W trzynastym rozdziale Ewangelii Mateusza mamy zapis kilku następujących po sobie przypowieści, którymi Jezus przemawiał do mieszkańców ziemi Izraela. Tematem każdej z nich jest Królestwo niebieskie. W tej różnorodności obrazów, jakimi posługuje się Pan Jezus, daje się zauważyć pewną dramaturgię. Nauczyciel chce otworzyć słuchaczom oczy na rzeczywistość Bożego działania ukierunkowanego na zbawienie człowieka, ale świat, w którym chce się manifestować chwała i moc Bożego królestwa naznaczony jest też obecnością Złego. Ów „Zły” pojawia w tzw. „przypowieści o siewcy” czy „przypowieści o chwaście”.
„Zły” to nie jakaś bezosobowa siła czy po prostu metafora zła, ale realny byt znany z tekstu biblijnego jako Diabeł, Szatan czy Oskarżyciel. Nowy Testament wydobywa na jaw prawdę o destrukcyjnych i ukierunkowanych na zniszczenie człowieka zamiarach Diabła. W tzw. zachodniej cywilizacji zdaje się nie być miejsca na świat duchowy. Tymczasem tekst biblijny zawiera mnóstwo odniesień do tej duchowej i niewidzialnej rzeczywistości oraz wzywa nas do traktowania jej poważnie. Autorzy tekstów Nowego Testamentu próbują pouczyć nas o tym „jak się rzeczy mają”. W Pierwszym Liście Jana czytamy, że „cały świat leży w mocy Złego”. Paweł, świadomy duchowej rzeczywistości, napisał, że „bóg tego świata (Diabeł) zaślepił pozbawione wiary umysły, aby ludzie nie zobaczyli blasku Ewangelii o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga”. Pan Jezus nazywa Diabła „władca tego świata”, w podobnym tonie wypowiada się Paweł pisząc o „tym, który panuje nad mocą, powietrzem – duchu działającym obecnie w synach buntu”.
Otaczający nas świat to arena konfliktu i ścierania się „dobra i zła”, „ciemności i światłości”, „prawdy i fałszu”. Wiara konkuruje ze strachem, miłość z nienawiścią, mądrość z głupotą a sprawiedliwość z niesprawiedliwością. Za strachem, nienawiścią, niemoralnością czy różnymi formami zniewolenia stoi duchowa rzeczywistość. Nauczyciel z Nazaretu wyjaśniając znaczenie swoich przypowieści używa określenia „Zły”.
Co robi Zły w przypowieściach Pana Jezusa? „Przychodzi i wyrywa to, co zostało zasiane w sercach” ludzi, którzy słyszeli naukę o Królestwie” i „zachwaszcza” Boże dzieło, próbując zminimalizować owoce towarzyszące szerzeniu się Bożego Królestwa. Jest wrogiem wszelkiej Bożej sprawy. Choć wynik ostatecznej rozgrywki jest ustalony, to jednak do tego rozstrzygnięcia wciąż musimy przypominać sobie, że toczymy walkę „nie przeciw krwi i ciału, ale przeciwko zwierzchnościom i władzom, przeciwko władcom tego świata ciemności, przeciwko złym duchom na wyżynach niebieskich”.
Przypowieści Pana Jezusa ukazujący duchowy konflikt są wyzwaniem dla pracowników Kościoła. Skoro tak wielu ludzi pozostaje w mocy Złego, to jaka powinna być wobec tego faktu nasza odpowiedzialność? Czytanie Biblii, modlitwa to ważne elementy chrześcijańskiej służby, ale czy jest coś jeszcze?
Temu konfliktowi, który dotyka pojedynczych chrześcijan, rodzin czy całych społeczności (wspólnot, Kościołów) towarzyszy obietnica: „Bóg pokoju zaś wkrótce zetrze szatana pod waszymi stopami. Łaska naszego Pana, Jezusa, niech będzie z wami”. Pan Jezus wyjaśniając znacznie „przypowieści o chwaście” zapowiedział: „przy końcu świata Syn Człowieczy wyśle aniołów, a oni usuną z jego królestwa wszystkie przyczyny upadku oraz tych, którzy postępują niegodziwie. I wrzucą do rozpalonego pieca. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Sprawiedliwi natomiast zajaśnieją jak słońce w królestwie swego Ojca”. Kres Diabła i jego dzieł jest bliski. Nie warto być po jego stronie, aby nie mieć udziału w miejscu gdzie, według słów Pan Jezusa, „będzie płacz i zgrzytanie zębów”.
Tak więc jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem, to co stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. A wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Jezusa Chrystusa i dał nam służbę pojednania. Bóg bowiem w Chrystusie, jednając świat z samym sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, i nam powierzył to słowo pojednania. Tak więc w miejsce Chrystusa sprawujemy poselstwo (...) W miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem.
czwartek, 28 lutego 2019
sobota, 23 lutego 2019
KAMIZARDZI – RUCH „DZIECI PROROKÓW”
Francuscy kamizardzi z terenu gór Sewennów (Cévennes) wymieniani są wśród licznych, w całej historii Kościoła, grup chrześcijan wśród których przejawiały się charyzmaty, w tym dar prorokowania.
Protestancka reformacja zaistniała we Francji wkrótce po wystąpieniu Marcina Lutra w Wittenberdze. Zwolennicy odnowy Kościoła nie mieli w katolickiej Francji łatwego życia. Sympatycy doktryny Jana Kalwina – jednego z czołowych reformatorów obok Lutra czy Zwingliego – nazywani byli hugenotami. W połowie XVI wieku na terenie Francji istniało ponad 2 tys. gmin hugenockich, do których należało około 400 tys. wiernych, którzy reprezentowali różne grupy społeczne. Byli wśród nich kupcy, rybacy, żeglarze, intelektualiści czy drobna szlachta. Wzajemne współistnienie hugenotów i katolików było naznaczone licznymi wojnami, które toczyły się w latach 1562-1595. Rządząca Francją Katarzyna Medycejska, jako gorliwa katoliczka, prowadziła zaciekłe wojny z kalwinami. To ona była inicjatorką masakry hugenotów w noc św. Bartłomieja w 1572 roku. Kilka tysięcy zwolenników reformacji zostało zamordowanych w Paryżu, ale fala mordów objęła też inne obszary kraju. Łączna liczba ofiar mogła wynieść kilkanaście tysięcy. Do zakończenia wojen religijnych przyczynił się tzw. edykt nantejski wydany przez Henryka IV w 1598 roku. Monarcha przyznał hugenotom ograniczone swobody: zapewnił im wolność wyznania i kultu, prawo posiadania własnych kościołów (z wyłączeniem Paryża i wielu innych miast), równouprawnienie polityczne, możliwość druku własnych ksiąg, prawo do organizacji szkolnictwa i prowadzenia szpitali.
Prześladowania protestantów, którzy stanowili około 9% ludności Francji, powróciły wraz z panowaniem Ludwika XIV. Zamykano szpitale, szkoły i uczelnie prowadzone przez hugenotów, a nadania pieniężne przechodziły w ręce instytucji katolickich. Dzieci hugenockie porywano i wychowywano w wierze katolickiej. Szczyt prześladowań przypadł na październik 1685 roku, kiedy to Ludwik XIV wydał edykt z Fontainebleau odwołujący postanowienia edyktu nantejskiego. Edykt z Fontainebleau nakazywał niszczenie kościołów protestanckich we Francji oraz nawracanie siłą na katolicyzm, zakazując jednocześnie hugenotom ucieczki z kraju. Wpływ na decyzję króla miała jego druga żony – Madame de Maintenon – gorąca zwolenniczka prześladowania protestantów. Na nią z kolej niemały wpływ miał jej duchowy doradca i spowiednik – ojciec François de la Chaise. Edykt uznawał za przestępstwo podlegające surowym karom (z karą śmierci włącznie) wyznawanie protestantyzmu czy jedynie posiadanie ksiąg „heretyckich”. W rezultacie prześladowań kraj opuściło, pomimo zakazu, kilkaset tysięcy protestantów, którzy znaleźli schronienie w Anglii, Holandii, Szwecji, Szwajcarii, Danii, Prusach. Hugenoci zabrali ze sobą znajomość ważnych technologii dotyczących produkcji tkanin i jedwabiu, wyrobu zegarów, srebra oraz produkcji mebli i przyczynili się do rozwoju rzemiosła i kupiectwa w innych krajach rywalizujących z Francją. 17 stycznia 1686 roku Ludwik XIV stwierdził, że protestantyzm we Francji został zlikwidowany.
