcę być obłudnikiem. Chcę żyć prawdziwie, pragnę pięknie kochać, prawdziwie przebaczać, wytrwale służyć i każdego dnia, mówiąc językiem apostoła, „zwlekać z siebie starego człowieka wraz z uczynkami jego, a przyoblekać nowego, który się odnawia ustawicznie ku poznaniu na obraz tego, który go stworzył. W odnowieniu tym nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, cudzoziemca, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz Chrystus jest wszystkim i we wszystkich”.
Być „w Chrystusie” to cel i sedno chrześcijaństwa. I wiem, że istnieje prawdziwe oblicze chrześcijańskiej wiary, niezależnie od fałszywek i imitacji obecnych w świecie. Takiego chrześcijaństwa chcę być częścią i o takiej wierze chcę wydawać świadectwo swoim, choć wciąż dalekim od doskonałości, życiem.
Tak więc jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem, to co stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. A wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Jezusa Chrystusa i dał nam służbę pojednania. Bóg bowiem w Chrystusie, jednając świat z samym sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, i nam powierzył to słowo pojednania. Tak więc w miejsce Chrystusa sprawujemy poselstwo (...) W miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz