Kilka dni temu wróciłem z wakacyjnego wyjazdu, gdzie mogłem korzystać z inspirującego czasu nauczania, modlitwy i uwielbienia Boga. Głównym tematem spotkań obozu w Wiśle była Ewangelia (dobra nowina) o Jezusie Chrystusie – jej centralne znaczenie dla osobistego i wspólnotowego życia.
Podczas jednej z sesji, Mark Medley, wspomniał postać Thomasa Goodwina (1600-1679), purytańskiego teologa. Goodwin przez kilka lat po swoim nawróceniu do Chrystusa doświadczał zmagań i wewnętrznej walki, których końcem było zrozumienie potrzeby „życia z wiary w Chrystusa i czerpania z Niego życia i mocy do uświęcenia”.
Wydaje mi się, że wielu z nas – chrześcijan – traktuje Ewangelię jako poselstwo jedynie dla niewierzących. Skoro już jesteśmy chrześcijanami, to po co nam Ewangelia? Przynajmniej ja miewam tendencję, by tak myśleć. Jednak właściwym jest, by wciąż na nowo budować swoją codzienność i relację z Bogiem właśnie na Ewangelii, której centralnym przesłaniem jest osoba i dzieło Chrystusa. Wspomniany Goodwin tak pisał o swoich zmaganiach, których doświadczał jako chrześcijanin: „Na kilka lat byłem odciągnięty od Chrystusa, by szukać w sobie dowodów łaski. Trwało to prawie siedem lat, zanim zaniechałem tych praktyk, by żyć z wiary w Chrystusa i w darmową miłość Boga. A obie te rzeczy są celem wiary”.
Muszę przyznać, że uczenie się jak żyć Ewangelią każdego dnia pozostaje największym wyzwaniem dla mnie. Życie Ewangelią oznacza, że nie muszę zapracowywać na Boże błogosławieństwo i szukać zadowolenia w samym sobie. Ewangelia uzmysławia mi, że moja relacja z Bogiem oparta jest na nieskończonej łasce i na zasługach Chrystusa, a nie na moich dokonaniach. Moje moralne i duchowe bankructwo nie było tylko tymczasowym (jednorazowym) doświadczeniem, ale pozostaje trwałą rzeczywistością. I jako duchowy bankrut nie mogę prowadzić życia chrześcijańskiego w oparciu o moje starania i wysiłki. Źródłem owocnego życia pozostaje Chrystus, który nabył dla mnie każde błogosławieństwo. To w Chrystusie i tylko w Nim mogę cieszyć się Bożą przychylnością. W mojej cielesności jestem często „popychany”, aby budować relację z Bogiem na podstawie własnych uczynków i starań. Dlatego tak rozpaczliwie potrzebuję Ewangelii, która przypomina mi, że wszystko opiera się na łasce Boga.
Za możliwość udziału w obozie „Budowanie sieci apostolskiej” dziękuję organizatorom, mówcom i uczestnikom, w tym Kościołowi Druga Szansa w Łodzi.
Tak więc jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem, to co stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. A wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Jezusa Chrystusa i dał nam służbę pojednania. Bóg bowiem w Chrystusie, jednając świat z samym sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, i nam powierzył to słowo pojednania. Tak więc w miejsce Chrystusa sprawujemy poselstwo (...) W miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem.
wtorek, 27 sierpnia 2019
poniedziałek, 12 sierpnia 2019
ZWYCIĘSKA DRUŻYNA
Wczoraj (11.08), w godzinach popołudniowych, obejrzałem transmisję z uroczystości wręczenia medali w Drużynowych Mistrzostwach Europy w Lekkoatletyce. W swojej ignorancji nie wiedziałem, że rozgrywane są takie właśnie – drużynowe – zawody lekkoatletyczne.
Złoty medal przypadł 54. osobowej drużynie z Polski! 27 mężczyzn i 27 kobiet stanęło na podium i mogłem widzieć eksplozję radości tego różnorodnego teamu. Cieszyli się ci, którzy zwyciężyli w swojej konkurencji, jak i ci, którzy rywalizując w swojej dyscyplinie zajęli dalsze, czasami odległe, lokaty. Ostatecznie miejsce na najwyższym podium przypadło CAŁEJ DRUŻYNIE. Lekkoatleci, którzy wygrali w swoich dyscyplinach nie kazali zejść z podium tym, którym nie powiodło się tak dobrze. Piotr Małachowski, zwycięzca w rzucie dyskiem, nie zepchnął z podium Partyka Kozłowskiego, który w biegu na 3000 m był „dopiero” dziesiąty... Sofia Ennaoui, zwyciężczyni biegu na 1500 m, nie patrzyła z poczuciem wyższości na Magdalenę Żebrowską, która w skoku w dal była „zaledwie” jedenasta... To była prawdziwie zespołowa radość.
Także wczoraj zwyciężyła i wywalczyła awans na igrzyska w Tokio inna polska drużyna. Polscy siatkarze pokonali w turnieju kwalifikacyjnym Francję, Tunezję i Słowenię. Nie wszyscy z czternastu zawodników mieli jednakowy udział w zwycięstwie, niektórzy przebywali na parkiecie tylko przez chwilę, inni o wiele dłużej... Ale sukces był udziałem całego zespołu.
Wczoraj, będąc na niedzielnym spotkaniu Kościoła w Skierniewicach (KBwCh AGAPE), czytałem fragment z 21. rozdziału Księgi Objawienia, który zapowiada nadchodzącą chwałę i piękno odnowionego świata, w którego centrum pozostaje Ten, który jest „Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem”. Ta rzeczywistość „nowych niebios i nowej ziemi” została dedykowana „tym, którzy zwyciężą”. To zwycięstwo, w moim przekonaniu, ma zarówno indywidualny, jak i zespołowy charakter. Bo w zawodach, w których jako chrześcijanie bierzemy udział (1 Tm 6,12), liczy się zarówno osobista kondycja jak i umiejętność współpracy z innymi. Często nasze powodzenie zależy od siły innych. Sam jestem wdzięczny wielu osobom „z drużyny”, którzy pomagali i wciąż pomagają mi w moim chrześcijańskim życiu. Wiem, że dzięki sile i zachęcie „zespołu ludzi” mogłem i mogę osiągnąć więcej. Doceniam wartość zdrowych (dobrych) relacji (tych chwilowych i długookresowych, tych codziennych, comiesięcznych i... nieco rzadszych). Czasami w tych relacjach ja bywam najsłabszym ogniwem, czasami mogę wspierać innych. Bywa różnie… Ostateczne zwycięstwo będzie, jak mniemam, czasem wspólnego świętowania.
Złoty medal przypadł 54. osobowej drużynie z Polski! 27 mężczyzn i 27 kobiet stanęło na podium i mogłem widzieć eksplozję radości tego różnorodnego teamu. Cieszyli się ci, którzy zwyciężyli w swojej konkurencji, jak i ci, którzy rywalizując w swojej dyscyplinie zajęli dalsze, czasami odległe, lokaty. Ostatecznie miejsce na najwyższym podium przypadło CAŁEJ DRUŻYNIE. Lekkoatleci, którzy wygrali w swoich dyscyplinach nie kazali zejść z podium tym, którym nie powiodło się tak dobrze. Piotr Małachowski, zwycięzca w rzucie dyskiem, nie zepchnął z podium Partyka Kozłowskiego, który w biegu na 3000 m był „dopiero” dziesiąty... Sofia Ennaoui, zwyciężczyni biegu na 1500 m, nie patrzyła z poczuciem wyższości na Magdalenę Żebrowską, która w skoku w dal była „zaledwie” jedenasta... To była prawdziwie zespołowa radość.
Także wczoraj zwyciężyła i wywalczyła awans na igrzyska w Tokio inna polska drużyna. Polscy siatkarze pokonali w turnieju kwalifikacyjnym Francję, Tunezję i Słowenię. Nie wszyscy z czternastu zawodników mieli jednakowy udział w zwycięstwie, niektórzy przebywali na parkiecie tylko przez chwilę, inni o wiele dłużej... Ale sukces był udziałem całego zespołu.
Wczoraj, będąc na niedzielnym spotkaniu Kościoła w Skierniewicach (KBwCh AGAPE), czytałem fragment z 21. rozdziału Księgi Objawienia, który zapowiada nadchodzącą chwałę i piękno odnowionego świata, w którego centrum pozostaje Ten, który jest „Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem”. Ta rzeczywistość „nowych niebios i nowej ziemi” została dedykowana „tym, którzy zwyciężą”. To zwycięstwo, w moim przekonaniu, ma zarówno indywidualny, jak i zespołowy charakter. Bo w zawodach, w których jako chrześcijanie bierzemy udział (1 Tm 6,12), liczy się zarówno osobista kondycja jak i umiejętność współpracy z innymi. Często nasze powodzenie zależy od siły innych. Sam jestem wdzięczny wielu osobom „z drużyny”, którzy pomagali i wciąż pomagają mi w moim chrześcijańskim życiu. Wiem, że dzięki sile i zachęcie „zespołu ludzi” mogłem i mogę osiągnąć więcej. Doceniam wartość zdrowych (dobrych) relacji (tych chwilowych i długookresowych, tych codziennych, comiesięcznych i... nieco rzadszych). Czasami w tych relacjach ja bywam najsłabszym ogniwem, czasami mogę wspierać innych. Bywa różnie… Ostateczne zwycięstwo będzie, jak mniemam, czasem wspólnego świętowania.
sobota, 10 sierpnia 2019
MOJE WOŁANIE O WIARĘ
„Wiara to oko przez które każdy prawdziwie wierzący w Boga »widzi Tego, który jest niewidzialny«”.
- John Wesley
Widzieć Boga to coś więcej niż mieć przekonanie o Jego istnieniu („wiedzieć, że Bóg jest”), to coś więcej niż samo powoływanie się na Pismo i posiadanie głowy wypełnionej wiedzą biblijną.
Wiara, to „odczytywanie na obliczu Boga” Jego woli odnoszącej się do każdej dziedziny życia. Wiara to zachwyt wobec piękna czy majestatu Boga, lecz nade wszystko pozostaje ona umiejętnością rozpoznawania Jego działania w konkretnym czasie i miejscu. Niedościgłym wzorem wiary był, w czasie swojej publicznej służby, Pan Jezus. On powiedział: „Ręczę i zapewniam, Syn sam od siebie nie mógłby nic czynić, gdyby nie widział, że czyni to Ojciec. Cokolwiek bowiem On czyni, Syn czyni w ten sam sposób”. Ten rodzaj wiary dostrzegam w historii pierwszego Kościoła, opisanej na kartach Dziejów Apostolskich. Czytam o niej w historii Filipa wezwanego by udać się na pustynną drogę wiodącą z Jerozolimy do Gazy, aby rozmawiać z „pewnym Etiopczykiem, eunuchem, dostojnikiem Kandaki”. Czytam o niej w opowieści o Ananiaszu, który w Damaszku usłyszał głos Pana: „Idź na ulicę o nazwie Prosta i odszukaj tam w domu Judy Szawła z Tarsu…”. Dostrzegam ją w funkcjonowaniu antiocheńskiego Kościoła, który był posłuszny głosowi Ducha Świętego: „Zwolnijcie mi Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich wezwałem…”. Rozpoznaję ją w misyjnej działalności Pawła i jego towarzyszy. Odczytuję ją w tej niezwykłej pewności Piotra, który przemówił w imieniu zebranych apostołów i starszych w Jerozolimie: „Postanowiliśmy mianowicie, Duch Święty i my…”.
Wobec takiego rozumienia wiary, muszę przyznać, że sam, choć układam swoje życie z Bogiem od blisko 30 lat, zmagam się z niewiarą i mam chęć (potrzebuję!), słowami pierwszych uczniów (apostołów) Jezusa, wołać: „Dodaj mi wiary” czy też „Spraw, żeby moja wiara była większa”.
- John Wesley
Widzieć Boga to coś więcej niż mieć przekonanie o Jego istnieniu („wiedzieć, że Bóg jest”), to coś więcej niż samo powoływanie się na Pismo i posiadanie głowy wypełnionej wiedzą biblijną.
Wiara, to „odczytywanie na obliczu Boga” Jego woli odnoszącej się do każdej dziedziny życia. Wiara to zachwyt wobec piękna czy majestatu Boga, lecz nade wszystko pozostaje ona umiejętnością rozpoznawania Jego działania w konkretnym czasie i miejscu. Niedościgłym wzorem wiary był, w czasie swojej publicznej służby, Pan Jezus. On powiedział: „Ręczę i zapewniam, Syn sam od siebie nie mógłby nic czynić, gdyby nie widział, że czyni to Ojciec. Cokolwiek bowiem On czyni, Syn czyni w ten sam sposób”. Ten rodzaj wiary dostrzegam w historii pierwszego Kościoła, opisanej na kartach Dziejów Apostolskich. Czytam o niej w historii Filipa wezwanego by udać się na pustynną drogę wiodącą z Jerozolimy do Gazy, aby rozmawiać z „pewnym Etiopczykiem, eunuchem, dostojnikiem Kandaki”. Czytam o niej w opowieści o Ananiaszu, który w Damaszku usłyszał głos Pana: „Idź na ulicę o nazwie Prosta i odszukaj tam w domu Judy Szawła z Tarsu…”. Dostrzegam ją w funkcjonowaniu antiocheńskiego Kościoła, który był posłuszny głosowi Ducha Świętego: „Zwolnijcie mi Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich wezwałem…”. Rozpoznaję ją w misyjnej działalności Pawła i jego towarzyszy. Odczytuję ją w tej niezwykłej pewności Piotra, który przemówił w imieniu zebranych apostołów i starszych w Jerozolimie: „Postanowiliśmy mianowicie, Duch Święty i my…”.
Wobec takiego rozumienia wiary, muszę przyznać, że sam, choć układam swoje życie z Bogiem od blisko 30 lat, zmagam się z niewiarą i mam chęć (potrzebuję!), słowami pierwszych uczniów (apostołów) Jezusa, wołać: „Dodaj mi wiary” czy też „Spraw, żeby moja wiara była większa”.
czwartek, 8 sierpnia 2019
WOŁANIE O ODNOWĘ
„Pasterzu Izraela, zechciej nas wysłuchać!
Ty, który prowadzisz Józefa jak trzodę,
Który zasiadasz na cherubach,
Objaw swój majestat”.
Takimi słowami rozpoczyna się Psalm 80. JHWH pojawia się w tym tekście jako „zasiadający na cherubach”, co czyni Go osobą spoza naszej, odkrywanej za pomocą pięciu zmysłów, rzeczywistości. Cheruby to istoty ze świata nadprzyrodzonego, niedostępnego i skrywającego wiele tajemnic. Gdyby Bóg pozostawał tylko „zasiadającym na cherubach” to mielibyśmy do czynienia z kimś odległym naszej egzystencji i raczej mało zaangażowanym w życie ludzi. Jednak „zasiadanie na cherubach” nie pozostaje jedyną prawdą o JHWH. On w tym samym czasie jest „prowadzącym Józefa jak trzodę” – kimś bliskim i dającym się rozpoznać w codzienności naznaczonej całą masą „zwyczajnych” spraw. Psalmista nazywa Boga „Pasterzem Izraela” – opiekunem, obrońcą, stróżem, ochroną i wsparciem. Izrael miał przywilej poznać Stwórcę jako bliskiego Boga, aktywnie zaangażowanego w sprawy tych, którzy pozostawali Jego wybranym ludem.
Jednak w opinii psalmisty nie wszystko wyglądało tak jak być powinno… Izrael znalazł się w opłakanej sytuacji, ich los naznaczony był udręczeniem, płaczem i drwiną ze strony wrogów. To zdecydowanie niekomfortowe położenie stało się powodem wołania do Boga o pomoc i ratunek: „…przybądź z wybawieniem!”. Niczym refren, w przywołanym psalmie, powtarzają się stwierdzenia: „Boże! Odnów nas! Rozjaśnij swoje oblicze!”.