Lecz…
Twierdzenie to nie odpowiadało prawdzie, ponieważ dość liczna społeczność protestancka zachowała się na południu Francji w Sewennach. W historii zapisali się jako kamizardzi (franc. „camisard”). Nazwę nadali im katolicy i prawdopodobnie wywodzi się ona od prowansalskiego słowa „camisa” (koszula) lub od określenia „camisade” (nocna napaść). Sami kamizardzi nazywali siebie „dziećmi Bożymi” (enfants de Dieu). Kamizardzi, choć prześladowani, doświadczyli niezwykłej mocy Ducha Świętego, która przejawiała się w proroctwach, mówieniu innymi językami, cudach i uzdrowieniach. Cały ruch zaczął się od dzieci i nastolatków prorokujących uwolnienie „ludu Izraela” – hugenotów – z rąk katolickich oprawców. W 1688 roku pasterka Isabeau Vincent – piętnastoletnia dziewczyna – przemawiała pod natchnieniem, cytując Biblię wzywała grzeszników do nawrócenia. W 1689 roku młody chłopiec – Gabriel Astier – prorokując przyciągał uwagę tłumów. W tym samym czasie setki dzieci, czasem jedynie trzy- i czterolatki , wpadały w stan uniesienia i prorokowały. Niektóre dzieci były aresztowane i wtrącane do więzienia.
Kiedy prześladowania hugenotów stały się coraz bardziej brutalne ruch „dzieci proroków” przybrał na sile. Przesłaniem „małych (z racji wieku) proroków” było wezwanie ludzi do pojednania z Bogiem i całkowitego zerwania z Kościołem katolickim. Jednak w kolejnej fazie ruchu proroctwa stały się bardziej wojownicze.
Mazel, prosty wieśniak z Cenenes, był pierwszym, który wzywał ludzi do „świętej wojny” przeciwko prześladowcom. Pod wpływem proroctw wielu zaczęło chwytać za broń i tak doszło do tzw. powstania kamizardów – wojny partyzanckiej przeciwko katolickim wojskom króla Francji. Dzięki darom objawienia kamizardzi otrzymywali wiedzę o zdrajcach, unikali zasadzek, odkrywali spiski i uderzali w swoich wrogów, tam gdzie ci się najmniej tego spodziewali. Wszystkie ich decyzje były inspirowane przez Ducha. Dzięki temu nadnaturalnemu prowadzeniu grupa słabo uzbrojonych prostych chłopów regularnie mogła pokonywać wyszkoloną armię królewską. Przynajmniej połowa żołnierzy – kamizardów – miała dar proroctwa.
Kiedy prorocy zostali „pochwyceni w Duchu” zaczynali się trząść i odczuwali słabość jak w gorączce i często upadali na ziemię. Pozostawali w takim stanie „odpoczynku” przez jakiś czas, a potem „nagle się budzili” i zaczynali prorokować. Dzielili się wizjami otwartego Nieba, oglądali anioły i objawiali rzeczy przyszłe. Prorocy przemawiali nie tylko podczas oficjalnych zgromadzeń, ale także na wsi lub w swoich domach, w codziennych okolicznościach życia. Wiele natchnionych wypowiedzi była cytowaniem obszernych fragmentów Biblii w języku francuskim. Robili to ludzie nie potrafiący czytać ani pisać i ci, którzy prawie nie znali języka francuskiego.
W świadectwach zachowała się relacja o dziewczynce, która w natchnieniu potrafiła cytować Stary Testament i Nowy Testament tak, jakby znała całą Biblię na pamięć. Wyrażała ubolewanie nad stanem Kościoła, wzywała do nawrócenia oraz ogłaszała obietnice miłosierdzia, pokoju, błogosławieństwa, spełnienia i wiecznej radości wszystkim, którzy zwrócą się ku Chrystusowi.
W zgromadzeniach niektórzy ludzie przemawiali w nieznanym języku, a następnie ktoś „tłumaczył” tę mowę. Prorokujący czasami widzieli armie aniołów walczących przeciwko armiom demonów. Przy wielu okazjach prorokowano, że Bóg będzie miał ogień lub światła spadające z nieba w nocy, aby oślepić oczy wrogów lub kierować Jego ludem, co rzeczywiście miało miejsce.
Kamizardzi wierzyli, że kiedy człowiek znajduje się pod wpływem Ducha przejawia się to na kilka sposobów:
- doświadcza drżenia w całym ciele, a szczególnie w klatce piersiowej
- zaczyna przemawiać łkając na znak pokory i skruchy
- upada na ziemię
- wygłasza poselstwo od Boga (prorokuje) zaczynając od słów: „Mówię do Was moje dzieci…”.
