poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Inspirujący tekst

Przy końcu czasów wielka równina przed tronem Boga zapełniła się miliardami rozproszonych istot ludzkich.
Niektórzy stali z przodu, dyskutując zaciekle w grupach. Nie kulili się ze wstydu, lecz byli zadziorni.

„Jak Bóg śmie nas sądzić? Co On może wiedzieć o cierpieniu?”, rzuciła szyderczo jakaś brunetka. Odchyliwszy rękaw, pokazała wytatuowany numer hitlerowskiego obozu koncentracyjnego. „Przetrwaliśmy chwile grozy, bicie, tortury, śmierć”.

W innej grupce jakiś czarnoskóry odpiął swój kołnierzyk: „A co powiecie na to?”, zawołał, ukazując straszną bliznę. „Zlinczowany tylko za bycie czarnuchem? Dusiliśmy się na statkach niewolników, byliśmy odrywani od najbliższych, na oczach matek zabijano ich dzieci, harowaliśmy bez wytchnienia aż do śmierci.”

Na rozległej równinie znajdowały się setki takich grupek. Każda zanosiła jakąś skargę przeciwko Bogu za zło i cierpienie, jakie dopuścił na tym świecie.

„Jaki szczęściarz z Boga, żyje sobie w jasnym, pełnym słodyczy Niebie, gdzie nie ma płaczu, lęku, głodu, nienawiści. Rzeczywiście, co może wiedzieć Bóg o cierpieniach, jakie człowiek musi znosić na tym świecie? W końcu Bóg całkiem nieźle się zabezpieczył”, mówili.

A więc każda grupa wysłała swojego przywódcę, którego wybrano dlatego, że najwięcej wycierpiał. Był wśród nich Żyd, był Murzyn, był parias z Indii i jakiś bastard, i ofiara Hiroszimy, i ktoś z syberyjskiego gułagu. Spotkali się w środku równiny na rozmowy. W końcu byli gotowi wyłożyć swoje racje.

Były one dość proste: Zanim Bóg będzie mógł stać się ich sędzią, musi wycierpieć to, co oni wycierpieli. Postanowili zesłać Boga na ziemię, aby zamieszkał tam jako człowiek.

Ale ponieważ On był Bogiem, ustanowili pewne zabezpieczenie przeciwko korzystaniu przez Niego z Jego boskiej mocy:

Niech urodzi się Żydem.
Niech nie będzie pewne, czy pochodzi z prawego łoża, tak by nikt nie wiedział, kto naprawdę jest Jego ojcem.
Niech będzie przywódcą sprawy tak słusznej, a zarazem tak radykalnej, że sprowadzi ona na Niego nienawiść, potępienie i chęć pozbycia się Go ze strony każdej znacznej, uświeconej przez tradycję i powszechnie przyjętej władzy religijnej.
Niech spróbuje opisać to, czego żaden człowiek nie widział, nie słyszał, nie zasmakował ani nie czuł. Niech spróbuje przekazać człowiekowi Boga.
Niech Go zdradzą najbliżsi przyjaciele. Niech zostanie oskarżony na podstawie fałszywych zarzutów, osądzony przez stronniczych przysięgłych i skazany przez tchórzliwego sędziego.
Niech pozna straszliwą samotność, całkowite opuszczenie przez wszelką istotę żyjącą.
Niech Go torturują i niech umrze w najbardziej poniżający sposób razem ze zwykłymi złodziejami.

Gdy każdy z przywódców ogłaszał swoją część wyroku, z wielkiego tłumu ludzi dawały się słyszeć pomruki aprobaty.

Gdy ostatni skończył oznajmiać wyrok, zapadła długa cisza. Nikt nie mówił ani słowa. Nikt się nie poruszył. Bo nagle wszyscy zrozumieli – On już odsłużył swój wyrok.

(na podstawie „Zwyciężanie w Bożym stylu”, Loren Cunningham, Janice Rogers, TKECh, Kraków 1992)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz