Czy łatwo jest rozpoznać obecność i działanie Boga w codziennym życiu?
Często mamy tendencję, aby mówić: „Poszczęściło mi się w tym i w tym, gdyż Bóg był ze mną”. Dobrze jest mieć takie doświadczenia. Ale co zrobić z sytuacjami, które są dla nas trudne i niosą znamiona cierpienia?
Historia Józefa, opisana w Księdze Rodzaju, jest naznaczona niezwykłą dramaturgią. Okresy „prosperity” mieszają się z doświadczeniem odrzucenia, poniżenia, więzienia i udręki. Jednak w narracji biblijnej, niezależnie od tych zmieniających się okoliczności, wciąż pojawia się stwierdzenie: „PAN był z Józefem”.
Czy nie dało się zrealizować Bożego planu w życiu Józefa bez tych bolesnych doświadczeń? Czy koniecznymi były: zdrada przez braci, niewola u Izmaelitów, fałszywe oskarżenie o gwałt i więzienie w Egipcie?
Józef został wyniesiony przez Boga, ale ta „droga na szczyt” była wyjątkowo bolesna. Kiedy urodzili mu się synowie, ich imiona stały się świadectwem przeżyć Józefa: „Pierworodnemu Józef dał na imię Manasses, powiedział bowiem: Bóg pozwolił mi zapomnieć o mojej udręce… A drugiemu dał na imię Efraim, powiedział bowiem: Bóg uczynił mnie płodnym w kraju mojej niedoli”.
Udręka i niedola jako cześć Bożego planu dla mojego życia? Boże, czy to ma jakikolwiek sens?
Wygląda na to, że tak. „Wiemy zaś, że tym, którzy miłują Boga, wszystko służy ku dobremu, tym, którzy są powołani według Jego postanowienia (…) Kto nas odłączy od miłości Chrystusowej? Czy utrapienie, ucisk, prześladowanie, głód, nagość, niebezpieczeństwo lub miecz?”.
Tak więc jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem, to co stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. A wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Jezusa Chrystusa i dał nam służbę pojednania. Bóg bowiem w Chrystusie, jednając świat z samym sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, i nam powierzył to słowo pojednania. Tak więc w miejsce Chrystusa sprawujemy poselstwo (...) W miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem.
czwartek, 31 maja 2018
środa, 23 maja 2018
JÓZEF - POWOŁANY APOSTOŁ
- Józefie! Powołałem cię, abyś przyniósł błogosławieństwo i wybawienie twojej rodzinie. W moich oczach jesteś szczególny. Twoje sny są zapowiedzią tych cudownych dzieł, których dokonam.
- Wspaniale jest słyszeć, Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba, o Twoim powołaniu i wybraniu. Gdzie chcesz mnie wysłać?
- Posyłam Cię do Egiptu.
- Do Egiptu? To daleka droga... Zapewne przyślesz po mnie jakąś karawanę i zadbasz o wszelkie niezbędne wyposażenie na drogę. Wiesz, Panie, czego trzeba w podróży: zapas wody, jedzenie, solidne ubranie i jeszcze dobre towarzystwo. Nie ma to jak podróż w gronie przyjaznych ludzi! Jestem podekscytowany i oczekuję tych wspaniałych rzeczy, jakie zamierzasz czynić przeze mnie – Twojego apostoła. Może to właśnie dziś będzie ten szczególny dzień, kiedy postawisz mnie na scenie historii i zostanę rozpoznany jako Twój współpracownik? W każdym razie, jestem do Twojej dyspozycji.
Choć nie jest to narracja biblijna, to wydaje się, że coś podobnego do przytoczonego dialogu miało miejsce w Kanaanie. Józef został wybrany przez Boga, cieszył się szczególnym poważaniem w oczach swojego ojca – Jakuba. Jego sny upewniały go o niezwykłości Bożego działania, którego miał doświadczyć. Autor Psalmu 105 zanotował, że Bóg posłał Józefa do Egiptu. Józef był Bożym posłańcem – apostołem. Nosił na sobie pieczęć Bożego autorytetu.
Jednak historia tego „wysłania do Egiptu” nie potoczyła się chyba zgodnie z zamysłem Józefa. Trafił do Egiptu nie w atmosferze chwały i wywyższenia, ale jako niewolnik. Sprzedany przez braci za znaczną kwotę dwudziestu sztuk srebra – równowartość wynagrodzenia za dwa lata pracy. Wspomniany już psalmista tak opisał podróż tego „Bożego wysłannika” do Egiptu: „kajdanami skuto mu nogi, a szyję zakuto w żelazo…”. Jak pogodzić brutalną rzeczywistość niewoli u Madianitów z marzeniami o wielkich Bożych dziełach i niezwykłości Jego powołania?
Jak pogodzić sny o wywyższeniu i autorytecie z realiami kajdan, więzów i bata, którym właściciele niewolników poganiają swoją własność? A jednak w tych bolesnych okolicznościach Pan Bóg był z Józefem. Wszak „tym, którzy kochają Boga i którzy zostali powołani zgodnie z Jego zamysłem, wszystko służy dla ich dobra” i „Jego myśli nie są naszymi myślami, a nasze drogi nie są Jego drogami”. Czasami Jego sposób działania może wydawać się niezrozumiały. Bywa, że okoliczności nie potwierdzają tego, że On jest obecny w tym wszystkim czego doświadczamy i co przeżywamy. A jednak On realizuje swój plan.
Dziwny był ten sposób „wysłania” Józefa do Egiptu. Jakie inne „dziwne” rzeczy są udziałem tych, których On powołał?
- Wspaniale jest słyszeć, Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba, o Twoim powołaniu i wybraniu. Gdzie chcesz mnie wysłać?
- Posyłam Cię do Egiptu.
- Do Egiptu? To daleka droga... Zapewne przyślesz po mnie jakąś karawanę i zadbasz o wszelkie niezbędne wyposażenie na drogę. Wiesz, Panie, czego trzeba w podróży: zapas wody, jedzenie, solidne ubranie i jeszcze dobre towarzystwo. Nie ma to jak podróż w gronie przyjaznych ludzi! Jestem podekscytowany i oczekuję tych wspaniałych rzeczy, jakie zamierzasz czynić przeze mnie – Twojego apostoła. Może to właśnie dziś będzie ten szczególny dzień, kiedy postawisz mnie na scenie historii i zostanę rozpoznany jako Twój współpracownik? W każdym razie, jestem do Twojej dyspozycji.
Choć nie jest to narracja biblijna, to wydaje się, że coś podobnego do przytoczonego dialogu miało miejsce w Kanaanie. Józef został wybrany przez Boga, cieszył się szczególnym poważaniem w oczach swojego ojca – Jakuba. Jego sny upewniały go o niezwykłości Bożego działania, którego miał doświadczyć. Autor Psalmu 105 zanotował, że Bóg posłał Józefa do Egiptu. Józef był Bożym posłańcem – apostołem. Nosił na sobie pieczęć Bożego autorytetu.
Jednak historia tego „wysłania do Egiptu” nie potoczyła się chyba zgodnie z zamysłem Józefa. Trafił do Egiptu nie w atmosferze chwały i wywyższenia, ale jako niewolnik. Sprzedany przez braci za znaczną kwotę dwudziestu sztuk srebra – równowartość wynagrodzenia za dwa lata pracy. Wspomniany już psalmista tak opisał podróż tego „Bożego wysłannika” do Egiptu: „kajdanami skuto mu nogi, a szyję zakuto w żelazo…”. Jak pogodzić brutalną rzeczywistość niewoli u Madianitów z marzeniami o wielkich Bożych dziełach i niezwykłości Jego powołania?
Jak pogodzić sny o wywyższeniu i autorytecie z realiami kajdan, więzów i bata, którym właściciele niewolników poganiają swoją własność? A jednak w tych bolesnych okolicznościach Pan Bóg był z Józefem. Wszak „tym, którzy kochają Boga i którzy zostali powołani zgodnie z Jego zamysłem, wszystko służy dla ich dobra” i „Jego myśli nie są naszymi myślami, a nasze drogi nie są Jego drogami”. Czasami Jego sposób działania może wydawać się niezrozumiały. Bywa, że okoliczności nie potwierdzają tego, że On jest obecny w tym wszystkim czego doświadczamy i co przeżywamy. A jednak On realizuje swój plan.