Świadectwa mówią o tym, że dar prorokowania objawiał się nawet wśród czternastomiesięcznych dzieci, które zaczynały mówić płynnie po francusku i wzywać do nawrócenia.
Niestety…
W czasie wojny z wojskami króla Francji, również po stronie kamizardów zdarzały się okrucieństwa, czego przykładem była masakra kobiet i dzieci z rodzin członków katolickiej milicji we Fraissinet de Fourques i podpalenie kościołów 21 lutego 1703 roku. Z czasem przeważające siły wojsk króla Francji nie dawały już żadnej nadziei na zwycięstwo kamizardów. Jeden z ich przywódców – Jean Cavalier (1681-1740) – zgodził się na bezwarunkową kapitulację. Przez jakiś czas walkę kontynuowali jeszcze inni, ale ostatecznie w 1705 roku konflikt zakończył się klęską kamizardów.
Prześladowania przeciwko hugenotom mieszkającym w rejonie gdzie wybuchło powstanie kamizardów trwały jeszcze przez kolejne 80 lat. Spustoszony okrucieństwem wojny obszar (region Sewennów) stał się niczym pustynia...
Protestancka reformacja zaistniała we Francji wkrótce po wystąpieniu Marcina Lutra w Wittenberdze. Zwolennicy odnowy Kościoła nie mieli w katolickiej Francji łatwego życia. Sympatycy doktryny Jana Kalwina – jednego z czołowych reformatorów obok Lutra czy Zwingliego – nazywani byli hugenotami. W połowie XVI wieku na terenie Francji istniało ponad 2 tys. gmin hugenockich, do których należało około 400 tys. wiernych, którzy reprezentowali różne grupy społeczne. Byli wśród nich kupcy, rybacy, żeglarze, intelektualiści czy drobna szlachta. Wzajemne współistnienie hugenotów i katolików było naznaczone licznymi wojnami, które toczyły się w latach 1562-1595. Rządząca Francją Katarzyna Medycejska, jako gorliwa katoliczka, prowadziła zaciekłe wojny z kalwinami. To ona była inicjatorką masakry hugenotów w noc św. Bartłomieja w 1572 roku. Kilka tysięcy zwolenników reformacji zostało zamordowanych w Paryżu, ale fala mordów objęła też inne obszary kraju. Łączna liczba ofiar mogła wynieść kilkanaście tysięcy. Do zakończenia wojen religijnych przyczynił się tzw. edykt nantejski wydany przez Henryka IV w 1598 roku. Monarcha przyznał hugenotom ograniczone swobody: zapewnił im wolność wyznania i kultu, prawo posiadania własnych kościołów (z wyłączeniem Paryża i wielu innych miast), równouprawnienie polityczne, możliwość druku własnych ksiąg, prawo do organizacji szkolnictwa i prowadzenia szpitali.
Prześladowania protestantów, którzy stanowili około 9% ludności Francji, powróciły wraz z panowaniem Ludwika XIV. Zamykano szpitale, szkoły i uczelnie prowadzone przez hugenotów, a nadania pieniężne przechodziły w ręce instytucji katolickich. Dzieci hugenockie porywano i wychowywano w wierze katolickiej. Szczyt prześladowań przypadł na październik 1685 roku, kiedy to Ludwik XIV wydał edykt z Fontainebleau odwołujący postanowienia edyktu nantejskiego. Edykt z Fontainebleau nakazywał niszczenie kościołów protestanckich we Francji oraz nawracanie siłą na katolicyzm, zakazując jednocześnie hugenotom ucieczki z kraju. Wpływ na decyzję króla miała jego druga żony – Madame de Maintenon – gorąca zwolenniczka prześladowania protestantów. Na nią z kolej niemały wpływ miał jej duchowy doradca i spowiednik – ojciec François de la Chaise. Edykt uznawał za przestępstwo podlegające surowym karom (z karą śmierci włącznie) wyznawanie protestantyzmu czy jedynie posiadanie ksiąg „heretyckich”. W rezultacie prześladowań kraj opuściło, pomimo zakazu, kilkaset tysięcy protestantów, którzy znaleźli schronienie w Anglii, Holandii, Szwecji, Szwajcarii, Danii, Prusach. Hugenoci zabrali ze sobą znajomość ważnych technologii dotyczących produkcji tkanin i jedwabiu, wyrobu zegarów, srebra oraz produkcji mebli i przyczynili się do rozwoju rzemiosła i kupiectwa w innych krajach rywalizujących z Francją. 17 stycznia 1686 roku Ludwik XIV stwierdził, że protestantyzm we Francji został zlikwidowany.