Są takie sezony życia, kiedy rzeczy dzieją się źle. Zamiast oczekiwanego błogosławieństwa przychodzi doświadczenie udręki. Psalmista opisuje tę udrękę przywołując obraz winnicy (winorośli) – niegdyś prosperującej – teraz porzuconej, spalonej i bezowocnej. W tych trudnych sezonach bezowocności, porażki, samotności i triumfujących wrogów jest miejsce na wołanie o odnowę: „Boże Zastępów! Zawróć! Popatrz z nieba! Zauważ! Zatroszcz się o biedną winorośl!”.
Czy „Ten, który zasiada na cherubach” odpowie?
Czy „Pasterz Izraela” przywróci dawny blask „zasadzonej przez siebie winorośli”?
Nie znajduję łatwych odpowiedzi na te pytania. Wiem, że na przestrzeni dziejów On czynił odnowę i niósł błogosławieństwo tam, gdzie wydawało się nie być już żadnej nadziei. Zatem nie jest głupotą wołać razem z autorem Psalmu osiemdziesiątego:
„JHWH, Boże Zastępów! Odnów nas!
Rozjaśnij swoje oblicze,
A będziemy zbawieni!”.
Ty, który prowadzisz Józefa jak trzodę,
Który zasiadasz na cherubach,
Objaw swój majestat”.
Takimi słowami rozpoczyna się Psalm 80. JHWH pojawia się w tym tekście jako „zasiadający na cherubach”, co czyni Go osobą spoza naszej, odkrywanej za pomocą pięciu zmysłów, rzeczywistości. Cheruby to istoty ze świata nadprzyrodzonego, niedostępnego i skrywającego wiele tajemnic. Gdyby Bóg pozostawał tylko „zasiadającym na cherubach” to mielibyśmy do czynienia z kimś odległym naszej egzystencji i raczej mało zaangażowanym w życie ludzi. Jednak „zasiadanie na cherubach” nie pozostaje jedyną prawdą o JHWH. On w tym samym czasie jest „prowadzącym Józefa jak trzodę” – kimś bliskim i dającym się rozpoznać w codzienności naznaczonej całą masą „zwyczajnych” spraw. Psalmista nazywa Boga „Pasterzem Izraela” – opiekunem, obrońcą, stróżem, ochroną i wsparciem. Izrael miał przywilej poznać Stwórcę jako bliskiego Boga, aktywnie zaangażowanego w sprawy tych, którzy pozostawali Jego wybranym ludem.
Jednak w opinii psalmisty nie wszystko wyglądało tak jak być powinno… Izrael znalazł się w opłakanej sytuacji, ich los naznaczony był udręczeniem, płaczem i drwiną ze strony wrogów. To zdecydowanie niekomfortowe położenie stało się powodem wołania do Boga o pomoc i ratunek: „…przybądź z wybawieniem!”. Niczym refren, w przywołanym psalmie, powtarzają się stwierdzenia: „Boże! Odnów nas! Rozjaśnij swoje oblicze!”.
Są takie sezony życia, kiedy rzeczy dzieją się źle. Zamiast oczekiwanego błogosławieństwa przychodzi doświadczenie udręki. Psalmista opisuje tę udrękę przywołując obraz winnicy (winorośli) – niegdyś prosperującej – teraz porzuconej, spalonej i bezowocnej. W tych trudnych sezonach bezowocności, porażki, samotności i triumfujących wrogów jest miejsce na wołanie o odnowę: „Boże Zastępów! Zawróć! Popatrz z nieba! Zauważ! Zatroszcz się o biedną winorośl!”.
Czy „Ten, który zasiada na cherubach” odpowie?
Czy „Pasterz Izraela” przywróci dawny blask „zasadzonej przez siebie winorośli”?
Nie znajduję łatwych odpowiedzi na te pytania. Wiem, że na przestrzeni dziejów On czynił odnowę i niósł błogosławieństwo tam, gdzie wydawało się nie być już żadnej nadziei. Zatem nie jest głupotą wołać razem z autorem Psalmu osiemdziesiątego:
„JHWH, Boże Zastępów! Odnów nas!
Rozjaśnij swoje oblicze,
A będziemy zbawieni!”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)