Dziwny był ten sposób „wysłania” Józefa do Egiptu. Jakie inne „dziwne” rzeczy są udziałem tych, których On powołał?
wtorek, 1 maja 2018
ADONIRAM JUDSON
Wczoraj wieczorem przeczytałem, w książce Johna R.W. Stotta, krótką notkę o Adoniramie Judsonie i wciąż nie mogę „uwolnić” się od tej historii:
„Kiedy Adoniram Judson oświadczał się Ann, swej przyszłej żonie, powiedział: «Oddaj mi swoją rękę, jedź ze mną do azjatyckiej dżungli i umrzyj tam ze mną dla sprawy Chrystusa». Przybyli do Rangun w 1813 roku i bezzwłocznie zanurzyli się w birmańskiej kulturze i języku. Minęło jednak sześć lat, zanim Adoniram poczuł się na siłach wygłosić pierwsze kazanie, a siedem, zanim nawróciła się pierwsza osoba. Poświęcił dwadzieścia lat, aby przełożyć Biblię na język birmański. Napisał wiele traktatów, katechizm, podręcznik gramatyki oraz słownik angielsko-birmański, który wciąż pozostaje w użyciu. Jego cierpienie było wielkie. W ciągu swojego życia dwukrotnie owdowiał i pochował sześcioro dzieci. Tak jego, jak i całą rodzinę nękały częste choroby. W czasie wojny birmańsko-angielskiej był podejrzewany o szpiegostwo i spędził dwa lata w więzieniu, w łańcuchach, brudzie i skwarze. W ciągu trzydziestu siedmiu lat pracy misyjnej tylko raz powrócił do domu w Stanach Zjednoczonych. Jego «obumarcie» i «pogrzebanie» w birmańskiej ziemi przyniosły obfity plon. Kiedy razem z Ann przybyli do Birmy w 1813 roku, pierwszej niedzieli przyjmowali Wieczerzę Pańską tylko we dwoje, bo nie było innych chrześcijan, których mogliby zaprosić do stołu. Jednak trzydzieści siedem lat później, gdy umarł (w roku 1850), zostawił po sobie ponad siedem tysięcy ochrzczonych Birmańczyków i Karenów w sześćdziesięciu zborach. Liczbę chrześcijan w Birmie szacuje się obecnie na ponad trzy miliony”.
Trudno cokolwiek więcej dodać, kiedy czyta się taką historię…
Jakże inaczej zdaje się wyglądać tzw. „chrześcijaństwo”, które stawia człowieka i jego zachcianki, dla niepoznaki nazywane potrzebami, w centrum egzystencji. Co ja będę miał? Czy Pan Bóg da mi dobrą pracę, czy zapewni mi zawsze pełnię zdrowia, dostatek i wygodę? Wygląda na to, że Adoniram Judson wiedział co to znaczy „pójść za Jezusem” i znał drogę Krzyża. Krzyż to śmierć naszej starej natury. Krzyż to zerwanie wszelkich powiązań z grzechem. Krzyż to śmierć mojego „Ja”. Krzyż to wyrzeczenie i, jeśli trzeba, cierpienie. Krzyż to zerwanie z wygodnym życiem nastawionym na konsumpcję i domaganiem się ciągłych „prezentów” od Pana Boga: jeszcze to, i jeszcze tamto mnie się należy. Krzyż to strata. Krzyż to umieranie dla cielesnych pobudek i ludzkich ambicji. Krzyż to koniec gonitwy za materializmem i wygodą. Krzyż to usilne zabieganie o poznanie Bożej woli. Tu nie ma miejsca na pytanie: „Co mogę zyskać Boże, idąc za Tobą?” ale raczej właściwym pytaniem jest: „Boże, co muszę jeszcze stracić, by zyskać Ciebie i rozumieć Twoją wolę?”. Jak bardzo zostaliśmy skażeni nauką w której nasze ambicje i plany zostały wywyższone ponad Boży plan i Jego wolę. Chcemy ciągle gadać o powodzeniu i chlubić się ludzkim sukcesem. Chcemy wygody i dostatku. Konkurujemy ze sobą. Licytujemy się w służbie i postrzegamy rzeczywistość przez pryzmat naszych doczesnych planów. Liczy się moje. Zawsze i wszędzie „Ja”. Już nawet nie potrafimy wstydzić się z powodu naszych grzechów. Marnujemy czas na bzdury. Jesteśmy aroganccy i brak nam pokory. Nie chcemy słuchać o Bogu, który stawia nam wymagania. Chcemy Boga, który spełnia nasze zachcianki. Mówimy: „Nikt mi nie będzie mówił, że jestem Bogu coś winien”…