Lecz…
Twierdzenie to nie odpowiadało prawdzie, ponieważ dość liczna społeczność protestancka zachowała się na południu Francji w Sewennach. W historii zapisali się jako kamizardzi (franc. „camisard”). Nazwę nadali im katolicy i prawdopodobnie wywodzi się ona od prowansalskiego słowa „camisa” (koszula) lub od określenia „camisade” (nocna napaść). Sami kamizardzi nazywali siebie „dziećmi Bożymi” (enfants de Dieu). Kamizardzi, choć prześladowani, doświadczyli niezwykłej mocy Ducha Świętego, która przejawiała się w proroctwach, mówieniu innymi językami, cudach i uzdrowieniach. Cały ruch zaczął się od dzieci i nastolatków prorokujących uwolnienie „ludu Izraela” – hugenotów – z rąk katolickich oprawców. W 1688 roku pasterka Isabeau Vincent – piętnastoletnia dziewczyna – przemawiała pod natchnieniem, cytując Biblię wzywała grzeszników do nawrócenia. W 1689 roku młody chłopiec – Gabriel Astier – prorokując przyciągał uwagę tłumów. W tym samym czasie setki dzieci, czasem jedynie trzy- i czterolatki , wpadały w stan uniesienia i prorokowały. Niektóre dzieci były aresztowane i wtrącane do więzienia.
Kiedy prześladowania hugenotów stały się coraz bardziej brutalne ruch „dzieci proroków” przybrał na sile. Przesłaniem „małych (z racji wieku) proroków” było wezwanie ludzi do pojednania z Bogiem i całkowitego zerwania z Kościołem katolickim. Jednak w kolejnej fazie ruchu proroctwa stały się bardziej wojownicze.
Mazel, prosty wieśniak z Cenenes, był pierwszym, który wzywał ludzi do „świętej wojny” przeciwko prześladowcom. Pod wpływem proroctw wielu zaczęło chwytać za broń i tak doszło do tzw. powstania kamizardów – wojny partyzanckiej przeciwko katolickim wojskom króla Francji. Dzięki darom objawienia kamizardzi otrzymywali wiedzę o zdrajcach, unikali zasadzek, odkrywali spiski i uderzali w swoich wrogów, tam gdzie ci się najmniej tego spodziewali. Wszystkie ich decyzje były inspirowane przez Ducha. Dzięki temu nadnaturalnemu prowadzeniu grupa słabo uzbrojonych prostych chłopów regularnie mogła pokonywać wyszkoloną armię królewską. Przynajmniej połowa żołnierzy – kamizardów – miała dar proroctwa.
Kiedy prorocy zostali „pochwyceni w Duchu” zaczynali się trząść i odczuwali słabość jak w gorączce i często upadali na ziemię. Pozostawali w takim stanie „odpoczynku” przez jakiś czas, a potem „nagle się budzili” i zaczynali prorokować. Dzielili się wizjami otwartego Nieba, oglądali anioły i objawiali rzeczy przyszłe. Prorocy przemawiali nie tylko podczas oficjalnych zgromadzeń, ale także na wsi lub w swoich domach, w codziennych okolicznościach życia. Wiele natchnionych wypowiedzi była cytowaniem obszernych fragmentów Biblii w języku francuskim. Robili to ludzie nie potrafiący czytać ani pisać i ci, którzy prawie nie znali języka francuskiego.
W świadectwach zachowała się relacja o dziewczynce, która w natchnieniu potrafiła cytować Stary Testament i Nowy Testament tak, jakby znała całą Biblię na pamięć. Wyrażała ubolewanie nad stanem Kościoła, wzywała do nawrócenia oraz ogłaszała obietnice miłosierdzia, pokoju, błogosławieństwa, spełnienia i wiecznej radości wszystkim, którzy zwrócą się ku Chrystusowi.
W zgromadzeniach niektórzy ludzie przemawiali w nieznanym języku, a następnie ktoś „tłumaczył” tę mowę. Prorokujący czasami widzieli armie aniołów walczących przeciwko armiom demonów. Przy wielu okazjach prorokowano, że Bóg będzie miał ogień lub światła spadające z nieba w nocy, aby oślepić oczy wrogów lub kierować Jego ludem, co rzeczywiście miało miejsce.
Kamizardzi wierzyli, że kiedy człowiek znajduje się pod wpływem Ducha przejawia się to na kilka sposobów:
- doświadcza drżenia w całym ciele, a szczególnie w klatce piersiowej
- zaczyna przemawiać łkając na znak pokory i skruchy
- upada na ziemię
- wygłasza poselstwo od Boga (prorokuje) zaczynając od słów: „Mówię do Was moje dzieci…”.
Świadectwa mówią o tym, że dar prorokowania objawiał się nawet wśród czternastomiesięcznych dzieci, które zaczynały mówić płynnie po francusku i wzywać do nawrócenia.
Niestety…
W czasie wojny z wojskami króla Francji, również po stronie kamizardów zdarzały się okrucieństwa, czego przykładem była masakra kobiet i dzieci z rodzin członków katolickiej milicji we Fraissinet de Fourques i podpalenie kościołów 21 lutego 1703 roku. Z czasem przeważające siły wojsk króla Francji nie dawały już żadnej nadziei na zwycięstwo kamizardów. Jeden z ich przywódców – Jean Cavalier (1681-1740) – zgodził się na bezwarunkową kapitulację. Przez jakiś czas walkę kontynuowali jeszcze inni, ale ostatecznie w 1705 roku konflikt zakończył się klęską kamizardów.
Prześladowania przeciwko hugenotom mieszkającym w rejonie gdzie wybuchło powstanie kamizardów trwały jeszcze przez kolejne 80 lat. Spustoszony okrucieństwem wojny obszar (region Sewennów) stał się niczym pustynia...
wtorek, 5 lutego 2019
CZY MOŻNA UWIĘZIĆ WIATR?
W filmie "China Cry" pojawia się dialog pomiędzy oficerem chińskiej, komunistycznej, policji a Sung Neng Yee - chrześcijanką prześladowaną przez władze. Sadystyczny oficer Colonel Cheng stwierdza:
- "W przeciągu dekady wasz Bóg zostanie zamknięty w muzeum".
Sung Neng Yee zareagowała na te słowa taką refleksją:
- "By to zrobić, musielibyście uwięzić wiatr".
Choć wygodnie jest mieć takiego "boga", który jest niczym muzealny eksponat, o którym można pisać, opowiadać i tworzyć dokumentację o jego przymiotach oraz przeszłej aktywności, to jednak nie ulega wątpliwości, że Bóg nie daje się zamknąć w ramach stworzonych dla Niego przez człowieka. Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z realnością Bożego działania, pomyślałem sobie coś takiego: "Łał, zatem Bóg nie ograniczył się do swojej książki, ale On jest realny tu i teraz". Choć nie wyobrażam sobie chrześcijańskiego życia bez Biblii (cudowne Sola scriptura!), to jednak można ulec niebezpieczeństwu czytania jej treści, tak jakby była ona jedynie przewodnikiem po muzeum, dodatkowo co jakiś czas pojawia się ostrzeżenie: "Nie dotykaj!". Tymczasem treść Biblii powinna prowadzić nas do miejsca doświadczenia i spotkania z Tym, który wciąż (dziś, tu i teraz) pozostaje Bogiem.
A może jednak wolimy wytężać nasze siły, aby "uwięzić wiatr"? Głos teologów czasami brzmi niczym komunikat kustosza w muzeum: "czynienie cudów, uzdrawianie, mówienie językami oraz ich wykładanie były darami, które istniały tylko przez jakiś czas i ograniczały się jedynie czasów apostolskich i po nich przeminęły". Zapraszamy do fascynującego muzeum - do opowieści o przeszłych wspaniałościach Królestwa Bożego...
A może jednak nie da się "uwięzić wiatru?". Może jego siła pozostaje niezmiennym doświadczeniem chrześcijan niezależnie od czasów w jakich żyjemy? Może Bóg "wymyka się" niektórym teologicznym koncepcjom i pozostał tym samym Bogiem, który pragnie dać się poznać tu i teraz?
- "W przeciągu dekady wasz Bóg zostanie zamknięty w muzeum".
Sung Neng Yee zareagowała na te słowa taką refleksją:
- "By to zrobić, musielibyście uwięzić wiatr".