Czy przypadkiem nie przeoczyłem czegoś w moim chrześcijańskim życiu? Czy przypadkiem moje chrześcijaństwo nie stało się jedynie wydmuszką i pozbawioną autentyzmu marną podróbką prawdziwego i oddanego Bogu życia? Czy przypadkiem…
„Kiedy Adoniram Judson oświadczał się Ann, swej przyszłej żonie, powiedział: «Oddaj mi swoją rękę, jedź ze mną do azjatyckiej dżungli i umrzyj tam ze mną dla sprawy Chrystusa». Przybyli do Rangun w 1813 roku i bezzwłocznie zanurzyli się w birmańskiej kulturze i języku. Minęło jednak sześć lat, zanim Adoniram poczuł się na siłach wygłosić pierwsze kazanie, a siedem, zanim nawróciła się pierwsza osoba. Poświęcił dwadzieścia lat, aby przełożyć Biblię na język birmański. Napisał wiele traktatów, katechizm, podręcznik gramatyki oraz słownik angielsko-birmański, który wciąż pozostaje w użyciu. Jego cierpienie było wielkie. W ciągu swojego życia dwukrotnie owdowiał i pochował sześcioro dzieci. Tak jego, jak i całą rodzinę nękały częste choroby. W czasie wojny birmańsko-angielskiej był podejrzewany o szpiegostwo i spędził dwa lata w więzieniu, w łańcuchach, brudzie i skwarze. W ciągu trzydziestu siedmiu lat pracy misyjnej tylko raz powrócił do domu w Stanach Zjednoczonych. Jego «obumarcie» i «pogrzebanie» w birmańskiej ziemi przyniosły obfity plon. Kiedy razem z Ann przybyli do Birmy w 1813 roku, pierwszej niedzieli przyjmowali Wieczerzę Pańską tylko we dwoje, bo nie było innych chrześcijan, których mogliby zaprosić do stołu. Jednak trzydzieści siedem lat później, gdy umarł (w roku 1850), zostawił po sobie ponad siedem tysięcy ochrzczonych Birmańczyków i Karenów w sześćdziesięciu zborach. Liczbę chrześcijan w Birmie szacuje się obecnie na ponad trzy miliony”.
Trudno cokolwiek więcej dodać, kiedy czyta się taką historię…
Jakże inaczej zdaje się wyglądać tzw. „chrześcijaństwo”, które stawia człowieka i jego zachcianki, dla niepoznaki nazywane potrzebami, w centrum egzystencji. Co ja będę miał? Czy Pan Bóg da mi dobrą pracę, czy zapewni mi zawsze pełnię zdrowia, dostatek i wygodę? Wygląda na to, że Adoniram Judson wiedział co to znaczy „pójść za Jezusem” i znał drogę Krzyża. Krzyż to śmierć naszej starej natury. Krzyż to zerwanie wszelkich powiązań z grzechem. Krzyż to śmierć mojego „Ja”. Krzyż to wyrzeczenie i, jeśli trzeba, cierpienie. Krzyż to zerwanie z wygodnym życiem nastawionym na konsumpcję i domaganiem się ciągłych „prezentów” od Pana Boga: jeszcze to, i jeszcze tamto mnie się należy. Krzyż to strata. Krzyż to umieranie dla cielesnych pobudek i ludzkich ambicji. Krzyż to koniec gonitwy za materializmem i wygodą. Krzyż to usilne zabieganie o poznanie Bożej woli. Tu nie ma miejsca na pytanie: „Co mogę zyskać Boże, idąc za Tobą?” ale raczej właściwym pytaniem jest: „Boże, co muszę jeszcze stracić, by zyskać Ciebie i rozumieć Twoją wolę?”. Jak bardzo zostaliśmy skażeni nauką w której nasze ambicje i plany zostały wywyższone ponad Boży plan i Jego wolę. Chcemy ciągle gadać o powodzeniu i chlubić się ludzkim sukcesem. Chcemy wygody i dostatku. Konkurujemy ze sobą. Licytujemy się w służbie i postrzegamy rzeczywistość przez pryzmat naszych doczesnych planów. Liczy się moje. Zawsze i wszędzie „Ja”. Już nawet nie potrafimy wstydzić się z powodu naszych grzechów. Marnujemy czas na bzdury. Jesteśmy aroganccy i brak nam pokory. Nie chcemy słuchać o Bogu, który stawia nam wymagania. Chcemy Boga, który spełnia nasze zachcianki. Mówimy: „Nikt mi nie będzie mówił, że jestem Bogu coś winien”…
Czy przypadkiem nie przeoczyłem czegoś w moim chrześcijańskim życiu? Czy przypadkiem moje chrześcijaństwo nie stało się jedynie wydmuszką i pozbawioną autentyzmu marną podróbką prawdziwego i oddanego Bogu życia? Czy przypadkiem…
Subskrybuj:
Posty (Atom)