Choć wygodnie jest mieć takiego "boga", który jest niczym muzealny eksponat, o którym można pisać, opowiadać i tworzyć dokumentację o jego przymiotach oraz przeszłej aktywności, to jednak nie ulega wątpliwości, że Bóg nie daje się zamknąć w ramach stworzonych dla Niego przez człowieka. Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z realnością Bożego działania, pomyślałem sobie coś takiego: "Łał, zatem Bóg nie ograniczył się do swojej książki, ale On jest realny tu i teraz". Choć nie wyobrażam sobie chrześcijańskiego życia bez Biblii (cudowne Sola scriptura!), to jednak można ulec niebezpieczeństwu czytania jej treści, tak jakby była ona jedynie przewodnikiem po muzeum, dodatkowo co jakiś czas pojawia się ostrzeżenie: "Nie dotykaj!". Tymczasem treść Biblii powinna prowadzić nas do miejsca doświadczenia i spotkania z Tym, który wciąż (dziś, tu i teraz) pozostaje Bogiem.
A może jednak wolimy wytężać nasze siły, aby "uwięzić wiatr"? Głos teologów czasami brzmi niczym komunikat kustosza w muzeum: "czynienie cudów, uzdrawianie, mówienie językami oraz ich wykładanie były darami, które istniały tylko przez jakiś czas i ograniczały się jedynie czasów apostolskich i po nich przeminęły". Zapraszamy do fascynującego muzeum - do opowieści o przeszłych wspaniałościach Królestwa Bożego...
A może jednak nie da się "uwięzić wiatru?". Może jego siła pozostaje niezmiennym doświadczeniem chrześcijan niezależnie od czasów w jakich żyjemy? Może Bóg "wymyka się" niektórym teologicznym koncepcjom i pozostał tym samym Bogiem, który pragnie dać się poznać tu i teraz?
poniedziałek, 4 lutego 2019
GŁÓD BOGA
W Jerozolimie, w czasie Święta Namiotów, Pan Jezus wykrzyczał takie słowa: „Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie i pije. Kto wierzy we Mnie, jak głosi Pismo, z jego wnętrza popłyną rzeki wody żywej”. Autor Ewangelii zanotował, jako komentarz do tych słów, że obietnica „rzek wody żywej” odnosiła się do Ducha Świętego, którego mieli otrzymać ci, którzy uwierzyli w Jezusa i wspomniał, że „Duch nie zstąpił jeszcze na ludzi, gdyż wciąż nie dokonało się uwielbienie Jezusa”.
Autorzy nowotestamentowi wiążą fakt zesłania Ducha Świętego z dziełem Pana Jezusa – Jego śmiercią, zmartwychwstaniem i uwielbieniem. Piotr, głosząc do Żydów zebranych w Jerozolimie w Dniu Pięćdziesiątnicy, obwieszczał: „Jego (Jezusa) przybiliście do krzyża (…) i zamordowaliście. Bóg jednak wzbudził Go. Zerwał więzy śmierci! (…) Został On następnie wyniesiony do Nieba. Tam zajął miejsce po prawej stronie Boga. Otrzymał od Ojca obietnicę — Ducha Świętego. I tego Ducha wylał na nas…”.
Warunek teologiczny został wypełniony. Jednak Pan Jezus mówiąc o otrzymaniu Ducha Świętego wskazał na coś innego. W Jego przemowie pojawił się warunek osobisty. Tym warunkiem jest głód: „Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie i pije…”
Pragnienie.
Tęsknota.
Oczekiwanie.
Kiedy myślę o pragnieniu przychodzi mi na myśl obraz ziarna ukrytego w piaskach pustyni. Ziarna, które ma potencjał do wzrostu i owocowania, jednak funkcjonuje w warunkach pustyni, gdzie przez dziesięciolecia nie padał deszcz. Tego właśnie deszczu pragnie ziarno i na niego czeka piasek pustyni. Pozbawiona deszczu pustynna gleba „krzyczy” w tęsknocie i żarliwym oczekiwaniu „spogląda” ku niebu. Każda tkanka ziarna otoczonego pustynnym pyłem zdaje się wołać: „Niech przyjdzie deszcz!”. Nic innego się nie liczy, jak tylko to, aby doświadczyć spadających kropel wody. Byle było ich więcej. Nie jedna czy dwie krople, ale sto, tysiąc, dziesiątki tysięcy… Wciąż więcej i więcej, aż pustynia zostanie nawodniona i każdą przestrzeń pomiędzy ziarnami piasku wypełni woda.
Choć obiektywne i teologiczne podstawy zesłania Ducha Świętego zostały wypełnione za sprawą dzieła Jezusa, jednak wciąż potrzebne jest spełnienie tego warunku osobistego. Jest nim pragnienie: „Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie i pije…”.
Zbyt wiele spraw w Kościele pozostaje jedynie sferą poprawnej teologii i ugruntowanych przekonań. Wiemy i rozumiemy wiele. Jednak życie chrześcijańskie to coś więcej niż doktryny, nawet te „najsłuszniej i najbardziej biblijne”. To życie rodzi się i czerpie swoją siłę ze spotkania z Tym, którego obecności doświadczyli uczniowie zgromadzeni w Górnej Izbie, dwunastu uczniów Jana Chrzciciela, których spotkał Paweł apostoł w Efezie, a także poganie przebywający w domu Korneliusza - słuchający z uwagą przemawiającego Piotra. Życie to spotkanie z Dawcą życia. Duch Święty przychodzi w mocy, aby życie Boga obfitowało na ziemi. Tej eksplozji życia doświadczył nowotestamentowy Kościół i jest ona wciąż odnawiającym się doświadczeniem w historii chrześcijaństwa. Czy ta eksplozja życia stanie się udziałem naszego pokolenia, w Polsce na początku XXI wieku?
Daj nam Panie głód większy niż ten, który znaliśmy…
Autorzy nowotestamentowi wiążą fakt zesłania Ducha Świętego z dziełem Pana Jezusa – Jego śmiercią, zmartwychwstaniem i uwielbieniem. Piotr, głosząc do Żydów zebranych w Jerozolimie w Dniu Pięćdziesiątnicy, obwieszczał: „Jego (Jezusa) przybiliście do krzyża (…) i zamordowaliście. Bóg jednak wzbudził Go. Zerwał więzy śmierci! (…) Został On następnie wyniesiony do Nieba. Tam zajął miejsce po prawej stronie Boga. Otrzymał od Ojca obietnicę — Ducha Świętego. I tego Ducha wylał na nas…”.
Warunek teologiczny został wypełniony. Jednak Pan Jezus mówiąc o otrzymaniu Ducha Świętego wskazał na coś innego. W Jego przemowie pojawił się warunek osobisty. Tym warunkiem jest głód: „Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie i pije…”
Pragnienie.
Tęsknota.
Oczekiwanie.
Kiedy myślę o pragnieniu przychodzi mi na myśl obraz ziarna ukrytego w piaskach pustyni. Ziarna, które ma potencjał do wzrostu i owocowania, jednak funkcjonuje w warunkach pustyni, gdzie przez dziesięciolecia nie padał deszcz. Tego właśnie deszczu pragnie ziarno i na niego czeka piasek pustyni. Pozbawiona deszczu pustynna gleba „krzyczy” w tęsknocie i żarliwym oczekiwaniu „spogląda” ku niebu. Każda tkanka ziarna otoczonego pustynnym pyłem zdaje się wołać: „Niech przyjdzie deszcz!”. Nic innego się nie liczy, jak tylko to, aby doświadczyć spadających kropel wody. Byle było ich więcej. Nie jedna czy dwie krople, ale sto, tysiąc, dziesiątki tysięcy… Wciąż więcej i więcej, aż pustynia zostanie nawodniona i każdą przestrzeń pomiędzy ziarnami piasku wypełni woda.
Choć obiektywne i teologiczne podstawy zesłania Ducha Świętego zostały wypełnione za sprawą dzieła Jezusa, jednak wciąż potrzebne jest spełnienie tego warunku osobistego. Jest nim pragnienie: „Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie i pije…”.
Zbyt wiele spraw w Kościele pozostaje jedynie sferą poprawnej teologii i ugruntowanych przekonań. Wiemy i rozumiemy wiele. Jednak życie chrześcijańskie to coś więcej niż doktryny, nawet te „najsłuszniej i najbardziej biblijne”. To życie rodzi się i czerpie swoją siłę ze spotkania z Tym, którego obecności doświadczyli uczniowie zgromadzeni w Górnej Izbie, dwunastu uczniów Jana Chrzciciela, których spotkał Paweł apostoł w Efezie, a także poganie przebywający w domu Korneliusza - słuchający z uwagą przemawiającego Piotra. Życie to spotkanie z Dawcą życia. Duch Święty przychodzi w mocy, aby życie Boga obfitowało na ziemi. Tej eksplozji życia doświadczył nowotestamentowy Kościół i jest ona wciąż odnawiającym się doświadczeniem w historii chrześcijaństwa. Czy ta eksplozja życia stanie się udziałem naszego pokolenia, w Polsce na początku XXI wieku?
Daj nam Panie głód większy niż ten, który znaliśmy…
Subskrybuj:
Posty (Atom)